2 minute read

Opowiem Ci bajkę bez słów

,,Katedra Notre-Dame” Stołeczny Koledż Zawodowy

Kinga Musiatowicz

Advertisement

Musical „Notre Dame de Paris” w reżyserii Gillesa Maheu to, według księgi Guinessa, spektakl z największą w historii widownią podczas pierwszego roku od premiery. Wystawiony po raz pierwszy w 1998 roku w Paryżu był wielokrotnie adaptowany, między innymi w 2016 roku w Gdyni. Najbardziej znany jest między innymi z utworów, które znalazły się na listach przebojów zarówno we Francji jak i poza jej granicami. Co jednak, gdyby podjąć się wystawienia kolejnej sztuki na podstawie tej samej historii, bez wypowiedzenia ani jednego słowa? Odpowiedź na to pytanie czekała na nas na tegorocznej TFAŻy. Spektakl „Katedra Notre-Dame” grupy ze Stołecznego Koledżu Zawodowego w Moskwie, to zupełnie inna adaptacja powieści Wiktora Hugo. Reżyserką sztuki jest Milena Shikina, a za światła oraz muzykę odpowiada Ivan Sukhanow. Główne role odgrywane są przez Kristinę Bannikovą (Esmeralda), Dmitra Kuzovleva (Frollo), Nikitę Gutsova (Quasimodo), Piotra Żukowskiego (Febus), Anastasiię Zdobnovą (Fleur-de-Lys) oraz Evę Iaskevich (Clopin). Warto również docenić pracę wykonaną przez Annę Basową, Milenę Shikinę, Kseniię Plotnikovą oraz Kirilla Chekmakovskiego, którym zawdzięczamy nagranie oraz montaż spektaklu. To dzięki nim możemy go oglądać, choć wystawiony został w technikum w Moskwie, a nie na warszawskiej scenie Teatru Ochota. Jak już wspominałam historia „Katedry Marii Panny w Paryżu” wielokrotnie była wystawiana na deskach teatrów na

całym świecie. Dlatego też wyzwaniem jest każda kolejna próba opowiedzenia jej na nowo. Stołeczny Koledż Zawodowy podjął to wyzwanie i wywiązał się z niego znakomicie. Cała obsada została bardzo dobrze dobrana, jednak kluczową dla powodzenia spektaklu jest rola Esmeraldy, która świetnie łączy w sobie niewinność i współczucie obecne w scenach z Quasimodo oraz pożądanie widoczne podczas schadzki z Febusem. Sam dzwonnik również zasługuje na uznanie – w każdym jego ruchu widać niezgrabność, w której nie czuć ani trochę fałszu. Choć Eva Iaskevich ma dużo mniejszą rolę niż wspomnieni przed chwilą aktorzy, chciałabym zwrócić uwagę na jej kreację Clopina: ekspresyjną i zadziorną, odzierciedlającą uliczne życie bohatera. Nie jestem natomiast w pełni przekonana co do postaci Febusa. Wydał mi się nieco przyćmiony innymi wyrazistymi kreacjami, więc z chęcią zobaczyłabym go nieco więcej. Recenzując spektakl ruchu, trudno nie wspomnieć o choreografii. Szczególnie o scenie konfrontacji adoratorów Esmeraldy, której fragmenty mogliśmy zobaczyć już w drugim zwiastunie. W pełnej krasie robi jeszcze większe wrażenie, sugestywnie ukazując pragnienia i motywy kierujące każdym z bohaterów. Jednak sceny z większą liczbą aktorów również nie pozostawiają nic do zarzucenia. Taniec Gargulców, wprowadzający nas w akcję, czy choreografia wykorzystująca różowe wstążki w wykonaniu żebraków, ukazują kreatywność twórców i umiejętność trafnego wykorzystania scenografii. Sam wystrój sceny jest bardzo prosty, ale nie jest to w żadnym wypadku jego wada. Dzięki temu możemy skupić się na grze aktorskiej na tle konturu tytułowej paryskiej katedry. Dużo bardziej rzucają się w oczy światła, które nieraz budują cały nastrój sceny. Natomiast kostiumy w spektaklu wydały mi się nieco mylące. Z jednej strony żebracy w strojach powszechnie kojarzonych z życiem na ulicy, czyli pozornie losowo pozszywanych kawałkach różnych materiałów, a z drugiej prostytutki, w ubraniach, które nie zdziwiłyby nas noszone na ulicach współczesnej Warszawy. Zabrakło mi tu pewnej konsekwencji i wyboru

między tym tradycyjnym ukazaniem jednej grupy, a zupełnym współcześnieniem drugiej. Pomimo tych drobnych zgrzytów, spektakl „Katedra Notre-Dame” robi bardzo dobre wrażenie. Bardzo żałuję, że z powodów technicznych możemy podziwiać tylko pierwszy akt, ponieważ zdecydowanie czuję po nim wielki niedosyt i mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy mogli zobaczyć jego kontynuację na żywo w Żmichowskiej.

This article is from: