3 minute read

MORDERCZE GORSETY

Bridgertonowie – kolejny serialowy hit Netflixa. Już na samym początku twórcy serwują nam dobrze znaną scenę: młoda dziewczyna ściśnięta w gorsecie, coraz mocniej sznurowanym, walczy o każdy oddech. Widzieliśmy to już w Titanicu, Piratach z Karaibów, a nawet Przeminęło z wiatrem. Mimo to załamujemy ręce i chwytamy za widły z zamiarem bezlitosnej krytyki. Czy słusznie?

TEKST: PATRYCJA WYKRENT ZDJĘCIE: PAULINA MICHALCZYK

Advertisement

Gorset jako samodzielna część ubioru pojawił się między XIV a XV wiekiem, wyodrębniony z mocno usztywnionej góry sukni. Od tego czasu, tak jak i moda zresztą, nieustannie ewoluował: od stożka, zwanego stays, przez wyszywane sznurkiem staniki, smukłe osy, esowate secesyjne linie, aż do elastycznych tub w latach dwudziestych. Przeżył nawet swoisty renesans za sprawą powojennego New Look Christiana Diora. Tak jak forma, zmieniała się też jego funkcja, bo – wbrew temu, co powszechnie sądzimy – nie chodziło tylko o wąską talię. Głównym i pierwotnym zadaniem gorsetu było nadać sylwetce odpowiedni kształt. Aż do końca XVIII wieku był to wspomniany stożek, potem klepsydra, a na początku dwudziestego stulecia – litera S. Oprócz tego gorsety podtrzymywały i eksponowały biust, przejmowały ciężar halek i spódnic, pomagały utrzymać prostą postawę, niwelując ból pleców, a kwestia kilkunastocalowej talii to wymysł mody awangardowej paru wybranych dekad XIX wieku.

Za większość gorsetowych stereotypów odpowiadają, niestety, kostiumowe filmy i… mężczyźni (którzy, notabene, też gorsety nosili)! To oni pod koniec XIX wieku podnieśli apel o szkodliwości tego elementu garderoby, co zaowocowało powielanymi do dziś niesłusznymi opiniami i rycinami, np. tą obrazującą deformacje narządów wewnętrznych na przykładzie Wenus z Milo.

Talia za wszelką cenę

Słowo gorset niezmiennie kojarzy nam się z treningiem talii, choć pewnie niewielu z nas Gorsety wiązano na tyle mocno, by uwydatnić figurę, lecz na tyle luźno, by nie utrudniać oddychania i wytrwać w nich cały dzień

słyszało to pojęcie. To metoda pracy nad figurą polegająca na długotrwałym noszeniu ciasno sznurowanego gorsetu i zmniejszaniu jego rozmiaru. Wbrew opinii kształtowanej przez filmy kostiumowe, mało kto w minionych epokach zajmował się nią na poważnie. Oczywiście, niektóre zdesperowane matki stosowały ją na swoich córkach, ale to ciągle wyjątki. O ile taki trening talii od najmłodszych lat faktycznie może powodować zdrowotne problemy, to racjonalne noszenie dobrze dopasowanego gorsetu absolutnie nie! Inny, niezwykle drastyczny mit to wycinanie żeber. Brzmi to jednak po prostu głupio, gdy mówi się o epoce, w której znaczny procent jakichkolwiek operacji kończył się tragicznie, a o narkozie można było pomarzyć. Te smukłe talie, które widzimy na epokowych fotografiach czy portretach, to jedna wielka mistyfikacja: noszono specjalne poduszki na biodrach, optycznie zwężające kibić; malarz malował to, o co klient poprosił, a fotograf wydrapywał fragment zdjęcia zrobionego na szklanej płytce. Taki analogowy fotoszop.

Słabo mi…!

Filmowcy często raczą nas scenami, na których bohaterki wprost mdleją z powodu ciasnego gorsetu. Po raz kolejny

dajemy się jednak nabrać stereotypom, które jedną z praktyk zwaną tight-lacingiem – czyli mocnym sznurowaniem – uznają za powszechny zwyczaj. Na ogół jednak kobiety podchodziły do tematu bardzo racjonalnie. Gorsety wiązano na tyle mocno, by podkreślić figurę, lecz na tyle luźno, by nie utrudniać oddychania i wytrwać w nich cały dzień.

Jak pisano w 1893 r. w popularnym wtedy czasopiśmie Tygodniku Mód i Powieści: „Najważniejszą zaletą gorsetu jest, aby dobrze uwydatniał i podnosił zgrabność figury, nie krępując swobody ruchów. Wiele osób niestety ma w tym względzie nie tylko mylne, ale szkodliwe zdrowiu przekonanie, że mała objętość w pasie stanowi największą zaletę figury.”*

Te smukłe talie, które widzimy na epokowych fotografiach czy portretach, to jedna wielka mistyfikacja, a za większość gorsetowych stereotypów odpowiadają, niestety, kostiumowe filmy i… mężczyźni!

Dodatkowo podtrzymywał biust, brzuch i plecy, co okazywało się przydatne podczas fizycznej pracy. Nie nosiły go bowiem tylko arystokratki, całe dnie wylegujące się w swym buduarze (choć i one przecież pląsały na balach!), ale i robotnice z fabryk, przekupki, chłopki, służące, amazonki, śpiewaczki operowe, tancerki, a nawet ciężarne!

Gorset, suknia i na bal

Wróćmy jednak do wspomnianych na początku Bridgertonów. Wbrew temu, co wielokrotnie widzimy w serialu, gorsetów nigdy nie zakładano na gołe ciało –taka lekkomyślność mogła kosztować bolesnymi przetarciami i przepoceniem samego gorsetu, którego przecież nie dało się wyprać. Aby tego uniknąć, noszono pod nim koszulę zwaną chemise, jedwabną, lnianą lub z bawełny. Dlaczego filmowcy z niej rezygnują? Nie wiem. Współczuję jednak aktorkom i nie dziwię się ich złości, której upust dają w antygorsetowych wywiadach.

Od siebie mogę dodać, że gorsety naprawdę nie są takie złe! Fakt, że te, które nosiłam, uszyłam samodzielnie, czyni je nie do końca dobrze dopasowanymi i jeszcze lepiej dowodzi, że to da się przeżyć. W osiemnastowiecznych stays wytrzymałam gorący, majowy dzień i przetańczyłam pół nocy na balu, a w wiktoriańskim gorsecie piknikowałam z uśmiechem na twarzy. Szczerze jednak przyznam, że po kilku godzinach noszenie stawało się lekko uciążliwe – za co winię jednak syntetyczne materiały i nieumiejętne krawiectwo. A może to po prostu kwestia przyzwyczajenia.

*źródło: www.czasemancypantek.pl (zachowana oryginalna pisownia)

This article is from: