4 minute read

Przestraszone Sh ih Tzu

nieprawdopodobne

Przestraszone

Advertisement

Shih Tzu

Życie, na przykład psa, jest piękne i pełne optymizmu, mimo że niekiedy, nawet bez powodu, dostaje się ścierką po grzbiecie. I taka sytuacja właśnie zaistniała.

tekst grafika : JULIA JOŃCZY : Basia łaski

Shih Tzu, reprezentant rasy pochodzącej z mroźnego Tybetu, zaczyna się całkiem na poważnie bać i biegać w kwadrat po całym pokoju. Litera „a” podniesiona do kwadratu daje strachowi wielkie pole do popisu. Nagle wszystko wydaje się nie do przejścia, nie do zdobycia – no, może oprócz tej kanapy pod oknem, która mimo wszelkich problemów wciąż pozostaje mięciutkim azylem. Shih Tzu opiera chryzantemową fryzurę na poduszce i zapada w sen. W momencie, gdy w drzemiących odmętach podświadomości dostrzega siebie polującego z dziką i butną watahą wilków… w otaczającej go rzeczywistości słyszy tornado. Poważnie, to dokładnie takie zjawisko pogodowe! Na pewno nie burza, bo nie widać błysków. Nie deszcz, bo spomiędzy okiennych szpar nie wydziela się zapach mokrej trawy czy betonu (lub innych, podobno potrzebnych, ludzkich wynalazków). Ani też nie wichura. Coś dużo gorszego, co może z łatwością zakręcić łaciatym Shih Tzu i wrzucić je w nicość razem z tą przerażającą ścierką, która tak podniszczyła jego pewność siebie. Nie wiadomo, co robić, ale na razie Shih Tzu intensywnie, w osłupieniu wsłuchuje się w huczący dźwięk. Im dłużej to czyni, tym więcej – tylko za pomocą swojej wyobraźni i imponującego psiego słuchu – obręczy hulającego wiru jest w stanie oddzielić. Wydają się one nieskończoną nadinterpretacją tego, co jest powszednimi ziemią i powietrzem. Nakręcają się wzajemnie, obręcz rodzi obręcz i kołuje Shih Tzu, które wreszcie zaczyna szczekać. Samo nie wie, w jaki sposób może to pomóc, ale co innego pozostało? O, właśnie, warto na dodatek wyć. Tyle że wówczas tornado mogłoby odpowiedzieć tym samym i stać się jeszcze potężniejszym żywiołem… Więc Shih Tzu ujada bez zastanowienia, tak długo, aż wkońcu robi się mu głupio. Cichnie i zaczyna wewnętrznie szlochać, a niepokój wprawia w drganie jego kilkukilogramowy korpusik.

Nagle wszystko wydaje się nie do przejścia, nie do zdobycia – no, może oprócz tej kanapy pod oknem, która mimo wszelkich problemów wciąż pozostaje mięciutkim azylem.

Shih Tzu zamyka oczka. Przez dobre kilka minut stara się oczyścić swój umysł ze wszystkiego, co podaje mu świat zewnętrzny. Udaje, że nie słyszy żadnego szumu, że nie widzi czterech ścian pokoju, nie pamięta głupiej ścierki, która przecież i tak zawisła na kuchennym haku w przeszłości, jak wiele innych tego typu przedmiotów. Już przeminęła i trzeba postarać się omijać ją wzrokiem, unikać jej. Kiedy Shih Tzu poddaje się kojącym rozmyślaniom, nachodzi je refleksja na temat pochodzenia jego rasy. Czyż nie było tak, że pierwsi jej reprezentanci i reprezentantki, porównywani do miniaturowych lwów, przebywali w tybetańskich (później także w chińskich) świątyniach, towarzysząc w religijnych rytuałach? Za to należał im się wielki szacunek, bezpieczeństwo i nietykalność. Skoro więc dalecy przodkowie doznawali tak niesamowicie zaszczytnego traktowania, to dlaczego współczesne Shih Tzu ma cierpieć? Postanawia, że w jakiś sposób spróbuje odtworzyć świątynne zachowanie. W tym celu chyba wypada ruszyć się z kanapy.

Zeskakując, Shih Tzu niezbyt przyjemnie, ale bez obrażeń, uderza się o biurko. Wtedy słyszy umiarkowany blaszany huk. Tak, przypomina sobie, Właścicielka czasami narzeka, że boczna klapa tego pudła (nazywanego prawdopodobnie komputerem), beztrosko ustawionego pod biurkiem,

prawie wcale nie jest przymocowana i spada byle kiedy. Teraz incydent ten sprawił, że tornado wpadło do pokoju! Shih Tzu nadal go nie widzi, ale słyszy jeszcze głośniej niż poprzednio. Dobry Stwórco, uchroń od pewnej zguby… Dlaczego dajesz nieokiełznany żywioł zamiast świątyni, w której zwierzę mogłoby usiąść na ważnym miejscu i wreszcie przestać się bać? Shih Tzu niepewnie podchodzi do komputera. Widzi jego nagie, bogate wnętrze. Kicha, bo kłębek kurzu podrażnił nos, a także spowodował, że Shih Tzu odkryło delikatny podmuch w środku sprzętu elektronicznego. Zdumienie zwierzątka sięgnęło zenitu, kiedy okazało się, że źródło subtelnego wiatru – komputerowy wiatrak – jest po całości zakurzone i wyje, huczy. Jak istne tornado… Jak lęk, który bezwstydnie wzrastał wskutek wyobrażeń i nadmiernego myślenia. Ale w tej sytuacji, gdy wszystko wyjaśniło się na dobre, Shih Tzu najchętniej przytuliłoby płaczący wiatraczek, dodając mu otuchy. Jakaś intuicja podpowiada jednak, że efekt pieszczoty mógłby być wstrząsający. Nie powinno też zostawić urządzenia ot tak i uciec od niego ani go pilnować – nie ma po co. Aby dźwiękowe tornado przestało powodować stany lękowe i inne dyskomforty, należy naprawić źródło problemu. Akurat to jest fizycznie niewykonalne – łapki Shih Tzu i praktycznie zerowe pojęcie o informatyce uniemożliwiają

oczyszczenie i reperację wiatraka. Pomoc musi nadejść ze strony kogoś innego. Jednak najważniejsze jest to, że neutralizacja destruktywnego strachu przebiegła pomyślnie. Tylko spokojnie.

Czyż nie było tak, że pierwsi reprezentanci i reprezentantki rasy, porównywani do miniaturowych lwów, przebywali w tybetańskich (później także w chińskich) świątyniach, towarzysząc w religijnych rytuałach?

Moje drogie Shih Tzu, kimkolwiek jesteś i gdziekolwiek czytasz ten tekst – niech nigdy więcej nie uderzy Cię boleśnie żadna okrutna ścierka, zabierając kolejny kawałek Twojej zdrowej odwagi, rozsądku czy zrównoważonej pewności siebie. Już nie myl tornada z szumem zepsutego wiatraka komputerowego. Nie kul się w sobie po każdej porażce, niepowodzeniu czy przeciwności losu. Zawsze pamiętaj, skąd pochodzisz, kim jesteś i że należy Ci się tak wiele szacunku, jak to tylko możliwe.

weronika ZDJĘCIe: waleczek

lena

ZDJĘCIe: ryncarz

This article is from: