6 minute read

PORCELANOWE CHABRY

Wstęp

Lux nie zna sensu. Zastanawia się tylko czasem, czy jego wstający przed świtem sąsiad zna swój. Czy zdaje sobie sprawę, że zapalone światło w jego kuchni to dla młodego chłopaka jedyny powód, by rozpoczynać dzień? Czy również odczuwa tę samotność, gdy wygląda za okno, zupełnie oddalony od świata na zewnątrz? Czy poszukuje utraconego sensu w codzienności, czy może znalazł go w sobie samym, nie polegając na czymś tak niepewnym jak nieznany element świata dookoła.

Advertisement

TEKST I ZDJĘCIE: M POTEMPA

1.

Chaber, gdy nie mógł spać Lux nie zasnął tej nocy.

Tak jak podczas wielu poprzednich, wbijał znużony wzrok w ścianę przez wiele godzin, podczas gdy myśli oplatały go ciasnymi węzłami.

Miało świtać. Cienie drzew były wyraźniejsze, gdy szarość upadała w róż sennego poranka.

Światło na piętrze w sąsiednim domu już było włączone, a jego ciepło, jak znak latarni morskiej, dawały Luxowi nadzieję, że wkrótce odnajdzie drogę.

Choć mogło to być kłamstwo, na które sobie pozwalał, gdy nie mógł spać.

2.

Chaber, gdy szukał spokoju

Może i Lux nie mógł powiedzieć o swoim życiu, że go nienawidzi, ale też chyba nie umiałby opisać go jako dobrze mijające.

Bo jego życie zdecydowanie mijało, przesypywało się przez palce jak piasek. Miał już osiemnaście lat i o jedną porażkę za dużo w swoim portfolio. Nie lubił zastanawiać się nad przyszłością, ale trudno postępować inaczej, gdy ona nie istniała..

Chyba każdy by to przyznał, gdyby go zobaczył wracającego z pracy o jedenastej wieczorem. Spocony, styrany i wytargany, zarówno przez klientów, jak i kierownika. Z grymasem na skrzywionych, wysuszonych wargach padał na łeb i szyję, a wiedział, że następnego dnia, praktycznie za chwilę, znów spędzi dziesięć godzin na tej samej przejażdżce. Jak w karuzeli.

W końcu wszedł do pokoju. Mieszkanko na piętrze Alumneum, które zajmował jego studiujący brat, na szczęście pomieściło jeszcze jedno składane łóżko i kilka klamotów Luxa. Nie przeszkadzało mu, że wszystko to musiał zmieścić w niewielkiej przestrzeni między oknem a drzwiami. Wręcz przeciwnie, fakt, że nie zakłócał układu pozostałej części lokum, pozwalał w jakiejś części zagłuszyć wyrzuty sumienia. Dwa miesiące temu zakładał, że spędzi u starszego brata tylko kilka dni, zanim nie zbierze się do kupy, żeby wrócić do domu. Stolica na niego splunęła, choć przybył tu z marzeniem rozpoczęcia kariery jako muzyk i powinien się był z tym pogodzić.

Może to wina Iana, jego brata. To on mu powiedział, że nikt w ich rodzinie nie dbał o opinię innych.

Może to wina Luxa. To on dał się okraść z muzyki, wykorzystać i porzucić ze złą reputacją i nie wiedział, co ma ze sobą dalej robić w życiu.

Może to wina sąsiada z naprzeciwka. To on był teraz tym, co trzymało chłopaka w przekonaniu, że jutro zacznie się nowy dzień. Światłem, dzięki któremu Lux szukał swojej drogi w spokoju. Choćby najdrobniejszym.

3.

Chaber, gdy stał na deszczu

W końcu wyszedł z pracy. Znów padało. Głęboko odetchnął, pozornie szczęśliwy.

Drobne krople zaczęły osadzać się na włóknach wełnianej czapki. Policzki w końcu przestały płonąć. I mógł oddychać, kiwając się niebezpiecznie na krawędzi chodnika.

Nagle zza rogu wysunął się powolnie jadący autobus. Jakby tylko czekał, aż na drodze ktoś się pojawi. Lux sapnął z żalem.

Mijające dnie i nadchodzące noce atakowały sennego Luxa z powierzchni siedzeń i refleksów za szybami. Zapadł się w fotelu i w puchowej kurtce, którą miał na sobie, powoli oddalając się ku snom.

Obudziło go dopiero delikatne szturchnięcie kierowcy na ostatnim przystanku. Neonowe światło koloru krwi rozpływało się na mokrym, pełnym dziur asfalcie.

Lux wymamrotał podziękowanie i wygramolił się z autobusu.

Później stał i patrzył jak pojazd powoli toczy się koleinami w kierunku ciemności. Został sam. Odwrócił się dość gwałtownie żeby spojrzeć ku piętrowemu budynkowi, który rósł tu od stu lat niczym drzewo, z oknem prawie naprzeciw jego własnego.

Kolejna ciemność.

Jego sąsiad już spał. Ciekawe, czy wstawał w środku nocy, żeby odrobić lekcje? Żeby nastawić komuś wody na herbatę? Może żeby włączyć telewizor i znowu przed nim zasnąć?

Może wyglądał czasem za okno, samotny rozmyślając o losach obcych mu ludzi, którzy drałowali akurat chodnikiem.

Może patrzył na Luxa, gdy ten stał na deszczu.

4. 5.

Chaber, gdy stracił siebie

Nie mógł oddychać. Szybko sprawdził telefon. Miała zaraz wybić czwarta nad ranem, a on nawet nie zwrócił uwagi na niebotyczność tej godziny. Spojrzał za okno.

Światło w pokoju sąsiada było zapalone. Wziął pierwszy wdech.

Mógł oddychać.

Jego brat otworzył powoli drzwi. Nie miał na sobie różowego fartuszka, za to kraciastą szmatkę w ręku i szpachelkę z uczepionym do niej ciastem. — Zrobiłem naleśniki — ogłosił, wręcz promieniejąc.

Lux wyglądał w tym momencie jak duch. Blady, zmęczony, owinięty w pościel, siedzący w ramie otwartego na oścież okna. — Kocham cię, bracie. — Ja ciebie też. Nie spadnij z tego okna.

Zaczął padać deszcz. Lux już nie wiedział, gdzie jest. Wciąż jednak miał nogę na gazie, podczas gdy wycieraczki na przedniej szybie przestały być widoczne pod lawiną deszczu. Słyszał dudnienie i plusk wody pod oponami. Słyszał też wyraźnie swoje serce, bijące głucho gdzieś w piersi. W radiu panował szelest, szmer i zakłócenia odbiornika.

Przyszło mu na myśl, że powinien znaleźć pracę, w której nie musi tak ryzykować. Dowożenie ludziom jedzenia nie było tyle warte.

Nie wiedział, czy był w tym momencie zupełnie sam.

Dopóki nie zobaczył świateł odbijających się we wszystkich zakamarkach wnętrza samochodu, którym jechał.

Ocknął się, leżąc na oknie. Jedna ręka dalej zawieszona na kierownicy. Błoto i krew pod jego policzkiem. Szyba rozbita, auto w rowie.

Coś musiało uderzyć w samochód i go zepchnąć. Dookoła jednak świat dalej tonął w deszczu, a Lux widział coś jedynie dzięki rozbłyskującym kontrolkom deski rozdzielczej.

Spróbował odkleić twarz od drzwi, na które spadł, poczuł jednak ból pożerający jego bark.

Próbował zakląć, ale już nic nie usłyszał.

Zagłuszał go deszcz i syk gaszonego silnika. Chaber, gdy stał się światłem

Lux siedział w swoim pokoiku już trzeci tydzień. Połowa jego torsu znajdowała się pod gipsem. Bolało jak diabli, ale nawet nie zwracał już na to uwagi. Bolało go wnętrze.

I to z o wiele większą siłą niż jakakolwiek sklepiająca się kość. Bolał go brak zrostu jego myśli. Stracił pracę, nie miał pieniędzy, nie miał gdzie się podziać... Nie. To było kłamstwo.

Jego brat wciąż o niego dbał. Mówił nawet, że może zawieźć go do domu w każdej chwili. Trwały jednak egzaminy, a Lux naprawdę bał się spojrzeć w twarz matce.

Rozbity jak tonąca w deszczu szyba, wpatrywał się ciągle w to samo miejsce.

Gdy zasypiał, zmęczony, śniły mu się koszmary, napędzane lękiem o to, że nie zobaczy już nigdy światła po drugiej stronie płotu.

Teraz było ciemno. Ian już dawno zasnął, ale w Luxie budziła się właśnie nowa, rozbita i pęknięta myśl.

Jego sąsiad nie miał powodu, by go wysłuchać. Miał natomiast pełne prawo poczuć się śledzony i obserwowany. Może nawet się wyprowadzić, zgłosić to, splunąć Luxowi w twarz.

Ale on musiał wiedzieć, że żyje.

Lux musiał uświadomić temu człowiekowi, że żyje dla światła płynącego z jego mieszkania.

Chmury powoli odpływały, zabierając ze sobą deszcz i gdy stanął pod obcymi drzwiami w końcu mógł dostrzec gwiazdy.

Zapukał. Zadzwonił. Czekał, aż w środku zapali się światło. Jakakolwiek nadzieja. Jakikolwiek znak, który mógłby go uspokoić.

Próbował zaplanować co powie, jego głowa jednak była rojem pszczół bez królowej, których skrzydła zamarzły lub skleiły się trującym nektarem.

Tak właśnie opisywał dramat swoich myśli i odczuć. — Przesadzasz Lux — szepnął do siebie i odwrócił się plecami do drzwi.

Nikt do nich nie zmierzał. Mieszkanie było puste i nigdy nie pozna powodu, dla którego ktoś wypełniał je swoim życiem, swoją codziennością, dźwiękami i usterkami.

Musiał teraz stać się swoim własnym światłem.

GRAFIKA: WIKTORIA KURSKA

ZDJĘCIE: WIKTORIA ŁUKASZ

This article is from: