Magazyn MNB - Lato 2013

Page 1

MAGAZYN MnB 1

REDUKCJA SZKOD ZDROWIE POLITYKA NARKOTYKOWA ISSN 2082-2588

LATO 2013

HEROIN CHIC ŚWIAT ZWIERZĄT NUTT I NADELMANN


MAGAZYN MnB Magazyn MNB

2

www.magazynmnb.pl

KONTAKT: magazyn.mnb@gmail.com e WODOWSKI .... 3 ADRES: WSTĘP Bajzel onlin SKI .... 6 ul. Św. Katarzyny 3 ństwa na P. GRABOW pa a Dw O AW PR 31-063 Kraków ózg NUTT ... 10 IA Uzależnienie a m OG OL UR NE REDAKCJA: ydenta ... 16 KÓD Spowiedź prez SZ Grzegorz Wodowski JI KC DU RE A CJ KONFEREN yzno moja ... 17 STALI WSPÓŁPRACOWNICY: JI SZKÓD Litwo, ojcz KC DU RE A CJ EN ER 20 KONF Jowita Fraś jemy NADELMANN... Diabeł, z któr ym ży D KÓ Krzysztof Grabowski SZ JI KC DU ... RE KONFERENCJA roin chic FRAŚ 22 Mateusz Klinowski NARKOKOSMOS He Maciej Kubat irusowym) ... 32 da w stylu retro (w go zy Pr TA EN Adam Nyk CJ PA PRAWA j ... 34 NY i Święty Mikoła Paweł Siłakowski MUCHOMOR CZERWO y FRAŚ ... 35 Paweł Szatkowski wyższa szkoła jazd ek ąt Pi Ę AŻ PL KSIĄŻKA NA TŁUMACZENIA I KONSULTACJE WODOWSKI ... 38 yką narkotykową lit po z JĘZYKOWE: sz da ar Cz 40 WĘGRY ODARCZYK I STEP... Dominika Braithwaite rapia w kratkę WŁ te X: ł ia dz Od AT ZZA KR DOWSKI ... 44 KOREKTA JĘZYKOWA: zda z robalami WO ŚWIAT ZWIERZĄT Ja Katarzyna Krzykawska IEJ Ecstasy ... 46 RÓB TO BEZPIECZN DRUK: y WODOWSKI ... 47 Drukmar retny urok ropuch sk Dy T ZĄ IER ZW ŚWIAT .... 55 ędem SIŁAKOWSKI WYDANE PRZEZ: ZWIERZĄT Psim sw IAT ŚW Stowarzyszenie JUMP’93 jące ... 59 i substancje odurza ki ją Pa T ZĄ IER ZW ŚWIAT ZE ŚRODKÓW: a ... 60 NA PLAŻĘ Krzyżówk Krajowego Biura ds. KOŃCÓWKA ... 59 Przeciwdziałania Narkomanii PROJEKT OKŁADKI: Jonna Weck

[

]

MATERIAŁY TU ZAWARTE DOTYCZĄ NARKOTYKÓW, PROBLEMÓW ZDROWOTNYCH I SPOŁECZNYCH OSÓB, KTÓRE ICH UŻYWAJĄ. NIE NAKŁANIAMY NIKOGO DO UŻYWANIA NARKOTYKÓW. CELEM NASZYCH PUBLIKACJI JEST UPOWSZECHNIANIE WIEDZY I KSZTALTOWANIE POSTAW, KTÓRE POMOGĄ OSOBOM UŻYWAJĄCYM NARKOTYKÓW I ICH BLISKIM ZACHOWAĆ ZDROWIE I BEZPIECZEŃSTWO.


3

Wstęp

Bajzel online Grzegorz Wodowski

Z A SPRAWĄ INTERNETU cały świat został podłączony do taśmy produkcyjnej chińskiej fabryki produkującej zmodyfikowane narkotyki. Dzisiaj próby kontrolowania handlu tymi substancjami przypominają beznadziejną walkę wytwórni płytowych z piractwem muzycznym.

Głównymi aktorami w tym przedstawieniu są legalne azjatyckie laboratoria, legalne strony internetowe, legalne firmy kurierskie, legalni sprzedawcy i substancje, o których oddziaływaniu na ludzki organizm niewiele co wiemy. Na końcu tego łańcuszka są konsumenci, niczym wolontariusze pozwalający testować na sobie działanie nieznanych leków. Dawniej w Europie pojawiało się rocznie mniej więcej 5-6 nowych substancji psychoaktywnych, które zyskiwały wśród poszukiwaczy zakazanych wrażeń jako taką popularność. Obecnie przynajmniej raz w tygodniu pojawia się nowy narkotyk, a dzięki Internetowi niemalże od razu można się w niego zaopatrzyć. Tylko w ubiegłym roku „przyszło na świat” ponad 70 zmodyfikowanych substancji odurzających, które dzięki siedmiuset z okładem stronom internetowego bajzla trafiają nieprzerwaną rzeką do konsumentów. Są wśród nich substancje legalne oraz nielegalne, ale przede wszystkim nie wiadomo jakie – bo są nowe i kontrola poszczególnych państw nad nimi nie jest jednorodna. Patrząc z perspektywy historycznej, punktem zwrotnym, jak się wydaje, było pojawienie się w internetowej ofercie mefedronu i innych syntetycznych katynonów. Nigdy wcześniej substancje zmodyfikowane nie odgrywały poważniejszej roli, jeśli chodzi o konsumpcję i na dobrą sprawę nie istniały w narkobiznesie. Wyjątek stanowiło MDMA. Pojawienie się mefedronu ukształtowało zapotrzebowanie i wykreowało rynek. Teraz, gdy konsumenci odkryli działanie mefedronu, niestrudzenie poszukują podobnie działających „soli do kąpieli”.

Po raz pierwszy zsyntetyzowany w 1929 roku mefedron przeleżał prawie 80 lat na laboratoryjnej półce. W 2007 roku pojawił się na internetowym bajzlu. Rok później był już głównym towarem w sklepach z dopalaczami.


Magazyn MNB

4 Drugim segmentem internetowego bajzla są syntetyczne kanabinole. Wydaje się jednak, że świetlana przyszłość je ominie, bo w konkurencji z naturalnymi pierwowzorami, marihuaną i haszyszem, wypadają dość mizernie. Po drugie – wszystko wskazuje na to, że wektor zmian globalnej polityki narkotykowej nie spocznie, póki cannabis nie stanie się legalne, a wtedy syntetyczne kanabinole całkowicie stracą rację bytu. Już dzisiaj konsumpcja syntetycznych odpowiedników marihuany mocno podupada w USA, a szczególnie w tych stanach, które zalegalizowały marihuanę do celów rekreacyjnych.

Małe azjatyckie manufaktury, wyglądają niczym nielegalne polskie laboratoria produkujące w zasyfionym garażu amfetaminę – pracownicy w wyświechtanych fartuchach przeprowadzają reakcje chemiczne w brudnych naczyniach. W takich warunkach wytwarzane są tony syntetycznych narkotyków na rynki całego świata. .

Mieliśmy do tej pory wiele okazji, aby przekonać się, że wszystko co ma jakąś wartość na zachodnich rynkach – może być szybciej i taniej wyprodukowane w Chinach. Tak też się dzieje z narkotykami. Setki małych chińskich fabryk wytwarzających środki chemiczne dla rolnictwa, komponenty dla przemysłu perfumeryjnego czy farmaceutycznego (niektóre z nich produkują np. generyczne leki antyretrowirusowe) zajmuje się obecnie masową produkcją leków, które zamiast działać przeciwbólowo – przyprawiają o silny ból głowy zachodnie służby antynarkotykowe. Typowe chińskie laboratorium działa legalnie, posiada łatwy dostęp do legalnych prekursorów i produkuje legalne stymulanty na skalę przemysłową. Większe z nich zatrudniają zespoły naukowców, których zadaniem jest nie tylko opracowywanie metod produkcji, ale również projektowanie nowych narkotyków. Wyzwania stawiane przed chińskimi specjalistami są dwa: działanie nowych substancji musi być na tyle atrakcyjne, aby spełniało oczekiwania użytkowników, a zmiany molekuł mają pomagać omijać prawo i listy środków kontrolowanych przez państwa docelowe. Jeszcze do niedawna wystarczyło skorzystać z gotowych prac naukowych, żeby znaleźć odpowiednią recepturę i przystąpić do produkcji. Jeśli jakimś cudem na terytorium chińskim zostanie zdelegalizowany nowy narkotyk, którego produkcją zajmuje się lokalna fabryka (tak się dzieje głównie na skutek nacisków dyplomatycznych ze strony państw zachodnich) – pozostają dwie drogi: albo dokonać sprytnej molekularnej manipulacji i otrzymać w ten sposób nowy legalny narkotyk, albo przenieść produkcję do innego azjatyckiego kraju, np. do Indii. W przypadku mefedronu zastosowano obydwa rozwiązania: produkcja oryginalnej substancji została przeniesiona do Indii, a w Chinach zajęto się syntezą zmodyfikowanych wersji tego narkotyku.


5

Wstęp

Produkcji i wywozowi nowych narkotyków z krajów azjatyckich sprzyja wysoki poziom korupcji tamtejszych urzędników i służb celnych, jak również niejasności co do tego, czym w rzeczywistości są produkowane substancje i jakie jest ich przeznaczenie. Z powodu skomplikowanych chemiczno-prawnych niuansów kontrola celna jest o wiele trudniejsza niż w przypadku zapobiegania szmuglowaniu heroiny czy kokainy. Z resztą przewóz transgraniczny zmodyfikowanych substancji wygląda inaczej niż przemyt tradycyjnych narkotyków. Legalny w kraju producenta towar nadawany jest legalną pocztą kurierską, a w razie zatrzymania na granicy kraju docelowego nierzadko wraca do nadawcy niczym list polecony, który został źle zaadresowany. Przeważnie droga narkotyków nie wiedzie bezpośrednio do kraju przeznaczenia, zazwyczaj – aby uwiarygodnić przesyłkę – zanim dotrze na miejsce, przechodzi ona przez kraj mniej podejrzany niż Chiny czy Indie. W porównaniu z tradycyjnymi metodami przemytu narkotyków sposób ten – tak czy inaczej jest błyskawiczny – towar w ciągu kilku dni jest u odbiorcy. Jak pamiętamy, jedną z przyczyn nie tak dawnej popularności mefedronu był spadek jakości ecstasy. Zamiast MDMA tabletki zawierały mało atrakcyjny dla użytkowników psychostymulujący szajs. Mefedron był legalny, łatwo dostępny i na dodatek dobrze rozreklamowany w Internecie. Kiedy w 2010 roku większość europejskich państw zdelegalizowała mefedron – niemal natychmiast pokazały się jego modyfikacje: MDPV, NGR, metylon, metedron, itp. Nielegalny już mefedron i jego pochodne pojawiły się także na rynku ulicznym, ale przede wszystkim w Internecie. Najbardziej wyraźnym efektem działań legislacyjnych był co najmniej dwukrotny wzrost ceny narkotyku, a tym samym zysków dilerów. Prawo narkotykowe wydaje się być bezsilne w obliczu pomysłowości, zaradności, a przede wszystkim możliwości, jakie stwarzają nowoczesne technologie. Świat znalazł się w sytuacji, w której każdy – niezależnie od wieku – może wirtualnie zakupić silne, niezbadane przez medycynę substancje odurzające i już całkiem realnie ich użyć. Z tej perspektywy podejrzenia, że międzynarodowe konwencje narkotykowe i ustawy narkotykowe poszczególnych krajów są pisane przez nastolatków, do spóły z chińskimi chemikami i gangsterami wydają się mniej niedorzeczne. Organy ścigania są dzisiaj pochłonięte daremnym działaniom na rzecz powstrzymania tego zjawiska. Troska o zdrowie i bezpieczeństwo użytkowników nie jest niczyim priorytetem.

Silk Road to największa internetowa giełda w Internecie. Choć twórcy strony oficjalnie zabraniają w niej handlu trefnym towarem, to nielegalne narkotyki stanowią tam 90% wszystkich aukcji. Wśród 20 najpopularniejszych kategorii produktów tam oferowanych, aż 16 to różne rodzaje narkotyków. Narkotyki miękkie cieszą się dużo większym zainteresowaniem niż twarde. Transakcje przeprowadzone przy pomocy bitcoinów zapewniają kupującym anonimowość.


Magazyn MNB

6

Dwa państwa na P. Krzysztof Grabowski

Wykryte przestępstwa związane w ogóle z narkotykami w Polsce i w Portugalii.

W 2001 ROKU W DWÓCH KRAJACH , będących obecnie członkami Unii Europejskiej, weszły w życie radykalnie odmienne od siebie reformy prawa narkotykowego. W Polsce wprowadzono karalność każdego przypadku posiadania narkotyków, a problem używania narkotyków stał się centralnym punktem zainteresowania Policji. W Portugali zaś zdekryminalizowano posiadanie narkotyków w rozsądnych ilościach, a kwestię używania narkotyków oddano tzw. „komisjom odwodzenia”, w skład których wchodzą m.in. pracownicy służby zdrowia i pracownicy społeczni. W przypadku obu tych krajów cel zmian był identyczny, to znaczy chodziło o zmniejszenie konsumpcji i handlu narkotykami. Czy takie cele udało się zrealizować? Odpowiedzi na to pytanie poszukamy w artykule „The Tale of Two Policy Approaches. Polish and Portuguese Drug Policy During 2000s and Their Effects” profesora Krzysztofa Krajewskiego. Profesor postanowił porównać efekty zmian polityki narkotykowej w obu krajach.

„The Tale of Two Policy Approaches. Polish and Portuguese Drug Policy During 2000s and Their Effects”, Krzysztof Krajewski

Praca profesora rozpoczyna się od kilku refleksji na temat celu stosowania kar, który we współczesnym prawie karnym jest różnie uzasadniany – karę rozumie się m.in. jako sprawiedliwą odpłatę za wyrządzone przestępstwem zło. Dostrzega się też inne cele wymierzania kar, a do nich należy przede wszystkim zmniejszenie ilości pewnych zachowań, które uznane są jako niepożądane. Właśnie takie rozumienie kary przyświecało wprowadzeniu przeszło 100 lat temu polityki prohibicji. Do chwili obecnej prowadzone są gorące dyskusje, czy rzeczywiście dzięki tej metodzie udało się zrealizować założenia, które przed nią postawiono. Kryminalizacja czynów związanych z używaniem narkotyków, np. ich posiadania, jest kwestią od lat


7

Prawo

rodzącą spore kontrowersje. Z jednej strony zwolennicy karania podnoszą, że kryminalizacja wysyła właściwy sygnał do społeczeństwa, że narkotyki są szkodliwe i nie powinno się ich używać. Z drugiej strony, zwolennicy potraktowania tej kwestii w kategoriach zdrowotnych argumentują, że karanie za posiadanie narkotyków przynosi więcej szkód niż pozytywnych efektów. W związku z tym używanie i posiadanie narkotyków powinno pozostawać praktycznie wyłącznie kwestią zdrowia publicznego. Jak zauważa autor naukowe zweryfikowanie, która strona ma racje, jest bardzo trudne. Zarówno na przestępczość narkotykową, jak i na poziom używania narkotyków w społeczeństwie wpływa mnóstwo różnych czynników. Dobrą okazją ku temu jest porównanie efektów dwóch różnych reform prawa narkotykowego w tych państwach. Należy przy tym jednak pamiętać, że Polskę i Portugalię, oprócz tego, że równocześnie wprowadziły zmiany w polityce narkotykowej, różni wiele innych czynników kulturowych, ekonomicznych, społecznych i politycznych. Państwa te dzieli system prawny, poziom używania narkotyków, historia, położenie geograficzne i związki z innymi krajami, a wszystko to w dużym stopniu kształtuje scenę narkotykową. Niemniej jednak autor uznaje, że warto przeanalizować efekty tak radykalnie różniących się polityk narkotykowych. Żeby jednak przejść do porównania obu polityk narkotykowych profesor przedstawia krótką historię zmian prawa narkotykowego w obu krajach. Historia szerszego używania narkotyków w Polsce zaczyna się w latach 80-tych ubiegłego wieku, by następnie przejść do lat 90, kiedy zaczął kształtować się w miarę „profesjonalny” czarny rynek z podziałem na handlarzy i konsumentów. W 2000 roku zniesiono przepis wyłączający karanie za konsumenckie posiadanie narkotyków. Już kilka lat po tej zmianie badania naukowe pokazały, że ta decyzja spowodowała wprost gigantyczny wzrost liczby skazań posiadaczy narkotyków. Jednocześnie liczba wyroków za handel narkotykami nie wzrosła tak znacząco. Co więcej karano przede wszystkim za posiadanie niewielkich ilości przetworów konopi indyjskich lub amfetaminy, które w innych krajach europejskich nie wzbudzały już zbytniego zainteresowania policji. Negatywny efekt zmian był potęgowany przez niechęć policji i prokuratury do stosowania jakichkolwiek alternatyw leczniczych wobec konsumentów. Tak więc reakcja prawna sprowadzała się praktycznie wyłącznie do karania, nawet jeśli nie były to bezwzględne kary więzienia.

Skazania za przestępstwa związanych z narkotykami w Polsce i w Portugalii. „The Tale of Two Policy Approaches. Polish and Portuguese Drug Policy During 2000s and Their Effects”, Krzysztof Krajewski


Magazyn MNB

8 W tym samym czasie w Portugali posiadanie narkotyków przestało być traktowane jako przestępstwo, a stało się wykroczeniem. Ponadto powołano wspomniane już „komisje odwodzenia”, które zostały wyposażone w szeroki wachlarz różnych sposobów reakcji na używanie narkotyków od wymierzenia grzywny do skierowania na leczenie. Dalej profesor próbuje odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy kryminalizacji towarzyszy zmniejszenie się używania narkotyków i czy dekryminalizacji towarzyszy wzrost konsumpcji. Wiemy, że łagodzeniu prawa narkotykowego towarzyszą różne lęki. Przeciwnicy takich zmian obawiają się wzrostu używania narkotyków; według nich kryminalizacja za pomocą kary skutecznie odstrasza ludzi od kontaktów z narkotykami. Dekryminalizacja według nich wypacza ten sygnał i wręcz zachęca do eksperymentowania z narkotykami.

Wykryte przestępstwa związane posiadaniem i używaniem narkotyków w Polsce i w Portugalii. „The Tale of Two Policy Approaches. Polish and Portuguese Drug Policy During 2000s and Their Effects”, Krzysztof Krajewski

Okazuje się jednak, że szczegółowa analiza danych nie potwierdza tych obaw. W latach 2001-2007 poziom konsumpcji narkotyków, mierzony użyciem kiedykolwiek w życiu wzrósł zarówno w Polsce, jak i w Portugali. W Polsce wzrost używania narkotyków był jednak w tym okresie bardziej dynamiczny. Wystąpiły drobne różnice, np. jeżeli chodzi o poszczególne narkotyki. W Portugali wzrosło użycie heroiny, gdy w Polsce ten narkotyk tracił na popularności. Nie zmienia to jednak faktu, że zmiany w polityce narkotykowej w Polsce z 2000 roku zupełnie nie wywarły spodziewanego efektu: nie tylko nie udało się zmniejszyć użycia narkotyków, ale nawet nie zahamowano jego wzrostu. Trochę mniej czytelnie wygląda zestawienie zmian w polityce narkotykowej z danymi statystycznymi odnośnie użycia narkotyków przynajmniej raz w ostatnim roku. Tutaj autor pokazuje, że użycie najbardziej popularnych narkotyków (przetworów cannabis i amfetaminy) w Polsce było w tym okresie stabilne przy równoczesnym niewielkim wzroście w Portugalii. Ten nieznaczny wzrost trudno jednak uznać za wadę polityki narkotykowej w Portugali. Z drugiej strony w Portugali zmniejszyło się użycie ekstazy. Niezależnie od tego, że nie wszystkie badania pokazują zmniejszenie się używania w Portugalii, jedno jest pewne – nie nastąpił tam żaden dramatyczny wzrost konsumpcji narkotyków, który uzasadniałby konieczność utrzymania kryminalizacji ich posiadania. Profesor buduje wnioski na podstawie powtarzanych cyklicznie w państwach europejskich badań ESPAD (European School Survey Project on Alcohol and Other Drugs). Wyniki tych badań pokazują, że w Polsce po zaostrzeniu Ustawy o przeciwdziała-


9

Prawo

niu narkomanii zaobserwowano niewielkie obniżenie użycia narkotyków. Spadek ten ograniczył się jednak tylko do pierwszych kilku lat po wprowadzeniu karalności posiadania jakichkolwiek ilości. Około 2007 roku wskaźniki użycia narkotyków ponownie pokazały trend rosnący. Wspomniane wyniki pozwolają stwierdzić, że jeżeli odstraszanie za pomocą kar od używania narkotyków działa, to tylko na krótką metę. Po złagodzeniu portugalskiego prawa narkotykowego zaobserwowano praktycznie takie same zmiany w użyciu narkotyków jak w Polsce. W pierwszych latach po wprowadzeniu reformy użycie ustabilizowało się, a następnie około 2007 roku uległo pewnemu wzrostowi. Można wiec zaobserwować duże podobieństwo w użyciu narkotyków w obu krajach, mimo że polityka narkotykowa tak znacznie się różni. Jest jeszcze jedna dość istotna kwestia. W Polsce, mimo tak drakońskiego zaostrzenia prawa dostępność narkotyków (rozumiana jako deklaracja, że łatwo lub bardzo łatwo można zdobyć narkotyki) rosła od 2000 roku, podobnie jak w Portugalii, gdzie prawo złagodzono. Zaostrzenie odpowiedzialności karnej powinno przecież zmniejszyć dostępność narkotyków. Dostępne wyniki badań nie potwierdzają, że kryminalizacja obniża użycie narkotyków. Przykład Polski dobitnie pokazuje, że te dwa zjawiska nie muszą iść w parze. Odnośnie Portugali równie widoczne jest to, że z dekryminalizacji nie musi wynikać wzrost użycia narkotyków. Pozostaje jeszcze kwestia nierozłącznie powiązana z kryminalizacją posiadania, mianowicie negatywnych skutków ubocznych. Profesor nie rozwija zbytnio tego tematu, ale szczególnie czytelnikom naszego magazynu nie jest on obcy. Kryminalizacja to przecież zepchnięcie na margines, narażenie na najbardziej dotkliwe skutki działania narkotyków, złamane życie, wyrzucenie ze szkoły, utrata pracy. Kryminalizacja to więzienie, HIV i wszystko, czego chcielibyśmy uniknąć w związku z narkotykami. Nie wszystko zdołamy zmierzyć i oszacować. Ja osobiscie mam nadzieję, że opracowanie profesora Krajewskiego dotrze do polityków, którzy ulegają często pokusie stosowania łatwych i popularnych sposobów rozwiązywania skomplikowanych problemów.

Redakcja dziękuje profesorowi Krzysztofowi Krajewskiemu za udostępnienie artykułu „The Tale of Two Policy Approaches. Polish and Portuguese Drug Policy During 2000s and Their Effects” wydanego, jak do tej pory tylko w języku angielskim.

Wykryte przestępstwa związanych z handlem narkotykami w Polsce i w Portugalii. „The Tale of Two Policy Approaches. Polish and Portuguese Drug Policy During 2000s and Their Effects”, Krzysztof Krajewski


Magazyn MNB

10 W dniach 7-10 maja 2013 roku odbyła się coroczna światowa konferencja organizowana przez Global Addiction Associaton. Konferencja zorganizowana wspólnie z kongresem Europadu stanowiła platformę wymiany najnowszej wiedzy na temat leczenia uzależnień. W wydarzeniu wzięło udział kilkuset specjalistów z całego świata, naukowców, lekarzy, psychologów i innych osób zaangażowanych w leczenie uzależnionych. Bez wątpienia gwiazdą konferencji był psychofarmakolog i psychiatra profesor Dawid Nutt, autor słynnego, opublikowanego przez The Lancet rankingu szkodliwości używek. Były wieloletni doradca rządu brytyjskiego wygłosił dwa wykłady. Fragmenty pierwszego, zatytułowanego „Addiction: from Brain Mechanisms to New Treatments” prezentujemy obok (śródtytuły pochodzą od redakcji). Drugi wykład profesora Nutta poświęcony był współwystępowaniu syndromu ADHD i nadużywaniu substancji odurzających. Jest wiele czynników, które stanowią predykatory do uzależnienia od narkotyków – należą do nich niewątpliwie czynniki społeczne, a między nimi dostępność do narkotyków; czynniki związane z tym, jak narkotyki działają na mózg – ich kinematyka i dynamika oraz indywidualne uwarunkowania biologiczne. Wśród tych ostatnich, zdaniem profesora, niezwykle istotnym predykatorem uzależnienia jest ADHD, zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, który jest związany głównie z zaburzeniem pracy układu dopaminowego. Stąd też stymulanty, jak crack czy amfetamina stanowią nierzadko dla osób z ADHD „leki”, przyjmowane we własnym zakresie, aby opanować objawy choroby. Farmakologiczne leczenie zespołu ADHD u dzieci odbywa się zazwyczaj w oparciu o stymulanty, które zwiększają poziom dopaminy w połączeniach synaptycznych w mózgu, czyli dokonują tego, co niektóre nielegalne narkotyki. Z tego też powodu leczenie takie nosi na sobie brzemię odpowiedzialnego za powstawanie uzależnienia. Zdaniem profesora Nutta, diabeł tkwi jednak w szczegółach. Profesor stwierdził, że niezwykle istotnym elementem powstawania uzależnień jest kinetyka, czyli szybkość działania substancji na mózg – czytaj: gwałtowny wzrost poziomu dopaminy w mózgu gwarantujący intensywny haj. Przykładów można by mnożyć: liście koki mają minimalne właściwości uzależniające w porównaniu z paleniem craku, a żucie khatu nijak się nie ma do wstrzykiwania metamfetaminy. Ma to także swoje odzwierciedlenie w regulacjach prawnych, przynajmniej w Wielkiej Brytanii – niektóre z form narkotyków, jakie można wstrzykiwać, są sklasyfikowane jako bardziej niebezpieczne i grożą za ich posiadanie wyższe sankcje niż za posiadanie tych samych środków w formach nie nadających się do iniekcji.


11

Neurologia

Uzależnienie a mózg: od mechanizmów funkcjonowania mózgu do nowych metod leczenia. Wyleczona i martwa Chciałbym rozpocząć mój wykład od pokazania wam zdjęcia bardzo znanej brytyjskiej piosenkarki Amy Winehouse, osoby bardzo utalentowanej, odnoszącej wielkie sukcesy, a teraz martwej – podobnie jak wielu innych artystów, zwłaszcza muzyków, którzy za mojego życia zmarli w wyniku przedawkowania narkotyków. Ale w przeciwieństwie do takich postaci jak Hendrix czy Joplin, którzy zmarli w wyniku zażycia heroiny, jej śmierć nastąpiła w wyniku spożycia alkoholu. Ciekawą rzeczą na temat Winehouse jest fakt, że była ona wyleczona! Według aktualnego podejścia mojego rządu do uzależnień, zachowała ona abstynencję przez 6 tygodni, a zatem była wyleczona. A teraz nie żyje. Powodem jej śmierci jest oczywiście to, że wróciła do nałogu w sposób bardzo gwałtowny. W czasie jednego weekendu wypiła dużą ilość alkoholu, około półtorej butelki wódki i zmarła z zawartością około 4,5 promila alkoholu we krwi.

Minimalizacja kosztów. Za wszelką cenę. Bardzo dobrze było słuchać wystąpienia Marka (Parrino – przyp. red.) wcześniej, bo ta koncepcja wyleczenia jest dziś w Wielkiej Brytanii bardzo powszechnie wykorzystywana w celu zmniejszenia wydatków na leczenie. Kwestia ta jest bardzo upolityczniana i, jak wspomniał Mark, musimy zdobywać i przedstawiać dowody, żeby walczyć z wieloma absurdalnymi twierdzeniami, takimi jak to, że sześć tygodni abstynencji to oznaka wyleczenia, bo powrót do nałogu, nie tylko alkoholowego, nawet częściej nałogu narkotykowego, bardzo często prowadzi do śmierci.

Alkohol zabija Drugą rzeczą, którą należy podkreślić, są najnowsze dane z ankiety Global Burden of Disease, oceniającej sytuację zdrowotną na świecie, pokazujące, że w Europie Zachodniej, czyli tu, gdzie teraz jesteśmy, tytoń jest główną przyczyną zgonów, a alkohol piątą w kolejności. Narkotyki plasują się na pozycji 14-stej.

Publiczna twarz uzależnienia? Śmierć Amy Winehouse nastąpiła w wyniku ostrego zatrucia alkoholem.


Magazyn MNB

12 Ale, jeśli pokusić się o bardziej szczegółową analizę Europy, jeśli wziąć pod uwagę Europę Wschodnią, nową Europę, zauważycie, że alkohol jest na pierwszym miejscu, tytoń na drugim, a narkotyki znacznie niżej. Uzależnienie jest więc problemem, prowadzi do patologii, do śmierci i odnosi się do znacznie szerszego grona substancji, niż tylko do opiatów ponieważ, tak jak powiedziałem, alkohol jest dziś głównym problemem zdrowotnym wśród młodych ludzi chyba na całym świecie, a próby leczenia są znikome. Z najnowszych danych, jakie udało nam się zdobyć na temat Europy Zachodniej wynika, że mniej niż 10- ciu procentom osób borykających się z problemem alkoholowym jest oferowana jakakolwiek pomoc. Zatem istnieje najwyraźniej wielka potrzeba działania. Ale, oczywiście jednym z ogromnych wyzwań, dotyczących uzależnienia jest fakt, że jest ono problemem wielopłaszczyznowym.

Uzależnieni na zawsze? Narkotyki działają na wiele sposobów. Niektóre z najistotniejszych sposobów ich działania to: wywoływanie uczucia przyjemności, łagodzenie cierpienia, fałszowanie wspomnień czy generowanie znaczenia. Osobiście byłem pod wielkim wrażeniem wyznań Brooke Shields, aktorki, zdobywczyni Oscara, spełnionej matki, która powiedziała, że jedynie pod wpływem heroiny czuła się normalnie, rzeczywiście normalnie. Myślę, że to stwierdzenie jest bardzo wymowne, zwłaszcza dla psychiatrów, ponieważ prowadzi się wiele badań naukowych na temat biologicznych przyczyn uzależnienia na gryzoniach i na ssakach naczelnych, ale wydaje mi się, że tylko na podstawie ludzkiego doświadczenia znaczenie bycia pod wpływem, czy brania narkotyków może być zrozumiałe przez psychiatrów. Jakkolwiek dobre by nie były modele zwierzęce, to, jeśli chodzi o zażywanie narkotyków, nigdy nie odzwierciedlą one w pełni sytuacji człowieka.

Życie w abstynencji Chciałbym pokazać wyniki jednego z naszych badań, które przeprowadziliśmy już parę lat temu, ale które nadal jest bardzo aktualne w kontekście pytania, czy można się wyleczyć z uzależnienia. To badanie było pierwszym, które skupiało się na obszarach mózgu odpowiedzialnych za uzależnienie od heroiny oraz za bycie na głodzie. Można tutaj zauważyć, że istnieje pewien obszar w płacie czołowym, który się aktywizuje, gdy uzależnieni od heroiny, którzy byli czyści, są stawiani w sytuacji, w której muszą jeszcze raz przeżyć głód narkotykowy. Spodziewaliśmy się, że jakiś obszar się zaktywizuje i zakładaliśmy, że będzie się on znajdował mniej więcej w tym miejscu gdzie jest ta plamka. Ale to czego się nie spodziewaliśmy, to odkrycie, że intensywność uzależnienia była większa im dłużej dana osoba pozostawała czysta. To wskazuje, że w mózgach osób uzależnionych zachodzą długotrwałe


13

Neurologia

procesy. Trudno być pewnym, czy jest to dobre, czy złe. Być może jest to rzecz dobra, może im dłużej jest się czystym tym więcej ma się umiejętności, więcej pojemności mózgu żeby kontrolować zachowania kompulsywne, a więc może to być miarą tego, że ludzie potrafią żyć w abstynencji przez długi okres czasu. Ale na pewno wskazuje na to, że mózg tych osób nadal robi to, co robić musi, żeby mogli oni żyć w abstynencji. Jakkolwiek by tego nie interpretować, niezaprzeczalnie istnieje długotrwały czynnik w uzależnieniu, który można zaobserwować w mózgu.

Pracując na uzależnienie Wrócę teraz do niektórych czynników, które wpływają na zażywanie i ekspozycję na działanie narkotyków. Możemy podsumować wszystko co wiemy, co ja wiem. Poprawcie mnie jeśli się mylę, jeśli coś pominąłem mówiąć to wszystko, co wiemy na temat uzależnienia i przyczyn zażywania narkotyków. Jedna rzecz jest paradoksalna: mimo że większość uzależniających substancji sprawia przyjemność podczas pierwszego zażycia, dwie legalne substancje - alkohol i tytoń jej nie sprawiają, trzeba się napracować, żeby się od nich uzależnić, co jest dość interesujące i ma duże znaczenie w leczeniu uzależnienia od nich. Powinny one być substancjami, z którymi stosunkowo najłatwiej można sobie radzić, bo ludzie muszą praktykować, żeby się od nich uzależnić. Ale, oczywiście większość społeczeństw nie uznaje, że warto coś w tej sprawie robić.

Wątroba? Wiemy, że uczucie przyjemności wywoływane przez narkotyki jest zależne od dawki i szybkości z jaką docierają one do mózgu. Za chwilę przedstawię na to dowody. Wiemy też że zespół abstynencyjny zależy od długości działania narkotyku i dawki. Najnowsze dane wskazują też na to, że najprawdopodobniej najistotniejszy genetyczny wpływ lub wpływy na uzależnienie mają związek nie z mózgiem, ale z wątrobą. To z jaką szybkością narkotyki są wydalane z organizmu wydaje się najistotniejszym genetycznym rozróżnieniem w przypadku uzależnienia. Zatem wiemy na przykład, że osoby szybko metabolizujące nikotynę są paradoksalnie bardziej uzależnione, ponieważ odczuwają silniejsze skutki zespołu abstynencyjnego. Wiemy też, że osoby powoli metabolizujące alkohol są w mniejszym stopniu narażone na alkoholizm, ze względu na rumień alkoholowy. Metabolizm ma więc podstawowy wpływ na podatność na uzależnienie.

Uzależnienie nie przemija Zmiany w mózgu uzależnionego wywołane ekspozycją na heroinę pozostają na długo, a nawet mogą się powiększać. Oś pozioma: okres asbtynencji (w miesiącach)


Magazyn MNB

14 Dożylna heroina Jednym z głównych problemów uzależnienia są skutki iniekcji. Iniekcja dożylna jest wybierana przez wiele osób, ponieważ jest to bardzo szybka droga docierania narkotyku do mózgu. Mamy tutaj schemat przerażającego profilu piły zębatej dla zażywających heroinę. Odurzenie następuje szybko, bo narkotyk szybko dociera do mózgu, ale równie szybko jest metabolizowany, więc wpadają w dół zespołu abstynencyjnego. Ta sytuacja ciągłej huśtawki nastrojów, doświadczana wielokrotnie w ciągu dnia, prowadzi do tak niestabilnego, obezwładniającego stanu, że większość ludzi nie może tego wytrzymać dłużej niż kilka lat i albo umierają, albo próbują sie leczyć.

Metadon

Metadon redukuje chaotyczne działanie heroiny i blokuje wyższy jego zakres. Buprenorfina jest lepszą blokadą oraz ma wydłużony okres działania, do 3 dni.

W leczeniu staramy się sprowadzić ten profil do pewnej równowagi, uczynić go bardziej znośnym i w tym przypadku metadon jest substancją, która się sprawdza. Metadon ma dwa zadania: nie dopuszcza do zespołu abstynencyjnego a także, poprzez mechanizmy działania, które nie do końca rozumiemy, ogranicza potrzebę i zażywanie dużych dawek heroiny. W wielu krajach, w moim również, koszty leczenia metadonem są uważane za zbyt wysokie i w konsekwencji ludzie nie mają możliwości kontrolowanego zażywania metadonu w weekendy. Tutaj można zobaczyć profil tzw. weekendowej ucieczki. Ich sytuacja poprawia się na skutek codziennego kontrolowanego zażywania metadonu, ale w weekend następuje załamanie, a to jest przyczyną dwóch problemów: po pierwsze, ludzie z zasady wolą heroinę niż metadon, a po drugie, sposobem na zdobycie heroiny jest oczywiście sprzedaż metadonu.

Buprenorfina Powinienem tutaj podkreślić, że przez wiele lat pracowałem dla Reckitt and Coleman plc., próbując rozwinąć koncepcję buprenorfiny jako częściowego agonisty, leku, który pozwalałby uzależnionym osiągać szybszą, lepszą równowagę kinetyczną. Tym samym umożliwiał im na poddawanie się kontrolowanemu zażywaniu zaledwie dwa lub trzy razy w tygodniu oraz dawał rezultaty w postaci bardziej stabilnego profilu aktywności tych receptorów, które powstrzymują zespół abstynencyjny, a jednocześnie wystarczał im na odpowiednią ilość dni. Zalety buprenorfiny w kontekście wielkości dawki są zobrazowane na slajdzie obok. Im większą dawkę się zażywa, tym dłuższe jest jej działanie ze względu na to, że w organizmie tworzy się coś na kształt magazynu.


15

Neurologia

Blokery Badania prowadzone w ciągu ostatnich 30 lat dostarczyły wielu odpowiedzi na pytanie, które neuroprzekaźniki mogą odgrywać rolę w tych trudnych procesach. Mamy zatem pary: dopamina – przyjemność, endorfiny – cierpienie, itd. Chciałbym niektóre z nich krótko omówić. Jeśli wiemy, jak dany narkotyk oddziałuje na mózg, to z dużym prawdopodobieństwem możemy sprawić, żeby przestał działać, a więc usunąć potrzebę zażywania go. W rzeczywistości jest to oczywiście prawdą, ale nie jest łatwo zastosować taki model w leczeniu. Wiemy, że antagonistyczne substancje takie jak naltrekson spowodują zaprzestanie zażywania heroiny. Głównym problemem jest jednak zmotywowanie pacjenta do zażywania naltreksonu, a to następuje prawie wyłącznie wtedy, gdy w dużym stopniu można monitorować i kontrolować, co robi pacjent. W Wielkiej Brytanii metoda ta jest skuteczna w stosunku do farmaceutów, lekarzy, dentystów, których można zmusić do podporządkowania się kontrolowanemu leczeniu naltreksonem, bo od tego zależy ich dalsze praktykowanie zawodu. Ale oczywiście w wielu krajach to nie jest takie proste, a dla wielu innych pacjentów wręcz niemożliwe. Dlatego opracowywane są zastrzyki o przedłużonym uwalnianiu, aby poprawić skuteczność tych substancji. Dysponujemy ciekawymi, pozytywnymi wynikami badań przeprowadzonych niedawno w Rosji z użyciem naltreksonu o przedłużonym uwalnianiu. Jak się wydaje, jednym z największych rozczarowań podejścia neurochemicznego do uzależnienia, było odkrycie, że leki, które wpływają na funkcje dopaminy, czy to substancje antagonistyczne, czy też selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny, nie mają prawie żadnego wpływu na uzależnienie. Nawet na uzależnienie od narkotyków takich jak crack, których działanie opiera się na dopaminie. Powody tego są bardzo skomplikowane i wydaje mi się, że nie do końca je rozumiemy, ale według mnie to częściowo dowodzi, że dopamina nie odgrywa głównej roli w uzależnieniu, jak do tej pory zakładano. Istnieją też szczepionki, są one opracowywane w taki sposób, żeby działały jak peryferyjnie aktywni antagoniści, aby wchłaniały narkotyk zanim dotrze on do mózgu. Wówczas odniosą one pewien skutek, zwłaszcza w stosunku do nikotyny. Najnowsze dane wskazują też na ich działanie w stosunku do kokainy, ale technologia ich produkcji jest bardzo skomplikowana. Zapewne w pewnym momencie zostanie ona udoskonalona, ale póki co trwa to dłużej, niż oczekiwaliśmy.

Buprenorfina ma nawet lepszą farmakokinetykę blokowania heroiny. (szybciej działa pod tym względem niż metadon)


Magazyn MNB

16

SPOWIEDŹ PREZYDENTA Wydarzeniem pierwszego dnia Międzynarodowej Konferencji Redukcji Szkód w Wilnie bez wątpienia było wystąpienie Aleksandra Kwaśniewskiego. Dużą jego część były prezydent poświęcił przyczynom, dla których tak diametralnie zmienił zdanie jeśli chodzi o prawo narkotykowe. Tłumaczył, że decyzja o jego przyłączeniu się do Global Drug Policy Commission była spowodowana tym, że zobaczył jak wiele osób trafia za kratki w związku z posiadaniem narkotyków na własny użytek. Muszę wam powiedzieć, że również osoby takie jak prezydenci mają zdolność zmian. Opowiem wam swoją osobistą historię. Jak niektórzy może z was wiedzą, w trakcie mojej kadencji prezydenckiej, kierując się doradztwem ze strony różnych grup, również takich, które zajmowały się leczeniem oraz grup rodziców podpisałem ustawę kryminalizującą posiadanie narkotyków na własny użytek. Teraz wiem, że to był błąd. To spowodowało, że osoby używające narkotyków przeniosły się do miejsc, do których trudniej dotrzeć z redukcją szkód i z jakąkolwiek pomocą. W związku z narkoty-

Prezydent Aleksander Kwaśniewski w otoczeniu polskich aktywistów zaangażowanych w reformę polityki narkotykowej. Od lewej: Iga Jeziorska, Maciek Kowalski, Katarzyna Furman-Łajszczak, Aleksander Kwasniewski, Władek z Gdańska oraz Magda Dąbkowska.

kami aresztowaliśmy mnóstwo osób, z których większość tylko dlatego, że posiadały niewielkie ilości narkotyków na własny użytek. Kwaśniewski wyliczył w jak zastraszającym tempie rosła w Polsce liczba zatrzymań i dodał, że biorąc pod uwagę niski wiek zatrzymanych, podpisana przez niego nowelizacja ustawy przyczyniła się głównie do łamania im życiorysów. Były prezydent dzisiaj już nie wierzy, że punitywna polityka przynosi jakiekolwiek efekty prewencyjne. Sprawia jedynie, że pompowane są ogromne ilości pieniędzy na beznadziejne działania aparatu ścigania i sprawiedliwości. Jego zdaniem wynikiem tak prowadzonej polityki jest to, że Polska stała się europejskim liderem w konsumpcji narkotyków. Kwaśniewski wspomniał uczestnikom konferencji o mającej miejsce niedawno niewielkiej,


KONFERENCJA REDUKCJI SZKÓD 17 ale pozytywnej zmianie przepisów. Zapewne chodziło o artykuł 62.a. Pokreślił jednak, że to tylko krok w stronę dalszej dekryminalizacji narkotyków w Polsce. Nie omieszkał napomknąć, że gdy on podpisywał ustawę zaostrzającą kary za posiadanie narkotyków, na drugim końcu Europy – w Portugalii – dokonywano zmian zgoła odmiennych, dekryminalizowano posiadanie wszystkich narkotyków. Zmiany w portugalskiej polityce narkotykowej, zdaniem Kwaśniewskiego, przyniosły korzyści nie tylko samym użytkownikom, ale

również całemu społeczeństwu. Dzięki temu, że użytkownicy narkotyków otrzymują pomoc, jakiej potrzebują – policja, zamiast uganiać się za uzależnionymi, zajmuje się prawdziwymi przestępcami. W Republice Czeskiej zapewniono dostęp do medycznej marihuany – Kwaśniewski wymienił sukcesy reformy narkotykowej, poczym zawiesił głos, aby publiczność mogła nagrodzić jego słowa oklaskami, dodał – To była absolutnie poprawna decyzja!

LITWO, OJCZYZNO MOJA.. Wydaje się, że wybór miejsca Międzynarodowej Konferencji Redukcji Szkód nie był przypadkowy. Litwa boryka się z wieloma problemami, które są wypadkową postkomunistycznego spadku mentalnego w podejściu do narkotyków i syndromu zapaści ekonomicznej w biedniejszej części UE. Na Litwie, jak do tej pory zarejestrowano ponad 2000 przypadków zakażeń HIV, a w ostatnich dwóch latach nowych zakażeń przybywa coraz więcej. I tak np. w 2012 roku było ich aż 160. Jednak prawdziwa ocena epidemiologiczna na Litwie jest wróżeniem z fusów, ponieważ osoby z grup szczególnie narażonych nie mają dostępu do darmowych testów, a na dodatek – podobnie jak u nas – nie ma odpowiednich metod zbierania danych o drogach zakażenia. Jedno wiadomo napewno – większość zakażeń HIV dotyczy więźniów i osób przyjmujących narkotyki drogą iniekcji. Liczbę wszystkich iniekcyjnych użytkowników narkotyków szacuje się na Litwie na ok. 5 tysięcy osób, wśród których zakażenia WZW C mogą dochodzić do 95%. W tej grupie jest także najwyższy w Europie (po Rumunii) wskaźnik przypadków MDR TB (gruźlicy lekoodpornej). Mimo oczywistych związków pomiędzy używaniem narkotyków, przebywaniem w więzieniu i zakażeniami HIV – programy substytucyjne

nie są dostępne dla uzależnionych od opiatów więźniów. Ażeby zostać przyjętym do „wolnościowego” programu substytucyjnego w Wilnie, trzeba kilka miesięcy poczekać w kolejce. W całym kraju leczonych substytucyjnie jest zaledwie 800 osób, co i tak z resztą przekłada się na wyższy wskaźnik niż w Polsce. Ten niski poziom bierze się tutaj z permanentnego niedofinansowania leczenia i redukcji szkód. Miejsca wycofanych z Litwy funduszy międzynarodowych nie kwapią się zajmować władze krajowe i lokalne. Na programy redukcji szkód przez ostatnie 3 lata tutejszy rząd nie przeznaczył ani lita (litewska waluta). Rząd płaci natomiast za darmowe testy na HIV, ale mają do nich dostęp jedynie dawcy krwi, kobiety w ciąży i więźniowie. Na taki luksus nie mogą liczyć iniekcyjni użytkownicy narkotyków. Dzięki temu Litwa jest jedynym krajem UE, w którym osoby należące do grup o najwyższych wskaźnikach podejmowania ryzy-


Magazyn MNB

18

kownych zachowań nie mają dostępu do darmowych testów na HIV. Tak więc faktycznych przypadków HIV jest zapewne sporo więcej niż zarejestrowanych przez rządowe instytucje epidemiologiczne. Nieco lepiej wygląda sytuacja związana z leczeniem antyretrowirusowym, które oprócz tego, że jest w całości opłacane ze środków publicznych, to jeszcze jest zdecentralizowane. Niestety z powodów cięć finansowych podniesiono kryteria kliniczne wdrażania leczenia (może się ono rozpoczynać dopiero przy odporności obniżonej do 350 komórek CD4/ mm3), a to w wielu przypadkach oznacza zbyt późną interwencję farmakologiczną. Redukcja szkód ma tu dość długie tradycje. Litwa stosunkowo wcześnie wprowadziła programy harm reduction. Jako pierwszy spośród postsowieckich krajów Litwini zorganizowali program wymiany igieł i strzykawek. Gdy w połowie lat 90-tych ruszaliśmy w Krakowie z pierwszym w Polsce programem wymiany igieł i strzykawek, w Wilnie też już robiono przedbiegi. Posiadanie narkotyków w niewielkich ilościach na własny użytek jest karane na Litwie karą administracyjną – grzywną lub aresztem. W praktyce jest to zwykle areszt, ponieważ grzywny są bardzo wysokie i wiele osób po prostu nie stać na ich zapłacenie. Szczególnie osoby problematycznie używające narkotyków mają z tym problem. Po pierwsze większość z nich nie ma stałej pracy, a co za tym idzie pieniędzy na zapłacenie grzywny. Po drugie, wygląda na to, że są na celownikach służb

policyjnych – 55% karanych ma za sobą już wyroki za narkotyki. Oczywiście, prawo przewiduje w alternatywie do kary, możliwość leczenia. Ale co z tego, skoro dostęp do niego jest bardzo ograniczony. I, co znamienne, leczeni substytucyjnie, którzy trafią do więzienia nie mogą kontynuować terapii za kratkami. Koniec końców, wygląda na to, że gorliwe ściganie przez litewską policję użytkowników narkotyków i skrupulatne egzekwowanie przez sądy nieracjonalnego prawa zapełniło więzienia na Litwie, a teraz powoli zaczyna paraliżować wymiar sprawiedliwości. 20 procent zarejestrowanych użytkowników narkotyków przebywa w więzieniach, 30% wszystkich więźniów regularnie używa narkotyków, z czego 2/3 przez iniekcje. Ponad 3 procent wszystkich popełnianych na Litwie przestępstw jest związanych z posiadaniem narkotyków, z czego 3/4 – na własny użytek. Wszystkie te liczby rosną z roku na rok.


KONFERENCJA REDUKCJI SZKÓD 19

WARTOŚĆ REDUKCJI SZKÓD Mamy za sobą dekady dyskusji i debat na temat harm reduction i zbierania dowodów że to działa. Dla wszystkich jest już oczywiste, że redukcja szkód efektywna i opłacalna. Teraz trzeba ją szeroko wdrażać i szukać środków na realizację programów. Szczególnie dzisiaj, gdy mamy dość nieciekawą sytuację ekonomiczną. Redukcja szkód to coś więcej niż strzykawki, leczenie substytucyjne czy naloxone. To dostrzeganie wartości i umożliwianie życia, a także podnoszenie jego jakości. John Peter Kools, jeden z założycieli holenderskiej organizacji Mainline, członek zarządu International Harm Reduction

MY TREATMENT, MY CHOICE Moje leczenie, mój wybór (My Treatment, My Choice) jest europejskim projektem internetowym skierowanym do osób uzależnionych i ich rodzin. Strona www.mojeleczeniemojwybor.com (www.mytreatmentmychoice.com) ma swoje wersje we wszystkich językach krajów UE, które oprócz zawartości wspólnej, zawierają informacje właściwe dla obszaru danego języka. MTMC posiada, być może najbogatszą bazę adresową dotyczącą działających w Europie serwisów pomocowych, jednak największym walorem projektu są materiały edukacyjne, przedstawione przystępnym językiem informacje dotyczące uzależnienia i metod leczenia. Wiedza ta, zgodna jest z aktualnym stanem nauki, wolna jest od moralizatorstwa i nie filtrowana ideologicznie. Polskim partnerem projektu jest Stowarzyszenie JUMP 93.


Magazyn MNB

20

Diabeł, z którym żyjemy Fragmenty wystąpienia Ethana Nadelmanna, dyrektora Drug Policy Alliance z sesji plenarnej zamykającej Międzynarodową Konferencję Redukcji Szkód w Wilnie 12 czerwca 2013 roku.

Od bardzo dawna jestem zaangażowany w reformę polityki narkotykowej i już zdążyłem przywyknąć do tego, że kiedykolwiek przemawiam poza granicami mojego kraju, przepraszam za działania mojego rządu na całym świecie. Przepraszam za to, że rząd Stanów Zjednoczonych wszędzie szerzy zamęt i wojnę z narkotykami. Przepraszam za łamanie praw człowieka, sprzeciwianie się ruchom wolnościowym i za masowe wtrącanie ludzi do więzień. Przepraszam za degradację środowiska naturalnego. Przepraszam za rolę, jaką mój rząd odegrał w hamowaniu rozwoju redukcji szkód zmniejszających ryzyko zachorowań na HIV, żółtaczkę i gruźlicę. Przepraszam za rolę, jaką mój rząd odegrał w promowaniu sądów narkotykowych, nieskutecznych sposobów leczenia i w utrudnianiu dostępu do metadonu. Przepraszam za stworzenie policji narkotykowej o globalnym zasięgu. Naprawdę szczerze, szczerze przepraszam. Jestem przyzwyczajony też do tego, że kiedykolwiek gdy wyjeżdżam ze Stanów to moi rodacy, przebywający za granicą mówią: Dlaczego nie weźmiesz się za to wszystko w swoim własnym kraju? Moja odpowiedź


KONFERENCJA REDUKCJI SZKÓD na to pytanie zwykle brzmi: Czy moglibyście się kurwa zamknąć?! Nie macie pojęcia, do jakiego stopnia wojna narkotykowa jest też obecna w moim kraju! Te wszystkie konsekwencje i niepowodzenia prohibicji takie jak przestępczość, przemoc, korupcja, szerzenie się chorób i łamanie praw człowieka dzieją się również w moim kraju: w masowym pozbawianiu wolności, na skalę niespotykaną dotychczas w historii demokratycznych społeczeństw. W dziesięciokrotnym wzroście od 1980 do 2010 roku liczby osób przebywających w więzieniach za przestępstwa narkotykowe. W pozbawianiu wolności młodych kolorowych Amerykanów na skalę przewyższającą sowieckie gułagi w latach 30-tych, 40-tych i 50-tych. W dopuszczeniu do śmierci setek tysięcy ludzi z powodu HIV, ponieważ nie potrafiliśmy zająć się redukcją szkód. W aresztowaniach na ogromną skalę i w kryminalizacji całych sektorów społecznych. My w Ameryce dobrze wiemy, co oznacza wojna z narkotykami. Doskonale to wiemy. Ale powiedziawszy to, teraz muszę przyznać, że zaczynam być powoli dumny z tego, że jestem Amerykaninem. Bo, o mój Boże, czy wiecie co dzisiaj robimy? Jesteśmy światowym liderem w kwestii zniesienia prohibicji w stosunku do cannabis. Światowym liderem! I to nie rząd federalny stoi na czele tych zmian. Biorą one swój początek od samych podstaw, od korzeni (w oryginale: from the grass roots), wychodzą ze społeczeństwa, opinii publicznej i od rządów stanowych. Działania te zbiegają się z niewyobrażalnie szybką zmianą w opinii publicznej: z 1/3 Amerykanów popierających zniesienie prohibicji wobec cannabis i 2/3 przeciwko temu jeszcze 10 lat wstecz, do większości Amerykanów popierających znoszenie prohibi-

21

cji dziś. Są to przeważnie ludzie, którzy nie palą marihuany, wielu jej wręcz nie cierpi. Wielu z nich, mając dzieci obawia się o ich związki z marihuaną w przyszłości. Mimo to wszyscy oni są świadomi, że obecna polityka jest przestarzała i nie sprawdza się. Wierzą, że rozwiązania alternatywne, takie jak legalizacja marihuany ze wszystkimi zagrożeniami są lepsze niż kontynuacja niesprawdzającej się polityki prohibicyjnej. Ta zmiana jest budująca. Czy obawiam się, że najbardziej przedsiębiorcze i dynamiczne elementy kapitalizmu, jakie kiedykolwiek wypracowano w ludzkim społeczeństwie, które w moim kraju są obecne na dobre i złe, przejmą nad legalizacją kontrolę i wytworzą coś na kształt tytonizacji i alkoholizacji (w oryginale: marlboroizacja i budweiseryzacja) marihuany? Tak, obawiam się. Czy zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyśmy mogli uniknąć takich skutków? Tak, zrobię wszystko. Ale jeśli nawet do tego dojdzie, choć mam nadzieję, że nie – to nawet te skutki nie będą tak szkodliwe jak kontynuacja prohibicji, w ramach której aresztujemy do 50 tysięcy osób rocznie; prohibicji, która dotyka społeczeństwo w wyjątkowo rasowo nieproporcjonalny sposób, która prowadzi do śmierci, chaosu i bogacenia się meksykańsko-amerykańskich organizacji kryminalnych. Wiem, że legalizacja i dekryminalizacja niosą ze sobą ryzyko, ale należy je podjąć. Hipotetyczny, nieznany diabeł jest lepszy, niż ten którego znamy i z którym żyjemy. Całego przemówienia Ethana Nadelmana możecie wysłuchać na stronach internetowych Magazynu MNB.


Magazyn MNB

22

Heroin chic Jowita Fraś

Jeżeli nie zauważasz i nie kradniesz rzeczy, które cię inspirują, jesteś idiotą. (Malcolm McLaren)

Heroin chic to specyficzny rodzaj stylizacji, w którym wyraża się powszechne dla współczesnej kultury masowej obsesyjne pragnienie łączenia przeciwieństw: obcowania z cierpieniem, upadkiem i wszelakim możliwym gównem, ale na swoich własnych zasadach gwarantujących z jednej strony maksimum doznań i możliwie najdalej posuniętą wierność pierwowzorom, z drugiej zaś absolutne bezpieczeństwo kinowego fotela. Heroin chic bada granice degradacji i posługując się estetyką stawia limit cierpieniu, obłaskawia je. Mniej więcej z tych samych powodów nasze ulubione dania; mięso na talerzu i rąbankę na Polach Śmierci, czy gdzieś w Czeczenii podaje się w panierce. Niestrawne, ale jakże ekscytujące pliki krwawej jatki należy bezzwłocznie przekonwertować na łatwiej przyswajalne. Nawiasem mówiąc, morfina w swej wędrówce do centrum operacyjnego ustroju wykorzystała przed laty taktykę konia trojańskiego. Sama będąc już wrogiem publicznym posłużyła fikcyjną tożsamością nikomu wtedy jeszcze nie znanej heroiny. Dzięki tej fałszywce udało jej się sforsować na jakiś czas bramki na autostradzie. Bomba wybuchła po przekroczeniu bariery krew-mózg.

DYSTANS. DYSPOZYCYJNOŚĆ. NIEINWAZYJNOŚĆ W tym sezonie zdecydowanie odcinamy się od przegniłych, perwersyjnych korzeni i jak ognia unikamy nadmiernej wiarygodności, dosłowności i melodramatycznej powagi. Nie ręczymy i nie poświadczamy za zgodność z oryginałem. Na przekór teorii, że dla urody trzeba cierpieć i ponosić wyrzeczenia, wyraźnie wytyczamy linię pomiędzy prawdą a fikcją i konsekwentnie nie przekraczamy granic Przedstawienia. Nie robimy dziur w płocie, nie mieszamy maski z twarzą. Obowiązuje formuła DDN: Dystans (względem wizerunku), Dyspozycyjność (gotowość do zrzucenia skóry w dowolnej chwili), Nieinwazyjność (stylizacji). Pomiędzy maską a twarzą musi istnieć zdrowy dystans. Chodzi mianowicie o to, aby – kiedy zostaniemy niespodziewanie powiadomieni, że nasze podanie o pracę na eksponowanym stanowisku zostało pomyślnie rozpatrzone – jednym dmuchnięciem pozbyć się dekadenckiego nalotu na twarzy, ciele i na psychice (tam w szczególności). A nie w nerwowym pośpiechu desperacko odrywać makijaż wraz z płatami skóry.


23

Narkokosmos

W cenie jest dyspozycyjność. Żaden szef nie będzie czekał, aż pozbędziemy się tragicznie prawdziwych akcentów; implantów, wirusów, samookaleczeń i innych „kuku”, które zafundowaliśmy sobie w poprzednich sezonach w ramach podniesienia wiarygodności wizerunku. Zanim na detoksie wypreparują z receptorów heroinowy botoks, nasz potencjalny pracodawca przetestuje z dziesięć innych kandydatek. Nim zainstalują nam silikonowe cycki w trybie na cito (bo na naturalną renowację brakuje przecież czasu) firma zdąży się przekwalifikować, wejść w fuzję i zbankrutować. A my przecież musimy dotrzymywać kroku Jane Fondzie, nawet jeśli drepcze ona w miejscu po elektrycznej bieżni. Tak więc w tym sezonie heroin chic nie zwiąże nas kontraktem na dążenie do prawdy za wszelką cenę. Charakter umowy jest absolutnie niezobowiązujący, luźny i przede wszystkim nieinwazyjny. Śmieciowy.

formance nie rozgrywa się w obrębie, lecz na powierzchni neutralnej przestrzeni, która sama w sobie jest wykluczona z wszelkich zabiegów – nietykalna. Ponieważ ciało nie uczestniczy w tym spektaklu, zapomnij o epatowaniu oświęcimskim fitness z dziewiętnastowiecznym szkorbutem i zaburzoną przez niedożywienie symetrią twarzy. Jeśli masz słabość do braków w uzębieniu – nie ma sprawy, heroinowy esprit obecnego sezonu doskonale to rozumie i podpowiada ci, ze z łatwością uda ci się zamarkować wymarzony efekt pokrywając któryś z przednich zębów emalią do paznokci w dowolnym nokturnowym odcieniu. Możesz też poeksperymentować z innymi symptomami patologii uzębienia, korzystając z technik stosowanych w chałupniczym ozdabianiu tipsów. W celu uzyskania efektu przebarwionych zębów moczymy żółtawe wycinki z czasopism, a następnie metodą kalkomanii aplikujemy na siekacze.

Tym razem to gra, zabawa, performance i niewiele ponadto, stąd też przyrodzony kiczowato-melodramatyczny rys tego stylu zostaje dodatkowo wyolbrzymiony do nieomal jarmarcznych rozmiarów poprzez rezygnację z powagi i uznanie przedstawienia. Dawny kombinezon o zawiłych konotacjach ideologicznych zostaje przekuty w kostium. W miejscu tatuażu pojawia się rysunek szminką lub w najlepszym wypadku naklejka.

Długotrwałe odpalanie amfetaminowej armaty dla uzyskania rezultatu nadmiernie wystających kości policzkowych jest prostacką ostatecznością, pójściem na łatwiznę. Wybitnie przeciwwskazane przez autora. Tradycyjna metoda z użyciem koniecznie markowego różu lub cienia do powiek wydaje się absolutnie wystarczająca. Nie-markowych kosmetyków używają jedynie kto? Ćpuny najpośledniejszego sortu? Ano właśnie! Acha, i zrób to w sposób odrobinę bardziej zdecydowany i o wiele mniej subtelny niż sugerują to modowe przewodniki.

BLEJTRAM. CIAŁO W tym sezonie ciało jest równie dziewicze i niepokalane jak blejtram: perfekcyjnie zagruntowane płótno, dobrze skonstruowany wieszak lub amorficzny manekin z witryny butiku. Per-

MIĘDZY NATURĄ A KULTURĄ Nikt nie lubi kiedy lunch jest nagi. Z drugiej strony miło jest być złapanym za jaja pod stoli-


Magazyn MNB

24

kiem i uniesionym do jakiegoś pośledniejszego nieba niskiej czakry. Każdy gorliwy chrześcijanin chętnie wystąpiłby w Całunie Turyńskim na balu karnawałowym, ale odgrywanie głównej roli w Pasyjnym Performance to już całkiem inna para kaloszy. Na maseczkę z herbacianej esencji w celu uzyskania efektu zażółconej (wskutek nosicielstwa hacefała) twarzy zdecydują się prawdopodobnie najbardziej odważne, nie znające umiaru i pozbawione poczucia smaku fanatyczki heroin chic. Próba odwzorowania w skali jeden do jeden to grzech śmiertelny, który pośle cię wprost do estetycznego piekła, gdzie przez resztę wieczności będziesz mizdrzyć się do porysowanego lustra przymierzając odpady z Tomexu. Różnica pomiędzy dosadnością i tępym naśladownictwem a subtelną grą inspiracji to prawdopodobnie kamień węgielny idei fashionizmu. Żaden prawdziwy heroinista nie sprosta wymogom heroin chic, udaje się to wyłącznie osobom trzeźwym i gwiazdom. Jeszcze ewentualnie małolatom w fazie inicjacyjnej nałogu, którym chwilowo udaje się utrzymać balans pomiędzy dwoma wzajemnie się wykluczającymi sposobami istnienia. Ale ich należy traktować jako osoby trzeźwe. Chodzi o rozdźwięk pomiędzy Naturą a Kulturą. Wbij sobie do głowy, że istnieje fundamentalna sprzeczność pomiędzy pierwotną surowością destrukcyjnego doświadczenia uzależnienia (natura), a wtórnością obserwacji, refleksji, a zwłaszcza zdolności zdystansowania się i twórczego przekształcenia tego zjawiska (kultura). I pamiętaj słowa wuja Burroughsa: „dealer nie sprzedaje towaru klientowi, ale klienta towarowi. Degraduje i upraszcza klienta”. Pochłonięcie

przez produkt jest istotą aktu konsumpcji. Żaden śmiertelnik nie potrafi sobie z tym poradzić. Nie potrafimy jeść ciastka (osobliwie heroinowego) i jednocześnie go „mieć”, zabawiać się nim, deliberować nad cukierniczym kunsztem, rozprawiać nad zasadnością umieszczenia wisienki i bitej śmietany. Musielibyśmy mieć bardzo dużo ciastek, a i tak w końcu byśmy się porzygali. I choć rzyganie to tylko kolejny etap w konsumpcji, to nie wolno ci się dać skusić pod pretekstem badania granic prawdziwości – bardzo szybko bowiem przyjdzie ci stracić wszelki szyk. Czy już wiesz, dlaczego ćpuny są na ogół nieatrakcyjne, natomiast heroin chic piękny? Nawet gdyby wybrany przez ciebie wariant był nie wiedzieć jak hardcore’owy, materiał, na którym pracujesz powinien być nieskazitelny. Podobnie jak w przypadku każdej innej współczesnej subkultury zasymilowanej przez popkulturę, wyjściowe kryteria piękna dla heroin chic są wyśrubowane na maksa. Obowiązuje tu klasyczny wzorzec urody z grafiki komputerowej i najwyższej półki porno-biznesu: duże cycki zainstalowane na klepsydrze, cera zdarta z lalki, oczy zajmujące jedną trzecią twarzy, nos w fazie atrofii, usta jak nadmuchana kamizelka ratunkowa z Jumbo-jeta i zęby z perłowych połowów w jakimś endemicznym regionie któregoś z mitycznych, rajskich akwenów bez nazwy. Co mówisz? Przykro mi, mnie też to nie pasuje.

CIUCHOWNIA Przewodnik po heroin chic poucza nas, że “there’s no strict dress code for heroin chic” (nie istnieje radykalny przepis na heroin chic). Prawda czy fałsz? Otóż i prawda, i fałsz. Ćpuny ubierają się


25

różnie, a nawet jeśli istnieje jakiś wspólny rys (antyglamour czy niechlujstwo) to na pewno nie jest to coś, co chcielibyśmy oglądać jako wyróżnik heroin chic. Z kolei stylizacja, chcąc być rozpoznawalną, wymaga pewnego uproszczenia; skrótu. W czasach tekstylnej anarchii kostiumy dla naszego przedstawienia możemy znaleźć w zasadzie wszędzie na zapleczu tego bynajmniej nie undergroundowego teatru. Klasyczny heroin chic (o dziwo!) nie lubi ryzykownych zestawień, które tak bardzo upodobała sobie dzisiejsza moda (osobliwie jej odłam z intelektualnymi, akademickimi pretensjami), dlatego inspiracji będziesz szukać najpierw na nokturnowo-kiczowatym biegunie fashionerskiego widma, w znanych stylizacjach z gatunku gothic, gothic lolita, emo, cybergoth, cyberpunk, psychobilly, rave, fetysz i takich tam.

ŚWIATY NIŻSZE. BUTY Zaczynamy od „czasownika”, czyli od butów. Koniecznie na obcasach i to wysokich. Z cholewką – jeśli twoim portem docelowym jest Berlin Zachodni pulsujący w rytmie utworu Venus In Furs VU. Trzewiczki za kostkę, zapinane z boku na zameczek albo czarne kowbojki, jeśli zmierzasz do hotelu Chelsea na spotkanie z duchem Nancy Spungeon. Jedynym odstępstwem od obcasa są gotyckie platformy suto inkrustowane żelazem, jeśli twoje inspiracje są bardziej współczesne. Glany są absolutnie nie do przyjęcia. W ich naturę wpisana jest bowiem jakaś irytująca sugestia niedojrzałości, małolactwa, a to kompletnie wbrew zasadom heroin chic. Buty pełnią ważną rolę w opowieści i nadają jej epicki walor. Umożliwiają ruch, pozwalają

Narkokosmos

przechadzać się rozkołysanym krokiem w oczekiwaniu na klientów, niosą cię w heroinowym rush’n’run od dealera tam i z powrotem, pozwalają wciskać gaz do dechy w desperackiej ucieczce przed glinami i konkurencją. Kostki wykrzywiane boleśnie w źle wyważonych szpilkach, złamane w biegu obcasy, wszystko to podnosi dramaturgię przedstawienia.

ŚWIATY POŚREDNIE Z butów intencjonalnie wyrastają potargane kabaretki, wiodące do skórzanej miniówy wąską niczym grzech i ucho igielne ścieżką podwiązek. Tam następuje spotkanie z gorsetem, najchętniej dziką panterką, krótką ramoneską lub marynarką – w zależności do czego pragniesz nawiązać. Nowością sezonu jest to, że wolno nam szukać alternatywnych źródeł inspiracji, nawet zapuszczając się w zaanektowane przez intelektualistów vintage’owe rewiry. Tym sposobem włączamy do katalogu oldschoolowe płaszcze w jodełkę i solidne skórzane torby a la lata siedemdziesiąte. Stare porzekadło głosi, że grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą. Pin-up girls czyli żeński odpowiednik angielskich Teds (Teddy boys) z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych wcale nie są grzeczne, mimo to nierzadko idą prosto do heroinowego raju. I wygląda na to, że tego właśnie chcą, z całą wściekłą determinacją swej świeżo zakwitłej kobiecości. Widać to zwłaszcza, kiedy przyjrzymy się okładkom paperback’ów, na których panny o teutońskich kształtach, niby z faszystowskich propagandówek, wdają się w zaciekłe pojedynki o działkę ze swymi umięśnionymi, nażelowanymi tatuśkami.


Magazyn MNB

26

Ich tlenione lub rude, trefione na żelazku włosy falują, ogromne biusty w bitewnym ferworze rozsadzają przyciasne sweterki, bluzeczki i czerwone sukienki w białe grochy, makijaż nigdy się nie rozmazuje, a psychobillowe grzywki zawsze znają swoje miejsce. Albo świeżo upieczone dostarczycielki surowca dla baby boom, młodociane mamuśki szprycują się w zaciszu tapetowanych w kwiatowy deseń nixonowskich mieszkań, zamiast stazy używając czerwonej bandany zawiązanej „na sprzątaczkę”. Statyka w dynamice, tendencja do uproszczeń, a tym samym do pozyskania kontroli nad wizerunkiem, ignorowanie uchybień, próba niemożliwego łączenia przeciwieństw – te cechy i sposób manipulowania estetyką stanowią część retoryki totalitaryzmu. Dlatego stylizacje pin-up świetnie nadają się dla potrzeb heroin chic, który ostatecznie, było-nie było, jest propagandą systemu totalitarnego uzależnienia w mikroskali.

ŚWIATY GÓRNE. FRYZURA I znów przewodnik po heroin chic coś nam podpowiada: „Wash your hair less” (rzadziej myj włosy). Prawda czy fałsz? Fałsz, heretyckie brednie, absolutnie nie do zaakceptowania. Owszem, ćpuny rzadko myją włosy, ale my już przecież poznałyśmy różnicę między prawdą a stylizacją. Możesz wcierać we włosy wszelkie dostępne na kosmetycznym rynku ingrediencje, a nawet korzystać z zasobnika natury (w rozsądnych granicach dobrego smaku), jednak włosy myj nawet trzy razy dziennie. Długie, barwione czerwoną henną, rozpuszczone włosy a la Krystynka z berlińskiego blokowiska to niewątpliwie klasyka gatunku – zanegować

ją to jak powiedzieć, że stylizacje od Chanel są gówno warte. Jednak, jak mawia sceptycznie moja fryzjerka, wypowiadając się o najnowszych rzekomych hitach na rynku kosmetyków „szału nie ma”. Włosy Krysi, nawet po trzecim myciu w przeciągu dwudziestu czterech godzin nieuchronnie ciążą ku ziemi, jak gdyby odpowiadając na zew z grobu, który każe ćpunom garbić się, kulić, pochylać głowy. Tymczasem my pragniemy pominąć ten kompromitujący zapis w heroinowej teczce i posługując się językiem mody opowiadać wybiórczo tylko o tych dokonaniach, od których Bohaterka wzięła swą nazwę. Nie wolno nam zapominać, że fryzura jest drugim biegunem, uzupełnieniem buta. Operując zeń w duecie łączy ziemię z niebem, podobnie jak heroina, a przynajmniej jej lepsza część. Podczas gdy but jest konotowany jako czasownik, a zatem konkret, fryzura to odpowiednik najbardziej wybujałej metafory, waty słownej. Istna mgiełka, najlżejszy kaliber znaczeniowy. Gdy but, a osobliwie jego obcas, dźwiga nas z ziemi, z kurzu i znoju codzienności, maska umożliwia przemienienie, to fryzura dopełnia aktu zaślubin z niebem. Dlatego też, być może intuicyjnie wszystkie ikony heroin chic noszą fryzury ze stelażem, kunsztowne, pracochłonne, wielowątkowe konstrukcje, w których rozmaite partie włosów wykorzystywane są na rozmaite sposoby, zaś fryzura przypomina tajemniczy ogród, w którym zabłądziłaby nawet wesz. W zasadzie około pięćdziesiąt procent fryzur z profesjonalnego periodyku Hair dla stylistów i fryzjerów można śmiało zaadoptować na potrzeby heroin chic. Więc jeśli twoja fryzjerka z blokowiska skrzywi się na widok wybranej


27

przez ciebie stylizacji i zacznie wciskać ci gówno w stylu „to nie dla pani, przecież nie wyjdzie w tym pani na ulicę, to tylko na potrzeby konkursu lub nie chciałabym pani ośmieszyć” uznaj to za wystarczające kryterium atrakcyjności i niebanalności fryzury. Dredy i warkoczyki wydają się idealnym, a wręcz obowiązkowym surowcem dla heroinowego szyku głowy, jednak należy uważać, aby nie przedawkować. To tylko inspiracja bądź jedna z ingrediencji, rzadko serwowana jako danie główne. Co najmniej trzy sposoby łączenia ze sobą włosów i góra trzy kolory (nie wybieramy się wszak na Paradę Równości, a nawet jeżeli to i tak dostaniemy owacje) wystarczą dla starannego sprokurowania heroinowego mess’u. Wytycz zatem grzebieniem linię demarkacyjną na głębokości mniej niż jedna trzecia pokrywy czaszki od strony czoła, oddziel solidny kosmyk włosów i chlaśnij. Potem potraktuj dekoloryzatorem (chyba, że jesteś blondynką) i nałóż farbę w preferowanym odcieniu, najlepiej z Eboli czy Restyle.pl. Jeśli spartolisz, na pocieszenie powiem ci, że psychobillowa czy cybergoth-grzywka nigdy nie jest za krótka, więc możesz poprawiać do bólu, metodą tarowania wagi. Wiesz jak? Lewa-prawa, lewa-prawa. W efekcie powinnaś uzyskać grzywę równą, lub wcinającą się klinem u nasady szczątkowego zadziornego noska, w kolorze kontrastującym z resztą fryzury. Z resztą trudno ci będzie samej sobie poradzić, więc zaprzęgnij do pomocy koleżankę lub, jeśli cię stać (a powinno, wszak nie jesteś jakąś byle ćpunką, tylko fashionistką) skorzystaj z fachowej wiedzy jakiegoś miłego geja z luksusowego salonu dizajnu. Gość z pewnością

Narkokosmos

będzie innego zdania niż twoja blokowa fryzjerka i tylko skrzywi się z niesmakiem, kiedy mu o niej opowiesz. Reszta Twoich włosów w rezultacie tych zabiegów przybierze najrozmaitsze długości, odcienie, a w skrajnych przypadkach nawet stany skupienia. Od dredów lub warkoczyków (standardowo unikamy łączenia tych dwu konkurujących ze sobą formacji), poprzez natapirowane i wysprayowane na śmierć kosmyki, na luźnych pasmach kończąc. Fryzurę podpinamy wysoko w nieładzie i symulowanym pośpiechu (wszak przed domem czeka na nas taryfa, a dwie przecznice dalej dealer) i lakierujemy jak natchnione. Aż utoniemy w chemicznym oparze i nieomal zapomnimy o czekającym taksiarzu i dealerze, wbrew prawom natury też czekającym, ponieważ w bajce heroin chic rzeczywistość dopasowuje się do naszych fantazji, jak styropianowa pianka uszczelniająca. Pozostawiamy z boku dwa długie kosmyki lub dredy/warkoczyki i nieco opadającego materiału organicznego na dolnych partiach głowy. O ile nie zdecydujemy się ujarzmić za pomocą dredów/warkoczyków wszystkich włosów, te z tyłu powinny być mocno wycieniowane, wyświrowane na piance i/lub lakierze i krótsze niż boczne kosmyki i dolna frakcja. W tak spreparowaną fryzurę możemy powpinać i powplatać mnóstwo różnorakiego badziewia, od klasycznego żelastwa po ozdobne szpile, spinki, wreszcie nawet symboliczne kwiaty maku na okoliczność dożynek wieńczących pomyślne zbiory w Złotym Trójkącie. Zasadniczo unikamy używania parafernaliów (igieł, lakierowanych w barwne desenie strzykawek etc.) w charakterze akcesoriów, ze względu na ordynarną dosadność, infantylność przekazu i bardzo wątpliwe walory estetyczne. Wyjątkiem


Magazyn MNB

28

może być jak zwykle zabawa sylwestrowa czy Juwenalia, kiedy to zwykły porządek świata ulega odwróceniu. Praca z dredami/warkoczykami daje nam tą przewagę, że nawet w spranym chińskim podkoszulku będziemy wyglądać jak królowe podziemia – u osoby noszącej ten rodzaj fryzury uwaga otoczenia ogniskuje się przede wszystkim na włosach. Wysoko upięte dredy przydają ich właścicielce pozory jakiejś mitycznej; starodawnej mocy, dostojeństwa i godności, otulają w nimb egzotyki. Podobne fryzury mogły nosić antyczne kurtyzany, władczynie zatopionych cywilizacji z zapętlenia czasowego, gdzie przeszłość pulsuje z przyszłością; dzikie księżniczki z antypodów z czasów, kiedy ziemia była jeszcze płaskim naleśnikiem. Dredy i warkoczyki to kwintesencja uporządkowanego chaosu; nieład idealny, który nie może się znudzić, bo za każdym razem objawia się w nieco innej sekwencji, nigdy nie gubiąc swojej siły zadziwiania – jak żywioły; ogień, morze, kobieta... Takie, jak chciałybyśmy aby była heroina, choć nie jest. I trochę tak, jakbyś codziennie rano wychodziła od fryzjera z nową fryzurą. Jeżeli kobieca moc istotnie ma swoje siedlisko we włosach, dredy sprawiają, że nawet najmniejsza jej kropelka nie zostaje utracona, ponieważ archiwizują one każdy pojedynczy uroniony włos. Kiedy czasami spoglądasz w lustro po myciu głowy i cieszysz się z jakiegoś przypadkowego ułożenia chwilowo posklejanych wodą kosmyków; artystycznego mess’u na głowie, to wiedz, że tak naprawdę w głębi duszy tęsknisz do dredów.

ŚWIATY GÓRNE. TWARZ Aby opisać, czym jest makijaż w manierycznym stylu heroin chic wyrąbano już chyba całkiem solidny zagajnik i osuszono średniej wielkości bajorko tuszu. Specjaliści, nawet jeśli spierają się co do tego, czy eyeliner aplikuje się ma całą linię rzęs, czy tylko jej trzy czwarte, zgadzają się na ogół w kwestiach zasadniczych: odcień podkładu to rzekomo „niemy krzyk” szemrzącej w krwiobiegu heroiny, teraz wywrzaskującej wstydliwy sekret wszystkimi porami zaintoksykowanej skóry. Oczy fikają koziołka w tył czaszki; zapadają się pod ciężarem zawiesistych cieni do powiek i grubych kresek eyelinera lub też dla odmiany ulatniają się, parują. Usta zlewają sie z tłem w myśl teorii heroinowej unifikacji wszystkiego, albo nabierają odcieni stanów terminalnych. Musisz pamiętać o tym, aby maska nie zlewała się zbytnio z twarzą, w myśl zasady, że w tym sezonie nadgorliwość jest absolutnie demode. Paradoksalnie bowiem największym policzkiem dla modowej kaskaderki jest ochroniarz w sklepie czy selekcjoner w klubie, który nie dostrzegłszy luki pomiędzy twoją przyrodzoną naturą a przebraniem potraktuje cię… zbyt dosłownie. Z pewnością nie chcesz, aby jakiś dupek na bramce spieprzył ci shopping czy imprezkę, a na dodatek potraktował obelżywym słowem, prawda? Oczy to być albo nie być. Cóż, heroin chic czerpie z pierwowzoru kapryśnie i wybiórczo. Jak każda inna stylizacja ma tendencję do przemilczania niewygodnych, kompromitujących fragmentów swych inspiracji. Fakt: heroina kompresuje twoje spojrzenie, redukuje źrenice


29

do bezwymiarowego punktu, czarnej dziury zamykając cały blask twoich oczu za horyzontem zdarzeń. Jeśli zapodasz poważną działkę, żaden promyk nie ma szans się stamtąd wydostać. Niewiele jest na tym świecie rzeczy równie trywialnych i tępych jak wyraz twarzy, a osobliwie oczu naćpanego opiatowca. Może tylko niedzielny kurz na alejkach i wczesnowiosenny spleen. Nie ma weń nic intrygującego i tajemniczego, wbrew temu, co roją sobie co poniektórzy. Z jakiegoś powodu bowiem heroinowe spojrzenie, w rzeczywistości – jako się rzekło – odpychające, bywa mitologizowane. Oryginalne głodowe źrenice/kontaktówki, hipnotyczne czarne słońca jakie pojawiają się po kilkumiesięcznym heroinowym ciągu niby jakiś egzotyczny klejnot wydarty z samego jądra ciemności to wprawdzie akcesorium imponujące i trudno odmówić im uroku, podobnie jak większości „filmówek”. Zastanów się jednak, czy cię na nie stać? To obłąkana inwestycja, która nie tylko pochłonie wszystkie twoje zasoby, ale jeszcze wpędzi cię w iście faustowskie zadłużenia. W porównaniu z tą transakcją zakup torebki od Versace przez osobę na zasiłku to wciąż jeszcze małe piwo. Kiedy idzie o akcesoria z oryginalnej heroiny, wszyscy (z ewentualnym wyjątkiem gwiazd) jesteśmy nędzarzami. Wyprztykując się na jedną z tych błyskotek, skazujemy się zarazem na kompletne bankructwo w każdej innej sferze. I nawet, jeśli w pierwszym odruchu koleżanki pozazdroszczą ci ekstrawaganckiego gadżetu, ich entuzjazm przeminie skoro tylko zobaczą, jak ubierasz swoje nowe oczy do niknącego ciała, a twoje fatałaszki zaczynają nabierać cech niebezpiecznej dosłowności.

Narkokosmos

AKCESORIA Dla kapryśnego równania heroin chic istnieje kilka constans – oprócz nieskazitelnych proporcji manekina – jakbyś nie liczyła – zawsze wyjdą ci obcasy, kabaretki, ostry makijaż, zadziorna fryzura i rękawiczki bez palców, za to do łokcia. Taka rękawiczka-mitenka posiada walor przewrotny, tricksterski, nacechowany uroczą hipokryzją. Jej obcięte palce ułatwią ci te same autodestrukcyjne manipulacje z użyciem strzykawki, żyletki czy choćby papierosa, których rezultaty pozwoli ci następnie ukryć jej przedłużony rękawek. Rękawiczka przeprowadza skomplikowany dowód genealogiczny na twoje pochodzenie, w niemal prostej linii od szacownego rodu z Transylwanii poprzez paryską bohemę, co zresztą – uwzględniając heroinowe rytuały – jest jak najbardziej poprawne symbolicznie. Zaciągając się szlugiem i mroźnym powietrzem w oczekiwaniu na dealera zawsze możesz spojrzeć na swoje palce i powiedzieć sobie, że są do połowy ubrane. No i dla rozgrzania krwi pofantazjować o swym wampirzym, szlacheckim genotypie. Gotycka linia architektoniczna wiodąca od spodu obcasa ku wisience na czubku fryzury to wprawdzie axis mundi tej katedry, jednak to w rękawiczce dochodzi do połączenia przeciwieństw: to tu closzardowa dama podaje rękę arystokratce, a w koronkowych witrażach kryguje się światło.

BEHAVE Heroin chic to coś więcej niż zwykła maskarada – to przedstawienie, w którym grasz główną rolę. Dlatego twój sposób bycia jest równie ważny jak stylizacja; jest jej animą, ożywia ją i niepostrzeżenie podąża zań krok w krok. Po-


Magazyn MNB

30

nieważ w tym sezonie nie ułatwiamy sobie życia sięganiem po naturszczykowe protezy i chodzeniem na skróty, liczy się przede wszystkim prawdziwy kunszt stylistyczny i aktorski. Potencjalni widzowie z bezbłędną intuicją oddzielą ziarno od plew. Pamiętasz, jak w poprzednich sezonach raz po raz wypluwałaś z siebie bluźniercze arie w duecie ze swoim frajerem? Jak odstawiałaś swoje niezapomniane jednoaktówki pod monopolką? Jak czerpiąc wściekłą pasję i frustrację z „życia”, czyli z nocy spędzonej na ławce w parku czy melinie klęczałaś na skrzyżowaniu klnąc tak, że aż więdły stokrotki, roniąc łzy i oczka rajstop, wybebeszając torebkę i wyrzucając w powietrze obłok zużytych szminek, podwędzonych testerów, tanich konturówek, cienkopisów do utrwalania amfetaminowych arabesek, prezerwatyw, strzykawek, pluszowych serduszek...? Zapomnij o tym, skarbie. To pieśń przeszłości.

SEZON NA HISTERYCZKĘ W tym sezonie upadamy z klasą, jak rasowa histeryczka, dyskretnie bacząc, aby kontakt z podłożem nie spowodował zniszczeń innych, niż te starannie zaplanowane. To dyskretna, niemal dystyngowana akcja zakrojona na skalę utraty jednego oczka w pończosze (nie w rajstopach!). Wersja karnawałowa lub burlesque dopuszcza odklejoną jedną sztuczną rzęsę. Histeria jest w tym sezonie na topie, a histeryczki trendy, ponieważ mają świetne wyczucie dramaturgii. Idealnie wyczuwają granice pomiędzy prawdą życia a prawdą sztuki i - co ważniejsze, potrafią je perfekcyjnie zacierać. Wiedzą kiedy przestać. Są jednocześnie prawdziwe i komplet-

nie fałszywe. Potrafią się całkowicie zatracić, zarazem kontrolując każdy gest. Być może to właśnie histeria w swym perfekcyjnie skalkulowanym szaleństwie najlepiej definiuje współczesną kulturę masową. Upadasz więc… Nie, wróć! Osuwasz się na podłogę elitarnej kawoksięgarni, jedną ręką przytrzymując kapelusz (pod warunkiem, że scenariusz nie stanowi inaczej) podczas gdy druga dłoń wędruje do ust w oszukańczym geście tworzenia intymnej przestrzeni dla szlochu i desperacji, zaciska się w pięść na jakimś natapirowanym kosmyku pchając przedstawienie w kierunku łuku histerycznego lub błądzi lunatycznie. Masz na sobie kabaretki, luksusowe szpilki na platformach i obcasach tak wysokich, że jako Maria Magdalena spokojnie dosięgłabyś stóp Ukrzyżowanego, a przy odrobinie dobrych chęci może nawet i nieco wyżej. Dalej czarny płaszczyk wyglądający jakby był od kogoś ważnego i mitenki. Znaczy, tyle widać. Jak w prawie każdym damskim mono-i-melodramacie torebka i jej zawartość stanowi koło zamachowe; pretekst dla eventu. I, jak to zwykle bywa, torba jest konstrukcją niemożliwą, co oznacza, że jej wewnętrzna przestrzeń ma się nijak do tego, co sugeruje bezkształtna bryła oglądana z zewnątrz. Zupełnie jak w „Doktor Purse” – komputerowej grze dla lolitek, w której system wnioskuje o twojej osobowości na podstawie zawartości torebki . Rozpruwasz torbę z wprawą poławiaczy ryb otwierających brzuchy swym zdobyczom (jednak zdecydowanie brakuje ci ich stoicyzmu). Ludzie powoli zaczynają lunatykować w twoim kierunku, przyciągani naturalnym magnetyzmem katastrofy. Jak to dobrze, że to nie ja. Ty tymczasem robisz


31

dokładnie odwrotnie do tego, co uczestniczki gry „Doctor Puirse”. Wyrzucasz w powietrze przedmioty z torebki i już wkrótce otacza Cię luksusowa aureola złożona z molekuł dowolnych rozmiarów. Zapomnij jednak o tanich kosmetykach i zużytych sprzętach. Jako pierwszy poddaje się prawu grawitacji miniaturowy laptop i tablet. Jesteś wszak pracoholiczką. Wkrótce o blat barku uderza najnowszy smartfon, kolorowy wibrator i megakosztowny tusz do rzęs w ultraergonomicznym opakowaniu, które właściwie w niczym nie ustępuje erotycznej zabawce (kto wie, może to zresztą jest to produkt dwa w jednym). Żel intymny, plastry antykoncepcyjne, zapasowe kabaretki i stringi, dildo w trzech rozmiarach, piersiówka, poradnik seksu tantrycznego z podpisem Pinkoli Estes, zapałki z klubu w Soho, kolczyki z Kalkuty, figurka Our Lady Of Chalma, patronki świrów i narkomanów napełniona koksem, snobistyczny notebook od Moleskine, peruka, plastry antykoncepcyjne, słuchawki w trzech rozmiarach, kluczyki, okulary, soczewki, wizytówki gabinetów SPA i fryzjerów, gangsterów, bukmacherów, prokuratorów, salonów piękności, tatuażu i rozpusty, dealerów i terapeutów. Maćka Maleńczuka, ogrodnika, lekarzy i psychoanalityków, ba, nawet szefa ibogainowej korporacji – szamana z Wysp Wielkanocnych fruwają nad twoją głową. Kiedy zaczynasz wyrzucać z torebki i targać bilety lotnicze, te zużyte i te na jutrzejszy lot do Timbuktu, a nawet podbite przez lekarza tickety do rozmaitych stanów świadomości, towarzyszący ci lanserski facet ubrany jak Malcolm McLaren dyskretnie sięga pod jedną z wizytówek i telefonuje do Twojego osobistego psychiatry.

Narkokosmos

Gdy wywracasz torbę na nice tak, że jedynie miękki dywan tłumi odgłos upadającego damskiego pistoletu i generatora fazy REM nabytego w szarej strefie Tokio, na wszelki wypadek wyłuskuje z portfela numer adwokata. Tymczasem nad twoją głową tworzy się kolorowa zawiesina różnorakich tabletek, a wszystkie piąta woda po kisielu z Krainy Prozaca. Chemiczne maseczki na każdą okazję. Na sen jungowski, sen freudowski, na przebudzenie po piciu, po biciu, na sukę, na aniołka, na dywanik szefa, na do łóżka szefa, na sprawy bankowe, na słodką euforię endorfinową złamaną dopaminowym warknięciem... Być może gdzieś tam, na dnie torebki istnieje jakiś niepozorny woreczek proszku w kolorze cafe latte. Pewnie tak, ale unieruchomiony za horyzontem zdarzeń, z drugiej strony czarnej dziury pozostaje nieosiągalny; przynależąc do innej czasoprzestrzeni. Możliwe, że ugrzązł w jakiejś dead road; zakamarku i wobec takiej oszałamiającej obfitości nikomu nie chce się go szukać. Jak ktoś powiedział, świat oferuje Ci za dużo, opiaty – o wiele za mało.


Magazyn MNB

32

Przygoda w stylu retro (wirusowym)

1. CZAS AKCJI: Maj 2013 rok. 2. MIEJSCE AKCJI: Kraków, Szpital Specjalistyczny im. J. Babińskiego, szerzej znany jako Kobierzyn. 3. OPIS PRZYPADKU: Pacjentka lat 30, od 20 roku życia leczona na ChAD (dla mniej wtajemniczonych – choroba afektywna dwubiegunowa), 6 hospitalizacja. 4. ZNAKI SZCZEGÓLNE: HIV i wysoka ciąża (27 tydzień). 5. OPIS ZDARZENIA (relacja własna pacjentki):

Nie ma ryzyka zakażenia HIV przy korzystaniu ze wspólnych naczyń, wspólnej łazienki czy ubikacji, podczas pływania w basenie itp. Twoim obowiązkiem jest poinformowanie o swoim zakażeniu wyłącznie partnera seksualnego (partnerów seksualnych). Nikt inny nie musi o tym wiedzieć, jeżeli sobie tego nie życzysz. Mieszkanie pod jednym dachem z osobą zakażoną HIV nie stwarza ryzyka przeniesienia zakażenia, pod warunkiem przestrzegania podstawowych zasad higieny. (ze stron Krajowego Centrum ds. AIDS).

To było moje czwarte lądowanie w Kobierzynie. Czułam, że jest ze mną źle i nie chciałam zaszkodzić swojemu dziecku, więc poprosiłam mamę, żeby zadzwoniła po karetkę. Nie obeszło się bez problemów, ale opieszałość załogi erki i niechęć, aby zabrać mnie do szpitala dodatkowo wyzwoliły kolejną jazdę w mojej głowie. Próbowałam trzymać pion, ale mimowolnie kilka ostrym tonem rzuconych niecenzuralnych uwag uświadomiło lekarzowi, że to nie przelewki i czas jechać. Następnego dnia poczułam się nieco lepiej i mogłam już poobserwować co się dzieje dookoła mnie. Tyle słyszałam o zmieniającej się na lepsze służbie zdrowia i o tym, że szpitale psychiatryczne już w niczym nie przypominają… szpitali psychiatrycznych. Od mojej ostatniej hospitalizacji w Kobierzynie minęło kilka lat, więc pewnie wiatr nowoczesności nie ominął Babińskiego. Choć muszę uczciwie przyznać, że do tej pory ten szpital, kojarzył mi się jak najlepiej: z wytchnieniem, odpoczynkiem od świata w bezpiecznym miejscu i fachową pomocą. Szybko się jednak okazało, że wiały tu inne wiatry. Jakieś pierdy. Oddział prowadzony przez doktor Zet (taki wybieg dla niepoznaki), skądinąd sympatycznego człowieka i kompetentnego lekarza, sprawił na mnie wrażenie pogrążonego w dezorganizacji. Ustalenie sposobu podawania mi leków retro (które miałam ze sobą) a prawidłowe wpisanie ich do karty udało się dopiero w trzeciej dobie mojego pobytu w tym zacnym szpitalu. Podobnie jak schemat wydawania mi tych leków, ilości tabletek i pory.


33

Prawa pacjenta

Tego właśnie dnia zaproponowano mi przeprowadzkę z części obserwacyjnej oddziału do sali piętro wyżej, gdzie oprócz ładniejszego widoku z okna, będę miała spokój i lepsze warunki. No i sąsiedztwo. Mówiąc kolokwialnie – ogarnięte pacjentki, głównie trzeźwiejące alkoholiczki w średnim wieku, czekające na przejście na oddział terapeutyczny. Jeszcze dobrze nie poukładałam rzeczy w szafce, a tu dał się słyszeć z korytarza głos salowej. Niczym dźwięk syreny okrętowej dotarły do mnie jej poważne dylematy epidemiologiczne: – Ale co z prysznicem? Przecież można się tym zarazić... Postanowiłam połknąć tą żabę. Nie miałam pewności co ma na myśli. Wiadomo, jak się jest w szpitalu, to pod prysznic trzeba iść w klapkach, żeby nie złapać jakiejś grzybicy. Przecież nie mówi o mnie. Tak pomyślałam wpychając przydużą kosmetyczkę do przymałej szuflady. Mimo ciąży pozwalam sobie na papierosy. Palę ich zdecydowanie mniej (nawet przez pewien czas wcale). No, ale w takich okolicznościach trudno powiedzieć papierosom nie. Kiedy wkroczyłam do palarni, siedziały tam już trzy panie, pacjentki oddziału. Trzy niezbyt ciekawe fizjonomie. – A co ty tu robisz?! – wrzasnęła jedna – Tobie tu wchodzić nie wolno!!! – Wolno, jasne, że wolno – odpowiadam nieświadomej sytuacji – właśnie mnie przenieśli na górę... – Co?! Ciebie na górę?! – jej poorana doświadczeniami twarz, gdyby mogła zrobiłaby się czerwona – No nie. Ja się wypisuję. Natychmiast się wypisuję. Bo wiecie co... Halina, ty wiesz CO. Okazuje się jednak, że Halina nie wie. – Nie wiesz? Nie słyszałaś? No wiesz CO ona ma! – i już bardziej konfidencjonalnie – Poczekaj, później ci powiem. Ja się wypisuję. I tak dalej. Zażądałam przeniesienia z powrotem na oddział obserwacyjny. Z powodu ciężkiej alergii na głupotę. Podczas konfrontacji salowa upiera się, że rozmawiała o moim HIV-ie jedynie z pielęgniarką. Fakt, sama słyszałam. Tak jak i pół oddziału. A skąd wiedziała salowa? Ano pielęgniarki wydały salowym dyspozycje, żeby moje naczynia myć i wyparzać osobno. I tak dalej. Poprosiłam o wypis, wzięłam recepty, swoje rzeczy i opuściłam tę specyficzną oazę spokoju psychicznego na własne żądanie. 6. DIAGNOZA I LECZENIE: Do własnej interpretacji Czytelnika.

A co z innymi osobami? Z chorymi leżącymi na tej samej sali, rodziną, odwiedzającymi gośćmi, kapelanem szpitalnym? W tym przypadku odpowiedź jest jednoznacznie negatywna: nie powinni oni być informowani o tym, że pacjent jest zakażony HIV. Nie są oni bowiem bezpośrednio zaangażowani w proces jego leczenia, a ich kontakt z nim jest podobny, jak w sytuacji pozaszpitalnej. (dr Andrzej Muszala: Prawo do zachowania tajemnicy lekarskiej wobec pacjenta zakażonego HIV).


Magazyn MNB

34

Muchomor czerwony Amerykański etnomykolog, Robert Gordon Wasson, na podstawie wyników wieloletnich badań przekonywał, że mityczną Somą (rytualny napój opisywany w hinduskich Wedach) jest w gruncie rzeczy wywar z muchomora czerwonego. W moczu osób, które spożyły muchomora, nadal znajdują się jego psychoaktywne składniki. Uczony przywołuje opisy, jakie w Wedach mówią o związkach Somy z moczem: „nabrzmiali mężowie oddają z moczem płynącego Somę”. Wywar z muchomora czerwonego (Amanita muscaria) stosowany był już w okresie neolitu. Świadczą o tym motywy zdobnicze przypominające tego grzyba, znajdowane na glinianych naczyniach pochodzących z tego okresu.

NIEKOŃCZĄCA SIĘ PRZYJEMNOŚĆ Jedna z podstawowych substancji psychoaktywnych zawartych w muchomorze czerwonym to muscimol. Alkaloid ten nie jest metabolizowany w organizmie i wydalany jest w większości z moczem w niezmienionej postaci. Według Wassona spożyte grzyby mogły być wykorzystywane w ten sposób nawet pięciokrotnie. Jednym z wymienianych powodów takiego właśnie spożywania muchomora były ponoć deficyty grzybów w określonych porach roku i na niektórych terenach zamieszkałych przez te plemiona.

CZUKCZE REDUKUJĄ SZKODY Inną, nie mniej istotną przyczyną mógł być fakt, że to swoiste „przefiltrowanie” redukuje występowanie mało przyjemnych skutków oddziaływania, a nawet śmierci. Zatrucia zawartą w muchomorze czerwonym muskaryną objawiają się mdłościami, wymiotami, biegunką, a nawet problemami z oddychaniem. W skrajnych przypadkach może to doprowadzić do depresji oddechowej i śmierci. Muskaryna zostaje jednak metabolizowana i dzięki temu „wtórne” spożycie grzyba jest bezpieczniejsze.

NIE TYLKO OBRZĘDY Rytualne picie moczu było częstą praktyką w ceremoniach religijnych niektórych syberyjskich plemion. Ale Czukcze, Ewenkowie czy Kamczadałowie zbierali muchomory i odurzali się nimi nie tylko w celach religijnych. Odurzenie grzybami towarzyszyło im w trakcie długich zimowych nocy. Spożywając grzyby gromadzili własny mocz, by go wykorzystać ponownie.

ŚWIĘTY MIKOŁAJ Jak się okazuje muchomory były ulubionym pożywieniem reniferów, które potrafiły je znajdować nawet przysypane śniegiem. Mocz odurzonych grzybami zwierząt był także wykorzystywany w obrzędach. W ten sposób odurzeni, w stanie transu nawiązywali kontakt z Wielkim Reniferem. Ponieważ alkaloidy zawarte w muchomorach często powodują wizję lotu – istnieją przypuszczenia, że być może stąd wzięła się legenda o Św. Mikołaju lecącym na saniach zaprzęgniętych w renifery.


35

Piątek - wyższa szkoła jazdy Jowita Fraś

Przypominam sobie mój pierwszy kontakt z „Heroiną” Tomasza Piątka. Testowałam ten stuff w Taniej Jatce Książki, gdzie pozycje zbyt wysokokaloryczne albo drastycznie niedoważone otrzymują swoją ostatnią szansę. Dzięki temu można też doładować szare komórki prawie za darmochę. Siłą rzeczy odniosłam się do „Heroiny” nieufnie, no bo jaka porządna książka o ćpaniu trafia na przemiał do Książkowego Domu Starców? Klasykom gatunku nigdy sie to nie przydarzyło, podobnie jak ich bohaterom. Wybuchają krótkim jasnym płomieniem, palą się krotko i intensywnie, poczym cały nakład ginie raz-dwa w trzewiach czytelników. Linia losu książki zbiega się z linią losu bohatera. Na domiar wszystkiego trafiłam na tą książkę tkwiąc w owym wąskim przesmyku mentalnym pomiędzy niedoćpaniem a przesytem, z wyraźnym akcentem na to pierwsze. Czas, kiedy ćpun kategorycznie domaga się dosłowności, tanich efektów specjalnych zarówno od towaru, jak i od wszystkiego, co do niego nawiązuje: ciary i pompki w skali jeden do jeden. Przewertowałam książkę i nie znalazłam żadnego ze wspomnianych atrybutów. Rozkminy usytuowane na poziomie abstrakcji nie tyle wyższym, ile dyskretnie przemieszczonym względem tego, z czym przywykłam obcować na co dzień doprowadziły mnie do prostej konkluzji, że autor jest heroinowym amatorem. Cieniasem, który nie znając się na rzeczy najzwyczajniej rozwleka fabułę przemyśleniami niewiele mającymi wspólnego z algebrą głodu. Byłam rozczarowana ponieważ żadną miarą nie potrafiłam odnaleźć drogi do utożsamienia się z bohaterem wskutek kompletnej absencji tej specyficznej, ćpuńskiej martyrologii, która pojawia się na scenie, kiedy tylko ostatnie molekuły heroiny otrzymują sygnał do odwrotu. Kiedy po raz wtóry sięgnęłam po lekturę „Heroiny” z łatwością odnalazłam się w Piątkowych niuansach, uznając je za wytwór umy-

Książka na plażę


Magazyn MNB

36 słu, który swoją subtelnością znacznie przewyższa środowiskowe standardy. Umysł ostry jak brzytwa, zdolny prawdopodobnie w finałowym starciu sam siebie pokaleczyć, o czym pomyślałam nie bez pewnej perwersyjnej przyjemności. Poczułam niemal fizyczny ból, co nie przytrafiło mi się nigdy wcześniej w kontakcie z żadną z heroinowych lektur. Narkotyczna literatura przypomina mi walki psów czy kogutów. Autorzy szczują swoje książki przeciwko innym, każą im skakać sobie nawzajem do gardeł, aby następnie wyłonić zwycięzcę: najbardziej szokujący, bluźnierczy zapis narkotykowego opętania. Zazwyczaj jednak w tym sektorze literatury istnieje pewien rygorystyczny podział, odzwierciedlający rozkład sił „światła” i „ciemności” – zło i wszelka podłota grupuje się tam, gdzie rządzi niedobór surowca, natomiast pozytywne emocje, czasami nawet obiektywizujące się pod postacią „przypadkowych aktów uprzejmości” dominują niepodzielnie po stronie dobrobytu i obfitości. Tymczasem Piątek wywraca ten od dawna ukonstytuowany i konsekwentnie rekapitulowany porządek do góry nogami. Ośmiela się generować psychologiczno-sytuacyjne konstelacje, w których w najlepsze łączy ze sobą rozdętą do niemożliwości (niczym jakaś Bąbolada) heroinową słodycz z gównem. Tak na marginesie, szafowanie bez umiaru metaforą rozdęcia i słodyczy, nazywanie pogody „heroinową”, a także uporczywie przywoływany topos prenatalno-macierzyński w odniesieniu do opiatowego upojenia jest papierkiem lakmusowym potwierdzającym rozumienie logiki haju, działającego bez zarzutu wewnętrznego „translatora” przekładającego emocje na obrazy, a następnie słowa. Wyrafinowanym i okrutnym zabiegiem jest ofiarowanie świeżo upieczonemu ojcu i wyposzczonemu heroiniście w jednej osobie, migdałowemu Gabrielowi „daru niećpania” z okazji chrztu jego synka. To jednak szokuje, bo zgodnie z tradycyjną logiką słodycz narkotykowa w naturalny sposób przyciąga inną słodycz, ku słodyczy ciąży i – pod warunkiem wystarczającej zasobności – słodyczą pragnie się dzielić. Tak jak ma to miejsce we wspólnocie moskiewskich ćpunów z powieści Szyrianowa „Niższa szkoła jazdy”, którzy także oddają się z pozoru wysoce abstrakcyjnym rozważaniom na tematy narkotyczne, jednak większość ich spekulacji przesycona jest z jednej strony dość prymityw-


37 ną i przewidywalną ćpuńską metafizyką (co chwilami przypomina mi niektóre utwory Tarzana Michalewskiego), z drugiej natomiast cechuje je słowiańska prostolinijność i „dusza na dłoni”. Albo raczej na końcu igły. Fiksacje dryfują najczęściej w kierunku maksymalnego udoskonalenia metod produkcji, dystrybucji i przyswajania środka, aż po granice social-fiction, np. wizji społeczeństwa, w którym prohibicja zostałaby zastąpiona narkototalitaryzmem (co przywodzi na myśl dickowskie fantasmagorie z „A Scanner Darkly”). Również idea mentalnego „dzielenia się kopem” bliższa jest programowemu egalitaryzmowi kultury, w której duchu dorastali, niż nowobogackiej alienacji Piątka. Zło i niemoralność jawią się tu jako funkcja galopującej degradacji i poniekąd jej skutek uboczny, nie jako intencjonalne działanie i starają się raczej trzymać po stronie niedosytu, jak przystało na opowieść narkotykową. Piątek robi wyłom w tej regule. Psychopatyczny Cień, zazwyczaj wychodzący z ukrycia dopiero w stanach niedosytu, komponuje się ze „słodyczą” tworząc rażący dysonans. Dźwięk noża przesuwanego po szkle. Kiedy narrator-Tomek przekłuty kosą, niczym przedziurawiona „maskotka Lucyfera, co sobie już nie tralalalnie” (i kurwa, dobrze mu tak) imploduje pod ciężarem własnego przegiętego plugastwa – na scenę wkracza kolejna osobowość-karnacja, która przejmuje pałeczkę. Sam Tomasz, kiedy katastrofy nie da się już uniknąć, umywa ręce, najwyraźniej próbuje odciąć się od konsekwencji i scedować wszelkie nieprzyjemnostki na kogoś innego. Oto kontrapunkt powieści, punkt przełamania na huśtawce. Alternatywna osobowość jest bez wątpienia dużo bardziej ludzka w swym cierpieniu. Tu właśnie mamy do czynienia z odwróceniem porządku, ponieważ – jako się rzekło – w śmieciowych powieściach to właśnie ćpuny na głodzie straszą po nocach. Tymczasem tu mamy do czynienia z pierwszymi nieśmiałymi, mimowolnie pozytywnymi odruchami (bo trudno nazwać inaczej tą kruchą, rodzącą się w bólach wrażliwość): rejestrowaniem pojedynczych obrazów i ich monochromatycznie bolesną percepcją. Zdewastowane gniazdo pełne przeźroczystych embrionów – oto pierwsze symptomy budzącej się ze zlodowacenia duszy.

Książka na plażę


Magazyn MNB

38

Węgierski rząd śni o kraju wolnym od narkotyków W przeciwieństwie do większości krajów Unii Europejskiej, Węgry nadal preferują podejście „zero tolerancji” wobec nielegalnych narkotyków. Przyjęta właśnie nowa krajowa strategia antynarkotykowa stawia sobie za cel całkowite wyeliminowanie narkotyków do 2020 roku. W parze z tą niedorzecznością idą poprawki w kodeksie karnym zaostrzające kary wobec osób używających narkotyków. Rządowy dokument zatytułowany „Czysty umysł, trzeźwość i zwalczanie przestępczości narkotykowej” (wolne tłumaczenie) został ostro skrytykowany przez organizacje pozarządowe za moralizatorskie podejście, jak również za nacechowany ideologią język. Trzy lata temu rząd odrzucił przyjętą przez poprzednią administrację w miarę pragmatyczną strategię antynarkotykową, która cieszyła się dość szerokim poparciem społecznym. Naszym celem są Węgry wolne od narkotyków – powiedział niedawno sekretarz stanu, Istvan Simicskó. Zdajemy sobie sprawę, że cel ten może wydawać się nierealny, ale nie możemy zrezygnować z wysiłków na rzecz eliminacji narkotyków z życia przyszłych pokoleń. Równie dobrze mógłby powiedzieć: zdajemy sobie sprawę, że to, co robimy jest niepoważne, ale czego się nie robi, aby zyskać jeszcze większe poparcie polityczne. Nowy kodeks karny wchodzi w życie 1 lipca br. i przewiduje poważne zaostrzenie kar przeciwko sprawcom przestępstw „narkotykowych”. Odchodzące przepisy dawały osobom zatrzymanym z narkotykami na własny użytek możliwość uczestnictwa w sześciomiesięcznym programie leczniczym w alternatywie dla sankcji karnych.

Nowy kodeks ogranicza tę opcję, bo jeśli sprawca w ciągu dwóch lat zostanie zatrzymany więcej niż jeden raz z narkotykami – przestaje kwalifikować się do leczenia. Regulacje, których celem było łagodzić represje karne w odniesieniu do grupy uzależnionych zostają zniesione, a ich miejsce zajmują surowsze kary, także wobec młodych osób używających narkotyków w szkołach czy innych placówkach oświatowych. Nowe przepisy najbardziej dotykają zepchniętych już na margines społeczny narkomanów. Przecież oni i tak są ciągle zatrzymywani przez policję i aresztowani – mówi Peter Sarosi, dyrektor programu Polityki Narkotykowej w Hungarian Civil Liberties Union. Jeśli osoba używająca narkotyków jest uboga, uzależniona i należy do mniejszości romskiej, to teraz będzie miała naprawdę duże szanse na to, by znaleźć się w więzieniu i zostać tam na dłużej. Już dzisiaj nasz kraj ma jeden z najbardziej zatłoczonych systemów penitencjarnych w Europie. Teraz możemy się spodziewać jeszcze surowszych wyroków dla najsłabszych i najmniej sprawnych społecznie – dodaje Sarosi. Hungarian Civil Liberties Union była wśród organizacji, które mocno skrytykowały nową strategię antynarkotykową rządu i poprawki do kodeksu karnego. W dniu Solidarności z osobami używającymi narkotyków (26 czerwca br.) HCLU i inne węgierskie organizacje pozarządowe zorganizowały wspólną konferencję prasową i wezwały polityków do rezygnacji z antynarkotykowej retoryki. Specjaliści podkreślili, że rządzący, koncetrując się na antynarkotykowych frazesach, zupełnie zapomnieli przedstawić jakikolwiek program dotyczący profilaktyki, redukcji szkód, leczenia uzależnień i finansowania tych działań. Ot, drobne niedopatrzenie…


39

Węgry

CZARDASZ Z POLITYKĄ NARKOTYKOWĄ

1978 – Krok do tyłu. Nowy Kodeks Karny Republiki Węgierskiej wprowadza kary za posiadanie narkotyków na własny użytek. Z tą chwilą każdy taki przypadek podlega karze pozbawienia wolności do 2 lat.

1993 – Krok do przodu. Wprowadzona zostaje alternatywa dla pozbawienia wolności obejmująca sprawców drobnych przestępstw narkotykowych. Złapani na posiadaniu nielegalnych narkotyków na własny użytek mogą zostać skierowani do udziału w sześciomiesięcznym programie zapobiegawczo-leczniczym. Oznacza to, że mogą liczyć na odstąpienie nie tylko od kary więzienia, ale także od kary grzywny, a ich nazwiska nie trafią do rejestru skazanych.

1998 – Krok do tyłu. Konserwatywny rząd wprowadza zmiany kodeksu karnego. Teraz jedynie uzależnieni zakwalifikowani przez biegłego sądowego mają szanse na leczenie zamiast kar pozbawienia wolności. Okazjonalni użytkownicy nie mogą liczyć na łagodniejsze traktowanie. Tysiące młodych ludzi jest karanych i trafia do więzień. Polityka „zero tolerancji” przynosi niezamierzone konsekwencje w postaci zmniejszenia się o 30 procent liczby osób poszukujących pomocy w serwisach terapeutycznych. 2000 – Krok do przodu. Po raz pierwszy krajowa strategia antynarkotykowa (na lata 2000-2009) zostaje przyjęta przy pełnym konsensusie partii parlamentarnych, a redukcja szkód staje się integralną jej częścią. 2002 – Krok do przodu. Socjalistyczno-liberalny rząd zmienia prawo i znów wszyscy użytkownicy narkotyków w alternatywie do kar pozbawienia wolności mogą liczyć na uczestnictwo w programach zapobiegawczo-leczniczych. Również tacy, którzy zostali przyłapani na udzielaniu narkotyków innym. 2004 – Obrót. Trybunał Konstytucyjny, w bardzo kontrowersyjnym i krytykowanym orzeczeniu, odrzuca argumenty, że kryminalizacja narkotyków jest niezgodna z konstytucją. Tak czy owak, zatwierdza jednak system alternatywnego postępowania z uzależnionymi sprawcami przestępstw narkotykowych. 2009 – Krok do przodu. Parlament przyjmuje nową krajową strategię antynarkotykową, chwaloną przez organizacje pozarządowe jako jedną z bardziej postępowych w Europie. 2010 – Krok do tyłu. Tuż po wygraniu wyborów parlamentarnych, partia Konserwatywna ogłasza zamiar zaostrzenia kar wobec sprawców przestępstw narkotykowych stopniowo odrzucając obowiązującą krajową strategię antynarkotykową i zapowiadając projekt nowej. 2011 – Krok do tyłu. Pierwszy projekt nowej krajowej strategii antynarkotykowej jest mocno krytykowany przez wszystkich jako przeciętny i oparty o przestarzałe metody. 2013 – Koda. Parlament przyjmuje nową krajową strategię antynarkotykową, a nowy kodeks karny wchodzi w życie. Teraz Węgrzy wyeliminują nielegalne narkotyki. Mają na to czas do 2020 roku.

Na podstawie www.drogriporter.hu opracował Grzegorz Wodowski.


Magazyn MNB

Pomoc prawną osoby uzależnione i używające narkotyków mogą otrzymać umawiając się wcześniej telefonicznie:

40

Oddział X: terapia w kratkę Rafał Włodarczyk, Jarosław Step

WARSZAWA: Biuro Rzecznika Praw Osób Uzależnionych 517 933 301 KRAKÓW: Poradnia MONAR 12 430 61 35

O D JAKIEGOŚ CZASU odbywamy karę pozbawienia wolności na oddziale terapeutycznym w rzeszowskim zakładzie karnym, gdzie zostaliśmy skierowani wyrokiem sądu ze względu na popełnione przez nas przestępstwa, które miały bezpośredni związek lub popełnione zostały pod wpływem narkotyków. W poniższych słowach postaramy się przybliżyć Wam warunki panujące w oddziale, do którego zostaliśmy skierowani oraz ogólny klimat prowadzonej w nim terapii. Być może wielu będzie zniesmaczonych tym, jakiego używamy języka, ale mamy już dość konstruowania zdań, w których przeważają „chuje” i „kurwy”.

Zaczniemy od tego, co w hierarchii potrzeb stanowi podstawę. Należy przyznać, że warunki socjalno-bytowe w Oddziale X są wykwintne w porównaniu ze zwykłymi oddziałami rzeszowskiej jednostki.

BLIŻSZA CIAŁU KOSZULA Tekst został napisany kilka miesięcy temu, gdy jego autorzy byli osadzeni w Zakładzie Karnym w Rzeszowie. Obecnie odbywają pozostałą część kary w innych placówkach penitencjarnych. Redakcja MNB dziękuje autorom za przesłany materiał, jak również za to, że zgodzii się oni opublikować go podpisując własnymi nazwiskami. Życzymy jak najszybszego powrotu na wolność. Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Dość przestronne, wyremontowane cele mieszkalne wyłożone terakotą, całodobowy dostęp do energii elektrycznej i ciepłej wody (co nie jest normą w polskich jednostkach penitencjarnych) w dużym stopniu wpływają na pozytywne samopoczucie osób odbywających terapię. Jak w każdym zakładzie karnym istnieją jednak minusy, które równoważą ogólny stan rzeczy. Można do nich zaliczyć brak anteny zbiorczej, przez co każda cela, która chce korzystać z odbiornika telewizyjnego musi posiadać własną. Trudności z dostępem do opieki zdrowotnej. Lekarz i stomatolog przyjmują co dwa tygodnie. Być może częstotliwość przyjmowania przez lekarza jest


41

Zza krat

jak najbardziej optymalna, jednakże w praktyce wygląda to nieco inaczej, bo facet jest często na urlopie lub jest nieobecny z powodu innych nieznanych nam przyczyn. W efekcie przyjmuje raz w miesiącu, a nawet rzadziej. Konkluzja takiego stanu rzeczy jest jedna – chorowanie w więzieniu jest przekleństwem, bo ewentualna doraźna pomoc może nastąpić już po zgonie delikwenta.

DLA ZDROWOTNOŚCI Utrudnieniem jest niewystarczajacy dostęp do księgozbioru z biblioteki centralnej, jak również oszczędnie wyposażona salka ćwiczeń rekreacyjnych, zlokalizowana na kilkunastu metrach kwadratowych. Obrazu dopełnia oddziałowa świetlica dostępna przez cztery godziny dziennie ze stołem do ping-ponga i niedostępnymi piłeczkami do tej gry. Trudno jest jednak na cokolwiek narzekać, bowiem – jak zostało wspomniane wcześniej – jest tutaj sporo udogodnień, których nie ma gdzie indziej. Oprócz wymienionych, istnieje także możliwość gry w siatkówkę czy przedłużone spacery w okresie letnim. Oddział X, gdzie obaj odbywamy terapię, liczy czterdzieści kilka miejsc; osadzeni rozmieszczeni są w kilkunastu trzy- i cztero-osobowych celach. Pieczę nad przebiegiem terapii trzyma dwoje terapeutów oraz pani psycholog, a wszystko odbywa się pod nadzorem pani kierowniczki, która wizytuje oddział raz w miesiącu. Czy aby nie za często?

TERAPIA Zajęcia terapeutyczne składają się z dwóch części: edukacyjnej i warsztatowej. Zajęcia edukacyjne rozplanowane są na 32 tematy, które podparte są tradycyjnymi 12 milowymi krokami dzielącymi osoby uzależnione od trzeźwości. Podstawowe informacje na temat uzależnienia nabyte podczas edukacji uzupełniane są 18 tematami podczas zajęć warsztatowych oraz indywidualnym oddziaływaniem terapeutycznym, abyśmy mogli się swobodnie wypowiedzieć nt. przewlekłego zespołu abstynencyjnego, objawów uzależniania, systemu dumy i kontroli czy błędnych przekonań dotyczących procesu leczenia, itp.

PODWÓJNE DNO O ile zajęcia edukacyjne prowadzone są w kilkunastoosobowych grupach, to zajęcia warsztatowe odbywają się w bardziej kameralnej atmosferze. Zasady przyświecające tej bardziej szczegółowej

Ktoś kto przez debilizm karnistów w wieku 17 lat trafia po raz pierwszy do kryminału, w dodatku będąc uzależniony, praktycznie przegrał już życie. Światopogląd wcześniej nieukształtowany w związku z nałogiem, kształtują później współosadzeni. Dostęp do towaru jest tu praktycznie taki sam, jak na wolności. Całkowita deprawacja. Pobyt na oddziale terapeutycznym, o ile do niego dojdzie bo czeka się dwa lata na miejsce, to epizod który zapisuje się w pamięci jako miejsce z ekstra warunkami, gdzie jest dużo towaru. Wniosek - więzienia nie są miejscami do leczenia ludzi uzależnionych. Więzienie to nie miejsce dla narkomanów www.narkopolacy .pl


Magazyn MNB

42 części terapii są naszym zdaniem niewykonalne ze względu na specyficzne warunki panujące w jednostkach penitencjarnych. Chodzi tu o utrzymanie tajemnicy wypowiedzi, szacunek czy otwartość. Brak cząstkowego zaufania do osoby terapeuty, a także do osób odbywających karę tworzy barierę nie do przełamania, tym samym poddając sens terapii pod gigantyczny znak zapytania. Na każdym kroku można tutaj spotkać przejawy nietolerancji, megalomanii, ignorancji, agresji słownej czy nawet fizycznej i to nie tylko w relacjach z innymi osadzonymi, ale też między więźniami a szeroko pojętym aparatem penitencjarnym.

NIE WYCHYLAĆ SIĘ

Kadra terapeutyczna. Chodzi tu przede wszystkim o odpowiednią - zarówno ilościowo, jak jakościowo - obsadę kadrową oddziałów terapeutycznych. Nawet najlepszych programów nie da się realizować - będą one po prostu nieskuteczne - jeżeli na jednego terapeutę przypada zbyt duża liczba pacjentów. Przecież to nie jest praca na akord, jej efekty zależą od pacjenta i od terapeuty, ale też od relacji, jaka między nimi powstanie. Tomasz Głowik: System terapeutyczny w jednostkach penitencjarnych

Przykładów takich jest mnóstwo, ale ograniczę się do takich, które mnie osobiście dotyczą. Przeważnie staram się trzymać język za zębami, ale parokrotnie po ostrej wymianie zdań z funkcjonariuszem służby więziennej byłem zapraszany na dyżurkę oddziałowego, gdzie dokonywano szczegółowego przeszukania mojej osoby. Należy rozebrać się wtedy do rosołu, zrzucić z siebie wszystko łącznie z bielizną. Przeszukanie kończy się tradycyjnym przysiadem połączonym z impertynenckimi uwagami dotyczącymi tego, co mnie czeka, jeśli będę wyłamywał się z szeregu. Czasem na deser można otrzymać kilka przyjacielskich szturchańców, nie pozostawiających jednak widocznych śladów. Bez większego zdumienia przyglądamy się osobom zgrupowanym na rzeszowskim oddziale terapeutycznym, w tym także funkcjonariuszom prowadzącym ten dom wariatów, gdzie ewentualne pozytywne skutki terapii niszczone są przez donosicielstwo, lizusostwo i roszczeniowość, które jak się wydaje są traktowane jako pozytywny przejaw resocjalizacji. Co za tym idzie? Wyraźnie lepiej traktowane są osoby często uczęszczające do wychowawcy czy terapeutów. Takie osoby są chętniej zatrudniane i używane przez system penitencjarny do infiltracji społeczności osadzonych.

ZŁUDZENIA Sporo osób przyjeżdżających odbyć terapię ma zupełnie dla nas niezrozumiałe przeświadczenie, że po odbyciu terapii (hmmm…) powinni mieć zmienioną podgrupę klasyfikacyjną osadzonych z R-1 na R-2, co uprawniałoby ich do odbywania reszty kary w zakładzie półotwartym, gdzie obostrzenia są mniejsze i jest (przynajmniej


43

Zza krat

teoretyczna) możliwość udania się na przepustkę. Niektórzy idą jeszcze dalej i sprawiają wrażenie, że po terapii przedterminowe warunkowe zwolnienie będzie im się należeć jak psu buda.

KSZTAŁUJĄCY Pozostaje jeszcze wspomnieć o skazanych, którzy przebywają w oddziale jako tzw. „kształtujący” i o spotkaniach grupy Anonimowych Narkomanów. Wspomnianą grupę AN można śmiało określić zbierającym się pro forma kółkiem wzajemnej adoracji. To dosyć kąśliwe stwierdzenie, ale ile można wygłaszać frazę o tym, że narkotyki są złe lub potakiwać takim „rewelacjom”. Na temat samych „kształtujących” trudno wypowiedzieć się jednoznacznie. Są to skazani, którzy mają za sobą terapię, ale pozostają na oddziale, aby swoją wzorową postawą i zaangażowaniem wskazywać innym odbywającym karę prawidłowy kierunek leczenia i rozwoju. Przepraszam za ironię, ale trudno mi się od niej powstrzymać. Podobnie jak neofici wzbudzają w nas sprzeczne emocje. Można tylko domyślać się ich faktycznej roli, bo z pewnością ich wpływ na kształtowanie odpowiednich postaw i wzorców jest znikomy. Nikt z nas nie potrzebuje szeregu banalnych rad czy pomocy przy pisaniu prac związanych z uczestnictwem w terapii (pisząc to myślimy o nas dwóch). Być może inni mają jednak odmienne zdanie w tej kwestii.

KIEDYŚ NA WOLNOŚCI Dlatego też te sześć miesięcy, które będziemy tu przebywać wpisujemy w długi szereg niezrozumiałych dla nas działań systemu sądowniczego i penitencjarnego – jesteśmy tutaj dzięki światłym orzeczeniom z wyroku sądowego. Na koniec wypadałoby wysmażyć jakieś pozytywne podsumowanie. Nie będzie to łatwe. Można pokusić się o stwierdzenie, że pomimo skandalicznie powierzchownego podejścia personelu terapeutycznego do uzależnionych osadzonych, każdy z nas – jeśli tylko zechce – może wyciągnąć z odbywanej terapii odpowiednie wnioski i przemyślenia, które pomogą zmienić życie na lepsze i być może nie wrócimy już więcej do więziennej wegetacji.

Polskie programy więziennych oddziałów terapeutycznych - bardzo dobre programy - są zbliżone do ofert placówek wolnościowych. Bardzo ważne dla pracy tych oddziałów są założenia etyczno-filozoficzne, a mianowicie, że ich personel traktuje przebywających w nich skazanych jako pacjentów, a nie przestępców; Tomasz Głowik: System terapeutyczny w jednostkach penitencjarnych


Magazyn MNB

44

Jazda z robalami Grzegorz Wodowski

W JEDNYM Z ROZDZIAŁÓW „Niższej szkoły jazdy” Bajan Szyrianów opisuje dwójkę amatorów speeda, którzy przez kilka godzin wygrzebują zaciekle z długich włosów wszy, potem to samo robią z włosami łonowymi, by na końcu dojść do wniosku, że insektów nigdy nie było. Czytając to przypomniałem sobie obrazek dziewczyny siedzącej na Plantach z pasją wydłubującej z uda robactwo za pomocą jednorazowej igły. Zamiast robaków wyciągała na powierzchnię skóry dorodną żyłę.

