2 minute read

JASKINIA PLATONA

TEKST: JOANNA KACZOR GRAFIKA: WIKTORIA KURSKA

Spętani kajdanami własnych ograniczeń Ociemniali, bez chęci zadawania pytań W teatrze cieni, tak marnym jak oni sami Kolejnymi obwiązani łańcuchami

Advertisement

Głowy otępiałe, w jedną stronę skierowane Ciągle przed siebie, tylko oczy poruszane Widokiem kształtów pomrocznych na skale Dających kukłom ułudę stale

I klepią ten żywot – nijaki kompletnie Wierzą w te liche cieniowane brednie Na cztery spusty umysły zamknięte Uwikłane – w sidła myśli ujęte

A dla nich to codzienność, całe życie Oni nie wiedzą, co to „odkrycie” Światło za nimi – lecz czy światło to naprawdę? Czy raczej jego imitacja – nieprawda?

Bo tam nad nimi, ku górze szeroko Tam, gdzie nie dociera ich zbielałe oko Światło jest właśnie – to jasne, pełne Ono nie zgaśnie przy mocnym powiewie A cóż to tak słychać? Czyżby trzask metalu? Któż to tak pokracznie na nogi swe staje? Czyja to głowa do góry wędruje? I czyje to włosy na wietrze falują?

Tak, to on – odkrywca, innowator I on teraz wstaje ku wielkiemu światu Choć sam jeszcze nie wie, po co i na co I w jakim celu, i jakie to ważne

Podnosi się nieśmiało, blasku zażywa Łańcuchy zrzuca, ruchy odkrywa Prostuje swą masę niezdarnie, mozolnie Myśli i stawy trzaskają powolnie

I głowę unosi, i wbija spojrzenie W oślepiająco jasne sklepienie Oczy zamyka, łzy cicho spływają Świetliste promienie ból wielki zadają

I raz po raz unosi powieki Zaznać chce tego, co przez wsze wieki Ukryte dlań było (choć wcale nie daleko) Wzrok jego ciągle na boki ucieka

Oczy wirują, serce w piersi skacze Dreszczami obfitymi tors cały go raczy Dusza też jakby ulecieć zeń chciała (W końcu wcześniej wolności nie poznała)

I idzie człek ku górze, ręką po kamieniu Wodzi, dążąc ku spełnieniu Choć nieskrępowany teraz niczym, Wnętrze jego głośno krzyczy

Bo jak to, teatrzyk jest tylko ułudą? A życie tam nisko – kłamliwą nudą I tylko u góry, tam hen daleko Jest prawidłowość, do której teraz przecież ucieka

Więc kroczy przed siebie, lecz z siebie Wychodzi, aby dać miejsce myśli powodzi A akty i sceny z teatru lalek ulatują Z jego głowy, bo chaos powodują

I o to mu chodzi, o nowe przestrzenie O spokój ducha na jedno skinienie A cienie? Na litość, dajmy spokój cieniom Dajmy się porwać umysłu uniesieniom Nie mrużąc oczu przy pierwszym blasku Nie dajmy się zamknąć w chaosu potrzasku I bądźmy dobrzy w prawdy odkrywaniu Lecz bądźmy też dobrzy w świata mniemaniu

A człek niechaj idzie Bez przerwy przeciera nowiutkie szlaki Bo bez tych szlaków Cóż by rzec Świat… nijaki

ZDJĘCIE: MIKOŁAJ MARCINIAK

ZDJĘCIE: PAULINA MICHALCZYK

This article is from: