Magazyn MNB - Zima 2014/2015

Page 1

MAGAZYN MnB

REDUKCJA SZKOD ZDROWIE POLITYKA NARKOTYKOWA ZIMA 2014/2015 MAGAZYN MNB

E G Z E M P L A R Z B E Z P Ł AT N Y

ISSN 2082-2588

ZIMA 2014/2015

Y N A R E N Z C O ID W IE N PTSD ELIGIE PSYCHOAKTYWNE R IE N O T IE N W Ó K Z S Y W DWA WIRUSY


63

MAGAZYN MnB

TEMPLE OF THE TRUE INNER LIGHT

www.magazynmnb.pl

KONTAKT: m magazynmnb@gmail.co ADRES: ul. Św. Katarzyny 3 31-063 Kraków REDAKCJA: Grzegorz Wodowski NICY: STALI WSPÓŁPRACOW Jowita Fraś Krzysztof Grabowski Maciej Kubat Adam Nyk Paweł Siłakowski Rafał Włodarczyk ULTACJE TŁUMACZENIA I KONS JĘZYKOWE: Dominika Braithwaite KOREKTA JĘZYKOWA: Rafał Wieczorek DRUK: Drukmar WYDANE PRZEZ: ’93 Stowarzyszenie JUMP W: ZE ŚRODKÓ Krajowego Biura ds. manii Przeciwdziałania Narko I: PROJEKT OKŁADK Grzegorz Wodowski

[

Lekcja religii

3 POLITYKA NARKOTYKOWA Prawo narkotykowe i leczenie WODOWSKI ....4 PTSD Rany, których nie widać GADOWSKA ... 7 PTSD Wietnam w pigułce WODOWSKI ... 13 PTSD Strzały SIŁAKOWSKI ... 18 PTSD Wódka i heroina WODOWSKI ... 22 WSTĘP Polak(owski) i jego prawa WODOWSKI ....

NPS Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o nowych substancjach psychoaktywnych, ale nie macie kogo spytać CZĘŚĆ II ...

24 31 PRAWO Nie lecz się GRABOWSKI... 32 Rozmowa SIENIAWSKA / KRAJEWSKI ... 36 LECZENIE Wyszków nie tonie ZAWISZA ... 40 ZZA KRAT Dwa wirusy WŁODARCZYK ... 46 KSIĘGARNIA MNB Święto HIV-a w Carandiru ... 50 POLITYKA NARKOTYKOWA Powolne zmiany CHARMAST ... 51 REDUKCJA SZKÓD Amstardam: niebezpieczna kokaina dla turystów ... 52 LEKCJA RELIGII Psychoaktywne religie WODOWSKI ... 56 ŚRODEK NUMERU Przełamując nałóg / Anty-narko-cytaty ...

]

, PROBLEMÓW Ą NARKOTYKÓW CZ TY NIE DO TE AR ZAW E ICH UŻYWAJĄ. MATERIAŁY TU YCH YCH OSÓB, KTÓR SZ ZN NA EC M OŁ LE SP CE I . ZDROWOTNYCH IA NARKOTYKÓW TOWANIE POSTAW, AN YW UŻ DO KOGO ZTAŁ NAKŁANIAMY NI NIE WIEDZY I KS RKOTYKÓW UPOWSZECHNIA NA ST YM JE ĄC JI AJ AC IK YW PUBL OSOBOM UŻ GĄ CZEŃSTWO. MO IE PO ZP E BE ÓR I KT ZDROWIE AĆ OW CH ZA M KI I ICH BLIS

Świątynia Prawdziwego Wewnętrznego Światła będąca odłamem Native American Church nie jest zlokalizowana pośrodku meksykańskiej pustyni, ale na Manhattanie w Nowym Jorku. Wyznawcy wierzą, że niektóre enteogeny (czyli środki psychoaktywne dające poczucie obcowania z siłą wyższą) są prawdziwym ciałem Boga. Są przkonani, że powstanie wszystkich religii było oparte o doświadczenie psychodeliczne. Tym razem eucharystią nie jest jednak żadna psychoaktywna roślina. Dla wiernych Świątyni Prawdziwego Wewnętrznego Światła manifestacją boga jest syntetyczny halucynogen DPT, dipropylotryptamina. Świątynię założył w 1980 roku Alan Birnbaum, którego zdaniem wiele fragmentów Starego i Nowego Testamentu zawiera odniesienia do psychodelików. Zajęcia prowadzone przez niego w świątyni obejmują między innymi odsłuchiwanie po spożyciu DPT nagrań odczytów tekstów biblijnych. Celem tego zabiegu jest ponowne badanie literatury Pisma w sytuacji natchnienia wywołanego przez DPT. Teologia Świątyni została opisana jako „oparty o narkotyki chrześcijański rewizjonizm”. Wierni Świątyni Prawdziwego Wewnętrznego Światła stworzyli organizację non-profit i są zaangażowani w działania charytatywne związane z budową mieszkań dla ubogich i bezdomnych, a także w pomoc osobom uzależnionym od alkoholu, opiatów, kokainy i innych narkotyków. Jak się okazuje, ani sprawy religii, ani różnych substancji psychoaktywnych nie są tak proste i jednoznaczne, jak chcielibyśmy, żeby były.

DPT jest bardzo nieprzewidywalną substancją, która powinna być używana niezwykle ostrożnie. Na forach internetowych jest wiele ostrzeżeń przed zażywaniem tego środka w celach rekreacyjnych. Takie „umilenie czasu” może zakończyć się psychiczną katastrofą.

Źródła: • Zbigniew Drozdowicz „Pejotyzm” (Wiedza i Życie nr 6/1997) • Christian Frenopoulo: “The Mechanics of Religious Synthesis in the Barquinha Religion” (www.neip.info/html/objects/_downloadblob. php), • Lynne Hume: „Portals: Opening Doorways to Other Realities Through the Senses”, • Wojciech Jóźwiak: „Halucynacyjne kościoły. O nowych religiach w Brazylii używających ayahuaski jako sakramentu” (http://www.taraka.pl/halucynacyjne_koscioly), • Nicholas Saunder (http://csp.org/nicholas/barquinha.html) • Robert Tindall: “The Jaguar that Roams the Mind: An Amazonian Plant Spirit Odyssey”, a także: • oficjalna strona Delegatury Zakonu Braci mniejszych Kapucynów w Gabonie „Kult Btiwi” (http://gabon-ofmcap.com/wydarzenie_1/), • Ustawa o Przeciwdziałaniu narkomanii


3

Wstęp

Zakaz uprawy i posiadania marihuany nie jest sprzeczny z konstytucją. Brak jest jednak uzasadnienia dla zakazu posiadania marihuany ze względów zdrowotnych.

Polak(owski) i jego prawa

Takie orzeczenie wydał Trybunał Konstytucyjny sygnalizując jednocześnie, że zasugeruje ustawodawcy konieczność dokonania zmian w przepisach. Ale po kolei. Policja dokonała przeszukania u obywatela Łukasza Polakowskiego i znalazła tam marihuanę oraz uprawę konopi. Sąd skazał Polakowskiego na karę więzienia w zawieszeniu, ponieważ prawo polskie zakazuje posiadania marihuany i uprawy konopi. Polakowski skierował do Trybunału Konstytucyjnego skargę, w której napisał m.in. że przepisy o karaniu za uprawę bądź posiadanie marihuany są sprzeczne z artykułami konstytucji gwarantującymi obywatelom prawo do ochrony życia prywatnego, „decydowania o swoim życiu osobistym” (art.47), wolności sumienia (art. 53), ochrony zdrowia (art. 68) oraz zakazującymi „okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania” (art. 40). Skarżący argumentował, że „polskie przepisy są arbitralne i niesprawiedliwe” ponieważ są oparte „na fałszywych przesłankach o szkodliwości konopi oraz braku dbałości ustawodawcy o poszanowanie praw jednostki do życia własnym życiem”. Wskazywał też, że „państwo nie może wyciągać wobec człowieka konsekwencji za złamanie prawa w celu zaspokojenia własnych potrzeb (medycznych i rekreacyjnych), jeżeli nie przewiduje alternatywnego legalnego sposobu na ich zaspokojenie”. Trybunał Konstytucyjny po trwającej kilka godzin rozprawie, że wydał orzeczenie tylko o zgodności ustawy z art. 47 konstytucji, w pozostałym zaś zakresie postępowanie umorzył. Sędziowie doszli do wniosku, że zapisy zakazujące uprawy i posiadania marihuany z nie są sprzeczne konstytucją. Innymi słowy, palacze marihuany będą dalej ścigani i przykładnie karani.

Jednym z argumentów za utrzymaniem dotychczasowych przepisów był taki, że ściganie i karanie jest, zdaniem Trybunału, tańsze niż profilaktyka i terapia. Na dodatek represja jest również skuteczniejsza. Wypadałoby zapytać skąd sędziowie Trybunału czerpią taką wiedzę, bo jeśli konsumpcja marihuany w ostatnim czasie maleje to jedynie na rzecz konsumpcji o wiele bardziej szkodliwych syntetycznych kannabinoidów. Pieniądze wydawane na sciganie konsumentów narkotyków są z resztą też niemałe, o czym jeszcze nie tak dawno informował Instytut Spraw Publicznych. Ciekawym spostrzeżeniem podczas rozprawy błysnął także Krzysztof Karsznicki, przedstawiciel Prokuratora Generalnego, który miał powiedzieć: „Badania wykazują, że o ile spożywanie alkoholu jest procesem, który można kontrolować, o tyle zażywanie narkotyków już nie”. Wiadomo, że koń nie powinien mieć innego zdania niż dorożkarz, ale posługiwanie się argumentacją wyjętą żywcem z epoki Aslingera dzisiaj już nie przystoi. Potrafimy obecnie odróżnić marihuanę od heroiny; wiemy też jak nieciekawe skutki dla zdrowia publicznego przynosi „kontrolowany” proces używania alkoholu i są one o wiele poważniejsze niż w przypadku palenia marihuany. Koniec końców, na podstawie tych, jakże dyskusyjnych argumentów Trybunał Konstytucyjny orzekł, że polskie przepisy zabraniające uprawy konopi na własny użytek są konstytucyjne. W jednej tylko kwestii podzielił stanowisko prezentowane przez skarżącego i wskazał na brak uzasadnienia dla zakazu posiadania i używania marihuany z względów medycznych. Sądziowie zdecydowali o wydaniu postanowienia sygnalizacyjnego w tej sprawie. Ma tam znaleźć się zalecenie o konieczności dokonywania zmian legislacyjnych. (gw)


Magazyn MNB

4

Czy prohibicja narkotykowa sprzyja dostępowi do leczenia? Czy też na odwrót – może ogranicza dostęp do niego? Czy uzależnieni mniej chętnie korzystają z różnych metod leczenia w rezultacie zaostrzonego prawa narkotykowego?

Prawo narkotykowe i leczenie Grzegorz Wodowski

Coraz częsciej podnoszone są głosy, aby zażywanie narkotyków rozpatrywać wyłącznie jako problem zdrowotny, a nie kryminalny, gdyż surowe prawo narkotykowe negatywnie wpływa na dostęp uzależnionych do opieki zdrowotnej. W związku z tym społeczeństwa powinny dążyć do bezwzględnej dekryminalizacji przynajmniej niektórych narkotyków. Póki co, substancje odurzające, z wyjątkiem alkoholu i tytoniu są nielegalne i bezsprzecznie ma to wpływ na decyzje uzależnionych o podjęciu leczenia.

O wpływ prawa narkotykowego na decyzję o leczeniu zapytaliśmy pacjentów niektórych krakowskich placówek leczniczych. Tomek, lat 42: „Narkotyki nie są dobrym rozwiązaniem dla nikogo, ale narkoman to nie terrorysta. Człowiek powinien się starać być wolnym od jakichkolwiek zależności. Niektórzy z nas sięgają po narkotyki, bo pozwalają one unikać cierpienia. A policja wobec nas zwykle zachowuje się jakbyśmy byli brutalnymi przestępcami. Moje doświadczenia z policją są pełne upokarzających przeżyć.”

– Niekoniecznie jest jednak tak, że kraje o liberalnej polityce narkotykowej oferują uzależnionym powszechny dostęp do leczenia – twierdzi profesor Neil McKeganey pracujący w Centrum Badań nad Nadużywaniem Narkotyków (Centre for Drug Misuse Research) w Glasgow. Proponuje on, aby zamiast identyfikowania zażywania narkotyków w kategoriach problemu tylko zdrowotnego, albo tylko kryminalnego, korzystać z obu tych podejść. Będziemy wtedy lepiej radzić sobie z problemem nadużywania narkotyków. – Musimy zadbać także o to, aby pomóc tym, którzy podejmują leczenie – postuluje McKeganey. Jego zdaniem prohibicja spycha narkotyki do podziemia, a to czyni je mniej dostępnymi, co jest pomocne dla tych, którzy leczą się z uzależnienia. Niektóre kraje o liberalnych przepisach prawa narkotykowego mają mniejszy wskaźnik uzależnionych podejmujących leczenie. W Portugalii, gdzie kilkanaście lat temu posiadanie narkotyków na użytek własny zostało de facto zdekryminalizowane, a leczenie zajęło całkowicie miejsce postępowania karnego – tylko 14,2 % uzależnionych korzysta z terapii. Po-


5 dobnie jest we Włoszech, gdzie przestępstwa związane z posiadaniem narkotyków na cele konsumenckie podlegają jedynie karom administracyjnym, nie kryminalnym. Tam zaledwie 14,6% uzależnionych korzysta z leczenia. Portugalia i Włochy mają niższy wskaźnik korzystających z leczenia niż znana z bardzo radykalnych przepisów narkotykowych Szwecja, czy Wielka Brytania, gdzie za posiadanie heroiny czy kokainy utrzymywane są dość wysokie kary. Choć na podstawie tych danych trudno wnioskować o bezpośrednim związku pomiędzy liberalnym prawem narkotykowym i niską zgłaszalnością się uzależnionych do leczenia, to – w opinii McKeganey’a – nie można ot tak, po prostu zakładać, że prawo narkotykowe wstrzymuje dostęp do leczenia. Musimy wziąć pod uwagę również to, że wyjście z nałogu polega jednak na czymś więcej niż tylko korzystaniu z leczenia. Jednym z największych wyzwań, z którymi na ogół borykają się uzależnieni w procesie wychodzenia z nałogu, jest unikanie sygnałów przypominających im o ich uzależnieniu; sygnałów mogących prowadzić do nawrotu. To dlatego wielu tzw. „neofitów” stara po leczeniu zmienić miejsce zamieszkania. Przeprowadzają się, aby zmniejszyć ryzyko spotykania ludzi i przebywania w miejscach, które najbardziej wiążą się z przeszłością, od której woleliby uciec.

Polityka narkotykowa Jacek, lat 37: Dramatem jest to, że przez prohibicję ludzie muszą kupować narkotyki od ludzi, którzy są prawdziwymi menelami i wykolejeńcami. Pamiętam jedną dziewczynę, która nawet nie była poważnie wrąbana w ćpanie. Zamiast kompotu sprzedali jej olej. Umarła od tego. Sam kiedyś kupiłem 10 centów przyprawy do zup, ale ściąłem się w porę, co to jest. Ważne jest to, w jaki sposób prawo narkotykowe jest konstruowane. Gdyby nie nielegalność gandzi, nie byłoby problemu z wieloma dopalaczami.

W przypadku byłych alkoholików, unikanie jakichkolwiek kontaktów z alkoholem jest mało możliwe, bo jest on powszechnie dostępny. Heroina jest znacznie mniej dostępna, a to oznacza, że „neofici” mają spore możliwości uniknięcia kontaktu z tym narkotykiem i jego użytkownikami. Restrykcyjne prawo narkotykowe, nawet jeśli nie eliminuje narkotyków, to spycha je do podziemia i tym sposobem pomaga byłym narkomanom unikać kontaktu z nimi. Jakby na to nie patrzeć, becność większości narkotyków na rynku jest bardziej ukryta niż obecność alkoholu. Z zasady, uczestnictwo w programach leczniczych, rehabilitacyjnych i reintegracyjnych jest (w Polsce - przyp. red.) dobrowolne. Ustawa mówi o leczeniu przymusowym jedynie w szczególnych przypadkach osób niepełnoletnich i uzależnionych, skazanych bez zawieszenia kary. Tego typu osoby mogą być kierowane przez sąd na leczenie przed rozpoczęciem odbywania kary. Ustawa pozwala równieżna przerwy w odbywaniu kary w celu podjęcia leczenia. „Przeciwdziałanie narkomanii i narkotykom w Polsce” European Minitoring Centre for Drugs and Drug Addiction


Magazyn MNB

6

Ustawa (o przeciwdziałaniu narkomanii - przyp. red.) nie penalizuje konsumpcji narkotyków, jednak posiadanie jakiejkolwiek ilości narkotyków stanowi czyn karalny. Przestępstwa przeciw Ustawie mają różną wagę w zależnosci od ilości narkotyków. Podstawowa katogoria przestępstwa za posiadanie narkotykówzagrożona jest karą do trzech lat więzienia, natomiast w przypadku znacznych ilości kara może wynosić od roku do 10 lat pozbawienia wolności. Przestępstwa mniejszej wagi zagrożone są karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do roku. Od roku 2011, posiadanie narkotykówna własny użytek nie musi być karalne, jednak jest to uzaleznione od decyzji prokuratora i sędziego. „Przeciwdziałanie narkomanii i narkotykom w Polsce” European Minitoring Centre for Drugs and Drug Addiction

Katarzyna, lat 32: W podejmowaniu decyzji o leczeniu ważna jest jego jakość i to czy twoje problemy zostaną rozwiązane. Mnie do leczenia nakłoniły sprawy zdrowotne, choć nie wykluczam, że nielegalność narkotyków mogła mieć na to wpływ. Dlatego jestem na metadonie. Wiem, że nie uwikłałabym się tak mocno w narkotyki, gdyby prawo było bardziej humanitarne. Na decyzję o leczeniu wpływ miała ciąża i dziecko, a nie policja. Ale nadal żyję po swojemu, bo społeczeństwo mnie wyautowało. Mam wrażenie, że na zawsze.

McKeganey jest w swoich wywodach krytyczny i dostrzega także niekorzystne konsekwencje prohibicji na leczenie z uzależnienia. Przyczynia się ona do napiętnowania uzależnionego w społeczeństwie i to nawet, jeśli okres nałogu ma on już dawno za sobą. Bez wątpienia osoby uzależnione od nielegalnych substancji są w dużo poważniejszym stopniu społecznie potępiane niż ma to miejsce w przypadku alkoholików. Z drugiej strony, zauważa McKeganey – napiętnowanie uzależnionych może się w mniejszym stopniu wiązać ze stanem prawnym substancji, a w znacznie większym wynikać z negatywnego postrzegania uzależnionego, jako osoby pozbawionej kontroli nad swymi zachowaniami. Umożliwienie uzależnionemu zatrudnienia jest istotną częścią procesu wychodzenia z nałogu. Wiadomo, że wielu pracodawców niechętnie decyduje się na zatrudnienie kogoś, o kim wiadomo, że wychodzi z nałogu narkotykowego, co w konsekwencji utrudnia ten proces. Negatywne nastawienie może mieć jednak więcej wspólnego z postrzeganiem uzależnionego jako osoby niewiarygodnej i niegodnej zaufania, niż z tym, że substancja, której używał była nielegalna. W wielu przypadkach szanse podjęcia pracy przez uzależnionego wychodzącego z nałogu utrudnia fakt bycia notowanym przez policję. Z tym problemem można sobie jednak poradzić bez konieczności radykalnej zmiany prawa, na przykład poprzez usuwanie z kartoteki wyroków za przestępstwa narkotykowe w stosunku do tych osób, które wykazują konsekwencję w leczeniu i rokują wyjście z nałogu.

Tekst powstał w oparciu o artykuł Neila McKeganey’a zamieszczony w Soapbox, comiesięcznej kolumny wydawnictwa DDN (Drink and Drugs News).


7

PTSD

Sięgamy po narkotyki z różnych powodów. Jednym z nich jest potrzeba zniwelowania napięcia emocjonalnego i bólu. Trudności życiowe, nieumiejętność radzenia sobie z wyzwaniami, które niesie życie, niewątpliwie wyzwalają napięcie. Brak sukcesów, a nawet porażki zaniżają nam z czasem samoocenę i powodują, że wiele osób wycofuje się z dotychczasowej aktywności, a także sięga po używki. Znacznie trudniejsza sytuacja występuję wówczas, gdy doświadczymy zdarzeń, które nie tylko skazują nas na porażkę, ale są zagrożeniem dla naszego życia i zdrowia.

Rany, których nie widać Maria Gadowska * Żyjemy w bezpiecznym kraju. Pokolenie osób, które doświadczyły przeżyć wojennych i ryzykowały swoim życiem i zdrowiem, stanowi dzisiaj znaczną mniejszość wśród obywateli Polski. Wydaje się więc kuriozalne uczestniczenie w sytuacjach, w których coś zagraża naszemu życiu i zdrowiu, czy w których jesteśmy świadkami śmierci innych osób. A jednak, co najmniej od kilkunastu lat, dosyć aktywnie funkcjonuje w kręgach naukowych i pozanaukowych pojęcie stresu pourazowego PTSD (ang. posttraumatic stress disorder). Początkowo badania i publikacje na temat zdarzeń traumatycznych i wywołanych przez nie objawów dotyczyły przeżyć wojennych z pierwszej, a potem z drugiej wojny światowej. Żołnierze powracający z frontu dotknięci byli wieloma urazami, nie tylko fizycznymi, ale i psychicznymi. Skarżyli się na nerwowość, problemy ze snem, agresywność, trudności z koncentracją, wysoki poziom lęku, natrętne i przykre wspomnienia z frontowych przeżyć. Mimo zagojonych w miarę upływu czasu ran, nie potrafili już powrócić do społeczeństwa i sprawnie w nim funkcjonować ze względu na utrzymujące się zaburzenia psychiczne. Wiedza na ten temat poszerzyła się jeszcze bardziej, gdy pojawiły się doświadczenia więźniów obozów koncentracyjnych (KZ–syndrom), a później wojenne przeżycia żołnierzy walczących w Wietnamie. Po każdej z wojen obserwowano więc u powracających weteranów specyficzne objawy, które utrudniały im życie i nie pozwalały

* Maria Gadowska jest psycholożką i specjalistką terapii uzależnień; pracuje z żołnierzami Wojska Polskiego, a także pacjentami Poradni MONAR w Krakowie


Magazyn MNB

8 przystosować się do powojennej rzeczywistości. W 1980 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne wprowadziło do klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM III pojęcie zespołu stresu pourazowego czy inaczej zaburzeń po stresie traumatycznym (PTSD). Następnie podjęto prace nad skutecznymi sposobami pomocy osobom z objawami pourazowymi.

Billie Mac: „Miałem 18 lat, kiedy nasz samolot wylądował w Da Nang. Szef oddziału kazał nam odbiec od samolotu i paść na ziemię, ponieważ trwał właśnie atak rakietowy. Byłem całkiem zdrętwiały ze strachu. Ale cóż, w porównaniu z tym, co miało nastąpić, Da Nang z całymi tymi atakami rakietowymi było rajem. Później zrobiło się znacznie, ale to znacznie gorzej.” Richard K. James, Burl E. Gilliland „Strategie interwencji kryzysowej”, Warszawa 2010.

Aktualnie w Polsce szczególną uwagę poświęca temu tematowi wojsko, które przyłączyło się do misji stabilizacyjnych m.in. w Iraku i w Afganistanie, wysyłając tam polskich żołnierzy. Ze względu na bardzo wysoki poziom zagrożenia dla zdrowia i życia uczestników misji, żołnierze biorący udział w tych działaniach po powrocie do kraju są diagnozowani pod kątem PTSD. Powstała nawet, w odpowiedzi na potrzeby „misjonarzy”, bardzo sprawnie działająca Klinika Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego, a także „Program osłony psychologicznej uczestników misji poza granicami państwa i ich rodzin”, w oparciu o który realizuje się w jednostkach wojskowych pomoc psychologiczną udzielaną uczestnikom misji, weteranom i ich rodzinom. O ile nie budzi żadnych wątpliwości powiązanie uczestnictwa żołnierzy w działaniach wojennych z objawami stresu pourazowego, o tyle na pewno zastanawia, czy i w jaki sposób przeciętny obywatel bezpiecznego kraju może doświadczać podobnych objawów. Aby rozwiać te wątpliwości, warto zobaczyć, czym tak naprawdę jest trauma, jak człowiek dotknięty traumą przeżywa trudne doświadczenia, a także co odróżnia traumę od kryzysu czy od „zwykłego” stresu. Przyjrzyjmy się także, jakie działania mogą pomóc i po jakie chętnie sięga człowiek, który znalazł się w obliczu cierpienia wynikającego z czegoś, na co prawdopodobnie nie miał wpływu. A także jakie są związki osób zdiagnozowanych jako uzależnione z doświadczeniem wydarzeń traumatycznych.

Co może być czynnikiem traumatyzującym? Stres jest częścią życia. Wszyscy spotykamy się na co dzień z sytuacjami wymagającymi emocjonalnego zaangażowania w rozwią-


9 zanie problemu czy wynikającej z życia w społeczeństwie trudności. Czasami problemy są bardziej skomplikowane i tracimy więcej energii na ich rozwiązanie, a nawet przypłacamy tę aktywność chwilową utratą zdrowia, ze względu na nagły spadek odporności organizmu. Zawsze lepiej lub gorzej sobie radzimy. Gdy jednak sytuacje życiowe niespodziewanie się komplikują i dotychczasowe sposoby radzenia sobie przestają działać, mówimy o kryzysie. Kryzys wymaga nowych sposobów działania. Burzy stare schematy, ale niesie ze sobą też aspekt rozwojowy. Uczy nas nowych zachowań. Pozwala spojrzeć inaczej na dotychczasowe życie. Czasami wręcz wyzwala człowieka ze schematycznych, nie do końca akceptowanych wcześniej społecznych uwikłań. Pokonanie kryzysu to wejście w nową sytuację jako osoba często bogatsza o nowe doświadczenia. Wciąż jednak zachowujemy spójność własnego wizerunku, własnej osoby. Nasza tożsamość, nasze życie i zdrowie nie są tutaj poważnie zagrożone. Inaczej jest w przypadku traumy. Każda sytuacja, w której człowiek narażony jest na utratę życia i zdrowia, w której jest świadkiem śmierci, przemocy wobec siebie lub innych osób, gdy on sam lub inne osoby w jego obecności doznały obrażeń, gdy ryzykując życiem i zdrowiem stracił dobytek lub ważne dla siebie wartości, może być traumatyzująca. Zdarzenie traumatyczne może wystąpić jednorazowo, ale mamy też do czynienia z osobami, które wielokrotnie przeżyły takie sytuacje. Zdarzenia traumatyczne mogą być spowodowane działaniem sił natury (klęski żywiołowe – powodzie, trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów i inne) lub jako skutek działań podjętych przez człowieka (intencjonalne: przemoc fizyczna, psychiczna czy seksualna; nieintencjonalne: wypadki samochodowe, pożary, katastrofy samolotowe, budowlane i inne). Ludzie, którzy doświadczyli sytuacji traumatycznej, często opisują swoje przeżycia jako rodzaj dramatu, który rozbił czy rozkawałkował na drobne części ich dotychczasowe życie i w żaden sposób nie potrafią już tego życia posklejać, by było takie, jak dawniej. Człowiek w efekcie licznych życiowych doświadczeń wypracowuje sposoby rozwiązywania problemów czy radzenia sobie z rozmaitymi trudnościami. W sytuacji traumy te wyuczone sposoby postępowania, zdolności adaptacyjne i mechanizmy obronne jednak zawodzą.

PTSD Billi Mac: „To było w niecały tydzień od powrotu z dżungli do domu. Rodzina uważała, że to dość dziwaczne, iż włożyłem polowy mundur i poszedłem spać do lasu. Po prostu nie mogłem wytrzymać ograniczenia czterema ścianami tego domu. Cały czas myślałem o Johnsonie, który zajął moje miejsce jako dowódca drużyny. Wiedziałem, że na pewno zmarnuje któregoś z chłopaków. Miałem potrzebę bycia tam, ale z całą pewnością nie chciałem tam być. Natychmiast się upiłem i pozostawałem w tym stanie przez dłuższy czas.” Richard K. James, Burl E. Gilliland „Strategie interwencji kryzysowej”, Warszawa 2010.


Magazyn MNB

10 Zdarzenie traumatyczne pojawia się nagle i niespodziewanie, nie można się na nie przygotować. Siła tragedii i gwałtowność wydarzeń przekraczają możliwości zaplanowania jakiegokolwiek racjonalnego działania. Zazwyczaj wyzwala to zachowania obliczone na przetrwanie, na utrzymanie się przy życiu za wszelką cenę. Na dalszym etapie pojawiają się pytania: dlaczego mnie to spotkało, jaki jest tego sens. Pojawia się ogromne cierpienie i rozpaczliwe próby uporania się z nim, chęć ucieczki od trudnych emocji. Często towarzyszy temu poczucie winy lub brak zaufania do samego siebie, poczucie bezsilności i brak nadziei.

Billie Mac: „O tak, piłem. O tak, strzelałem do dzieci. Piłem głównie po to, żeby zapomnieć o strzelaniu do dzieci. Nikt, kto tam nie był, nigdy tego nie zrozumie”. Richard K. James, Burl E. Gilliland „Strategie interwencji kryzysowej”, Warszawa 2010.

Czy po traumie rozwinie się u osoby PTSD, zależy od wielu czynników, m.in. od indywidualnych predyspozycji i od wcześniejszych doświadczeń. Dotychczasowa wiedza na ten temat pozwala jednak przypuszczać, że ludzie lepiej sobie radzą z sytuacjami wywołanymi przez siły natury niż z tymi, które zostały spowodowane przez innych ludzi i to w sposób intencjonalny, czyli z użyciem przemocy (gwałty, akty terroryzmu, tortury, przemoc domowa).

Czy narkotyki i alkohol pomagają poradzić sobie z bolesnymi doświadczeniami?

PIES TERAPEUTA Do niwelowania u żołnierzy objawów stresu bojowego coraz częściej w warunkach polowych wykorzystywane są psy. Pies obdarzony jest spontaniczną empa�ą. Gdy wyczuwa złe samopoczucie żołnierza, podchodzi do niego i siada obok. Taki pies-terapeuta jest dobrze ułożony, pozwala żołnierzom się ze sobą bawić, pozwala się głaskać, odstresowuje ich. Oczywiście, nie możemy nazwać tego leczeniem, bo zwierze nie zastąpi lekarza czy psychologa, ale jest to pewnego rodzaju wsparcie psychologiczne.

Nikt nie chce cierpieć. To oczywiste i odrobinę trywialne stwierdzenie pozwoli nam być może jednak zbliżyć się do zrozumienia, w jak rozpaczliwej sytuacji znajduje się ktoś, kto przeżył sytuacje z pogranicza możliwości przetrwania. Potrzeba zmniejszenia cierpienia jest bardzo naturalną ludzką reakcją. Osoba po traumie szuka więc rozmaitych sposobów złagodzenia przykrych emocji. Jeśli spotka się z możliwością uzyskania specjalistycznej pomocy medycznej czy terapeutycznej i z niej skorzysta, to samopoczucie może się poprawić. Dosyć często jednak odkrywa alkohol, narkotyki i inne substancje psychoaktywne jako te, które przynoszą ulgę. Są to oczywiście mało konstruktywne metody samopomocy i ktoś taki w rezultacie ponosi więcej strat niż korzyści. Przynoszące pozorną ulgę środki psychoaktywne w efekcie zwiększają jeszcze negatywne odczucia. Mogą powodować nasilenie gniewu i irytacji, odrętwienie emocjonalne, społeczną izolację, zwiększoną czujność i nieustanne poczucie zagrożenia, a także sprzyjać rozwojowi depresji. Regularne zażywanie środków psychoaktywnych jako metoda samoleczenia, mająca zniwelować bolesne i przykre wspo-


11

PTSD

mnienia, w efekcie działa autodestrukcyjnie, a z czasem zamienia się w ciągi alkoholowe czy narkotykowe. Działanie, które ma pomóc także na problemy ze snem (częste wybudzanie się, koszmary senne), na wysoki poziom lęku i ogólne rozbicie, w konsekwencji może nasilić inne, niepożądane i szkodliwe objawy. Badania wykazały, że osoby po traumie, które używały alkoholu lub narkotyków, doświadczały częstych ataków paniki, fobii, zaburzeń nastroju, natręctw, zamartwiania się. Pojawiały się także problemy zdrowotne (cukrzyca, choroby serca, choroby wątroby). Naukowcy odkryli, że znaczącym czynnikiem w wahaniach nastroju po traumie jest spadek poziomu endorfin, czyli endogennych opioidów (tzw. hormonów szczęścia) odpowiedzialnych za pozytywne emocje i zadowolenie. Sięganie po alkohol lub narkotyki jest próbą uzyskania dobrego samopoczucia, jakie występuje przy wyższym poziomie endorfin. Spadek poziomu endorfin jest porównywalny z odczuciami, jakie ma osoba zażywająca narkotyki w fazie zejściowej. Pojawiają się: lęk, przygnębienie, napięcie emocjonalne, ból fizyczny i inne objawy charakterystyczne dla głodu narkotykowego. Wiele osób po traumie sięga więc po alkohol czy narkotyki, by odtworzyć te uczucia, które występowały, gdy organizm wytwarzał odpowiednią ilość endorfin. Efekty są oczywiście tymczasowe i jeśli człowiek używa tego coraz więcej, wpada w pułapkę uzależnienia. Środki psychoaktywne działają znieczulająco, jednak dalsze ich używanie wyniszcza i przynosi duże straty we wszystkich obszarach życia człowieka. Samopoczucie, które chwilowo się poprawia, po zakończeniu działania substancji psychoaktywnej staje się jeszcze gorsze i trudniejsze do zniesienia, co w efekcie daje potrzebę zwiększania dawek narkotyków lub alkoholu. Warto jeszcze zobaczyć, jaką grupę wśród osób, które miały objawy PTSD, stanowią osoby uzależnione. Badania, które przeprowadzono w latach 80-tych i 90-tych na temat współwystępowania PTSD z zaburzeniami spowodowanymi używaniem substancji psychoaktywnych, pokazywały, że była to grupa 12% do 34% osób (bez rozróżnienia płci). Wyższe wskaźniki, bo aż od 43% do 59%, występowały w badaniach wyłącznie kobiet, co najprawdopodobniej wskazywało na to, że kobiety częściej doświadczały PTSD po straumatyzowaniu. (Goldenberg i in.1995, za: Najavits i in., 1998; Grice i in., 1995, za: Najavits i in., 1998, w: Maria Lis-Turlejska, „Nowiny Psychologiczne” nr 2/2000).

LECZENIE PTSD IBOGAINĄ Osoby, które cierpią na PTSD prawie zawsze mają poziom dopaminy, który jest znacznie wyższy niż normalnie. Dzieje się tak ze względu na lata strachu, lęku i depresji. Według niektórych badaczy leczenie ibogainą może pomóc naturalnie zrównoważając gospodarkę neuroprzekaźnikami w organizmie, prowadząc do wyzdrowienia.


Magazyn MNB ZABURZENIA DYSOCJACYJNE W zaburzeniach dysocjacyjnych umysł stara się chronić człowieka poprzez przenoszenie go np. w inne miejsce i czas. Jest to forma ucieczki i radzenia sobie z traumatycznym przeżyciem. Zwykle taka reakcja jest obserwowana w przypadku wydarzeń, które odbierane są przez człowieka jako coś, z czym nie jest w stanie sobie poradzić. Na przykład wykorzystywanie seksualne, psychiczne znęcanie się albo powtarzająca się przemoc. Wielokrotne przebywanie w warunkach walki wojennej wykazało wzrost zachowań dysocjacyjnych.

12 Wykonano także badanie osób zgłaszających się na leczenie z powodu PTSD. Wyniki były następujące: od 60% do 80% spośród nich cierpiało na zaburzenia związane z nadużywaniem alkoholu lub narkotyków bądź w związku z uzaleznieniem od nich (Branchey, Davis, Lieber, 1984 , w: Maria Lis-Turlejska, „Nowiny Psychologiczne” nr 2/2000).

Potrzeba terapii W terapii osób z objawami potraumatycznymi jest niezwykle istotne, by uzyskały one pomoc możliwie jak najszybciej, zanim utrwalą się u nich destrukcyjne formy funkcjonowania w społeczeństwie. W przypadku kogoś, kto sięga po środki psychoaktywne specjalistyczna pomoc musi przyjść zanim pojawią się szkody wynikające z używania narkotyków czy picia alkoholu. Jeśli jednak mamy do czynienia z osobami po traumie, u których diagnozuje się uzależnienie, ważne jest, by pacjent taki objęty był opieką doświadczonych terapeutów, posiadających wiedzę z obydwu tych obszarów. Istotne jest także prowadzenie działań skoordynowanych i zintegrowanych – z jednej strony specjalistyczna pomoc pod kątem PTSD, z drugiej terapia uzależnienia. Wydaje się zatem potrzebne i sensowne propagowanie wiedzy na temat pomocy osobom po traumie. Mimo bezpieczeństwa, jakie zapewnia nam życie w europejskim demokratycznym kraju, nigdy nie wiemy, co jeszcze może się wydarzyć w naszym życiu. Warto zatem zadbać o to, by każdy człowiek, który znajdzie się w ekstremalnie trudnej sytuacji, był przygotowany na pomoc i wiedział, gdzie ma jej szukać, gdzie może skorzystać z wiedzy i doświadczeń przygotowanych do tego fachowców.

OBJAWY PTSD I ICH WPŁYW NA ZACHOWANIA Niektórymi poważnymi objawami są nawracające niepokojące wspomnienia lub sny, związane z wydarzeniem, złudzenia, halucynacje i retrospekcje. Ich efektem są zachowania wskazujące na ogromny lęk, próby unikania uczuć i rozmów, związanych z traumą, próby izolacji, poczucie winy, nerwowość lub wybuchy złości. Jest to bardzo skrócona lista objawów i zachowań, ale można sobie na jej podstawie wyobrazić zakres wewnętrznej walki, jaka zachodzi u osób z PTSD. Dwa najprawdopodobniej najczęściej występujące objawy Zespołu Stresu Pourazowego to odrętwienie i reakcje walki lub ucieczki. Odrętwienie objawia się oziębłością emocjonalną, otępieniem, a reakcje walki lub ucieczki mogą być postrzegane jako zachowania agresywne. Obydwa typy reakcji w Zespole Stresu Pourazowego odnoszą się do faktycznego lub wyimaginowanego niebezpieczeństwa lub poczucia bezsilności. Inne reakcje, które mogą się wykształcić jako mechanizmy obronne to izolacja i uzależnienia.


13

PTSD

Tak powszechne zażywanie narkotyków przez żołnierzy amerykańskiej armii podczas wojny w Wietnamie było związane nie tylko z dostępnością do używek, ale także z tym, co przeżywali oni w trakcie działań wojennych. Nieprzygotowani do okrucieństw wojny, bez wiary w jej sens – byli oni szczególnie podatni na łagodzące stres i łatwo dostępne narkotyki.

Wietnam w pigułce Grzegorz Wodowski

Zanim dokonamy desantu na Wietnam, wróćmy na chwilę do roku 1898, kiedy to Stany Zjednoczone przejęły kontrolę nad Filipinami. Krótko po zajęciu wysp rozpoczęły się krwawe działania mające na celu stłumienie rodzącego się partyzanckiego powstania. Dość szybko okazało się, że stacjonujący na Filipinach amerykańscy żołnierze masowo zaczęli palić opium. I jakkolwiek stosowanie opium było wśród nich nagminne, to wyżsi rangą oficerowie stanowczo zaprzeczali tej praktyce, a ówczesny Komisarz ds. Opium USA Hamilton Wright twierdził, że nie ma żadnych dowodów na to, że opium lub jego pochodne są zażywane przez żołnierzy armii amerykańskiej. Oczywiście! Zażywanie opium przez żołnierzy amerykańskich na Filipinach nie było jedynym takim przypadkiem w historii. Do podobnych praktyk doszło i to na zdecydowanie większą skalę podczas wojny w Wietnamie w latach 1965-1975. Przyjrzyjmy się jeszcze międzynarodowej polityce narkotykowej USA. Od początku XX wieku Stany Zjednoczone podejmowały działania mające na celu kontrolowanie obrotu narkotykami, najpierw w USA, a następnie wszędzie indziej na świecie. Wydawano co i rusz akty prawne mające regulować handel narkotykami i chronić Amerykę przed niebezpiecznymi substancjami. Pamiętamy też, że szczególnie skuteczny był pod tym względem przewodniczący Biura ds. Narkotyków, Harry Anslinger. W latach 50-tych ubiegłego stulecia Stany Zjednoczone zorganizowały placówki Biura ds. Narkotyków w wielu krajach Azji Południowej. Głównie po to, aby ograniczać produkcję narkotyków, które były przeznaczone na rynek amerykański.

W latach 60-tych administracja prezydenta Kennedy’ego wyposażyła rząd Meksyku w helikoptery, lekkie samoloty, jeepy oraz broń wartą 500 mln dolarów. Były to działania na bezprecedensową skalę wyznaczające trendy w walce z narkotykami na całe dekady. Na zdjęciu: prezydenci USA John F Kennedy i Meksyku Adolfo Lopez Mateos


Magazyn MNB Brak zainteresowania wojną, wykształcenia i doświadczenia poborowych mógł być jednym z wielu powodów, dla których morale dla wojny w Wietnamie tak szybko osłabło, co stanowiło optymalne warunki dla wszelkiego rodzaju używek.

14 WOJNA Z KOMUNIZMEM Wojna pomiędzy Wietnamem Północnym i Południowym rozgorzała wokół konfliktu indochińskiego. Jak wiemy Wietnam Północny był wspierany przez siły komunistyczne, natomiast Południowy przez kraje Zachodu, głównie przez Stany Zjednoczone. Zagrała stara doktryna prezydenta Trumana, który uważał, że Stany Zjednoczone powinny „wspierać wolną ludność, sprzeciwiającą się próbom podporządkowania ze strony uzbrojonych mniejszości lub sił zewnętrznych”. Stany Zjednoczone traktowały swoje wsparcie dla Wietnamu Południowego jako rodzaj walki z demonem „represji”. Wielu żołnierzy powołanych do służby podczas wojny w Wietnamie nie miało zamiaru zawodowo służyć w wojsku. Zwykle były to osoby niewykształcone i nie posiadające doświadczenia wojskowego, ani też specjalnych aspiracji do robienia kariery wojskowej. W 1971 roku Prezydent Nixon ogłosił utworzenie Special Action for Drug Abuse Prevention (SAODAP), której zadaniem była koordynacja działań oraz sporządzanie raportów na temat rosnących problemów z zażywaniem narkotyków przez żołnierzy USA walczących w Wietnamie.

Badania pokazywały różne rozpowszechnienie stosowania marihuany. Z jednego z wynikało, że tylko 28,9% poborowych przebywających w Wietnamie paliło marihuanę (przynajmniej jeden raz). Inne raporty podawały odmienne liczby: nawet 90% żołnierzy amerykańskich w Wietnamie bywało pod wpływem marihuany. Amerykańskie media nie skupiały się na faktycznym zrozumieniu problemu zażywania narkotyków podczas wojny w Wietnamie, a w podawanych informacjach nie zwracano uwagi na różnice pomiędzy zażywaniem i nadużywaniem nielegalnych substancji.

Dane SAODAP sugerowały, że około 40% ochotników, którzy zgłosili się do służby na początku wojny w Wietnamie nie ukończyło żadnej innej szkoły poza podstawową, a wielu z nich zaciągnęło się do wojska z uwagi na bardzo ograniczone perspektywy jakiejkolwiek dobrze płatnej pracy zarobkowej. Osoby te miały także znacznie więcej doświadczeń z narkotykami, niż późniejsi rekruci, gdy poborowych rekrutowano na zasadzie loterii, aby „uprzedzenia społeczne miały mniejszy wpływ na wybór żołnierzy”.

ALKOHOL W BUNKRACH W początkowej fazie wojny w Wietnamie najczęściej nadużywaną substancją był alkohol. Jego konsumpcja nie wzbudzała szczególnych kontrowersji. Wyżsi rangą oficerowie regularnie spożywający alkohol byli nazywani „the juicers”, a zwykli poborowi „the heads” ze względu na skłonności do zażywania nielegalnych substancji. Picie alkoholu było wręcz propagowane wśród żołnierzy. Alkohol umacniał w nich wizerunek twardych osiłków, za których chcieli uchodzić. Bary w bazach wojskowych miały specjalne pozwolenia na wydawanie żołnierzom piwa oraz innych alkoholi także w bunkrach.


15 Odizolowani na długie miesiące żołnierze doświadczali samotnych nocy w obcych i zupełnie nowych okolicznościach. Nie dość, że w kraju leżącym na drugim końcu świata, to jeszcze znaleźli się w warunkach skrajnie różnych od tych, do których przywykli. Narastające negatywne nastroje do wojny w Wietnamie – zarówno wśród żołnierzy, jak i w społeczeństwie amerykańskim sprawiały, że wojna w Wietnamie traciła poparcie i sens (przy założeniu, że w ogóle kiedykolwiek miała jakiś sens). To z kolei tworzyło szczególne warunki sprzyjające ogólnej degrengoladzie i sięganiu po narkotyki.

PTSD Wraz ze słabnącym zaangażowaniem amerykańskiej armii w działania wojenne wzrastał problem zażywania również nielegalnych substancji odurzających. Także w USA poparcie dla działań wojennych wyraźnie słabło.

MARIHUANA NA FRONCIE Federalne Biuro ds. Narkotyków jeszcze w roku 1954 rozpoczęło dochodzenie w sprawie przemytu opium z Laosu. Laos to kraj głównie górzysty, z dala od ciekawskich spojrzeń – dzięki czemu doskonale nadający się do nielegalnych upraw i przemytu narkotyków. Podczas wojny w Wietnamie wraz z napływem amerykańskich żołnierzy zaczęto się obawiać o to, w jaki sposób ich obecność w regionie wpłynie na opiumowy interes. Uprawa konopi, w alternatywie do maków stała się popularna również z uwagi na niewielkie zainteresowanie ze strony wietnamskich organów policyjnych i z powodu braku egzekwowania przepisów antynarkotykowych. Lokalny rząd nie kontrolował, ani też nie posiadał specjalnej agencji kontrolującej uprawy konopi i sprzedaży marihuany. Wielu rolników z tego obszaru produkowało i sprzedawało marihuanę traktując ją jako dodatkowe, rezerwowe źródło dochodu. Konopie są łatwe w uprawie, ponieważ należą do chwastów, nie wymagają żyznej ziemi, ani wyjątkowego nawadniania. Dzięki temu są idealną rośliną uprawną. W Wietnamie dobrej jakości marihuana była niezmiernie tania. Tania do tego stopnia, że jej porównania z ceną z Ameryce nie miały najmniejszego sensu. Ale chociaż narkotyk był tak tani i ogólnodostępny, wielu żołnierzy paliło go tylko od czasu do czasu. Robili to po to, aby oderwać się na chwilę od tego, w czym tkwili; aby uspokoić się po starciu; uciec od okrucieństwa, którego doświadczali na co dzień. W związku z rosnącymi obawami co do eskalacji problemu uzależnień wśród żołnierzy, w 1969 roku Biuro ds. Narkotyków oraz służby specjalne Wietnamu rozpoczęły kampanię na rzecz niszczenia upraw marihuany. Niektórzy spekulują, że działania te były też sposobem na eliminowanie wsparcia dla partyzantów. W rezultacie tych działań

Marihuana jest jednym z nielicznych narkotyków, które mogą mieć bardzo różnorodny wpływ na różnych ludzi. Na niektórych może działać ona jak stymulant, a z drugiej jak środek uspokajający. W Stanach Zjednoczonych próby regulowania handlu marihuaną są prowadzone od lat 1930-tych od wprowadzenia podatku od sprzedaży marihuany (Marijuana Tax Stamp).


Magazyn MNB Dla większości amerykańskich żołnierzy głównym zadaniem w tej wojnie było przetrwanie i wielu z nich znajdowało w narkotykach drogę ucieczki od strachu i okropności wojny .

Heroina była substancją jeszcze łatwiej dostępną niż wcześniej marihuana. W raporcie dotyczącym nadużywania narkotyków w wojsku amerykańskim przedstawionym w Senacie USA odnotowano, że poborowi wcześniej palący trawę zaczęli zażywać heroinę, którą oferowano im jako „nieuzależniającą formę kokainy”. Żołnierze wychodzili z założenia, że palenie heroiny można było łatwiej ukryć niż palenie marihuany. Tania i bardzo czysta heroina (ok. 94 – 96%) była powszechnie zażywana przez wojsko amerykańskie w Wietnamie. Niewielu żołnierzy zażywało ją jednak drogą dożylną.

16 zniszczono trochę ponad pół miliona krzaków konopi. Rolnicy otrzymywali niewielkie odszkodowania za zniszczone „przy okazji” na ich polach legalne uprawy. Dziennikarz Richard Boyle skomentował to następująco: „Stany Zjednoczone prowadzą teraz dwie wojny w Wietnamie: jedną przeciwko Wietkongowi, a drugą przeciwko maryśce”. W obliczu nieustannej presji władz wojskowych, aby ukrócić zażywanie marihuany, wielu żołnierzy zaprzestało jej palenia lub przynajmniej starało się je ograniczyć, ponieważ ryzyko kar było zbyt wielkie. Niezamierzonym skutkiem walki z marihuaną było to, że żołnierze znaleźli inną, o wiele groźniejszą substancję odurzającą, heroinę.

HEROINA W PAPIEROSIE Dostępna w Wietnamie heroina była tak czysta, że żołnierze mogli ją dyskretnie dodawać do tytoniu i palili ją bez wzbudzania podejrzeń, gdyż nie wpływało to w na zapach dymu palonych papierosów. Wraz z nadejściem lat 70-tych używanie heroiny wśród żołnierzy różnej rangi służących w Wietnamie gwałtownie wzrosło. Około pół miliona z nich zażywało regularnie lub co najmniej próbowało heroiny. Ze względu na zaostrzone przepisy dotyczące marihuany, heroina stała się narkotykiem właściwie bezkonkurencyjnym. Jednym ze sposobów radzenia sobie z rosnącym problemem zażywania narkotyków było zachęcanie żołnierzy do zwracania się o pomoc w związku z uzależnieniem od heroiny, marihuany i innych substancji poprzez oferowanie swego rodzaju amnestii, a także terapii dla osób, które dobrowolnie zgłaszały się na leczenie. Przed wprowadzeniem tego rozwiązania, żołnierzom przyłapanym na zażywaniu narkotyków groził sąd wojenny oraz karne zwolnienie ze służby wojskowej. Kiedy wprowadzono nowe zasady, coraz więcej żołnierzy było wysyłanych z powrotem do USA. Wielu z nich regularnie zażywało heroinę i przenosili oni swoje nawyki do kraju. Zaczęto poważnie obawiać się tak dużej liczby uzależnionych od narkotyków wśród wracających z frontu żołnierzy. W 1971 roku Nixon zaproponował rutynowe wykonywanie weteranom badań moczu na obecność narkotyków. Jeśli wynik badania był pozytywny, żołnierze nie mogli oni wrócać bezpośrednio do kraju. Program nazwano operacją „Golden Flow” (w tym przypadku chyba najtrafniejszym tłumacze-


17

PTSD

niem będzie „złoty strumień”). Obawy o skalę „importu” uzależnień okazały się zawyżone: ponad dwie trzecie wracających do domu żołnierzy nigdy nie zażyło heroiny po powrocie do ojczyzny, mimo że używali jej w czasie służby w Wietnamie. Chociaż amerykańskie media skupiały się na heroinie, której obawiano się najbardziej, „Golden Flow” miał na celu wykrywanie stosowania także innych narkotyków. W ramach programu badano mocz obecność opiatów, barbiturianów i amfetaminy lub ich metabolitów. Należy podkreślić, że metody testowania stosowane w tym czasie były jeszcze dość prymitywne, stąd margines błędu mógł być bardzo szeroki.

AMFETAMINA OD DOWÓDCY Jakkolwiek marihuana i heroina były bardzo rozpowszechnione, amerykańscy żołnierze podczas służby w Wietnamie zażywali także amfetaminę i jej pochodne. Należy zaznaczyć, że zupełnie legalnie dowódcy wydawali swoim żołnierzom pochodne amfetaminy, głównie po to, aby zmniejszyć ich potrzebę snu. „Go Pills”, jak potocznie określano tu tabletki amfetaminy pozwalały żołnierzom na pozostawanie w pogotowiu podczas wielogodzinnych zadań specjalnych. Ale poborowi nabywali także i w swoim zakresie fiolki z ciekłą amfetaminą na czarnym rynku i korzystali z nich nie tyle podczas patroli, co na tyłach frontu podczas imprez. Niektórzy weterani w odpowiedzi na pytanie, jak wyglądało wychodzenie z upojenia po amfetaminie mówili, że byli wówczas drażliwi i wyjątkowo poirytowani. Jeden z żołnierzy powiedział nawet, że wychodzenie z ciągu amfetaminowego sprawiało, że miał ochotę „strzelać do dzieci na ulicy”. Można zakładać, że między innymi z takich powodów dla wielu żołnierzy w Wietnamie to jednak marihuana była odpowiedniejszym narkotykiem. * * * Alkohol i narkotyki towarzyszyły konfliktom zbrojnym od zawsze, a przykład ich konsumcji przez żolnierzy armii Stanów Zjednoczonych podczas działań wojennych w Wietnamie nie jest niczym szczególnym. Pokazuje jedynie bardzo wydatnie, jak używki pozwalały żołnierzom odcinać się od emocji, których nikt z nas nie chciałby przeżywać. Warto też zaznaczyć, że dla większości z nich przygoda z narkotykami kończyła się wraz z zakończeniem udziału w działaniach wojennych i powrotem do domu.

Mimo, że zażywanie narkotyków było powszechna praktyką podczas wielu wojen to wojna w Wietnamie była pod tym względem dość wyjątkowa. Najczęściej spożywano alkohol, ale skala używania marihuany, heroiny oraz niektórych amfetamin była wcześniej niespotykana. Dla wielu żołnierzy walczących w Wietnamie narkotyki były sposobem radzenia sobie z nudą i samotnością, ale także metodą radzenia sobie z okrucieństwem walki na froncie, ze strachem i z ogromnym stresem.


Magazyn MNB

18

Mógł żyć we własnym kraju, mieć rodzinę i dzieci. Pracować, a wieczorem spotykać się z przyjaciółmi, pić wino i cieszyć się życiem. Konflikt gruzińsko-abchazki i udział w wojnie pozbawiły go tego wszystkiego i zaprowadziły na warszawski bajzel.

Strzały Paweł Siłakowski

Konflikty kaukaskie niewątpliwie mają swoje źródło w polityce narodowościowej, jaka była prowadzona przez ZSRR. W gruncie rzeczy polegała ona na tłumieniu ruchów narodowych i wyznaczaniu granic części składowych federacji bez uwzględnienia kryterium etnicznego. To, co wydarzyło się po upadku ZSRR to narastające z każdym rokiem odrodzenie narodowe wśród ludności poszczególnych regionów byłego ZSRR.

Wiosenny dzień na „czynnym” jeszcze wtedy warszawskim bajzlu. Szum ulicy, gwar ludzi i wyłaniający się z tłumu gość o egzotycznym nieco wyglądzie. Prawie tanecznym krokiem idzie w moją stronę z dziwnym grymasem na twarzy, ni to uśmiechem, ni to bólem. Któż to, pomyślałem. A on staje naprzeciw mnie i patrzy wymownie na torbę ze sprzętem, którą trzymam na ramieniu. Wymiana spojrzeń, wymiana słów, wymiana sprzętu. Tak wyglądało nasze pierwsze spotkanie. Ja byłem tu zupełnie nowy; świeżo upieczony streetworker na drugim roku studiów. On był codziennym bywalcem bajzla i stałym klientem wymiany. Milczący, chodzący własnymi ścieżkami, tajemniczy. Dowiedziałem się tylko, że przyjechał z którejś z postsowieckich republik. Podobno nikogo nigdy nie prosił o pomoc, zawsze samodzielny i dumny. Po kilku tygodniach wiedziałem już, że Alek pochodzi z Abchazji. Przy różnych okazjach próbowałem go ciągnąć za język, ale niewiele chciał mówić, nie chciał wspominać. Wcale nie wynikało to z wrogiego nastawienia. Przeciwnie, zawsze wyciągał z kieszeni jakieś kradzione fanty, którymi chciał się odwdzięczyć za sprzęt, jak mówił. Ale ja myślę, że bardziej był wdzięczny za naszą obecność w tym miejscu, za to, że go nie ocenialiśmy i traktowaliśmy z szacunkiem. Alek wyciągał z torby masażer do głowy, albo drewnianą łapkę do drapania pleców. Może przyda się? Na wojnie wszystko się przyda, sam sobie odpowiadał i chował fanty z powrotem widząc, że kręcimy głowami.


19

PTSD

No właśnie, wojna. Początkowo myślałem sobie, że ma na myśli swoje nędzne życie tu, na bajzlu. Okazało się, że mówiąc „wojna” ma na myśli prawdziwą wojnę. Pamiętam dzień, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o jego sprawach, o jego historii. Właściwie to on sam zaczął. Siedzieliśmy wtedy do późnego wieczora na jednych z tysiąca schodów dookoła Centralnego i paliliśmy papierosa za papierosem, on mówił, ja słuchałem. Niewiele się odzywałem, bo nawet nie wiedziałem o co pytać. Poważny jak zwykle, opowiadał swoją historię. Zaczynała się na początku lat 90-tych. Alek miał wtedy 20 lat i zupełnie nie wiedział czego chce od życia. Jako, że jego starszy brat poszedł do wojska, to i on się zaciągnął. Czemu nie? Z pracą było ciężko, a tam nie dość, że dali mu mundur i jeść, to jeszcze pokazali jak strzelać, żeby zabić. I to leżenie na pryczach i spirytus w puszkach i jeszcze kobiety na ulicach chichoczące pod nosem, kiedy z kumplami szpanowali na przepustkach. Żyć nie umierać. A dookoła przyjaciele – ci najlepsi, ci do końca życia. Alek był zadowolony, że się zdecydował pójść w ślady brata. Latem 1992 roku wybuchła wojna. Obaj z bratem nie bardzo wiedzieli dokładnie dlaczego i o co w niej chodzi. Na politykę mieli wywalone, nigdy ich nie interesowała. Ale teraz doszło do nich, że karabiny, które dostali nie są już tylko ozdobą przewieszoną przez plecy, fetyszem dla młodych macho. Alek nie był pacyfistą; wysłany na front strzelał do nieprzyjaciół, ale jak umiał unikał bohaterstwa, a co za tym idzie kul wroga. Trzymali się razem z bratem. Mijały dni przepełnione strachem o życie i niepewnością jutra. Dookoła ginęli ludzie, kule zabijały ich kolegów. Ci co przeżyli mieli do dyspozycji wódkę i amfetaminę. Jedno i drugie dodawało sił i odwagi. A potem zginął brat pod gruzami zbombardowanego budynku. Alek miał trudności ze zidentyfikowaniem jego zwłok. Jeszcze większe z poradzeniem sobie z tym, co go ogarnęło. Dalej już było tylko gorzej. W trakcie potyczek Alek przestał na siebie uważać, jakby przestało na czymkolwiek zależeć. Po powrocie do koszar włóczył się bez celu. Nadeszła zima i palenie ognisk na

W efekcie wygranej przez Abchazów wojny, prawie połowa mieszańców Abchazji (którymi byli głównie Gruzini i Megrelowie) została zmuszona do jej opuszczenia. Wygnanie gruzińskiej większości ludności (ponad 200 tys. ludzi) budzi olbrzymie emocje. Strony konfliktu wykorzystują argumenty historyczne w celu uzasadnienia swoich racji np. instytucje separatystycznej Abchazji i Rosji podają oficjalną wersje historii Abchazji, według której Abchazi byli ofiarami stalinowskiej polityki gruzinizacji.


Magazyn MNB Abchazowie uciekali przed Gruzinami, Gruzini przed głodem, Rosjanie – przed nie swoją wojną. W takich sytuacjach ludzie biegną dokądkolwiek, gdzie nie będzie im grozić niebezpieczeństwo, głód, śmierć. Później, w nowym miejscu, z pozoru próbują ułożyć sobie życie, ale tak naprawdę żyją nadzieją, że kiedyś wrócą do domu. Tyle że taka tęsknota również potrafi zabijać. „Abchazja” Wojciech Górecki

20 terenie jednostki było czymś normalnym. Któregoś dnia zatrzymał się przy grupie żołnierzy kucających wokół ogniska. Gdy rozcierał skostniałe od zimna ręce, zauważył, że koledzy coś podgrzewają w dużej metalowej chochli. Przez chwilę przyglądał się bulgocącej, brązowej cieczy. – To lekarstwo na smutki, wyjaśnił mu jeden napełniając strzykawkę. Chcesz trochę? Ulży ci, zobaczysz. Alek zdjął ocieplaną kurtkę i podciągnął rękaw munduru, którego czystość pozostawiała wiele do życzenia. Zrobił to tak szybko i sprawnie, jakby robił od dawna. Przykucnął zaciskając dłoń na przedramieniu. Obserwował jak we wnętrzu strzykawki jego krew miesza się z brązowym płynem, a potem to wszystko nagle znika. Również złe samopoczucie. Heroina oplotła jego ciało i umysł tak szczelnie, że poczuł się jak w bezpiecznym kokonie. I trochę bliżej brata. Koledzy nie oszukali. Poinformowali jeszcze, że morfina, którą można dostać od miejscowego lekarza to prawie to samo. Każdy kto chciał, dostawał. Alek dwa dni później miał już swój własny zapas morfiny. Nie brał codziennie, ale doskonale pamiętał to pierwsze wrażenie i gdy tylko strach, który się w nim gromadził stawał się nie do zniesienia – sięgał do „apteczki”. Czuł jak się zmienia, jak coraz więcej uwagi poświęca narkotykom. Stawały się jego częścią. Mówił, że wojsko robi z niego narkomana, a on po każdym strzale czuł się jak bohater. Gdy brakowało morfiny, udawało mu się zorganizować heroinę. A czasami coś, co mogło być opium: wyglądało jak guma do żucia i trzeba było to umieszczać za dolną wargą i poczekać. Brał wszystko, co było opiatami. Żeby tylko noce były spokojne. Po zakończeniu konfliktu przestał być bohaterem. Stał się ludobójcą i zdrajcą, bo jak się okazało – zabijał swoich. Bratobójca dający sobie w żyłę. Śmieć, odpad. Z kolegami-bratobójcami mieli dostęp do towaru, więc ćpali i handlowali. W głowie Alka strach zadomowił się na stałe. Wydano na niego wyrok, karę śmierci za zabijanie swoich. Stwierdził, że nie pozostaje im nic, jak tylko zaciągnąć się na kolejną wojnę. Robić to, co umiał najlepiej, zabijać innych. A strach maskować heroiną. Lata 90-te sprzyjały takim, jak on. Konflikt na Bałkanach, dwie wojny czeczeńskie. Razem z kumplem uciekli przed zemstą. I przed sobą. Ale to zrozumiał dopiero później. Nie mówili nikomu kim są, nikt też nie pytał. Gdy nie mieli heroiny, brali wszystko inne, amfetaminę, MDMA, pili wódkę. Dotoksy nie były w modzie, a narkotyki


21

PTSD

pomagały przetrwać, choć nie chroniły przed kulami. Jedna z nich przebiła kumplowi na wylot głowę. Gdy został sam postanowić skończyć z heroiną raz na zawsze, zaszyć się gdzieś i wytrzeźwieć, wrócić do życia. Nie udało się. Wymyślił, że pomoże mu wóda i MDMA. Pił, ćpał i uciekał coraz dalej na zachód: „the West is the Best”. Potem przez chwilę był naprawdę trzeźwy. Wynajmował się do pracy w gospodarstwach rolnych, był lubiany i dobrze sobie radził. Wszystko było by dobrze, gdyby nie te sny i ciągłe rozmyślanie. Czuł, że to nie jest jego życie, ciągle miał wrażenie jakiegoś niedopasowania. Kusiło go, żeby wrócić w rodzinne strony, jakoś się wytłumaczyć przed swoimi i żyć jak dawniej, mieć dom, rodzinę, przyjaciół. Ktoś zaproponował przemyt alkoholu i papierosów do Polski. Czemu nie? Lepsze to niż praca na roli. Nowi kumple, samochody odstawiane za granicę, kasa do ręki, pełno wrażeń. Wróciła przemoc i adrenalina. Po którymś zleceniu stwierdził, że zostaje w Polsce. Trochę pobujał się tu i ówdzie, aż w końcu wylądował w Warszawie. Niedługo potem na bajzlu. Kompot, heroina, od czasu do czasu jakiś proch. Odpuścił kontrabandę, a i tak szedł na dno. Na początku wynajmował mieszkanie, potem wylądował na ulicy. Z chodzenia „na sklepy” stać go było tylko na działkę. Spał po klatkach schodowych, a zimą – po noclegowniach. Swój los przyjmował z dumą, nie narzekał, nie obwiniał nikogo. Ucieczkę od śmierci zamienił na ucieczkę od absty; jeśli chodzi o strzelanie, to strzelał już tylko po kanałach. Pamiętam każdą naszą rozmowę, gdy poznawałem szczegóły z jego życia, pamiętam też ostatnią. Był nerwowy i niespokojny, jak nigdy, i mówił, że coś się kończy. Miał łzy w oczach, bał się że jest coraz starszy, bardziej wyniszczony heroiną i coraz mniej sprawny. Gdzieś we wrześniu 2010-go zadzwonił telefon: numer nieznany, stacjonarny, czyli nikt w sprawie sprzętów. Dzwoniła pracowniczka urzędu ds. cudzoziemców. Alek jest u nich, czeka na deportację do kraju, gdzie – jak zawsze powtarzał – utną mu głowę. Prosił tylko, żeby do mnie zadzwoniła i przekazała mi słowa pożegnania. Nigdy nie dowiedziałem się, co dalej się z nim stało.

Do wojny po stronie Abchazów włączyło się wielu ochotników z Czeczenii i innych republik z północnego Kaukazu, w tym sam Szamil Basajew. Pomiędzy walkami zbrojnymi dochodziło do licznych zbrodni, mordów, gwałtów i czystek etnicznych, palono i grabiono wioski, okradano muzea. Trzeba przyznać, że to obie strony konfliktu dopuszczały się takich aktów.


Magazyn MNB

22

Według niektórych źródeł historycznych dotyczących wojny afgańskiej, od 50 do 80% żołnierzy radzieckich zażywało tam narkotyki. Źródła oficjalne przyznawały, że maksymalnie mogło to być 20%. Jednak co do jednego jedne i drugie źródła były zgodne: zdecydowana większość uzależnionych weteranów z Afganistanu zaczęła używać narkotyków podczas służby w tym kraju.

Wódka i heroina Grzegorz Wodowski Picie alkoholu miało w radzieckiej armii bogatą i głęboko zakorzenioną tradycję: wódka służyła zarówno do „oblewania” nowo zdobytych insygniów, jak i do codziennej ucieczki od marnych warunków życia. Picie alkoholu było szczególnie powszechne wśród niezawodowych oficerów, którzy mieli środki i dostęp do alkoholu, a jednocześnie nie mieli ambicji i warunków, by pozostać w wojsku. Dla rekrutów niższych rangą bardziej dostępną, łatwiejszą i skuteczniejszą drogą ucieczki stawały się narkotyki. Jeszcze w 1984 roku główny ekspert ds. narkotyków byłego ZSRR, Edward Babayan, twierdził, że system radziecki wyeliminował wszystkie przyczyny, które mogłyby prowadzić do nadużywania narkotyków. Najwyraźniej jednak problem narkotyków istniał, bo już wcześniej, w latach 70-tych opracowywano nowe ustawodawstwa w tym zakresie. W 1977 roku przeprowadzono badanie na terenie obecnej Gruzji, w którym stwierdzono, iż problem nie tylko istniał, ale zaczynał się rozprzestrzeniać w różnych grupach społecznych. Typowo męskie do tej pory nawyki związane z konsumpcją środków odurzających zaczęły być także udziałem coraz większej liczby kobiet. W interpretacji wyników badania czynniki oficjalne początkowo ograniczały się do podkreślania wpływu mniejszości muzułmańskiej i jej tradycji, która „co prawda zakazywała spożywania alkoholu, ale nie narkotyków” oraz tego, że opiaty były powszechnie stosowane w tradycyjnej medycynie.

„Nie było wśród nas jednej osoby, która nie próbowałaby narkotyków, Tam trzeba się było relaksować, w innym przypadku można było odejść od zmysłów.” (żołnierz służący w Afganistanie)

Z jakąkolwiek publiczną debatą dotycząca narkotyków trzeba było poczekać do drugiej połowy lat osiemdziesiątych. I tak w ciągu kilkunastu tylko miesięcy od ogłoszenia „glasnosti” zjawisko zażywania narkotyków uważane do tej pory za „marginalne, niemal nieistniejące”, stało się poważnym problemem społecznym. Nie miało jednej, jasno określonej przyczyny, a wpływ teorii „tradycji muzułmańskich”


23

PTSD

mógł mieć jedynie pewne znaczenie na przykład, w Turkmenistanie, którego mieszkańcy stanowili jednak zaledwie 1,3 % ludności ZSRR. Naprawdę alarmujące dane zaczęły napływać z innych regionów, takich jak Mołdawia, Ukraina czy Armenia. Narkomania eksplodowała także z samej Moskwie, gdzie – według Borysa Jelcyna, wówczas I sekretarza Komitetu Miejskiego w tym mieście – zażywanie narkotyków stało się „bardzo poważnym problemem młodzieży”. Wśród czynników wpływających na problem rozprzestrzeniania się narkomanii, zaczęto od tamtej pory wymieniać wojnę w Afganistanie i związaną z nią deprawację młodych ludzi. Wzięto nawet pod uwagę zjawisko różnic etnicznych, które dzięki służbie wojskowej zacierały się i przenikały. Podobnie jak system edukacji, uważany za najczęstsze miejsce kontaktu z narkotykami, służba wojskowa odznaczała skupianie osób o różnym pochodzeniu i doświadczeniach w jednym miejscu. A zatem wojna w Afganistanie mogła wpłynąć na to, że osoby wcześniej nie znające narkotyków, właśnie tam zaczęły ich używać. W jaki jednak sposób należy oceniać długoterminowy wpływ wojny w Afganistanie na rozwój problem narkomanii w Rosji? Narkotyki i alkohol pomagały żołnierzom radzić sobie z okrucieństwem wojny i większość z nich zażywała je, aby łagodzić wpływ koszmarnych wydarzeń, których byli świadkami. Ci, którzy wracali z wojny silnie uzależnieni lub z poważnymi urazami psychicznymi byli jednak w mniejszości, a ich objawy sygnalizowały poważniejsze traumy, które należy rozpatrywać także w kategoriach innych konsekwencji tej wojny. Popularność narkotyków nie była bezpośrednio skorelowana tylko z działaniami wojennymi, które były prowadzone przecież poza krajem. Narkomania rozprzestrzeniała się głównie w rosyjskich miastach, szczególnie w dużych, przemysłowych aglomeracjach Rosji, Ukrainy i Białorusi, wśród rosnącej liczby ich rozczarowanych młodych mieszkańców. Wpływ wojny na zażywanie narkotyków przez młodych ludzi w Związku Radzieckim był bardziej wielowątkowy, niż mogłoby się wydawać. Po pierwsze wojna pogłębiła alienację młodych obywateli tego kraju i kulturowy rozdźwięk pomiędzy państwem i młodzieżą, potęgując w nich poczucie izolacji, wykorzenienia i niepewności. Mimo haseł „głasnosti” rosyjska młodzież była pozbawiona możliwości demonstrowania swojego buntu i kreatywności, a także szans na godziwe zarobki oraz ciekawe spędzanie wolnego czasu. Wszystko to sprawiało, że narkotyki stawały się bardzo atrakcyjną alternatywą.

Świadomość radzieckich władz co do problemu narkomanii znacznie wzrosła podczas wojny afgańskiej. Zbiegło się to z trzykrotnym wzrostem liczby uzależnionych od narkotyków. W związku z „głasnos�ą” statystyki zaczęły wreszcie odzwierciedlać mniej więcej stan rzeczywisty. Odwilż polityczno-społeczna nieśmiało postulowała leczenie zamiast karania, co sprawiło, że więcej osób przyznawało się do nałogu.


Magazyn MNB

24

Druga część przeglądu zjawiska nowych substancji psychoaktywnych. Przyjrzymy się teraz bliżej fenyloetyloaminom, piperazynom, szałwii wieszczej i syntetycznym kannabinoidom.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o nowych substancjach psychoaktywnych, ale nie macie kogo zapytać. Część II Potoczne nazwy niektórych pochodnych fenyloetyloaminy to „Europa” dla 2C-E; „4-FMP”, „para-fluoroamfetamina”, „RDJ” dla 4-FA; oraz „4-MMA”, „Methyl-MA” dla PMMA. Pochodne fenyloetyloaminy są zwykle dostępne w postaci tabletek, ale związki FLY są często sprzedawane w formie proszku, a dawki doustne substancji „D” są zwykle dystrybuowane w postaci ścieżek na paskach bibuły. Pochodne fenyloetyloaminy są najczęściej połykane.

FENYLOETYLOAMINY Pochodne fenyloetyloaminy to grupa stymulantów, do których należą amfetamina, metamfetamina, MDMA oraz wiele pochodnych. Gros tych substancji podlega kontroli na mocy konwencji z 1971 roku. Do pochodnych fenyloetyloaminy zaliczają się także związki psychodeliczne z grupy „2C”, „D” (np. DOI, DOC), benzofurany (np. Bromo-Dragonfly, 2C-B-Fly) i inne (np. p-metoksymetaamphetamina czyli PMMA). W latach 80-tych i 90-tych XX wieku Aleksander Shlugin dokonał syntezy wielu nowych psychoaktywnych związków chemicznych w oparciu o fenyloetyloaminę, w tym psychodeliki serii „D” (np. DOC, DOI) oraz „2C” (np. 2C-T-7, 2C-T-2). Od 2009 roku takie substancje, jak 2C-E, 2C-I, 4-FA i PMMA rozpowszechniły się w różnych rejonach świata. Później dołączyły do nich jeszcze inne pochodne fenyloetyloaminy, m.in. 4-FMA, 5-APB, 6-APB oraz 2C-C-NBOMe. Pochodne fenyloetyloaminy z serii „D” są uważane za substancje mające dłuższe i silniejsze działanie stymulujące oraz częściej powodujące wazokonstrykcję (skurcz mięśni gładkich w ścianie naczyń krwionośnych, a w rezultacie zwężenie światła naczyń) niż inne związki z tej grupy. Negatywne skutki zażywania substancji z serii „D” to m. in. stan pobudzenia, częstoskurcz (przyspieszenie akcji serca powyżej 100 uderzeń na minutę), rozszerzenie źrenic, halucynacje, niedokrwienie kończyn, drgawki, niewydolność wątroby i nerek. Bromo-Dragonfly jest również uważany za przyczynę kilku śmiertelnych przypadków w Skandynawii. Przypadki ostrych psychoz wskutek za-


25

Nowe substancje

życia 2C-T-4 odnotowano w Japonii. Zażycie 2C-T-7 jest wiązane z trzema przypadkami śmiertelnymi, ale w dwóch z nich przyczyną zgonu było jednoczesne zażycie także substancji z innych grup. PMA, PMMA oraz 4-metylthioamfetamina są częściej kojarzone ze zgonami, niż zażywanie innych pochodnych fenyloetyloaminy. PMA i PMMA odznaczają się szczególnie wysoką toksycznością, ale brakuje danych na temat przypadków śmiertelnych związanych z ich zażywaniem, chociaż przed laty kilka przypadków śmiertelnych spowodowanych PMA odnotowano w naszym kraju. W ramach obserwacji klinicznych stwierdzono poważną hipertermię w wyniku zażywania tych substancji.

PIPERAZYNY Najpowszechniejszą piperazyną stosowaną jako nowa substancja psychoaktywna jest benzylopiperazyna (BZP), ale w ciągu ostatniej dekady również inne związki, takie jak 1-(3-chlorofenyl) piperazyna (mCPP), 1-(3-trifluorometylfenyl) piperazyna (TFMPP) oraz w mniejszym stopniu, 1-Benzyl-4-metyl-piperazyna (MBZP) oraz 1-(4-Fluorofenyl) piperazyna (pFPP) pojawiły się w sprzedaży i rekreacyjnym użyciu. Początkowo BZP miało być wykorzystywane jako lek antydepresyjny, ale dość szybko okazało się, iż jego działanie jest zbliżone do działania amfetaminy i w związku z czym mogłoby być nadużywane. W latach 80-tych ub. stulecia BZP było wykorzystywane na Węgrzech i w Hiszpanii do produkcji Piberaline, antydepresanta, równie szybko wycofanego z obiegu. W późnych latach 90-tych BPZ pojawiło się w Nowej Zelandii, jako legalna alternatywa MDMA i amfetaminy. W Europie zażywanie tego narkotyku odnotowano po raz pierwszy w Szwecji w 1999 roku, ale tak naprawdę o rozpowszechnieniu używania BZP można mówić dopiero od 2004 roku. Było ono używane rekreacyjnie w większości krajów UE aż do momentu objęcia kontrolą w 2008 roku. Ani BZP, ani żadna inna substancja z grupy piperazyn nie są kontrolowane w skali międzynarodowej, chociaż niektóre (BZP, TFMPP, mCPP, MDBP) pozostają pod uważną obserwacją Komisji Ekspertów Światowej Organizacji Zdrowia ds. Uzależnień od 2012 r. Niektóre kraje wprowadziły kontrolę tych piperazyn na własnym terenie.

P – JAK PRZEGRANE LEKI Tak nazywane są piperazyny, ponieważ mimo że niektóre z nich zostały pozytywnie ocenione przez koncerny farmaceutyczne jako potencjalne składniki leków, to nigdy jednak nie zostały wprowadzone na rynek.


Magazyn MNB

26 Piperazyny często są sprzedawane jako ecstasy. Innym popularnym określeniem tych substancji to „party pills”. Nietrudno się domyśleć, że termin ten został ukuty w celu ich komercjalizacji wśród klubowiczów. Z resztą piperazyny zwykle są dostępne w postaci tabletek, najczęściej z charakterystycznym logo przypominającym do zudzenia znaki na tabletkach ecstasy. Można nabyć je także w formie kapsułek lub proszku. Zwykle zażywane są drogą pokarmową. Piperazyny postaci cieczy rzadko są spotykane, ale wstrzykiwanie, palenie lub podanie donosowe tych narkotyków jest również możliwe. Dane na temat toksyczności piperazyn pozostają bardzo ograniczone. Dostępne dane na ten temat opierają się głównie na relacjach osób zażywających piperazyny, z badań na zwierzętach, z dość ograniczonych badań z udziałem ludzi i na obserwacjach klinicznych.

mCPP według niektórych źródeł jest bardziej rozpowszechnioną piperazyną w pewnych regionach świata niż BZP. Powstało w późnych latach 70-tych i jest pośrednim produktem w procesie wytwarzania niektórych antydepresantów, na przykład Trazodonu czy Tefazodonu. Z kolei TFMPP niemal zawsze towarzyszy BZP w celu wywołania działania empatogennego podobnego do tego, które ma miejsce przy zażyciu MDMA.

Udowodniono, że piperazyny działają jak stymulanty dzięki swoim właściwościom dopaminolitycznym, noradrenalitycznym i serotoninolitycznym. Toksyczność BZP jest zbliżona do toksyczności amfetaminy, chociaż psychostymulujące działanie piperazyn jest słabsze niż działanie amfetaminy, metamfetaminy czy MDMA. TFMPP stosowane wraz z BZP daje efekty zbliżone do MDMA, ale działa słabiej. Również mCPP ma podobne działanie stymulacyjne i halucynogenne jak MDMA.

SZAŁWIA WIESZCZA Szałwia wieszcza jest wieloletnią rośliną zielną z rodziny jasnotowatych. Wcześniej występowała endemicznie w Sierra Mazateca w stanie Oaxaca w Meksyku. Roślina ta może osiągać ponad półtora metra wysokości, ma zielone liście, dętą kruchą łodygę o przekroju kwadratowym i purpurowo-białe kwiaty. Obecnie bywa uprawiana poza endemicznym obszarem jej występowania. Przez Indian z regionu Mazateca szałwia wieszcza była wykorzystywana w uroczystościach o charakterze religijnym i w ziołolecznictwie. Głównym psychoaktywnym składnikiem szałwii wieszczej jest salwinoryna A. Dotychczasowe badania (na zwierzętach, jak i przeprowadzone dotąd na ludziach) sugerują, że salwinoryna A w umiarkowanych dawkach (przy jakich badania te zostały przeprowadzone), w warunkach kontrolnych, oraz wśród zdrowych psychicznie i fizycznie uczestników mających doświadczenie w testo-


27 waniu środków halucynogennych, jest nie substancją szczególnie niebezpieczną pod kątem fizjologicznym. Salwinoryna A nie powodowała zmian tętna, ani ciśnienia krwi, nie zaobserwowano żadnych wstrząsów, ani innych negatywnych zdarzeń. Niemniej jednak, z uwagi na to, że próba badanych była niewielka i składała się z osób zdrowych i doświadczonych w testowaniu substancji halucynogennych, wnioski dotyczące bezpieczeństwa tej substancji mogą być niejednoznaczne. Szałwia wieszcza wywołuje silne doświadczenia wizualne i halucynogenne oraz działa dysocjacyjnie. Salwinoryna A jest najsilniejszym naturalnie występującym halucynogenem. Działanie tej substancji obejmuje doświadczenia psychodeliczne, w tym powrót do głębokich wspomnień (odwiedzanie miejsc zapamiętanych z dzieciństwa), zlewanie się z obiektami i nakładanie się rzeczywistości (na przykład, wrażenie przebywania w różnych miejscach jednocześnie). W przeciwieństwie do innych substancji, zażywanie szałwii wieszczej wywołuje dość często dysforię, tj. uczucie smutku i depresji oraz strachu. Oprócz tego może ona powodować spowolnienie akcji serca, niewyraźne mówienie, brak koordynacji, a także utratę przytomności.

Nowe substancje Szałwia wieszcza była konsumowana od stuleci przez lokalnych szamanów z regionu Mazatec, którzy stosują ją w celu wywoływania wizji podczas sesji uzdrawiania duchowego. W mniejszych dawkach wykorzystywana była w tradycyjnej medycynie jako lek moczopędny, a także w leczeniu biegunki, anemii, bólów głowy i reumatyzmu.

Salwinoryna A pod względem struktury jest agonistą receptorów opioidowych kappa. Podobnie, jak inni agoniści receptorów opioidowych kappa szałwia wieszcza działa, według opisów osób ją zażywających, halucynogennie – powodując zaburzone postrzeganie rzeczywistości, pseudo-halucynacje oraz bardzo odmienne postrzeganie siebie i otoczenia, w tym doświadczenia przebywania poza własnym ciałem. W świetle prowadzonych badań szałwia wieszcza wykazuje znikome właściwości uzależniające. W jednym z badań, 0,6% badanych (3 osoby) czuły się uzależnione od szałwii wieszczej, a 1,2% (6 osób) zgłaszało głód tej substancji. DSM-IV-R (stosowana w USA psychiatryczna klasyfikacja diagnostyczna) uznaje uzależnienie od substancji na podstawie siedmiu kryteriów. Z trzech osób, które zgłosiły poczucie uzależnienia od szałwii wieszczej, tylko jedna spełniała te kryteria (silny głód i zażywanie większej niż planowana ilość tej substancji). W indywidualnych rozmowach na temat symptomów uzależnienia, dwie dodatkowe osoby (0,4%) spełniły trzy kryteria DSM-IV. Żadna z tych osób nie zgłosiła więcej niż 2 z 13 efektów typowych dla opioidowego zespołu objawów odstawienia takich, jak wzmożo-

Maria Sabina była meksykańską szamanką (curanderą). Zmarła w 1985 roku. Całe życie mieszkała w skromnym mieszkaniu w Sierra Mazateca w południowym Meksyku. W swojej praktyce szamańskiej wykorzystywała różne gatunki psychoaktywnych roślin, w tym szałwii wieszczej. W latach 60-tych odwiedzało ją wielu ówczesnych celebrytów takich, jak Bob Dylan, John Lennon czy Mick Jagger i Keith Richards.


Magazyn MNB

28 na potliwość, gęsia skórka (reakcja pilomotoryczna – skurcz mięśni przywłosowych), obniżenie nastroju czy biegunka. Na mocy nowelizacji z dnia 20 marca 2009 r. ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii posiadanie roślin żywych, suszu, nasion, wyciągów oraz ekstraktów z szałwii wieszczej jest od 8 maja 2009 roku nielegalne w Polsce.

SYNTETYCZNE KANNABINOIDY Mimo długiej historii zażywania i nadużywania marihuany, zarówno medycznego, jak i rekreacyjnego, kilka lat temu na rynku zaczęły się pojawiać syntetyczne kannabinoidy nowej generacji, sprzedawane w Internecie jako mieszanki ziół pod nazwami „Spice”, „Spice Gold”, „Spice Diamond”, „Arctic Spice”, „Silver”, „K2” i wieloma innymi. Są reklamowane jako kadzidełka, potpourri do medytacji, sole do kąpieli lub odświeżacze powietrza. Syntetyczna marihuana, najczęściej znana pod nazwami handlowymi Spice i K-2 jest mieszanką sztucznych substancji chemicznych należących do rodziny kannabinoidów i zazwyczaj neutralnego suszu roślinnego (nośnika). Pojawienie się syntetycznych kannabinoidów przeznaczonych do palenia znacząco wpłynęło na rynek dopalaczy.

Profesor John Huffman z Uniwersytetu w Clemson jest uważany za twórcę pierwszych syntez niektórych kannabinoidów, np. JWH-018 używanego w substancjach nazywanych „fałszywą trawą”, takich jak K2. Działanie JWH-018 może być do dziesięciu razy silniejsze niż THC. Sam Huffman miał kiedyś powiedzieć: „Te substancje są niebezpieczne – każdy, kto ich używa gra w rosyjską ruletkę. Mają one bardzo silny wpływ na psychikę i naprawdę nie powinny być przeznaczone do konsumpcji przez ludzi.”

Syntetyczne kannabinoidy to substancje wytwarzane chemicznie, imitujące tretrahydrokannabinol (THC), aktywny składnik marihuany. Spryskane tymi substancjami suszone zioła – palone lub przyjmowane na inne sposoby, wywołują podobne skutki co marihuana. Przyłączają się między innymi do tych samych receptorów kannabinoidowych w mózgu i w obwodowym układzie nerwowym. Ze względów na zagadnienia prawne większość ze składników produktów typu „Spice” widniejących na opakowaniach w rzeczywistości nie jest w nich obecna. Działanie psychoaktywne mieszanek najczęściej wynika z obecności w nich syntetycznych kannabinoidów, które nie są wymienione na liście składników. Nie ma dowodów na to, że związki typu JWH, CP lub HU (trzy chemiczne grupy syntetycznych kannabinoidów) są obecne we wszystkich lub nawet niektórych partiach tego samego produktu typu „Spice”. Jednak różne ich ilości i kombinacje najprawdopodobniej są w nim obecne, aby nadawały działanie zbliżone do działania marihuany. Istnieje ponad 100 znanych związków reagujących z receptorami kannabinoidowymi i można zakładać, że pojawi się więcej takich


29

Nowe substancje

substancji w różnych grupach związków chemicznych, bezpośrednio lub pośrednio stymulujących receptory CB1. Naszą wiedzę na temat wpływu kannabinoidów, uzależnienia od nich, tolerancji i objawów odstawienia opieramy na badaniach dotyczących Δ9-THC, stosunkowo słabego częściowego agonisty receptorów CB1 i CB2. Jednak syntetyczne kannabinoidy są zwykle pełnymi agonistami receptorów kannabinoidowych. Skuteczność danego narkotyku wskazuje na to, jak silne może być jego maksymalne działanie na organizmy żywe. Kannabinoid o słabszej skuteczności, taki jak Δ9-THC ma słabsze działanie maksymalne, niż skuteczniejszy syntetyczny kannabinoid, a różnice pomiędzy nimi nie mogą być po prostu zniwelowane poprzez zwiększenie dawki Δ9-THC. Innymi słowy, żadna dawka Δ9-THC nie może stymulować receptorów kannabinoidalnych w tak wysokim stopniu, jak syntetyczne kannabinoidy. Ta sytuacja stawia badaczy w nietypowej pozycji, ponieważ muszą oni określić, czy działanie syntetycznego kannabinoidu o wysokiej skuteczności wynika z tego, że stymulują one receptory kannabinoidalne w niespotykanym dotychczas stopniu, czy też działanie ich polega na interakcji z innymi, niekannabinoidowymi systemami receptorów. W związku z negatywnym wpływem na zdrowie i tendencją do nadużywania syntetycznych kannabinoidów, dystrybucja wielu z nich została zakazana w kilku krajach Europy, w wielu stanach USA. Skutki uboczne zażywania marihuany są dobrze udokumentowane, natomiast dane na temat toksyczności syntetycznych kannabinoidów u ludzi pozostają ograniczone. Podobnie, jak inne nowe substancje psychoaktywne, produkty sprzedawane jako syntetyczne kannabinoidy, często zawierają kilka związków chemicznych o różnym stężeniu, co w znacznym stopniu utrudnia określenie działania każdego z nich. Problemy zdrowotne kojarzone z zażywaniem syntetycznych kannabinoidów to schorzenia układu krążenia i zaburzenia psychiczne, a niektóre produkty metabolizmu substancji zwartych w tych produktach mogą mieć działanie rakotwórcze. Wyniki badania na temat wysokiej toksyczności syntetycznych kannabinoidów zażywanych doustnie, opublikowane w 2011 roku sugerują, że JWH-018 może wywoływać drgawki i arytmię serca. Większość syntetycznych kannabinoidów robiących za marihuanę jest bardzo trudna do wykrycia z wykorzystaniem powszechnie sto-

Analiza niedawno przeprowadzonych badań klinicznych wskazuje, że objawy odstawienia, których doświadczają osoby nadużywające marihuany związana jest tak naprawdę z zażywaniem syntetycznych kannabinoidów. Analiza syntetycznych kannabinoidów stosowanych w mieszankach ziołowych typu „Spice” sugeruje, że z zażywaniem tych substancji wiąże się wzrost przypadków samobójstw.


Magazyn MNB Na podstawie Get The Facts: New Psychoac�ve Substances (www.drugwarfacts.org) przygotowali Dominika Braithwaite i Grzegorz Wodowski Inne źródła: Drug Enforcement Administra�on, Office of Diversion Control, “Salvia Divinorum and Salvinorin A” (2012) Johnson, Ma�hew W. et al. “Human sychopharmacology and dose-effects of salvinorin A, a kappa opioid,” (2010) UNODC, World Drug Report 2013 Baggo�, Ma�hew J. et al. “Use pa�erns and self-reported effects of Salvia divinorum: An internet-based survey” (2010) Sacco, Lisa N. et al. “Synthe�c Drugs: Overview and Issues for Congress,” (2011) Fa�ore, Liana and Fra�a, Walter “Beyond THC: the new genera�on of cannabinoid designer drugs,” (2011) European Monitoring Centre for Drugs and Drug Addic�on “Understanding the ‘Spice’ phenomenon,” (2009) Tai Sherrica, Fantegrossi William E. “Synthe�c Cannabinoids: Pharmacology, Behavioral Effects, and Abuse Poten�al,” (2014)

30 sowanych testów na obecność narkotyków w organizmie. Poza pochodnymi THC, takimi jak HU-210, struktura nowych syntetycznych kannabinoidów różni się od THC, a w związku z tym najprawdopodobniej nie zostaną one wykryte na podstawie testów na obecność narkotyków w płynach ustrojowych. Obraz fenomenu używania syntetycznych kannabinoidów jako aktualnego trendu powstał niedawno m.in. dzięki programowi Psychonaut Web Mapping Project. Celem programu jest opracowanie komputerowego systemu monitoringu do identyfikacji nowych związków psychoaktywnych wchodzących na rynki i ich kombinacji na podstawie informacji dostępnych w Internecie. Jednym z głównych osiągnięć tego projektu jest nowa, uaktualniona internetowa baza danych, która ma służyć regularnemu monitorowaniu sieci w celu pozyskiwania informacji na temat nowych rekreacyjnych substancji psychoaktywnych.

PSYCHONAUT WEB MAPPING Jest to projekt finansowany ze środków Unii Europejskiej mający na celu identyfikację i klasyfikację nowych substancji psychoaktywnych i nowych trendów w zażywaniu narkotyków na podstawie informacji dostępnych w Internecie. Jest to projekt badawczy, który prowadzony był z udziałem ośrodków 8 centrów badawczych w 7 europejskich krajach (bez Polski). Projektowi udało się sformułować odpowiednie zapytania i analizy zawartości stron internetowych związanych z narkotykami w 8 różnych językach, ze szczególną uwagą na jakościową analizę używanego slangu w każdym języku. Baza nowych związków psychoaktywnych została opracowana w oparciu o te, które tymczasowo zostały zidentyfikowane w Internecie. Pozwoliło to m.in. na wczesne rozpoznanie pojawiających się tendencji w rekreacyjnym używaniu nowych substancji (na przykład Spice’a i mefedronu). Projekt pokazał również, że można polegać na informacjach udostępnianych w Internecie tak, aby lepiej rozumieć i poznawać zjawiska związane z nowymi substancjami psychoaktywnymi. Informacje te okazują się niezbędne dla służby zdrowia, a baza danych online i raporty techniczne starają się wypełnić lukę w wiedzy na ten temat. Raport końcowy do ściągnięcia w formie PDF na stronie www.psychonautproject.eu


31

Środek numeru

PRZEŁAMUJĄC NAŁÓG Lars von Trier, jeden z najlepszych współczesnych reżyserów filmowych („Nimfomanka”, „Antychryst”, „Melancholia”, „Przełamując fale”) przyznał się do tego, czego i tak większość jego fanów się domyślała: swoje najlepsze filmy stworzył pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Teraz, gdy zerwał z używkami i podjął terapię, dręczy go obawa, że już nic sensownego nie będzie w stanie nakręcić. Dziennikarzom z duńskiego „Politykien” wyznał, że nie wierzy w swoją kreatywność bez alkoholu i narkotyków. Analizując swoje dokonania pod wpływem używek, von Trier zauważa, że pijąc i ćpając pracował zdecydowanie intensywniej i szybciej. „Nietrzeźwy” scenariusz do „Dogville” powstał w zaledwie 12 dni, podczas gdy zrobienie „Nimfomanki” zajęło mu aż półtora roku trzeźwego życia. Wynurzenia reżysera na temat twórczej niepłodności związanej z odstawieniem narkotyków i alkoholu nie robią jednak zbyt dużego wrażania. Fani jego twórczości pamiętają jesz-

cze, jak uskarżał się on na niemoc artystyczną z powodu depresji, by jakiś czas później oznajmić, że tylko dzięki depresji... mógł stworzyć „Antychrysta” Wyznania van Triera przypominają w pewnym sensie jego skandaliczną wypowiedź na temat zrozumienia i współczucia dla Hitlera, po której był zmuszony opuścić festiwal w Cannes. Chwilę później odwołał swoje słowa i przeprosił za nie, tłumacząc pokrętnie ich sens.

ANTY-NARKO-CYTATY „Nadużywanie narkotyków nie jest chorobą, jest decyzją. Decyzją o tym, żeby wyskoczyć przed nadjeżdżający samochód. Nie powinniśmy nazywać tego chorobą, a raczej złą oceną sytuacji”. ― Philip K. Dick „Narkotyk nie może być zły. On jest po prostu substancją chemiczną i tyle. Problem pojawia się wtedy, gdy ludzie, którzy zażywają narkotyk, traktują to jak licencję na to, żeby zachowywać się jak dupki”. ― Frank Zappa „Narkotyki to strata czasu. Niszczą cię finansowo, obdzierają cię z szacunku do samego siebie i ze wszystkiego, co mogłoby dać ci poczucie wartości”. ― Kurt Cobain „Myślę, że jeśli istnieje Szatan, to stara się wymyślić coś, żeby rzucić ludzi na kolana. Najlepiej nadają się do tego narkotyki”. ― Cormac McCarthy


Magazyn MNB

32

Jesteś podejrzany o dokonanie przestępstwa? Zastanów się nad tym, czy mówić o swoich doświadczeniach z narkotykami. Z poniższego tekstu dowiesz się, jakie mogą być tego konsekwencje.

Nie lecz się! Krzysztof Grabowski Przewrotność powyższego tytułu to rezultat mojej dezaprobaty dla niektórych aktów prawnych, z którymi mam do czynienia jako prawnik pomagający osobom używającym narkotyków. Moim zamiarem nie jest odstraszanie od takich decyzji, jak leczenie; jednak moim obowiązkiem jako prawnika jest informowanie o tym, jak wygląda stan prawny. Używanie narkotyków łączone jest z negatywną oceną społeczną pod wieloma względami. Ludzie boją się, że osoba używająca ich doświadczy zaburzeń psychicznych, które spowodują, że będzie nieobliczalna. Użytkownicy narkotyków, tylko z powodu używania są zwalniani z pracy lub pozbawia się ich władzy rodzicielskiej. W wielu krajach, w tym w Polsce posiadanie narkotyków zagrożone jest karą pozbawienia wolności. Do tego skromnej wyliczanki należy dodać coraz częstszą praktykę pozbawiania ich prawa jazdy. W niektórych sytuacjach cofanie prawa jazdy jest konieczne. Przecież nikt z nas nie chce, żeby prowadzenie samochodu pod wpływem substancji psychoaktywnych (również alkoholu) stało się normą. Wątpliwe jest natomiast odbieranie prawa jazdy osobom, którym nigdy nie udowodniono prowadzenia pojazdów pod wpływem tych substancji. Tak jak wątpliwe byłoby odebranie prawa do kierowania pojazdami osobom, którym zdarza się konsumować alkohol, ale nigdy „po kieliszku” nie siadają za kierownicą.

Pomoc prawną osoby uzależnione i używające narkotyków mogą otrzymać umawiając się wcześniej telefonicznie: WARSZAWA: Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych tel. 517 933 301 KRAKÓW: Poradnia MONAR tel. 12 430 61 35

WYBOISTA DROGA Od razu spieszę wyjaśnić bardzo ważną kwestię. Otóż należy rozróżnić zakaz prowadzenia pojazdów wymierzony kierowcy, u którego podczas jazdy stwierdzono obecność narkotyków od cofnięcia prawa jazdy użytkownikowi narkotyków, który pod ich wpływem nigdy nie zasiadł za kierownicą. Zakaz wymierzany w pierwszej sytuacji jest sankcją za narażenie życia i zdrowia pozostałych uczestników ruchu drogowego na niebezpieczeństwo.


33

Prawo

Zakaz taki sąd wymierza obowiązkowo. Jego długość uzależniona jest m.in. od tego, ile narkotyku znajdowało się we krwi. Jeżeli we krwi znajdowały się ślady narkotyku właściwym będzie potraktowanie kierowcy jako sprawcy wykroczenia. Jeżeli ilość narkotyków była większa, należy spodziewać się skazania za przestępstwo i wymierzenia dłuższego zakazu prowadzenia pojazdów. Wymierzenie zakazu prowadzenia na okres przekraczający jeden rok pociąga za sobą konieczność ponownego zdawania egzaminu na prawo jazdy.

„Kto, znajdując się w stanie po użyciu alkoholu lub podobnie działającego środka, prowadzi pojazd mechaniczny w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze aresztu albo grzywny nie niższej niż 50 złotych.”

KIEROWCA DODATKOWO KARANY

Art. 178a. § 1 Kodeksu karnego:

Użytkownik narkotyków może zostać pozbawiony prawa jazdy z innych jeszcze powodów. W praktyce doradztwa prawnego Poradni Monar w Krakowie, gdzie pracuję coraz częściej stykam się z prowadzeniem postępowania sprawdzającego, czy w ogóle użytkownik narkotyków nadaje się na kierowcę. Postępowanie sprawdzające zazwyczaj zaczyna się od zatrzymania przez policję w zupełnie innej sprawie. Zatrzymanie to może wiązać się z popełnieniem pospolitego przestępstwa np. kradzieży lub przestępstwa narkotykowego, np. posiadania konopi indyjskich. Od chwili zatrzymania, zarówno osoba jak i jej zachowania poddane są obserwacji i ocenie przez funkcjonariuszy Policji. To zainteresowanie spowodowane jest przyznaniem się do używania narkotyków, popełnieniem przestępstwa pod wpływem narkotyków lub wystąpieniem zaburzeń w zachowaniu. Wystąpienie tych zachowań wzbudza podejrzenie, co do kwalifikacji osoby jako kierowcy. Funkcjonariusze mogą zacząć przypuszczać, że prowadząc samochód zachowa się w identyczny sposób. A wtedy z oczywistych względów zostanie zagrożone bezpieczeństwo na drodze. Itd.

PRZYSTANEK „BIEGŁY” Podejrzenia funkcjonariuszy powinny być potwierdzone opiniami biegłych. Lekarze psychiatrzy przeprowadzają wywiad, w którym pytają się o występowanie zaburzeń psychicznych i używanie narkotyków. Celem ich badania jest sprawdzenie, czy sprawca przestępstwa może podlegać odpowiedzialności karnej. Od pewnego czasu podobny wywiad przeprowadzają specjaliści terapii uzależnień. Celem tego wywiadu jest określenie, w jaki

Art. 87. § 1 Kodeksu wykroczeń:

„Kto, znajdując się w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego, prowadzi pojazd mechaniczny w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”


Magazyn MNB § 382 ustęp 1 Regulaminu urzędowania powszechnych jednostek organizacyjnych prokuratury:

„Prokurator inicjuje postępowanie administracyjne i postępowanie przed sądem administracyjnym oraz bierze udział w tych postępowaniach, jeżeli wymaga tego ochrona praworządności, a w szczególności, gdy naruszenie prawa lub bezczynność organu narusza interes Rzeczypospolitej Polskiej lub interes społeczny”.

34 sposób badany używa narkotyków, a w szczególności, czy nie jest od nich uzależniony. Przyznanie się do używania narkotyków, jak i potwierdzenie występowania zaburzeń odnotowywane jest w tych opiniach. Opinie biegłych stanowią formalną podstawę do poinformowania organów administracyjnych o wątpliwościach, co do kwalifikacji kierowcy.

PRZYSTANEK „PROKURATOR” Wystąpienie wszystkich tych okoliczności nie pociąga jeszcze automatycznie za sobą powiadomienia organów administracyjnych o wątpliwościach, co do kwalifikacji kierowcy. Cały materiał dowodowy oceniany jest przez prokuratora. Dokonuje on oceny przez pryzmat przepisów prawa i swoich poglądów na temat używania narkotyków. Przepisy pozwalają inicjować postępowanie administracyjne, jeżeli wymaga tego ochrona praworządności. Jak widać jest to bardzo ogólna podstawa dająca dużą swobodę w ingerowaniu prokuratora w sprawę i nadania jej ciągu dalszego.

BIUROKRATYCZNE KOLEINY

PRZYKŁAD 1: Uczestnik imprezy parę razy zaciągnął się dymem z jointa z marihuaną. Wieczorem drugiego dnia postanowił odwiedzić kolegę i wsiadł do pojazdu. Podczas jazdy został zatrzymany przez policjantów z Wydziału Ruchu Drogowego. Badania podręcznym testerem ujawniły obecność THC w ślinie. Wobec kierowcy zastosowano standardowa procedurę i zawieziono go na pobranie krwi. Krew następnie oddano biegłemu. Jego opinia będzie decydować o tym, czy kierowcy postawi się zarzut wykroczenia, czy przestępstwa.

Po otrzymaniu informacji sygnalnej od prokuratora organ administracyjny wszczyna postępowanie administracyjne. W ramach tego postępowania, w oparciu o uzasadnione podejrzenie co do stanu zdrowia, organ podejmuje decyzję w sprawie wysłania kierowcy na badania. Urzędnicy wolą nie rozstrzygać sprawy zanim nie zostaną przeprowadzone badania. W związku z czym, w praktyce zawsze wysyła się kierowcę na badania. Po przeprowadzeniu badań organ administracyjny wydaje decyzję w sprawie uprawnień do kierowania pojazdami. Decyzję tą opiera na dokumentach dostarczonych przez prokuratora, dokumentach przedstawionych przez kierowcę oraz orzeczeniu lekarza badającego. Z tych dowodów najbardziej istotne jest orzeczenie lekarza. Jeżeli będzie ono negatywne, to organ administracyjny wyda decyzję o cofnięciu uprawnienia do kierowania pojazdami.

WĄTPLIWOŚCI NA NIEKORZYŚĆ W tym miejscu pojawia się poważny problem sprawców, którzy mają prawo jazdy i na jaw wychodzą ich kontakty z narkotykami.


35 Badanie przez lekarza pod kątem prowadzenia pojazdu zazwyczaj przebiega szybko. Lekarz musi wypełnić dokumentację obejmującą wystąpienie różnego rodzaju przeciwskazań zdrowotnych do prowadzenia pojazdów. Zostaje mu niewiele czasu na zbadanie wpływu narkotyków na zakłócenie zdolności psychomotorycznych kierowcy. Zresztą lekarze badający kierowców maja bardzo ogólną wiedzę w tym zakresie. Przepisy prawa wymagają, aby posiadali specjalizację w zakresie medycyny pracy lub medycyny transportu. Dochodzi do tego obawa przed odpowiedzialnością w razie spowodowania wypadku przez kierowcę mającego kontakt z narkotykami. W razie pojawienia się kwestii używania narkotyków wolą zachować ostrożność i wydać negatywna opinię.

Prawo Art. 99 ust. 1 pkt. 2 lit. b ustawy o kierujących pojazdami:

„Starosta wydaje decyzję administracyjną o skierowaniu kierowcy na badania lekarskie, jeżeli istnieją uzasadnione podejrzenia co do stanu zdrowia.”

ANI W LEWO, ANI W PRAWO Poszanowanie praw osób, które miały kontakt z narkotykami może być zagrożone jeszcze z innych względów. Nie bardzo wiadomo bowiem, jak lekarze powinni traktować okazjonalne używanie narkotyków. Czy powinni je zrównywać z uzależnieniem od narkotyków? W wypadku uzależnionych od narkotyków zgodzić się należy z wnioskami prokuratorów. Rzeczywiście bowiem osoba pozostająca permanentnie pod wpływem narkotyków może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa na drodze. Nie można jednak tego powiedzieć o okazjonalnych użytkownikach narkotyków. Używanie narkotyków przez tych drugich jest kontrolowane. Używają oni narkotyków rzadko i mogą to kontrolować. W zasadzie brak jest dowodów naukowych potwierdzających wpływ okazjonalnego używania narkotyków na obniżenie zdolności psychomotorycznych.

ZŁY PACJENT Problem pojawia się także z uzależnionymi, którzy pozostają w abstynencji. Czy przyznanie się do uzależnienia (lub leczeniania z uzależnienia) nie zostanie potraktowane jako przeszkoda w wydaniu pozytywnej opinii? Uzależnienie traktowane jest jako choroba przewlekła, która ma tendencje do nawrotów. Pozostawanie w abstynencji może nie trwać długo. Lekarz może mieć obawy, że nałóg może się uaktywnić na nowo.

PRZYKŁAD 2: Pracownik sklepu dokonał kradzieży pieniędzy z kasy. Początkowo policja nie łączyła go z kradzieżą. Jednak po pewnym czasie postanowiono go przesłuchać. W trakcie zatrzymania pracownik był pod wpływem narkotyków i dodatkowo ujawniły się u niego zaburzenia zachowania. Policjanci ustalili, że zatrzymany posiada prawo jazdy i często dojeżdża samochodem do pracy. Podczas badania przez biegłych zatrzymany zgodnie z prawdą przyznał się do okazjonalnego używania narkotyków. Poinformowanie organów administracyjnych w sprawie kwalifikacji do prowadzenia pojazdów zależeć będzie od oceny sprawy przez prokuratora.


Magazyn MNB Art. 103 ust. 1 pkt. 1 lit. a ustawy o kierujących pojazdami:

„Starosta wydaje decyzję administracyjną o cofnięciu uprawnienia do kierowania pojazdami w przypadku stwierdzenia na podstawie orzeczenia lekarskiego istnienia przeciwwskazań zdrowotnych do kierowania pojazdem.”

36 Jak w takiej sytuacji powinien postąpić badany? Czy kierując się uczciwością, wszystko łącznie z wyjaśnieniem, w ilu programach profilaktycznych brał udział i ile razy się leczył powinien wyjawić jak na spowiedzi? Niewątpliwie przyznanie się do kontaktu z narkotykami lub leczenia stanowi wskaźnik występowania problemów z nimi i może utrudniać utrzymanie prawa jazdy. Wyjawienie tych informacji może wielu użytkowników narkotyków wykluczyć z grona kierowców, mimo że nigdy nie usiedli za kółkiem pod wpływem narkotyków. Może warto postulować, aby przepisy zostały zmienione w tych miejscach, gdzie wydają się krzywdzące? Doprecyzowane, tak, żeby nie wrzucać do jednego worka, tych, którzy stwarzają niebezpieczeństwo na drodze siadając za kierownicą po narkotykach (lub alkoholu) i tych, którzy mogą zrobić to tylko teoretycznie. Bo teoretycznie może robić to każdy, ale z tego powodu nie powinien ponosić żadnych sankcji.

„Używasz substancje legalne: nie ma problemu. Używasz substancje nielegalne: jest problem. Pytanie, czy za tym kryje się jakaś podstawa merytoryczna?” Poprosiliśmy dwójkę prawników, prof. Krzysztofa Krajewskiego z Katedry Kryminologii UJ i Agnieszkę Sieniawską, szefową Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej o ich opinie na temat przepisów dotyczących cofania uprawnień do kierowania samochodami z powodu używania narkotyków. MNB: Co sądzicie o takiej praktyce wobec osób używających od narkotyki? Krzysztof Krajewski: Problem jest znany również w innych krajach Europy i Polska nie jest pod tym względem odosobniona. Już około 15 lat temu byłem indagowany w tej sprawie przez kolegów z Niemiec, ponieważ tam

istniała dokładnie taka sama praktyka ze strony policji i stosownych organów administracji. Wówczas odpowiedziałem, że nic nie mogę na ten temat powiedzieć, bo w Polsce problem według wszelkich danych nie istniał. Robiłem w tym zakresie małe rozeznanie w sądach administracyjnych. Jak widać, dzisiaj sprawy mają się inaczej. Podstawowe pytanie doty-


37 czy tego, czy samo używanie jakichś substancji psychoaktywnych (nie uzależnienie), jest okolicznością mieszczącą się w pojęciu stan zdrowia? Można nad tym deliberować, ale na pewno fakt bycia użytkownikiem alkoholu lub papierosów, a to są też substancje psychoaktywne, nigdy nie zostałby w takich kategoriach potraktowany. Mówiąc inaczej: nikomu nigdy nie przyszłoby do głowy pozbawiać uprawnień do prowadzenia pojazdów z tego powodu, ze ktoś jest użytkownikiem alkoholu (nie osobą uzależnioną) czy nawet, że często się upija (jeśli nie wsiada wówczas za kierownicę). Aczkolwiek przytłaczająca większość siadających za kierownicę pod wpływem alkoholu to nie alkoholicy, tylko zwykli użytkownicy. Wynika z tego, że jedynym kryterium rozróżniającym w tym wypadku jest status prawny substancji. Używasz substancje legalne: nie ma problemu. Używasz substancje nielegalne: jest problem. Pytanie czy za tym kryje się jakaś podstawa merytoryczna? Tu trudno mi odpowiadać jako prawnikowi. Ale, gdyby w tym wypadku alkohol traktować tak samo jak substancje nielegalne to prawo jazdy trzeba byłoby odebrać prawdopodobnie 99% kierowców w Polsce. Abstrakcyjność zagrożenia jest tutaj tak daleko posunięta, że aż trudno wyobrażalna. Szczególnie, jeśli chodzi o przypadki sporadycznego używania, używania w dalekiej przeszłości, itp. Jeśli decyzje (i opinie lekarzy) są podejmowane w oparciu o takie oświadczenia samych zainteresowanych, to mam wątpliwość już zasadniczą. Agnieszka Sieniawska: Niewątpliwie są to praktyki dyskryminacyjne, które wskazują, że te przepisy wymagają uzupełnienia o ściśle określone wytyczne policyjne przeciwdziałające nadinterpretacji ze strony nadgorliwych strażników prawa. Od razu na myśl nasuwa

Prawo

się kwestia porównania tej sytuacji z alkoholem. Ciekawe, że nie stosuje się podobnych praktyk wobec osób, które przyznają się do wypijania od czasu do czasu butelki piwa bądź lampki wina. MNB: Czy cofanie uprawnień do prowadzenia pojazdów może być traktowane jako swoista kara za przyznanie się do problemu z narkotykami? Agnieszka Sieniawska: Pośrednio tak. Dodatkowo jest to kara wymierzona za ewentualnie popełnienie przestępstwa. Decyzja o zabraniu prawa jazdy w takim przypadku niewątpliwie może zostać skutecznie zaskarżona. Krzysztof Krajewski: W kategoriach formalnych nie. Jeśli u kogoś stwierdza się padaczkę, co wyklucza możliwość prowadzenia w bezpieczny sposób samochodów, to odebranie prawa jazdy nie jest „karą za padaczkę”. W danym wypadku formalnie chodzi o troskę o bezpieczeństwo ruchu drogowego. Aby móc bezpiecznie wykonywać czynności związane z kierowaniem pojazdów trzeba spełniać określone kryteria zdrowotne. Bezpośredniego związku nie ma tu więc na pewno. Skazanie za przestępstwo może także często pociągać za sobą dalsze konsekwencje. Np. jeśli kierowca zawodowy utraci prawo jazdy za „jazdę po pijaku”, to zostanie także zwolniony z pracy. Ale tego ostatniego nikt nie będzie traktował jako kary w formalnym sensie. Oczywiście ukarany może to postrzegać inaczej. I to dotyczy też opisywanych przypadków. Nie ukrywam, że wszystko zależy od praktyki stosowania tych przepisów: czy będą one postrzegane jako „masowa kara dodatkowa” za używanie substancji psychoaktywnych.


Magazyn MNB

38

MNB: Czy Waszym zdaniem takie postępowanie może negatywnie wpływać na zgłaszalność do leczenia z powodu uzależnienia? Agnieszka Sieniawska: Nie wyciągałabym tak daleko idących wniosków. Wyobrażam sobie, że osoba, która jest gotowa na podjęcie leczenia, rzeczywiście chce wprowadzić zmiany w swoim dotychczasowym trybie życia i przepisy mają tu niewiele wspólnego z podejmowaniem tego typu decyzji życiowych. W 2008 roku na we współpracy z węgierską organizacją Hungarian Civil Liberties Union przeprowadziliśmy badania opinii publicznej na temat problematyki karania za posiadanie narkotyków. W kwestionariuszu padło pytanie „jakie przesłanki powodują, że nie sięgnąłbyś po narkotyki?”. Większość respondentów wskazała na odpowiedź „narkotyki szkodzą zdrowiu”, zaś najmniej osób wskazało odpowiedź “narkotyki są nielegalne i za ich posiadanie grozi kara pozbawienia wolności”. Zatem można tu zastosować pewnego rodzaju analogię i wysnuć wniosek, że kwestie prawa i zdrowia nie idą w parze, jednak ważne by nie wchodziły sobie w drogę. Dlatego w większości cywilizowanych krajów kwestie problematyki prawnokarnej i zdrowotnej funkcjonują rozdzielnie. Krzysztof Krajewski: Nie mam jednoznacznej opinii. Ale przypuszczam, że nie za bardzo. Do leczenia zgłaszają się osoby mające rzeczywiście jakiś problem z używaniem narkotyków. Pytanie, czy takie osoby są na szerszą skalę posiadaczami praw jazdy i samochodów. Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Ale jeśli osoba jest problemowym użytkownikiem narkotyków czy osobą uzależnioną, to może z tym pozbawianiem prawa jazdy coś na rzeczy jest. Problem dotyczy jednak przede wszystkim użytkowników rekreacyjnych, oka-

zjonalnych, niedoświadczających w zasadzie żadnych negatywnych konsekwencji używania. Takie osoby i tak nie zgłaszają się zapewne do leczenia, bo nie widzą najmniejszego ku temu powodu. Dla nich nie ma więc z tego punktu widzenia problemu. MNB: Czy tak skonstruowane przepisy prawne nie spychają osób uzależnionych na margines, szczególnie tych, którzy utrzymują abstynencję lub leczą się z uzależnienia? Krzysztof Krajewski: W pewnym sensie tak, ale – abstrahuję od zasadności omawianej praktyki – niewydawanie, czy odbieranie praw jazdy osobom chorym na padaczkę, czy drastycznie krótkowzrocznym trudno uznać za przejaw dyskryminacji i spychania na margines, tak samo jak nie jest dyskryminacją odmowa przyjęcia do drużyny koszykówki kogoś kto ma 1,45 m wzrostu. Między bogiem a prawdą wydaje mi się, ze problem polega na tym, jak rzetelnie wykonywania jest ocena owego stanu zdrowia, w oparciu o jakie przesłanki i ocena ewentualnego zagrożenia (co jest kwestią całkowicie lekarską). Mogą być rzeczywiście przypadki użytkowników, którzy z różnych względów samochodu prowadzić nie powinni. Ale tego nie należy i nie można generalizować. Pytanie czy lekarze mają dzisiaj przesłanki do podejmowania rzetelnej, indywidualnej oceny konkretnych przypadków i czy tak robią, czy też dokonują oceny zgeneralizowanej na zasadzie: brałeś odpadasz z gry. Inaczej: czy lekarze-orzecznicy są dzisiaj w ogóle przygotowani do podejmowania decyzji w takich kwestiach? MNB: Czy skutkiem ubocznym obecnej praktyki nie jest zwiększenie stygmatyzacji osób używających narkotyków?


39 Krzysztof Krajewski: Na pewno tak. Każda taka decyzja jest stygmatyzująca. Ale i odebranie prawa jazdy osobie chorej psychicznie jest dodatkową stygmatyzacją. Pytanie wiec polega na tym, czy w danym konkretnym wypadku ta stygmatyzacja ma jakieś uzasadnienie i czy ewentualne koszty takich rozwiązań (tak indywidualne, jak i społeczne), nie przekraczają wielokrotnie ewentualnych korzyści. Jeszcze raz podkreślam, ze takie decyzje powinny być podejmowane po bardzo dokładnej ocenie indywidualnych przypadków. Opisana praktyka sugeruje, ze mamy tutaj do czynienia z czymś dokładnie odwrotnym. Agnieszka Sieniawska: Jest to kolejny czynnik eliminacji osób uzależnionych i używających narkotyków z życia społecznego; wyraz narkofobii, niewiedzy, absurdu. Instytucje strażnicze chroniące praw człowieka typu Rzecznik Praw Obywatelskich, bierne do tej pory w sprawach osób uzależnionych, powinny zabrać w tej sprawie głos.

Prawo

Czy rzeczywiście przepisy, o których rozmawiamy wpływają na zwiększenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym? Krzysztof Krajewski: Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Obawiam się, że nie bardzo, aczkolwiek przypuszczam, że problem uczestników ruchu drogowego niekoniecznie się do tego nadających narasta w Polsce. Aby móc odpowiedzialnie odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by wykonać chyba jakieś badania. Najlepiej np. przebadać jakąś próbę osób, którym odebrano w takim trybie prawo jazdy celem oceny ich problemów z narkotykami, aktualnych wzorów używania oraz wpływu, jaki to może mieć na zdolność do prowadzenia samochodu. Wówczas cos można by na ten temat powiedzieć. W dzisiejszej sytuacji nie mamy na ten temat żadnej wiedzy. Agnieszka Sieniawska: Myślę, że same przepisy nie są źle skonstruowane, a ich celowość wskazuje na ograniczenia zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Niemniej jednak jak widać, sens przepisów został wypaczony przez praktyków. Podobnie zresztą dzieje się w przypadku okrytego niechlubną sławą art. 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, który penalizuje posiadanie narkotyków. W myśl ustawodawcy chodzi bowiem o posiadanie wiążące się z zamiarem sprzedaży, udzielania, przemytu etc. nie zaś użytku. Zatem mamy kolejny przykład nieodpowiedniego działania praktyków prawa, a może raczej ukrytej narkofobii?


Magazyn MNB

40

Chciałabym opowiedzieć Wam o ośrodku MONAR w Wyszkowie. Jest to miejsce, gdzie można rozpocząć leczenie, swoją małą-wielką walkę z uzależnieniem od narkotyków. Kontakt z naszym ośrodkiem: Stowarzyszenie MONAR Ośrodek Leczenia, Terapii i Rehabilitacji Uzależnień w Wyszkowie ul. 3 Maja 65 07-200 Wyszków tel./fax 29 7429797

Wyszków nie tonie Hanna Zawisza Wypaleni, odarci z uczuć i niewrażliwi, często bardzo zakłamani. Bez wiary w siebie, osamotnieni i nieszczęśliwi. Snujemy nierealistyczne plany, a chwilę potem narzekamy na brak perspektyw, ogarnięci panicznym lękiem przed światem. Lękiem, który tłumimy narkotykami. Do ośrodka przyjeżdżamy z różnych pobudek. Najczęściej chcemy uciec i zostawić za sobą spustoszenia ostatnich lat. Tu jednak stajemy przed nową rzeczywistością. I jeszcze długo nie będziemy chcieli nikomu zaufać. Bo przecież nie ufamy sobie.

POCZĄTEK W dniu przyjazdu do ośrodka odbywa się „przyjęciówka”, w czasie której poznajemy trochę nową osobę. Ale i tak „nowy” otrzymuje na razie status obserwatora. Nie ma ciśnienia, dajemy mu czas na znalezienie się w nowej sytuacji, poznanie zasad panujących w ośrodku, przymierzenie się do codziennych rytuałów, a przede wszystkim odpowiedzenie sobie na pytanie, czy to, co oferuje ośrodek jest odpowiednie do jego potrzeb. Ma na to tydzień.

Liczący około 30 tys. mieszkańców Wyszków znajduje się w województwie mazowieckim, zaledwie 60 km od Warszawy. Ośrodek położony jest prawie w samym centrum Wyszkowa, nieopodal rzeki Bug.

Po 7 dniach pobytu „nowy” musi zdecydować, czy chce zostać i podpisać kontrakt terapeutyczny ze społecznością. Taki kontrakt jest wzajemnym zobowiązaniem: ze strony „nowego” do przestrzegania ustaleń domu oraz czynnego brania udziału w swojej terapii; ze strony zespołu terapeutycznego – do zagwarantowania mu optymalnych warunków terapii. Podpisanie kontraktu przypieczętowuje przyjęcie do społeczności, a nowy pacjent uzyskuje status nowicjusza.


41

Leczenie

BEZ OGRANICZEŃ Z tego, co słyszałam Marek Kotański, założyciel MONARU chciał, aby ośrodki były miejscami, gdzie każda osoba uzależniona może uzyskać pomoc. Nawet jeśli jej „przypadek” jest niecodzienny i trudny do prostego zaszufladkowania. Wydaje mi się, że ten duch jest wciąż obecny w Wyszkowie. Nie próbujemy nikogo tu szufladkować, bo szufladkowanie ma tylko wtedy sens, gdy dla każdego z nas znajdziemy jego własną szufladkę. Jestem pacjentką z podwójną diagnozą. W Wyszkowie leczą się ze mną osoby w depresji, osoby z chorobą afektywną dwubiegunową, jak również wielu takich, którzy nigdy nie doświadczyli żadnych psychoz ani trwalszych zaburzeń nastroju. Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, lubimy eksperymentować i staramy się pomóc każdemu, kto pomocy szuka. Trafiają do nas obcokrajowcy z Ukrainy, Ameryki Północnej. Ostatnio leczył się u nas Australijczyk, który przy przyjęciu niewiele rozumiał po polsku. By dostać się do ośrodka w Wyszkowie (a raczej – jak to dzisiaj bywa – zapisać się na listę oczekujących) wystarczy się z nami skontaktować się telefonicznie. Podczas rozmowy telefonicznej zostanie przeprowadzony krótki wywiad wstępny. Dobrze jest się wybrać wcześniej do poradni leczenia uzależnień i porozmawiać z terapeutami o najlepszej formie leczenia. Bo tak czy inaczej, przy przyjęciu będzie potrzebne skierowanie lekarskie.

NOWICJAT Etap nowicjatu może potrwać od 1,5 do trzech miesięcy, bo całość leczenia jest tu mocno zindywidualizowana. Od tego momentu pacjent może kontaktować się z rodziną i bliskimi. Może to być kontakt listowny bądź telefoniczny. Nowicjat to nie tylko czas na pogłębienie motywacji do leczenia, ale także na przyjrzenie się własnym mechanizmom obronnych oraz temu, jaką rolę pełni w naszym życiu uzależnienie.

Pobyt w ośrodku trwa 12 miesięcy z możliwością przedłużenia z przyczyn indywidualnych. Liczba miejsc w ośrodku: 29.

Czynne spędzanie wolnego czasu jest elementem rozwoju osobistego. Na terenie ośrodka odbywają się zajęcia artystyczne, sportowe, hipoterapia, wyjścia na basen, itp.


Magazyn MNB Ośrodek prowadzony jest metodą Społeczności Terapeutycznej. Placówka działa w oparciu o uniwersalny system wartości – wyznawana religia lub jej brak nie wpływa na decyzję o przyjęciu do Ośrodka.

42 Poza terapią indywidualną (każdy pacjent ma terapeutę prowadzącego), członkowie społeczności uczestniczą w zajęciach psychoedukacyjnych, które oprócz dawania wiedzy teoretycznej, pomagają oswoić nam lęki przed wyzwaniami, jakie przed nami stoją. Istotnymi obszarami do pracy na tym etapie jest także wyrabianie sobie właściwego stosunku do terapii, kształtowanie postawy pokory wobec siły własnego nałogu oraz nabycie podstawowej wiedzy o mechanizmach uzależnienia.

W CIĄGU DNIA

Latem 2014 roku ośrodek w Wyszkowie gościł przez 3 tygodnie młodych ludzi z rożnych krajów. Przez cały czas trwania work-campów, pacjenci i uczestnicy wspólnie pracowali, integrowali się, poznawali wzajemnie kulturę i język swoich krajów.

Nasz powszedni dzień rozpoczyna się o godzinie siódmej. Zaraz po pobudce mamy tzw. zaprawę, czyli trochę ćwiczeń fizycznych na świeżym powietrzu. Następnie mamy pół godziny na uporządkowanie pokoju i ogarnięcie się. Dzień otwiera poranne spotkanie społeczności w trakcie którego, każdy mówi jak się czuje i czym chciałby się zajmować. Przedstawiany jest rozkład dnia i szczegółowy plan pracy. Osławiona „mordercza” praca w ośrodku trwa mniej więcej 5 godzin. Jest bardzo różna, w zależności od pory roku i bieżących potrzeb ośrodka. Do stałych czynności należy sprzątanie budynku, pranie, gotowanie i drobne bieżące remonty, a także praca z końmi – w tym sprawy związane z ich oporządzeniem, jazda konna i zajęcia z zakresu hipoterapii chorych dzieci. W trakcie dnia odbywają się także warsztaty, zajęcia grupowe i sesje terapii indywidualnej. Dopiero po obiedzie odbywają się „społeczności” planowe lub interwencyjne lub oraz inne zajęcia (artystyczne, sportowe, wyjścia na basen). Jest to także najwłaściwszy czas na indywidualne sesje terapeutyczne z terapeutą prowadzącym. Terapeuta udziela wsparcia w sytuacjach kryzysowych, doradza i pomaga w sprawach życiowych. Oczywiście jest też czas wolny, kiedy można poleniuchować albo rozwijać swoje pasje i zainteresowania lub różne formy aktywności fizycznej.


43

Leczenie

Na terenie ośrodka znajduje się stadnina koni. Pacjenci podczas swojego pobytu opiekują się zwierzętami. Chętni mogą korzystać z lekcji jazdy konnej prowadzonej przez instruktora. Takie zajęcia odbywają się dwa razy w tygodniu. Ci, którzy poszukują mocniejszych wrażeń mogą sprawdzić się we władaniu białą bronią i przyłączyć się do Bractwa Rycerskiego.

DOMOWNIK Kolejnym etapem leczenia jest bycie domownikiem. Wraz z terapeutą prowadzącym pacjent rozpoczyna pracę nad celami leczenia i planem terapii. Od tej pory będzie to najważniejszy dokument wyznaczający szczegóły leczenia. Na etapie domownika przybywa trochę przywilejów związanych z większym zaufaniem ze strony innych członków społeczności, ale też wzrasta zakres obowiązków. Jest to okres pełnienia funkcji podyktowanych różnymi rolami społecznymi na rzecz współpacjentów. Ktoś staje się gospodarzem domu, ktoś inny kierownikiem pracy lub szefem kuchni i stara się wywiązywać z nowych obowiązków. Społeczność widząc jak reaguje na stres, jakie popełnia błędy i gdzie są jego mocne strony, udziela mu informacji na ten temat. Etap domownika to zdecydowanie najdłuższy okres leczenia i trwa przez większość czasu spędzonego w ośrodku. Wyróżnia się podwyższaniem poziomu odpowiedzialności oraz sprawdzaniem się w funkcjonowaniu poza ośrodkiem. Podopieczny uzyskuje prawo do przepustek, odwiedzin, indywidualnych wyjść poza placówkę itp. Uczestniczy także w wielu treningach doskonalenia umiejętności społecznych pozwalających na lepsze budowanie relacji z innymi. Tyle w dużym skrócie o domowniku.

WSPÓLNOTA PACJENTÓW I TERAPEUTÓW W Wyszkowie, podobnie jak w wielu innych ośrodkach stacjonarnych, leczymy się metodą społeczności terapeutycznej, która jest swoistym „lustrem” odzwierciedlającym nasze funkcjonowanie, pokazuje nasze zalety i obnaża wady. Dzięki pomocy innych łatwiej jest dostrzec to, z czym ma się problemy, zobaczyć własne deficyty i próbować coś zmieniać. Społeczność ośrodka tworzą zarówno pacjenci ośrodka, jak i zespół terapeutów.

OBOZY TERAPEUTYCZNE Kadra terapeutyczna organizuje dla pacjentów dwa razy w roku obozy terapeutyczne poza są ośrodkiem. Jeden z obozów ma miejsce w okresie zimowym i zwykle jest to kilkunastodniowy pobyt w górach. Drugi, w okresie wakacji letnich jest zazwyczaj spływem kajakowym. W wydarzeniach tych bierze udział cała społeczność.


Magazyn MNB

„Siłownia duszy” – tak nazwaliśmy niezmiernie istotny element pobytu w ośrodku i terapii. Są to działania wolontaryjne na rzecz innych potrzebujących pomocy, zwłaszcza chorych i najuboższych. Współpracujemy z władzami miasta Wyszków i instytucjami pomocowymi, organizując imprezy na terenie ośrodka i prowadząc różnorodne akcje pomocowe (np. letnia akcja dla dzieci „Lato w mieście”). W naszym ośrodku organizujemy koncerty charytatywne z udziałem celebrytów i znanych osób.

44 Będąc dłużej w ośrodku widzę, jak ważnym elementem pracy terapeutów jest budowanie tej wspólnoty. Wspólnoty opartej o reguły, których trzymanie się często jest dla nas dość trudne. Jedną z zasad, nad którymi pracujemy ze szczególną uwagą jest uczciwość. Potrzeba pracy wynika z naszych skłonności do naciągania zasad, okłamywania samych siebie i innych, a nade wszystko unikania za wszelką cenę konfrontacji. Teraz, ażeby „rozbrajać” mechanizmy naszego uzależnienia przyznajemy się do naszych błędów, kłamstw, wykroczeń i oszustw, manipulacji, lenistwa i wygodnictwa. Analizujemy mechanizmy wyniesione z trwania w nałogu. I jakby to nie brzmiało górnolotnie – dzięki temu możemy budować otwartość i szczerość w relacjach z innymi, a przez to z samym sobą.

MONAROWIEC Kolejnym „schodkiem” w leczeniu jest etap monarowca poprzedzony dwutygodniowym nowicjatem monarowskim. To ostatni już etap leczenia i pacjent przygotowuje się już do realnego funkcjonowania poza ośrodkiem. Trzeba poważnie zastanowić się nad przyszłością i skoncentrować się na uporządkowaniu różnych spraw: swojej sytuacji rodzinnej, socjalnej, zawodowej i prawnej. Tak samo ważny jest teraz udział w programie zapobiegania nawrotom, jak i poszukiwanie pracy (a nawet jej rozpoczęcie) i nawiązywanie kontaktów z ludźmi spoza ośrodka. Mamy na to maksimum 3 miesiące. Po zakończeniu terapii możliwe jest zamieszkanie na okres roku hostelu, który znajduje się w Wyszkowie lub uzyskanie miejsca w jednym z mieszkań readaptacyjnych w Warszawie. Jest to idealną oferta dla osób, które nie chcą wracać do swoich miast. Aktualnie w naszym hostelu mieszka 12 osób, ale będzie w nim więcej miejsc, ponieważ ciągle prowadzone są w nim prace adaptacyjne.


45 Mówiąc bez ogródek jest on miejscem, gdzie pacjenci rozpoczynają samodzielne życie. Są w częstym kontakcie z ośrodkiem, skąd otrzymują wsparcie, ale głównie skoncentrowani są na tym, jak bezpiecznie odnaleźć się w zewnętrznym świecie. Nowe wyzwania nie mogą jednak przesłonić im tego, z czym przyszli do ośrodka. Przeciwdziałanie nawrotom, warsztaty rozwoju osobistego to tylko niektóre propozycje dla tych, którzy zakończyli leczenie i mieszkają w hostelu.

ZMIANA Stawiamy na rozwój intelektualny naszych pacjentów. Ci, którym z powodu uzależnienia nie udało się skończyć szkoły mogą uczęszczać do zaocznej szkoły średniej; współpracujemy od lat z Liceum Pascala w Wyszkowie. Nauka w tej szkole jest nieodpłatna dla naszych pacjentów i można ją podjąć już na wczesnych etapach terapii. Można również studiować, najczęściej na uczelniach warszawskich. Podczas leczenia, jak również po jego zakończeniu możliwe jest uczestnictwo w nieodpłatnych kursach zawodowych i kursach na prawo jazdy. Mamy tu program wsparcia socjalnego i readaptacji zawodowej, który bywa nieoceniony w regulowaniu sytuacji socjalnej, prawnej, rodzinnej i zawodowej pacjentów. Ci, którzy weszli kiedyś w konflikt z prawem mogą, dzięki pomocy ze strony ośrodka uporządkować swoje sprawy. Niektórzy w związku z postanowieniami sądu, jeszcze podczas terapii wykonują prace społecznie użyteczne. Na koniec jeszcze jedna, w moim mniemaniu, bardzo ważna uwaga. Miejsce, w którym jesteśmy chcemy traktować nie tylko jako ośrodek leczenia uzależnień, ale także jak swój dom. Dynamiczny, otwarty i niepodobny do żadnego, w jakim wcześniej mieszkaliśmy. Tutaj dokonują się nasze przemiany, które zdecydują jak wyglądać będzie nasze życie. Ten dom to nie przechowalnia. Nie wolno nam czekać na cud i liczyć dni pobytu „nabijając” abstynencję. Ta choroba sama nie mija. To nie katar.

Leczenie

Aby rozpocząć leczenie w Ośrodku MONAR w Wyszkowie trzeba mieć ukończone 18 lat. Górnego ograniczenia wiekowego właściwie nie ma, lecz grupę dominującą stanowią raczej ludzie młodzi w wieku do 30 lat. Przyjmowane są zarówno kobiety, jak i mężczyźni (w uzasadnionych przypadkach, nawet z dziećmi). Przyjmowane są osoby uzależnione od wszystkich substancji psychoaktywnych, w tym alkoholu, jeśli jest on jedną z substancji używanych zastępczo lub razem z innymi środkami psychoaktywnymi. Ośrodek przyjmuje pacjentów z podwójną diagnozą, którzy – oprócz psychoterapii – mają na miejscu zapewnioną opiekę psychiatryczną i leczenie farmakologiczne.


Magazyn MNB

46

HIV i HCV to częste dolegliwości dotykające narkomańską brać z różnych przyczyn; przeważnie w wyniku niewiedzy na temat rozprzestrzeniania się wirusów, nieostrożności, beztroski czy braku wyobraźni.

Dwa wirusy Rafał Włodarczyk

BILET NA WOLNOŚĆ

W 1986 roku odnotowano w polskich więzieniach pierwszy przypadek nosicielstwa HIV. Wiedza na temat tego wirusa nie była wówczas zbyt duża nawet wśród personelu medycznego. Nie istniały poza tym żadne odnoszące się do tego problemu procedury. Atmosferę niepewności podsycały katastroficznie brzmiące doniesienia prasowe. 1990 roku odnotowano pierwsze przypadki ‘handlu’ zakażoną krwią i umyślnego zainfekowania się wirusem HIV w celu, jak można sądzić, uzyskania przerwy w wykonaniu kary pozbawienia wolności, uchylenia postanowienia o tymczasowym aresztowaniu czy też innych doraźnych korzyści. (www.cd4.com.pl)

W zakładach karnych, których obecnie jestem pensjonariuszem poziom świadomości na ten temat jest równie niski, a może nawet niższy niż na tzw. „wolności”. Bezpowrotnie jednak minął okres, kiedy to pozytywny wynik badań na obecność wirusa HIV lub HCV umożliwiał opuszczenie zakładu karnego ze względu na stan zdrowia. Prowadziło to do irracjonalnych zachowań wśród więźniów: niektórzy świadomie wstrzykiwali sobie zakażoną krew. Jednak poważne problemy zdrowotne wynikającego z tak tragicznie bezmyślnego postępowania, a także wysoka śmiertelność skutecznie odstraszyły potencjalnych straceńców. A co najważniejsze zakłady karne przestały wysyłać zakażonych na wolność.

EDUKACJA POD CELĄ O ile poziom wiedzy, na temat tych dwóch wirusów, posiadanych przez kadrę wychowawczą i administracyjną jednostek penitencjarnych można uznać za zadawalający, to statystyczny więzień ma dość nikłe pojęcie w tej kwestii. Wielokrotnie odczułem to na własnej skórze, jako że od kilkunastu lat jestem zakażony wirusem HCV. Jako, że niewielu więźniów odróżnia wirusa HIV od HCV, dlatego też każde przemieszczanie z celi do celi rozpoczynam od mini wykładu dla współosadzonych. Opowiadam im o różnicach pomiędzy HIV a HCV oraz o ewentualnym zagrożeniu z mojej strony, jako nosiciela jednego z tych wirusów. Czasem ktoś słucha.

NIC NIE MÓW Pracownicy służby więziennej z niezrozumiałych dla mnie przyczyn nakłaniają mnie zwykle (a domniemywam, że zapewne i innych za-


47

Zza krat

każonych więźniów) do ukrywania swojej przypadłości. Osobiście nie uważam tego za najlepsze z możliwych rozwiązań. Jeśli mam z kimś przebywać w jednym pomieszczeniu po dwadzieścia kilka godzin na dobę, lepiej abym był świadom przynajmniej hipotetycznego zagrożenia. Lecz to moje votum separatum jest przez Służbę Więzienną najczęściej bagatelizowane.

BREDNIE Daleki jestem od stwierdzenia, że pracownicy kryminału w ogóle nie są zorientowani, ale zdarzają się „kwiatki”. Kilka lat temu wychowawczyni podczas rozmowy ze skazanymi na temat możliwości zakażenia się wirusem HCV, stwierdziła elokwentnie, iż „do zakażenia się wirusowym zapaleniem wątroby typu C, potrzebne jest przynajmniej ¾ litra krwi”. Najpierw pomyślałem, że się z nas nabija albo prowokuje w ten sposób do myślenia. Potem dotarło do mnie, że mówi to poważnie. Kiedy indziej znowu w lekkie osłupienie wprowadził mnie sam dyrektor zakładu karnego, który podczas rozmowy wychowawczej dotyczącej informowania przeze mnie współskazanych o swoim statusie serologicznym, zadał mi nie pozbawione uroku pytanie: „Czy gdybym udawał się autokarem na granicę, to również poinformowałbym pasażerów o mojej chorobie ?” Pozostawię to bez komentarza, bo chyba jest zbyteczny.

MAM TO GDZIEŚ Skazani różnie reagują na umieszczenie osoby zakażonej w ich celi. Jak wspomniałem wcześniej, informuję współskazanych o swoim zakażeniu oraz uświadamiam ich o możliwych drogach zakażenia. Jednak konieczność posiadania przeze mnie moich własnych misek do dokonywania ablucji i prania, odzwierciedla w pewien sposób zarówno ich poziom wiedzy, jak i lęk przed zakażonym. Jak mogę staram się to zmienić. Z początku informacja o moim schorzeniu wywołuje przeważnie lekką konsternację wśród osadzonych, ale rzadko kiedy chcą oni drążyć temat. Krótki, ale treściwy komentarz „Mam na to wyje….ne” (w wolnym tłumaczeniu: „Nie interesuje mnie to. To twoja sprawa.) kończy temat, a ja wolniej lub szybciej integruję się ze skazanymi spod celi. Czasem jednak muszę interweniować u oddziałowego lub wychowawcy o odpowiednie wtórne przemieszczenie.

Tatuowanie ciała zwiększa ryzyko nawet 3-krotnie ryzyko zakażenia HCV. Ryzyko zakażenia jest proporcjonalne do wielkości tatuażu. Najwyższe ryzyko zarażenia podczas wykonywania tatuażu notuje się w więzieniach. Maszynki do golenia, szczoteczki do zębów czy inne tego typu środki higieny osobistej mogą mieć styczność z krwią. W związku z tym dzielenie się nimi z innymi osobami naraża je na zakażenie HCV, jeśli która z osób korzystających jest zakażona. Również w przypadku skaleczeń należy zachować ostrożność. Korzystanie z tym samych naczyń i sztućców nie powoduje ryzyka zakażenia się HCV .


Magazyn MNB Więziennictwo jest jednym z realizatorów programu polityki zdrowotnej Ministra Zdrowia Leczenie antyretrowirusowe osób żyjących z wirusem HIV w Polsce. Oznacza to dostęp więźniów do terapii antyretrowirusowej (ang. ARV - an�retroviral therapy) na takich samych zasadach, jak pacjentów poza murami więziennymi. Początkowo w latach 2001-2002 grupa osadzonych leczonych ARV wynosiła około 70 osób – obecnie (na dzień 30.06.2014 r.), leczenie ARV otrzymują 244 osoby. Kwalifikacja do leczenia antyretrowirusowego oraz jego prowadzenie odbywa się w ośrodkach wolnościowych rekomendowanych przez Krajowe Centrum ds. AIDS. Od 2006 roku osadzeni zakwalifikowani do leczenia ujęci są w ogólnopolskim komputerowym systemie dystrybucji leków antyretrowirusowych, co wymaga nieustannego monitorowania zjawisk związanych z zakażeniami HIV w jednostkach penitencjarnych.

48 WYSTAWKA Osoby decydujące się (same lub za namową służby więziennej) na ukrycie faktu nosicielstwa muszą się liczyć z tym, że wcześniej, czy później współosadzeni mogą odkryć prawdę. Zwłaszcza, jeśli otrzymują oni sporą garść tabletek każdego poranka (co przeważnie dotyczy zakażonych HIV, którzy leczą się antyretrowirusowo). Pomimo niskiego poziomu wiedzy na temat wirusów i braku wykształcenia, więźniowie potrafią kojarzyć fakty i logicznie myśleć. A swoje niezadowolenie z zaistniałej sytuacji osadzeni okazują w różny, zwykle łatwy do przewidzenia sposób. Czasem jest to agresja słowna wobec zakażonej osoby, innym razem tzw. „wystawka”, czyli żądanie usunięcia z celi, a nierzadko może dochodzić do rękoczynów. Wieści w zamkniętym środowisku więziennym szybko się rozchodzą i odbywanie reszty kary pozbawienia wolności może okazać się prawdziwą gehenną.

CELA OCHRONNA Jedną z konsekwencji takiej sytuacji może być umieszczenie osoby zakażonej na tzw. celi ochronnej. W takiej celi umieszczane są osoby skonfliktowane z resztą społeczności skazanych, obrzucane dość pogardliwymi epitetami, który pozwolę sobie to nie cytować. Oddzieleni od reszty odbywających wyroki są przez nich nieakceptowani, a pobyt w celi ochronnej, mimo, że zapewnia im bezpieczeństwo, oznacza trwałą marginalizację ze społeczności więziennej. Nigdy nie byłej w takiej celi i mówiąc bez ogródek – z pewnością nie zamierzam.

(www.cd4.com.pl)

ZAKAŻENIA W WIĘZIENIU Należy zaznaczyć, że obydwa wirusy z pewnością w pewnym stopniu rozprzestrzeniają się również za kratkami. Głównym zagrożeniem jest niezachowywanie ostrożności przy wykonywaniu tatuaży. Przyjmowanie przez kilka osób „wzajemnie ufających sobie” sterydów czy narkotyków za pomocą wspólnej igły i strzykawki, czy używanie wspólnych jednorazowych maszynek do golenia. Jedno jest pewne, jeśli chodzi o możliwość zakażenia, trzeba się mieć na baczności, a zwłaszcza w wiezieniu. Wiele przebywających tu osób nie jest świadomych swego nosicielstwa.

JEST LEPIEJ Pomimo opisanych przeze mnie przypadków nieprofesjonalnego, a czasem nieprzemyślanego też działania służb więziennych wobec


49 problemu zakażeń i zakażonych HIV i HCV, widzę sporo pozytywnych (nomen omen) zmian. Wiąże się to zapewne z pewnym obyciem ze względu na coraz częstsze występowanie tych wirusów. Zapewniona jest pomoc ze strony psychologa, a i dostępność oraz efektywność działania więziennej służby zdrowia wobec osób zakażonych, w mojej skromnej opinii, nie przedstawia się źle. Nie ma większych problemów z wykonywaniem badań kontrolnych, przynajmniej jeśli chodzi o tzw. próby wątrobowe. Trudno mi powiedzieć jak się ma sprawa z podobnymi badaniami dotyczącymi wirusa HIV, ale przypuszczam, że realizowane są na bieżąco. Nie ma też problemu z wykonaniem badań w kierunku obecności obu wirusów we krwi, chociaż w tym wypadku trzeba odpowiedzieć na kilka niewygodnych pytań. Dla osób zarażonych wirusem HCV jest stworzona możliwość odbycia kuracji interferonowej w Zakładzie Karnym w Potulicach.

Zza krat Próby wątrobowe (wyniki Aspat i Alat) nie są metodą diagnozowania zakażenia HVC. Są one miernikiem stanu uszkodzenia i złej pracy wątroby, jednak nie wykluczają one, ani nie przesądzają o istnieniu HCV we krwi.

LECZENIE Na leczenie mogą liczyć też więźniowie w początkowej fazie rozwoju zakażenia HIV, jak również więźniowie ze zdiagnozowanym upośledzeniem odporności (AIDS). Ci z zawansowanym rozwojem marskości wątroby przeważnie odbywają karę pozbawienia w przywięziennych jednostkach szpitalnych, skąd bywa, że są kierowani przez sądy penitencjarne na przerwy w odbywaniu kary w celu poprawy stanu zdrowia lub uzyskują przedterminowe warunkowe zwolnienie. Nie dotyczy to oczywiście wszystkich zakażonych więźniów. Innym, jak np. mnie pozostaje liczyć na powolny rozwój wirusa i zbawienne działanie Hepatilu lub Esselivu otrzymywanych z więziennej apteki.

DYPLOM Kilka miesięcy temu podczas karania mnie za „niewielkie” odstępstwa od regulaminu (nie należę do wzorowych skazanych) wypatrzyłem w gabinecie dyrektora zakładu karnego dyplom ukończenia szkolenia w zakresie postępowania z osadzonymi zakażonymi wirusami HIV i HCV. Z kolei na tzw „celówce” obok mojego zdjęcia i danych osobowych widniały (czyt. krzyczały) sporej wielkości litery HCV.

W leczeniu HCV stosuje się obecnie terapię skojarzoną wykorzystującą interferon i ribawirynę. Najnowsze osiągnięcie w chwili obecnej to peginterferon (pegylowana forma interferonu o przedłużonym działaniu. Ribawiryna jest w formie tabletek zażywanych codziennie, natomiast pegylowany interferon raz w tygodniu w formie zastrzyku. Terapia taka trwa ok. roku przy genotypie 1 HCV lub pół roku przy genotypie 2 lub 3.

Zamieszczony powyżej artykuł prezentuje punkt widzenia i subiektywne opinie autora, które są oparte o jego doświadczenia i obserwacje związane z odbywaniem kary pozbawienia wolności. Opinie te nie powinny być traktowane jako diagnoza polskich jednostek penitencjarnych.


Księgarnia MNB Magazyn MNB

50

ŚWIĘTO HIV-A W CARANDIRU – Biorę długopis Bic i wywalam z niego wkład. Podgrzewam igłę iniekcyjną, którą zdobywam własnym sposobem, i osadzam ją na czubku długopisu; pod wpływem gorąca plastik się topi i jedno z drugim łączy się jak złoto. Tłoczek robię z owalnego kawałka gumy, który znajduje się w podeszwie każdego klapka kąpielowego i który osadzam na kawałku sztywnego drutu. Jeżeli będzie się coś ulewać, może pan zwrócić, wymienię. Tak Chico Ladeira, złodziej osadzony w Carandiru, największym brazylijskim więzieniu opisuje sposoby radzenia sobie z brakiem sprzętu iniekcyjnego do wstrzykiwania kokainy. W więzieniu nie dość, że największym, to jeszcze jednym z najsurowszym na świecie. Kokaina przyjmowana iniekcyjnie przez wielu więźniów za pomocą jednej igły i strzykawki (a raczej przy pomocy czegoś, co tylko tą funkcję pełni), homoseksualne gwałty, transwestyci świadczący usługi seksualne setkom więźniów, to tylko niektóre czynniki, które doprowadziły do wybuchu epidemii HIV wewnątrz więzienia. Doktor Drauzio Varella opisuje surowy świat zasad najniebezpieczniejszego więzienia w Brazylii. Opowiada też swoją drogę jako lekarza, który zamiast koncentrować się na karierze zakaźnika w szacownej klinice w São Paulo, postanawia zmierzyć się z problemem HIV w więzieniu, gdzie kary odbywa jednocześnie prawie 30 tysięcy skazanych. Historie opisywane przez Varellę nie pozostają bezimienne; poznajemy całe to, wydawałoby się, gigantyczne ludzkie śmietnisko przez pryzmat indywidualnych losów więźniów, których autor książki leczy, i z którymi współpracuje. Poznajemy ich życie i dowiadujemy się, co spowodowało ich konflikt z prawem i jak trafili do Carandiru. Drauzio Varella: OSTATNI KRĄG. NAJNIEBEZPIECZNIEJSZE WIĘZIENIE BRAZYLII, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014

Dla samego Varelli praca z osadzonymi staje się prawdziwą nauką życia. Musi się nauczyć rozpoznawać sytuacje, kiedy próbują go naciągnąć. Tak, jak ma to miejsce w przypadku wypisywania recept na preparat witaminowy, z którego pędzony jest bimber. Ale musi też umieć im zaufać, jak w przypadku byłego narkomana, którego zatrudnia do pobierania krwi do badań więźniów w kierunku HIV. – Doktorze, dla kogoś, kto wstrzykiwał już sobie kokainę po ciemku ułamaną igłą opłukaną pod rynną, pobieranie krwi za pomocą tych jednorazówek to wręcz tchórzostwo! Na dwa i pół tysiąca próbek pobranych zaledwie w ciągu trzech miesięcy 1990 roku ponad 17% okazuje się HIV-pozytywne. Więzienie Carandiru to symbol przemocy i niehumanitarnego traktowania więźniów. W 2002 roku zostało ono zamknięte, a następnie wyburzone. (gw)


51

Polityka narkotykowa

Podsumowanie 5-ciu lat działań Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej i programu Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, na rzecz zmiany polskiego modelu pomocy osobom z problemem narkotykowym.

Powolne zmiany Jacek Charmast

Dedykowane naszej zmarłej koleżance, Grażynie Budce-Konieczny, bez której nic by nie wyszło.

Gdy w 2009 powołaliśmy Polską Sieć Polityki Narkotykowej, a zaraz potem Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, to zadania, które obydwa podmioty sobie postawiły nie wyglądały na realistyczne, nawet w kilkuletniej perspektywie. Podstawowymi celami było złagodzenie prawa narkotykowego – bardzo represyjnego wobec posiadaczy niewielkich ilości narkotyków – a także europeizacja polskiego modelu pomocy uzależnionym.

Ogólnopolską debatę popchnęła mocno do przodu w 2009 roku Gazeta Wyborcza, ruszając z akcją My, Narkopolacy. Inną sprzyjającą okolicznością dla zainteresowania społeczeństwa tematyką narkotykową było powołanie Ruchu Palikota w 2010, a rok później wejście wraz z nim do Sejmu przedstawicieli środowisk legalizacyjnych. Bezpośrednio dla nowelizacji ustawy przysłużyło się wielce, objęcie przez Krzysztofa Kwiatkowskiego teki Ministra Sprawiedliwości.

Od pewnego czasu pracowano już, co prawda nad projektem złagodzenia ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii – chodzi tu o powołany przy Ministerstwie Sprawiedliwości zespół prof. Krzysztofa Krajewskiego, ale atmosfera społeczna nie sprzyjała temu projektowi. Jak się wkrótce okazało, tuż za rogiem była sprawa dopalaczy, która wywołała w społeczeństwie antynarkotykową histerię, dawno nie widzianą w takiej skali.

Podczas organizowanych przez nas debat eksperckich, jedynie trzy organizacje pozarządowe (najwięksi beneficjenci dotychczasowego modelu przeciwdziałania narkomanii) dystansowały się od zmian w projekcie nowelizacji, ale do dzisiaj tylko jedna podtrzymuje swoje ówczesne stanowisko (Stowarzyszenie Karan). Parędziesiąt pomniejszych poparło zmiany lub nie przedstawiło żadnego stanowiska.

Nie zrażając się wiele, przy wsparciu Open Society Fundations i Fundacji Batorego zaczęliśmy organizować jako Sieć i jako Biuro Rzecznika mocne wsparcie społeczne dla projektu nowelizacji w środowisku eksperckim.

Znowelizowana ustawa, która weszła w życie z końcem 2012 roku, może nie była jakimś wielkim przełomem, ale dyskusja wokoło niej mocno odtabuizowała zagadnienia narkotykowe i walnie utorowała drogę debacie wokoło lecznictwa, której środowisko terapeutów i le-


Magazyn MNB

52

karzy związanych z pomocą uzależnionym zaczęło wręcz żądać i oddolnie organizować. Wartym przytoczenia dla przedstawienia efektów fermentu wywołanego debatą jest fragment artykułu szefowej Monaru Jolanty Koczurowskiej (Serwis Narkomania 3-2014): Dający się zauważyć zwrot w kierunku medycznego modelu leczenia uzależnień, liberalizacja postaw społecznych wobec narkotyków, oraz coraz wyraźniej artykułowane potrzeby i wymagania osób uzależnionych stawiają Monarowi kolejne wyzwania. (...) Stowarzyszenie Monar, jest zgodne, że system pomocy uzależnionym wymaga istotnych zmian. (...) za punkt wyjścia planowanych zmian w systemie leczenia, terapii i rehabilitacji przyjęto następujące założenia: abstynencja od substancji psychoaktywnych nie jest jedynym celem oddziaływań, (…) terapia zakłada aktywny i partnerski udział osoby uzależnionej w procesie terapii, system specjalistycznej pomocy to nie zbiór różnych form oddziaływań ale zależności i powiązania między tymi formami, (...) najważniejszym priorytetem jest dostosowanie oferty do możliwości i potrzeb osób uzależnionych (…) Stowarzyszenie Monar opracowało program modernizacji tego systemu przez położenie nacisku na poprawę jakości życia pacjentów, profesjonalizację programów leczenia, poprawę wskaźnika retencji (utrzymywania się pacjentów w terapii), udostępnienie nowoczesnych programów leczenia substytucyjnego, i zapewnienie pacjentom wsparcia w procesie reintegracji społecznej i zawodowej (...) Szczegółowe rozwiązania polegają na: (...) stworzeniu nowoczesnych programów substytucyjnych, zwiększeniu do 2016 roku liczby świadczeń opieki postreha-

bilitacyjnej o 50%, poszerzeniu do 2018 roku zakresu świadczeń poradni i zwiększenie ich liczby o 30%, wzbogaceniu oferty i ograniczeniu do 12 miesięcy okresu leczenia w programach stacjonarnych (…). W innym materiale prasowym (Gazeta Wyborcza, 11.07.2014) przewodnicząca Monaru na pytanie, czy posiadanie narkotyków powinno być karalne odpowiada: Od czasów Marka Kotańskiego stoimy na stanowisku, że nie powinno się karać za posiadanie narkotyków na własny użytek. Niezależnie od tego, czy jest to marihuana czy heroina. Problemem jest jednak dobre opisanie w prawie, co to znaczy ilość na własny użytek. Do tej pory polskie prawo, kolejne wersje jego przepisów, ma z tym problem. To bardzo ważna wypowiedź, bo do dzisiaj choćby dziennik Rzeczpospolita wskazuje Monar jako lidera przeciwników depenalizacji posiadania narkotyków. Nie bez kozery. Monar miał ogromny problem ze znowelizowaną ustawą i dopiero teraz mamy wyraźniejsze i przychylniejsze dla niej stanowisko tego stowarzyszenia. Prawdą jest natomiast, że w 2000 roku Marek Kotański wypowiadał się parokrotnie i stanowczo przeciw zaostrzeniu prawa. Zamiany w świadomości wśród terapeutów monarowskich, jak zostało wspomniane poprzedzała szeroka debata ekspercka prowadzona już od paru lat. Znaczny wkład miało tu Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, które początkowo z obawą podchodziło do postulatów środowiska PSPN dotyczącego organizowania oficjalnych konferencji i spotkań eksperckich w formule umożliwiającej konfrontowanie rożnych punktów widzenia, podejść, a także światpoglądów. Przełomem była tu pierwsza ogólnopolska konferencja narkoty-


53 kowa w Konstancinie w 2012 roku. Jej sukces w zakresie ucywilizowania debaty i zbliżenia stanowisk spowodował, że KBPN postanowiło finansować też kolejne konferencje konstancińskie. Rzeczywiście, na pierwszej z tych konferencji niekiedy iskrzyło, ale ostatnia w październiku 2014 roku, mimo wprowadzenia do programu mocno kontrowersyjnych tematów (sesja poświęcona konopiom), już nie wywołała żadnych większych emocji. Ostatnie lata przyniosły również istotne zmiany w zasadach kontraktowania świadczeń leczniczych związanych z terapią uzaleznień narkotykowych, przede wszystkim ważnych dla leczenia substytucyjnego, co było największym problemem polskiego lecznictwa narkotykowego, tematem większej części naszych debat o pomocy, leit motivem kolejnych Raportów Rzecznika (Raport Rzecznika Praw Osób Uzależnionych 2010-2011 i Raport Rzecznika Praw Osób Uzależnionych 2012-2013). Zarządzenie Prezesa NFZ z 2013 roku, w warunkach zawierania umów dla poradni narkotykowych, jako warunek dodatkowy wymienia m in. prowadzenie programu substytucyjnego (wymienia także program Candis oraz „inne programy specjalistyczne”). Co ta zmiana wnosi? W przełożeniu na praktykę, gdy do NFZ wpływają dwie podobne oferty zawierające standardowe usługi ambulatoryjne, to o wyborze jednej z nich i podpisaniu kontraktu może zadecydować posiadanie usług wskazanych w warunkach dodatkowych. Jeszcze do niedawna, prowadzenie leczenia substytucyjnego w oparciu o droższe niż metadon leki (np. buprenorfinę z naloxonem) nie było dla programów opłacalne. NFZ tak samo płacił za wydawanie metadonu, jak za znacznie droższego suboxone, tj. 4 punkty rozliczeniowe za podawanie leku w poradni, 3 punkty

Polityka narkotykowa

za lek przyjęty po wydaniu go do domu. Od 27 listopada 2014 weszło w życie nowe zarządzenie Prezesa NFZ, które zmieniło tę sytuację. Punktacja dla leków innych niż metadon wzrosła o jeden punkt rozliczeniowy. To zarządzenie, mimo dobrych chęci autorów może jednak obrócić się przeciw pacjentowi. Droższa usługa przy nie podwyższonych kontraktach, może zredukować liczbę pacjentów w programach. Tak swoje stanowisko w tej sprawie określiło Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych, podobnie Stowarzyszenie MAR założone przez lekarzy prowadzących leczenie substytucyjne. Obydwa stanowiska zostały przedstawione NFZ, a stanowisko Stowarzyszenia MAR w obszernym fragmencie przytaczamy: Środowisko lekarzy leczących substytucyjnie i osób profesjonalnie związanych z substytucją z uznaniem i zadowoleniem przyjmuje zmianę dotyczącą wyceny świadczeń dla programów substytucyjnych lekiem innym niż metadon. Jest to pierwszy krok ku poprawie systemu leczenia substytucyjnego oraz zwiększeniu dostępu do opcji terapeutycznych dla pacjentów uzależnionych od opioidów. Jednocześnie zauważamy, iż zmiana wyceny punktowej dla kodów świadczeń: 5.15.22.0000024, 5.15.22.0000025, przy zachowaniu tego samego poziomu wartości kontraktów dla programów substytucyjnych na rok 2015 jak w roku 2014 nie pozwala w praktyce lekarskiej na wprowadzenie w pełni wzmiankowanych zmian w życie. Sięgając do doświadczeń z innych krajów (np. Węgry) – lokalny, węgierski NFZ (OEP) również podniósł wycenę dla preparatów innych niż metadon, zmiany weszły w życie z dniem 1 stycznia 2014r. Jednocześnie OEP, uwzględ-


Magazyn MNB

54

nił konieczność zwiększenia całego budżetu na programy substytucyjne i w kontraktowaniu zwiększył w sposób istotny pulę budżetową w skali całego kraju Brak takiej decyzji dla polskich programów leczenia substytucyjnego powoduje, iż lekarz: a) albo pozostanie przy obecnym modelu leczenia, aby nie zwiększać wydatków i utrzymać realizację kontraktu/budżetu na poziomie nieprzekraczającym 100% kontraktu lub, b) w razie podjęcia formy leczenia lekiem innym, niż metadon – wyczerpie budżet odpowiednio wcześniej, co skutkować będzie mniejszą liczbą pacjentów objętych leczeniem. Najważniejsza jednak dla lecznictwa substytucyjnego reforma, dotycząca zmiany całego jego modelu ma dopiero nadejść. Już raczej w niedalekiej, może kilkumiesięcznej perspektywie. Projekt nowelizacji ustawy narkotykowej autorstwa Krajowego Biura Przeciwdziałania Narkomanii, zakłada umożliwienie prowadzenia terapii substytucyjnej gabinetom lekarskim i przypisywania leków na receptę. Formuła receptowa dotyczyłaby wyłącznie preparatów substytucyjnych innych niż metadon, np.: buprenorfiny z naloxonem. Leki mogłyby być przypisywane pacjentowi nawet na okres do 30 dni. Mimo, że konieczne byłoby wpisywanie przewidzianych dla tej formuły leków na listę refundacyjną, to całe leczenie prawdopodobnie okazałoby się znacznie tańsze od prowadzonego w ramach dzisiejszych programów substytucyjnych. Według szacunków KBPN nawet o 30%. Jeżeli chodzi o uprawnione do leczenia specjalizacje lekarskie, projekt wskazuje na trzy: psychiatry, zakaźnika i toksykologa. Każdy uprawiony gabinet będzie musiał zapewnić pacjentowi dostęp do pomocy terapeutycznej.

Projekt ten uzyskał już znaczne poparcie społeczne. Poparcie Sieci czy Rzecznika jest dla niego oczywiste, bo od chwili powstania postulowaliśmy co do zasady takie właśnie rozwiązanie. Dla wielu natomiast jest zaskoczeniem zbieżne z projektem KBPN stanowisko Monaru, ogłoszone w na konferencji konstancińskiej, a opublikowane na stronie internetowej tej organizacji. * * * Na gruncie lokalnym, Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych organizowało od 2009 debaty wspierające leczenie substytucyjne w miastach gdzie go brakowało, lub było obłożone. Debaty takie prowadziliśmy w Gdańsku, Opolu, Olsztynie i Wrocławiu. W trzech pierwszych miastach w znacznej mierze przyczyniliśmy się do powołania pierwszych programów substytucyjnych (2011-2012), w przypadku Wrocławia i woj. dolnośląskiego znacząco przyczyniliśmy się na wzrost poziomu finansowania tej terapii. Należy też wspomnieć o porażkach. Mimo usilnych prób, nie udało się znaleźć podmiotów, które zechciałyby powołać programy substytucyjne w dwóch ostatnich województwach ich pozbawionych, tj. w podkarpackim i podlaskim. Wydaje się jednak, że planowana przez KBPN zmiana prawa substytucyjnego zmieni sytuację nie tylko tych regionów ale też całego kraju. Jednak tym, co przede wszystkim zmienia polski system przeciwdziałania narkomanii jest ekspercka i społeczna debata, zainicjowana przez nasze środowisko w 2009 roku, debata z udziałem środowisk użytkowników narkotyków, prowadzona do dzisiaj w wymiarze i na poziomie, o którym nikt wcześniej nie słyszał.


55

Redukcja szkód

AMSTERDAM: NIEBEZPIECZNA KOKAINA DLA TURYSTÓW Holenderskie służby medyczne rozpoczęły niedawno kampanię informowania turystów odwiedzających Amsterdam o możliwości zatruć niebezpiecznymi narkotykami. Stało się to po tym, jak doszło do kolejnych zgonów na skutek przedawkowania heroiny. Akcja prowadzona jest w przestrzeni publicznej w centrum Amsterdamu. Specjalnie podświetlane bilbordy, ustawione w ruchliwych turystycznie częściach miasta informują przechodniów o tym, że może być im oferowana bardzo niebezpieczna kokaina. Zwłoki ostatnich ofiar narkotyku znaleziono w pokoju hotelowym. Okazało się, że są to dwaj Brytyjczycy, którzy raczej turystycznie odwiedzali miasto. Mężczyźni byli w wieku 20 i 21 lat. Przybyły na miejsce lekarz sądowy stwierdził śmierć w wyniku przedawkowania heroiny. Badania laboratoryjne wykazały natomiast, że narkotyk, który był przyczyną śmierci obu mężczyzn, miał dokładnie taki sam skład, co heroina znaleziona przy poprzedniej śmiertelnej ofierze. Pod koniec października śmiertelnie przedawkował heroinę inny turysta brytyjskiego pochodzenia. Oprócz tego przypadku, było kilka hospitalizacji z powodu przedawkowań heroiny, które na szczęście nie zakończyły się zgonem. Leczeni toksykologicznie młodzi turyści w wieku między dwadzieścia i trzydzieści lat nie pamiętali dokładnie, co się stało. Pamiętają jednak, że chcieli nabyć kokainę. Z rysopisów pamięciowych wynika, że niebezpieczne narkotyki były sprzedawane najprawdopodobniej przez tego samego dealera. Biała heroina jest najdroższym rodzajem narkotyku. W przeciwieństwie do kokainy, możliwość śmiertelnego przedawkowania jest bardzo duża. Śmierć jest następstwem depresji oddechowej. Ponieważ tablice z ostrzeżeniami o niebezpieczeństwie są tylko w języku angielskim, niektórzy drwią, że aby uchronić się przed śmiercią z powodu przedawkowania, należy szybko uczyć się języka angielskiego. przygotowała Jonna Weck


Magazyn MNB

56

Istnieją religie, które zabraniają używania niektórych środków zmieniających świadomość, ale jednocześnie w swoich obrzędach wykorzystują inne substancje psychoaktywne. Są obrzędy, w trakcie których jedynie prowadzący spożywa „świętą” substancję; ale są i takie, które dopuszczają do jej konsumpcji wszystkich uczestników ceremonii.

Psychoaktywne religie Grzegorz Wodowski

Przeglądając niedawno kieszonkowe wydanie książki Mike’a Haskinsa „Drugs. A User’s Guide” (Narkotyki. Przewodnik dla użytkowników) natknąłem się na krótki rozdział poświęcony religiom, w których uczestnicy nabożeństw konsumują substancje psychoaktywne, co ma poprzez zmianę percepcji ułatwić im kontakt z bogami. Autor nie powstrzymał się od dygresji, że jest to pewien sposób, aby zachęcić młodych ludzi do chodzenia do kościoła. Wymienione przez Haskinsa religie posłużyły mi do ułożenia poniższego przeglądu.

RASTAFARIANIZM

NO ISM, NO SCHISM Nazywanie ruchu rastafarian „rastarianizmem” jest przez część wyznawców traktowane jako jako obraźliwe. Uważają oni, że słowa z końcówkami -izm są po to, aby wprowadzić między podziały.

Rastafarinizm to ruch religijny, który został zapoczątkowany w latach 30-tych ub. stulecia na Jamajce. Ma on chrześcijańskie podłoże, ale dla wyznawców stał się także ruchem walki o równouprawnienie rasowe. Głosili oni koncepcje powrotu do swoich korzeni, czyli do Afryki. Haile Selassie I, cesarz Etiopii (ten opisywany przez Ryszarda Kapuścińskiego w „Cesarzu”) był według Marcusa Garveya, głównego „ideologa” ruchu Rasta, namiestnikiem boga Jah na ziemi – Panem Panów i Królem Królów, Zwycięskim Lwem Plemienia Judy. Tak więc ideologia rastafarian opiera się na Biblii, ale interpretowanej jednak w pewien określony sposób. Lud Izraela to Czarni uprowadzeni do Nowego Świata. Rastafarianie przykładają szczególną wagę do dwóch ksiąg Pisma Świętego – Księgi Rodzaju i Apokalipsy. Innym ważnym pojęciem jest jest dla rastafarian Babilon. Symbolizuje on świat Białych, pogrążony w grzechu.


57

Lekcja religii

Jedną z ceremonii religijnych Rasta jest tzw. reasoning czyli spotkanie grupy wiernych, którzy siadają w kręgu i podając sobie z rąk do rąk fajkę z ganją dyskutują o sprawach religijnych, etycznych i społecznych. Fajka przekazywana jest zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara, za wyjątkiem czasu wojny, gdy jest przekazywana w lewym kierunku. Marihuana, którą na Jamajkę sprowadzili najprawdopodobniej Hindusi, jest dla rastafarian świętym zielem, a jej spożywanie nie jest zwyczajnym odurzaniem, lecz aktem duchowego i religijnego przeżycia. Jest rodzajem sakramentu mającego oczyścić człowieka i przybliżyć go do Boga. Przy okazji, rastafarianie wyznają pogląd co do zgubnego wpływu działania alkoholu, który jest według nich narzędziem w rękach Białych mających na celu ogłupienie i zniewolenie Czarnych. W przeciwieństwie do alkoholu, marihuana jest tym, co pomaga Czarnym wyrwać się z niewolniczej mentalności, a obecnie także z narzucanego przez Białych konsumpcjonizmu. Marihuana to biblijne Drzewo Życia i w Piśmie Świętym, zdaniem rastafarian, znajdziemy wiele odniesień do konopi. Warto wiedzieć, że bycie wyznawcą Rasta nie oznacza jednak konieczności palenia marihuany. Rastafarianie to nie tylko religia, ale ogromny ruch społeczny o pokojowym charakterze, subkultura i muzyka reggae, która przyczyniła się do popularyzacji ruchu Rasta. Ruch ten nigdy nie był scentralizowaną religią, wielu rastafarian traktuje go bardziej jako sposób życia niż religię.

SANTO DAIME Santo Daime to praktyka duchowa zawierająca elementy różnych tradycji religijnych: od katolicyzmu, poprzez spirytyzm, skończywszy na południowoamerykańskim szamanizmie i afrykańskim animizmie. Kościół Santo Daime został założony w latach 30-tych w Brazylii. Zbieraczowi kauczuku, Raimundo Irineu, podczas jednej z ayahuaskowych sesji, objawiła się bogini, Królowa Lasu przypominająca, wypisz-wymaluj, Marię Pannę. W trakcie nawiedzenia powierzyła mu misję utworzenia nowego ruchu religijnego promującego życie w „harmonii, miłości, prawdzie i sprawiedliwości”, a także niosącego ze sobą inne kluczowe wartości. Ayahuaska bądź yage to wywar z roślin psychotrii i banisteriopsis (zwierających odpowiednio DMT i hermalinę). Jest on sakramentem

AFRYKA DLA CZARNYCH Marcus Garvey wierzył w ideę panafrykanizmu; tego, że kiedyś Czarni powstaną i połączą się w braterstwie, a następnie odzyskają Afrykę z rąk białych kolonizatorów. ALKOHOL OGŁUPIA Wśród zasad postępowania, które określa ruch rastafarian jest unikanie używania narkotyków i alkoholu. Wyjątek stanowią konopie. Alkohol ogłupia ludzi i nie jest częścią afrykańskiej kultury.


Magazyn MNB

58 zażywanym podczas nabożeństwa, którego główną część stanowi śpiewanie religijnych pieśni. Ceremonia ta trwa zazwyczaj kilka godzin, w trakcie których wierni nie tylko wspólnie śpiewają, ale także tańczą według prostych kroków w układach geometrycznych, lub siedzą w milczeniu, koncentrując się. Spożywanie Ayahuaski może wywołać silny efekt wymiotny, który – jeśli się już przydarzy – symbolizuje emocjonalne i fizyczne oczyszczenie. Santo Daime, ten psychodeliczny odłam chrześcijaństwa zajmuje się także sprawami ekologii, a przede wszystkim nawoływaniem do ochrony amazońskich lasów deszczowych.

AYAHUASKOWE RELIGIE W Ameryce Południowej rośnie liczba nowoczesnych ruchów religijnych opartych na wykorzystaniu „ayahuasca” jako sakramentu dającego wgląd w istotne duchowe obszary. Najwięcej jest ich w Brazylii, ale pojawiają się one także w innych rejonach Ameryki Południowej. Celem rytualnej konsumpcji ayahuaski nie mają być halucynacje same w sobie, ale koncentracja umysłowa umożliwiająca lepszy kontakt z bogiem.

Ze względu na wykorzystanie ayahuaski jako sakramentu, Santo Daime znalazło się w centrum walk sądowych. W związku z popularnością i rozprzestrzenianiem się wyznania, spory prawne wybuchają w różnych krajach. W Brazylii wierni Kościoła Santo Daime mają prawo wykorzystywania ayahuaski w ramach swych praktyk religijnych. W 1987 roku władze kraju zarządziły przeprowadzenie badań nad wpływem tej religii na wyznawców. Wniosek z badań był jednoznaczny – wpływ Santo Daime na społeczności był niezmiernie pozytywny, prowadził do harmonii i integracji społecznej. Lecz nie wszędzie wierni Kościoła Santo Daime mają prawo do spożywania swojego psychodelicznego sakramentu. Mogą oni wykorzystywać ayahuaskę jedynie w niektórych stanach USA (m.in. Oregon) oraz w Holandii, gdzie kościół ten w 2001 roku wygrał sprawę sądową.

UNIAO DE VEGETAL Uniao de Vegetal (UDV) to kolejny brazylijski kościół chrześcijański wykorzystujący w swoim obrządku ayahuaskę. Powstał on w 1961 roku za sprawą Gabriela de Costy, zbieracza kauczuku ze stanu Rondonia, na pograniczu z Boliwią. Swoją drogą, wygląda na to, że nie tylko ayahuaska, ale także zbieranie kauczuku ma w Brazylii silnie religiogenne działanie. De Costa kilka lat wcześniej pod wpływem ayahuaski doznał wizji, które wezwały go do założenia nowej religii, ale podobno wierzenia reprezentowane przez Uniao de Vegetal sięgają korzeniami X wieku p.n.e. Jak to możliwe? Otóż wyznawcy kościoła wierzą, że „Mestre Gabriel” (tak nazywają de Costę) był w jednym z poprzednich wcieleń królem Inków i to on właśnie nauczył Indian tego, jak przygotowywać i używać ayahuaski. Swoje ostatnie wcielenie „Mestre Gabriel” zakończył w 1971 roku.


59

Lekcja religii

W porównaniu do innych „ayahascowych” kościołów, trakcie eucharystii Uniao de Vegetal jest więcej ciszy i skupienia: wierni bardziej koncentrują się tu na psychodelicznych doznaniach.

BARQUINHA Barquinha to odłam kościoła Santo Daime, a zarazem trzeci co do wielkości brazylijski kościoł, w którego eucharystii wykorzystywana jest ayahuaska. Jego „centralą” jest pływający po Amazonce statek-kościół. Kościół Barquinha został założony w latach pięćdziesiątych przez grupę dysydentów z Santo Daime, na czele których stał Daniel Pereira de Mattos, zwany „Frei Daniel”. Nigdzie jednak nie znalazłem informacji, aby był on zbieraczem kauczuku. Podobnie jak w przypadku Santo Daime i UDV, do obecnych w nich obrzędów chrześcijańskich włączono wiele elementów związanych z amazońskimi i afrykańskimi religiami, w tym elementy afrykańskiego kultu opętania Umbanda. Analizy kulturoznawcze potwierdzają, że Barquinha to religia bardzo wielu wierzeń, nurtów filozoficznych, a nawet naukowych, w tym w kosmologii. Po milczącej medytacji ustawiliśmy się w kolejce do przyjęcia sakramentu. Był on podawany przez otwór obok ołtarza i należało go zjeść natychmiast. Smakowało okropnie i miałem problem w połykaniu. Następnie udaliśmy się na zewnątrz, gdzie zostały wydane nam świece i utworzyliśmy procesję i skierowaliśmy się z powrotem do kaplicy idąc za niesioną przez tragarzy ciężką statuetką zawoalowanej czarnej Madonny. Gdy wróciliśmy na swoje miejsca dalej śpiewaliśmy. (Nicholas Saunder)

GNOSTISISMO REVOLUTIONARIO DE LA CONCIENCA DE KRISHNA Gnostisismo Revolutionario de la Concienca de Krishna to szamańska wspólnota założona w kolumbijskiej dżungli w latach 80-tych. Jej zorientowani proekologicznie i politycznie członkowie inicjują projekty ekologiczne i prowadzą kampanie na rzecz praw ludzi zamieszkujących amazońską dżunglę. Ruch ten związany jest z ideami gnostycyzmu, gdzie celem życia jest przebudzenie (głównie przy pomocy wiedzy i objawień) i powrót do Boga. Służyć mają temu dwie tygodniowo sesje z ayahuaską. Za-

AYAHUASKA Wywar zwany ayahuaską składa się z dwóch składników. Pierwszym jest południowoamerykańskie pnącze Banisteriopsis caapi, drugim – krzew Psychotria viridis, na który można natknąć się jedynie na dnie dżungli. Liście psychotrii zawierają DMT, dwumetylotryptaminę, natomiast pędy banisteriopsis substancję, która powoduje, że DMT nie jest rozkładany i neutralizowany w żołądku. W listach załączonych do Ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii obydwie te rośliny są zakwalifikowane jako środki odurzające o najwyższym stopniu ryzyka uzależnienia.


Magazyn MNB JĘZYK KECHUA Nazwa „ayahuasca” pochodzi z języka keczua, który był językiem urzędowym imperium Inków. „Aya” znaczy duchy lub przodkowie, „huasca” znaczy liana, pnącze. Dzisiaj w Ameryce Południowej posługuje się językiem keczua ok. 11 mln osób, a w niektórych krajach (Peru, Boliwia) jest on, obok hiszpańskiego, jednym z języków urzędowych.

60 nim do tego dojdzie członkowie społeczności przechodzą inicjację; wtedy czują się, że są gotowi przyjąć Drogę Yajé jako swoją duchową ścieżkę. Stojąc z ogoloną głową otrzymują w trakcie ceremonii nowe duchowe imię. Termin „Revolutionario” odnosi się do rewolucji w świadomości jako sposobu na zmianę świata w cudowne miejsce, gdzie „ludzie żyją w równości i wolności, jako bracia i siostry”. Z kolei „de la Concienca de Krishna” nawiązuje do powinowactwa z duchowymi tradycjami Indii i Kryszny. Wspólnota jest prowadzona przez szamana o imieniu Vasudev, który jest czczony jako przewodnik duchowy i nauczyciel.

BWITI Przenosimy się do Afryki. Bwiti to religia, która rozwinęła się w Gabonie w połowie XIX wieku jako kombinacja chrześcijaństwa i starego kultu Bwiti wykorzystującego w ceremoniach silnie psychoaktywną roślinę o nazwie Tabernate iboga.

IBOGA Tabernanthe iboga to krzew należący do rodziny toinowatych rosnący w tropikalnych rejonach środkowej i zachodniej Afryki. Zawiera on działający psychoaktywnie i należący do tryptamin alkaloid o nazwie ibogaina.

Klasyczny kult Bwiti (bez chrześcijańskich domieszek) dominował wśród plemion środkowego Gabonu. Zmarli przodkowie, którzy odgrywali ważną rolę w tych wierzeniach pośrednicząc w kontakcie z Bogiem, byli uznawani za kogoś w rodzaju świętych mających realny wpływ na każdą właściwie dziedzinę życia ludzi. Ale żeby skuteczniej kontaktować się ze zmarłymi, wyznawcy Bwiti konsumowali w trakcie obrzędów korzeń ibogi. Fangowie, którzy przybyli do Gabonu w XIX wieku, napotkali tu dwa światy religijne: świat kultu Bwiti i ekspansywny świat chrześcijański. Pod wpływem wcześniejszej ewangelizacji Fangowie zrezygnowali ze swoich praktyki religijnych i zamiast dalej przechowywać czaszki przodków zdecydowali się na konsumpcję psychoaktywnej ibogi. Wymieszali ze sobą elementy wierzeń Bwiti oraz chrześcijaństwa. Niewykluczone, że to „nowe” Bwiti stało się wyrazem ich oporu wobec samego chrześcijaństwa, kojarzonego z kolonializmem i niewolnictwem. IBOGA GDZIENIEGDZIE NIELEGALNA Na mocy ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii posiadanie roślin żywych, suszu, nasion, wyciągów oraz ekstraktów z Tabernanthe iboga jest nielegalne. Ich posiadanie i stosowanie na własną odpowiedzialność nie jest zabronione w większości krajów europejskich (poza Polską, Szwajcarią, Szwecją i Belgią).


61

Lekcja religii

I jeszcze święta roślina – iboga, komunia Afryki. Jezus, przez to, że dał Eucharystię Białym, a ibogę Czarnym został ukrzyżowany. Iboga wprowadza wiernych w stan wizji i dzięki temu mogą zobaczyć to, co dla innych jest niedostępne. Szczególnie ważny jest tu kontakt z przodkami, bo jak już wspomniałem – pośredniczą oni z kolei w kontakcie z samym Bogiem. Ceremonie, w trakcie których zażywana jest iboga są pełne tańca i śpiewu. A muzyka, która jest głosem Boga, wygrywana jest na specjalnie rzeźbionej harfie.

THE NATIVE AMERICAN CHURCH Wędrujemy z powrotem do Ameryki, tym razem Północnej. Dawno, dawno temu Bóg w trosce o ludzi stworzył specjalną roślinę, w której umieścił część swojej mocy. Ta roślina to echinokaktus Williamsa, zwany potocznie pejotlem. Jego użycie umożliwia skorzystanie z boskiej mocy, bo zdaniem Indian, zmiany zachodzące w psychice człowieka po spożyciu pejotlu są wyrazem łaski bożej. Pozwalają oderwać się od przyziemnych myśli (to napewno) i skoncentrować się na z „Trójjedynym Bogu”. A to właśnie Ojciec, Syn i Duch Święty stanowią jądro wierzeń pejotystów. Chrystus na dodatek jest tym, który podarował Indianom magicznego kaktusa. W tej ikonografii jest też miejsce dla Ptaka Wodnego, Ptaka Grzmota i na inne nadprzyrodzone, egzotyczne jak dla nas, siły. Łączenie elementów tradycyjnych wierzeń indiańskich z wierzeniami chrześcijańskimi jest w doktrynie pejotyzmu aż nadto widoczne. Spośród wierzeń różnych indiańskich plemion wykorzystujących w obrzędach pejotl wyłonił się kościół, który w 1909 roku przyjął oficjalną nazwę „Union Church”. Nazwę tą pięć lat później zmieniono na „The First Born Church of Christ”, a od 1918 roku obowiązuje nazwa „The Native American Church”. Jej tłumaczenie przysparza, jak się okazuje, trochę problemów. Spośród używanych w języku polskim określeń typu Ludowy, Tybylczy, Rdzenny chyba najbardziej przekonywująco brzmi nazwa Rodzimy Kościół Amerykański. Halucynogenny kaktus używany był na terenach obecnego Meksyku już w czasach prekolumbijskich. Już wtedy wykorzystywano go do tego, żeby obcować ze światem duchów. Gdy dotarło tu chrześcijaństwo, niektórzy aborygeni pozostawili sobie pejotl w charakterze eucharystii pomagającej im w kontaktach z nowym bogiem.

IBOGAINA I UZALEŻNIENIA Przy wyższych dawkach ibogainy możliwe jest osiągnięcie stanu głębokiej introspekcji i głębszego zrozumienia zjawisk psychologicznych kierujących ludzką psychiką. Następuje też zanik potrzeby zażywania substancji psychoaktywnych, od których ktoś jest uzależniony. Taki „poibogainowy stan abstynencji może trwać do kilku tygodni, a nawet miesięcy.


Magazyn MNB

62 Samemu obrzędowi spożywania pejotlu towarzyszy niezwykle żarliwa modlitwa, która pozwala uporządkować te wszystkie introspekcje wywołane zawartą w kaktusie meskaliną. Nabożeństwo zaczyna się o zachodzie słońca w sobotę, trwa przez całą noc i zawiera m.in. rytuał jedzenia pejotla i kontemplacji. Kończy się śniadaniem w niedzielę rano. Ciekawie wygląda też „pejotlowy” chrzest, w trakcie którego odprawiający nabożeństwo, maczając palce w wywarze z kaktusa, smaruje nim czoło kandydata wymawiając podobną formułę jak podczas dobrze znanego nam sakramentu chrztu w kościele katolickim. Wykorzystanie pejotlu jako sakramentu jest dzisiaj praktykowane przez ponad 50 plemion Indian Północnoamerykańskich. Religie te mają około 250 tysięcy wyznawców i wykazują dość znaczące różnice między sobą. Zagadnienie przynależności do Kościoła związane jest także takich kwestiami społecznymi, jak polityka rasowa. Niektórzy twierdzą, że tylko rdzenni mieszkańcy mogą uczestniczyć w ceremoniach, a przynajmniej tacy, którzy co najmniej w ¼ są Indianami.

MESKALINA Pejotl (peyotl) to mały, szarozielony kaktus (Lophophora williamsii) zawierający między innymi alkaloid o nazwie meskalina. Meskalina to substancja z grupy fenyloetyloamin o silnych właściwościach psychodelicznych, a ściśle mówiąc – enteogennych, czyli takich które indukują doświadczenia mistyczne i duchowe. Możliwe jest również otrzymywanie jej drogą syntezy (Ernst Späth, 1919)

Wierni mają obowiązek braterskiej miłości bliźniego, opieki nad rodziną. Nie mogą spożywać alkoholu, ani jakichkolwiek innych substancji odurzających. W swoich wysiłkach nie powinni oczekiwać pomocy, ale przede wszystkim uczciwie pracować i liczyć na samych siebie. Indianie w USA nie mają oficjalnie bezpośredniego dostępu do świeżego kaktusa. Do rytuałów używają jego suszonych szczytów (mescal button), zamawianych zgodnie z prawem i w majestacie prawa dostarczanych przez pocztę. USTAWA O PRZECIWDZIAŁANIU NARKOMANII W Polsce meskalina jest substancją zakazaną, znajduje się ona na wykazie środków odurzających w grupie I-P. Sam kaktus, Lophophora williamsii nie znajduje się w załącznikach do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii.


63

MAGAZYN MnB

TEMPLE OF THE TRUE INNER LIGHT

www.magazynmnb.pl

KONTAKT: m magazynmnb@gmail.co ADRES: ul. Św. Katarzyny 3 31-063 Kraków REDAKCJA: Grzegorz Wodowski NICY: STALI WSPÓŁPRACOW Jowita Fraś Krzysztof Grabowski Maciej Kubat Adam Nyk Paweł Siłakowski Rafał Włodarczyk ULTACJE TŁUMACZENIA I KONS JĘZYKOWE: Dominika Braithwaite KOREKTA JĘZYKOWA: Rafał Wieczorek DRUK: Drukmar WYDANE PRZEZ: ’93 Stowarzyszenie JUMP W: ZE ŚRODKÓ Krajowego Biura ds. manii Przeciwdziałania Narko I: PROJEKT OKŁADK Grzegorz Wodowski

[

Lekcja religii

3 POLITYKA NARKOTYKOWA Prawo narkotykowe i leczenie WODOWSKI ....4 PTSD Rany, których nie widać GADOWSKA ... 7 PTSD Wietnam w pigułce WODOWSKI ... 13 PTSD Strzały SIŁAKOWSKI ... 18 PTSD Wódka i heroina WODOWSKI ... 22 WSTĘP Polak(owski) i jego prawa WODOWSKI ....

NPS Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o nowych substancjach psychoaktywnych, ale nie macie kogo spytać CZĘŚĆ II ...

24 31 PRAWO Nie lecz się GRABOWSKI... 32 Rozmowa SIENIAWSKA / KRAJEWSKI ... 36 LECZENIE Wyszków nie tonie ZAWISZA ... 40 ZZA KRAT Dwa wirusy WŁODARCZYK ... 46 KSIĘGARNIA MNB Święto HIV-a w Carandiru ... 50 POLITYKA NARKOTYKOWA Powolne zmiany CHARMAST ... 51 REDUKCJA SZKÓD Amstardam: niebezpieczna kokaina dla turystów ... 52 LEKCJA RELIGII Psychoaktywne religie WODOWSKI ... 56 ŚRODEK NUMERU Przełamując nałóg / Anty-narko-cytaty ...

]

, PROBLEMÓW Ą NARKOTYKÓW CZ TY NIE DO TE AR ZAW E ICH UŻYWAJĄ. MATERIAŁY TU YCH YCH OSÓB, KTÓR SZ ZN NA EC M OŁ LE SP CE I . ZDROWOTNYCH IA NARKOTYKÓW TOWANIE POSTAW, AN YW UŻ DO KOGO ZTAŁ NAKŁANIAMY NI NIE WIEDZY I KS RKOTYKÓW UPOWSZECHNIA NA ST YM JE ĄC JI AJ AC IK YW PUBL OSOBOM UŻ GĄ CZEŃSTWO. MO IE PO ZP E BE ÓR I KT ZDROWIE AĆ OW CH ZA M KI I ICH BLIS

Świątynia Prawdziwego Wewnętrznego Światła będąca odłamem Native American Church nie jest zlokalizowana pośrodku meksykańskiej pustyni, ale na Manhattanie w Nowym Jorku. Wyznawcy wierzą, że niektóre enteogeny (czyli środki psychoaktywne dające poczucie obcowania z siłą wyższą) są prawdziwym ciałem Boga. Są przkonani, że powstanie wszystkich religii było oparte o doświadczenie psychodeliczne. Tym razem eucharystią nie jest jednak żadna psychoaktywna roślina. Dla wiernych Świątyni Prawdziwego Wewnętrznego Światła manifestacją boga jest syntetyczny halucynogen DPT, dipropylotryptamina. Świątynię założył w 1980 roku Alan Birnbaum, którego zdaniem wiele fragmentów Starego i Nowego Testamentu zawiera odniesienia do psychodelików. Zajęcia prowadzone przez niego w świątyni obejmują między innymi odsłuchiwanie po spożyciu DPT nagrań odczytów tekstów biblijnych. Celem tego zabiegu jest ponowne badanie literatury Pisma w sytuacji natchnienia wywołanego przez DPT. Teologia Świątyni została opisana jako „oparty o narkotyki chrześcijański rewizjonizm”. Wierni Świątyni Prawdziwego Wewnętrznego Światła stworzyli organizację non-profit i są zaangażowani w działania charytatywne związane z budową mieszkań dla ubogich i bezdomnych, a także w pomoc osobom uzależnionym od alkoholu, opiatów, kokainy i innych narkotyków. Jak się okazuje, ani sprawy religii, ani różnych substancji psychoaktywnych nie są tak proste i jednoznaczne, jak chcielibyśmy, żeby były.

DPT jest bardzo nieprzewidywalną substancją, która powinna być używana niezwykle ostrożnie. Na forach internetowych jest wiele ostrzeżeń przed zażywaniem tego środka w celach rekreacyjnych. Takie „umilenie czasu” może zakończyć się psychiczną katastrofą.

Źródła: • Zbigniew Drozdowicz „Pejotyzm” (Wiedza i Życie nr 6/1997) • Christian Frenopoulo: “The Mechanics of Religious Synthesis in the Barquinha Religion” (www.neip.info/html/objects/_downloadblob. php), • Lynne Hume: „Portals: Opening Doorways to Other Realities Through the Senses”, • Wojciech Jóźwiak: „Halucynacyjne kościoły. O nowych religiach w Brazylii używających ayahuaski jako sakramentu” (http://www.taraka.pl/halucynacyjne_koscioly), • Nicholas Saunder (http://csp.org/nicholas/barquinha.html) • Robert Tindall: “The Jaguar that Roams the Mind: An Amazonian Plant Spirit Odyssey”, a także: • oficjalna strona Delegatury Zakonu Braci mniejszych Kapucynów w Gabonie „Kult Btiwi” (http://gabon-ofmcap.com/wydarzenie_1/), • Ustawa o Przeciwdziałaniu narkomanii


MAGAZYN MnB

REDUKCJA SZKOD ZDROWIE POLITYKA NARKOTYKOWA ZIMA 2014/2015 MAGAZYN MNB

E G Z E M P L A R Z B E Z P Ł AT N Y

ISSN 2082-2588

ZIMA 2014/2015

Y N A R E N Z C O ID W IE N PTSD ELIGIE PSYCHOAKTYWNE R IE N O T IE N W Ó K Z S Y W DWA WIRUSY


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.