Karaluchy oblepiły Blima Kołoleja, nie pozwalając nie tylko neutralizować, ale nawet po ludzku naciągnąć. Wpychały się wszędzie, do oczu, nosa, uszu, pod pachy. Na miejsce strąconych przypełzały następne. Blim Kołowej zmrużył oczy, ściskając w jednej ręce fiolkę z efką, w drugiej pompkę, strzepywał z siebie natrętne owady. Niezadowolone z tego, że jakiś ludzik gardzi ich potrzebami, karaluchy dosłownie się wściekły. Z każdą sekundą ich ugryzienia stawały się coraz bardziej odczuwalne. Blim Kołowej miał wrażenie, że jeszcze chwila i rozedrą go na kawałki. Bajan Szyrianow „Niższa szkoła jazdy”

Formikacje, bo o nich mowa, to określenie objawów paranoi na tle pasożytniczym spowodowanych omamami dotykowymi, które w gruncie rzeczy skutkują nieodpartym przekonaniem, że na skórze lub pod nią przemieszczają się larwy, robaki, owady, pasożyty i inne insekty. Zaburzenie to jest różnie nazywane i klasyfikowane (halucynoza dotykowa lub zespół Ekboma). Karl Axel Ekbom, (ten od zespołu niespokojnych nóg) jako pierwszy opisał to zaburzenie percepcji. Ma też ono rozmaite podłoża. Czasem może być to po prostu jednostka chorobowa składająca się tylko i wyłącznie z tego określonego przekonania urojeniowego, bez występowania jakichkolwiek innych zaburzeń psychicznych. Urojenia na tym tle mogą towarzyszyć również schizofrenii i depresji. U podstaw zaburzeń mogą leżeć także choroby somatyczne, jak niedoczynność tarczycy, nowotwór, cukrzyca, niedobór witaminy B12 i wiele innych. Właściwie każda choroba, gdzie jednym z objawów jest mrowienie, może doprowadzić w sprzyjających okolicznościach do urojeń na tle pasożytów i insektów. Wpływ na to mogą mieć także czynniki środowiskowe, np. obecność substancji drażniących w powietrzu. Jak się jednak okazuje, objawy urojeń z robalami w rolach głównych pojawiają się nader często u osób przewlekle przyjmujących amfetaminę, kokainę lub inne silne stymulanty ATS (amphetamine-type stimulants). Szczególnie, gdy przyjmowane są one przez dłuższy okres i bez przerw. Formikacje są jednym z objawów psychozy znanej jako psychoza amfetaminowa.


45

Jak już wspomniałem, psychozy takie pojawiają się na ogół w wyniku długotrwałego przyjmowania stymulantów, ale także na skutek ich przedawkowania. Za bezpośrednią przyczynę psychoz uważa się stan zwiększonej aktywności dopaminy i serotoniny w mózgu. Pojawieniu się psychozy amfetaminowej dodatkowo sprzyja stan chronicznej bezsenności, który jest oczywiście wywołany silnym działaniem pobudzającego narkotyku. Wbrew powszechnie głoszonym opiniom, osoba w takim stanie stanowi zagrożenie głównie dla siebie. Strach i panika spowodowane urojeniami prześladowczymi może jednak przybierać również formy agresji na zewnątrz. Wróćmy do robali. Bez wątpienia wszelkie próby usunięcia „zagnieżdżonych” pod skórą insektów nie dość, że są bezcelowe, to również mogą doprowadzić do poważnych samookaleczeń. Tu trzeba przyznać, że intoksykacja stymulantem sprzyja jedynie wytężonej aktywności, skupieniu i determinacji w tropieniu robactwa ukrytego we włosach czy pod skórą. Scena otwierająca „A Scanner Darkly”, filmu będącego adaptacją powieści Philipa K. Dicka pod tym samym tytułem, pokazuje Charlesa Frecka (w tej roli Rory Cochrane) w trakcie napadu poważnych urojeń pasożytniczych. Charles, który jest uzależniony od tajemniczej substancji D. próbuje wyłapać robactwo wyłażące z jego włosów. Nie ma większych szans. Walka jest nierówna, bo insektów są setki, a może tysiące. Zrozpaczony wpada na pomysł, aby zmyć je z siebie. To też nie pomaga. W desperacji spryskuje się sprayem na insekty, ale i to okazuje się daremne. Kątem oka zauważa psa (ten chyba jest realny), podchodzi do niego, rozgarnia sierść, a tam aż roi się od insektów. W następnej scenie Charles siedzi już razem z psem w wannie zmywając z siebie i z czworonoga wyimaginowane robale. Na koniec zbiera swoje złudzenia do słoiczka. No właśnie. Osoba w tym stanie jest absolutnie przekonana o inwazji insektów; przekonana do tego stopnia, że kompulsywnie zbiera „dowody”, aby przedstawiać je innym, podzielić się swoim zmartwieniem. Zachowanie to jest określane jako „matchbox sign”, z tego powodu, że dowody są łapane do małych pojemników, np. do pudełek od Rory Cochrane o postaci, którą zapałek. Za robaki, owady czy stworzył w The Scanner Darcich jaja robią zazwyczaj płatki kly: Wygląda na to, że udało mi skóry. Osoba dotknięta formikasię stworzyć rolę skończonego cjami usiłuje udowodnić innym, świra. Czułem wiele sympatii że ma powody do obaw. Co ciedo Charlesa, ten wrak nie miał kawe, prawie zawsze jej się to pojęcia co się z nim dzieje, udaje, choć obawy dotyczą czeprzegrał z narkotykami. goś zgoła zupełnie innego.

Świat zwierząt


Magazyn MNB

46

RÓB TO BEZPIECZNIEJ – ECSTASY KŁOPOTLIWY NADMIAR WODY Wiemy, że sięgając po ectasy, szczególnie jeśli znajdujemy się w zatłoczonej, dusznej dyskotece i poruszamy się intensywnie – ażeby nie odwodnić się – powinniśmy spożywać płyny. Inaczej może dojść do odwodnienia, ponieważ ecstasy podwyższa temperaturę ciała (która może osiągnąć nawet 43 stopnie). Jednak zbyt duża ilość wypitej wody może być dla nas groźna. Ecstasy najprawdopodobniej zwiększa także wydzielanie wazopresyny, hormonu antydiuretycznego, który odgrywa dość ważną rolę w hamowaniu wytwarzania moczu. Pochłanianie więc zbyt dużej ilości płynów, przez kogoś kto przedtem zażył ecstasy prowadzi do niebezpiecznej sytuacji, gdy wypita woda nie znajduje ujścia z organizmu i jest w nim gromadzona. Krew staje się coraz bardziej rozcieńczona, a jej komórki wchłaniają wodę i pękają. Również komórki mózgowe pęcznieją od nadmiaru wody wywierając tym samym coraz większy nacisk na pień mózgu. Obniża się stężenie jonów sodu we krwi, następuje przenikanie wody do innych komórek, dochodzi do śpiączki i śmierci.

PMMA ZNOWU W SPRZEDAŻY Centrum Informacji o Narkotykach i Narkomanii Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii System Wczesnego Ostrzegania informuje, że na rynek narkotykowy powróciła niebezpieczna i neurotoksyczna substancja: PMMA (parametoksymetamfetamina). Tym razem pojawiła się w Holandii. Substancja sprzedawana była w postaci białego proszku jako Ketamina lub MDMA (tabletki ekstazy). PMMA jest odpowiedzialna za zgony w Europie i USA, a także w Polsce – w latach 90 tych sprzedawana była np. jako tabletki ecstasy UFO. Główne niebezpieczeństwo polega na tym, że substancja ta charakteryzuje się opóźnionym działaniem, w związku z czym użytkownicy dobierają kolejne dawki, aby poczuć efekt odurzenia. Substancja jednak się kumuluje i dochodzi do zwielokrotnionego „uderzenia” co może zakończyć się zapaścią, zaburzeniami rytmu pracy serca a nawet śmiercią.


47

Świat zwierząt

Dyskretny urok ropuchy Grzegorz Wodowski

K SIĘŻNICZKA CAŁUJE ŻABĘ i chwilę później, zamiast obleśnego płaza widzi przed sobą przystojnego królewicza. Urzeczona jego wdziękiem i urodą zakochuje się, a potem żyją długo i szczęśliwie, bla, bla… Wszyscy znamy tę historię. Ale może księżniczka nie pocałowała żaby, tylko ją polizała? A wtedy już byle żul wyglądał jak królewicz z bajki.

Żabą jest tak naprawdę ropucha z gatunku Bufo alvaris, osobnik o mało atrakcyjnym, nawet jak na płaza, wyglądzie i rzeczywiście daleko mu do aparycji królewicza. Ale wydzielina jego gruczołów zawiera halucynogenną bufoteninę w ilościach wystarczających, żeby doświadczyć otaczającego nas świata w nieco inny sposób. Zbieżność nazwy alkaloidu i nazwy gatunku ropuchy nie jest przypadkowa. Nikogo z was nie powinno dziwić, że znane są przypadki rekreacyjnego używania jadu ropuch tego gatunku w celu wywołania halucynacji.

Bufotenina Ta specyficzna tryptanina będąca składnikiem wydzieliny z gruczołów ropuchy została po raz pierwszy wyizolowana w 1920 roku. Bufotenina jest izomerem psylocyny, a oprócz tego, że posiada właściwości halucynogenne, podnosi ciśnienie tętnicze krwi, działa żrąco podrażniając błony śluzowe jamy ustnej i nosa. Osoby, które znalazły się pod jej wpływem, opisują złudzenia optyczne przypominające błyski płomieni lub snop iskier. Takie efekty pojawiają się już przy dawce 0,05 mg na kilogram wagi ciała. Bufotenina posiada również właściwości znieczulające, dzięki czemu znajduje zastosowanie w terapii nowotworów występujących w obrębie gardła i nosa.

„Żabi król” - rysunek Paula Meyerheima, 1889


Magazyn MNB

48 Działanie psychodeliczne bufoteniny obejmuje zmiany percepcyjne (zmiany postrzegania zmysłowego), euforię, efekty wizualne i inne efekty charakterystyczne dla psychodelików. Ogólnie rzecz biorąc, wrażenia podobne nieco do tych po grzybach zawierających psylocybinę.

Tryptaminy

Policja z Kansas City (Missouri, USA) aresztowała 21 letniego Davida Theissa za posiadanie halucynogennej ropuchy. Według funkcjonariuszy David Theiss planował odurzyć się liżąc gruczoły jadowe ropuchy. Mężczyzna został oskarżony o posiadanie ropuchy „z zamiarem wykorzystania jej w charakterze halucynogena”. Theiss został zwolniony za kaucją, ropucha pozostała w policyjnym laboratorium.

Alkaloid wydzielany jest przez parotydy (zauszne gruczoły jadowe) oraz skórę i razem z innymi substancjami w pojawia się w śluzie. Śluz Bufo alvariusa, oprócz bufoteniny, zawiera inną tryptaminę o podobnych właściwościach, 5-MeO-DMT. W naturze istnieje mnóstwo substancji chemicznych o podobnej do bufoteiny strukturze chemicznej. Najbliższym jej budowy związkiem jest serotonina, jeden z głównych neurotransmiterów. Struktura chemiczna befetoniny została poznana w latach 30-tych ubiegłego wieku, jej syntezę przeprowadzono po raz pierwszy dziesięć lat później. Strukturalnie bufetonina jest bardzo podobna do zawartej w grzybach halucynogennych psylocyny, choć farmakologicznie jej działanie jest bardziej zbliżone do 5-MeO-DMT i DMT, w towarzystwie których zwykle występuje w naturze. Stwierdzono występowanie bufoteniny u przedstawicieli 16 rodzajów ropuch, w większości w ilościach jednak zbyt niskich, aby wywołać halucynacje. Bufotenina jest obecna w pewnych ilościach również w wydzielinie skóry trzech innych gatunków płazów z rodzaju Osteocephalus występujących w Ameryce Południowej.

Czy naprawdę to działa? Przeglądając dostępną literaturę można odnieść wrażenie, że psychoaktywność bufoteniny jest jednak dyskusyjna. Testowanie bufoteniny „in vitro” pod kątem właściwości halucynogennych przynosiło różne rezultaty. Tak przynajmniej wyglądało to w przypadku szczurów. Porównywano właściwości bufoteniny z psylocyną i DMT badając hamujący wpływ tych substancji na neurony serotoninowe gryzoni, co miało określać potencjał halucynogenny psychodelików. Okazało się, że najsilniejszym inhibitorem neuronów serotoninoergicznych była psylocyna, następnie dimetylotryptamina. Najmniejszą aktywność inhibicyjną wykazywała bufotenina.


49

Świat zwierząt

Różne drogi Jednak o działaniu bufoteniny decyduje głównie droga jej przyjmowania. Może być ona zażywana doustnie, np. zlizywana z ciała ropuchy, albo pita w formie herbaty z zaparzonej skóry płaza, wciągana do nosa, palona i waporyzowana. Jednak dopiero wstrzyknięta dożylnie dawka bufetoniny jest efektywna psychoaktywnie. Stąd różne drogi przyjęcia alkaloidu wymagają zróżnicowanych dawek, a ich rozpiętość może wahać się pomiędzy 5 a 100 mg. Bufetonina jest substancją dość słabo wchłanianą przez układ pokarmowy, dlatego przyjęta doustnie działa bardzo słabo halucynogennie. Albo wcale.

Eksperymenty na ludziach W 1955 roku H.D. Fabing i J.R. Hawkins przeprowadzili na grupie więźniów Zakładu Karnego Ohio State eksperyment z dożylnymi iniekcjami bufoteniny. Więźniowie po przyjęciu różnych dawek środka (od 1 do 16 mg) relacjonowali swoje samopoczucie. Przy mniejszych dawkach pojawiały się niezbyt przyjemne odczucia ucisku w obrębie klatki piersiowej i w przełyku, uczucie ciężkości, a także nudności. Przy wyższych dawkach pojawiały się zaburzenia percepcji i przyjemne halucynacje, zazwyczaj wizualne. Rok później doktor S. Harris ze szpitala w Lexington w Kentucky przeprowadził eksperyment z bufetoniną w formie tabaki wciąganej do nosa. Przy tak zażytym środku, nawet w dawce 40 mg uczestnicy eksperymentu nie odczuli żadnych efektów. Dla porównania, halucynacje wzrokowe (gra kolorów, światła i fraktale) przy iniekcjach domięśniowych pojawiły się u nich już przy dawce 10 mg.

W marcu 2010 roku w domu Jonathana Otta w Meksyku został podłożony ogień. Tam też miał on swoje laboratorium. Sprawa nie została do końca wyjaśniona, ale spekuluje się, że motywem podpalacza była niechęć do badań nad substancjami psychoaktywnymi prowadzonymi przez właściciela domu.

Do podobnych wyników doszli w 1985 roku McLeod i Sitaram, którzy w ramach eksperymentu naukowego podawali ochotnikom bufetoninę donosowo – żadnych efektów, poza podrażnieniem śluzówek. Drugiej grupie ochotników podano alkaloid dożylnie, a to już wywołało silne zmiany emocjonalne (niepokój i poczucie bliskiej śmierci) i percepcyjne (zaburzenia widzenia, intensywne barwy i zniekształcenia obrazu). Z kolei Jonathan Ott, amerykański etnobotanik, który jak na dobrego kumpla Gordona Wassona przystało, eksperymentował z bufoteniną sam na sobie. Robił to na każdy możliwy sposób – wciągał do nosa, zarzucał pod język, wprowadzał w odbyt, przyjmował doustnie, waporyzował – ustalając progową dawkę psychodeliczną dla każdego z nich.

Na zdjęciu: Rok 1978, Jonathan Ott (w środku) z Gordonem Wassonem (po lewej) i Gastónem Guzmánem.


Magazyn MNB

50 Endobufotenina

W końcu marca i na początku kwietnia ropuchy mają okres godowy. Wtedy też tysiące tych stworzeń wyrusza do najbliższych zbiorników wypełnionych czystą, stojącą wodą. Wiele z nich ginie na szosach, pod kołami samochodów.

W organizmie człowieka bufoteina występuje naturalnie, choć w śladowych ilościach, prawdopodobnie jako produkt metabolizmu. Badania prowadzone w latach 60-tych ubiegłego stulecia wskazywały na podwyższony poziom bufoteniny, jak również halucynogennej dimetylotryptaminy w moczu pacjentów ze schizofrenią. Kolejne badania wykryły endogenną bufoteninę w próbkach moczu osób z innymi zaburzeniami psychicznymi, m.in. u autystyków. Jeszcze inne badania wykazały podwyższony poziom bufetoniny u psychopatycznych przestępców, którzy dopuścili się brutalnych czynów. Co ciekawe, szczególnie wysoki poziom bufetoniny zaobserwowano u przestępców, których brutalne występki były kierowane wobec członków rodziny, choć raczej takie historie należy włożyć między bajki. W przypadku schizofrenii podwyższony poziom bufetoniny może odpowiadać za niektóre objawy chorobowe, np. halucynacje. I co do tego też nie ma pełnej jasności.

Bufotoksyny W jakim celu potrzebne są ropuchom toksyny zawarte w jadzie? Otóż, głównie do obrony przed drapieżnikami, dla których mogłyby stać się ofiarą. Wśród polujących na dorosłe ropuchy można by wymienić zaskrońce i sowy. Toksyny wydzielane przez ropuchę nie stanowią jednak broni zaczepnej i nie służą tym płazom do polowań. Ropucha zaatakowana przez drapieżnika zwykle udaje martwą. Gdy to nie zniechęci przeciwnika pozostaje liczyć, że zadziałają toksyny. Nie jest w stanie rozpylać jadu – zadziała on dopiero w bezpośrednim kontakcie z błonami śluzowymi napastnika, podrażniając dziąsła i gardło, a gdy przeniknie do krwi – podnosząc ciśnienie i zaburzając akcję serca. Zatrucie jadem ropuchy może przydarzyć się także zwierzętom gospodarskim. Zdarzenia takie, choć rzadko, mogą być dla nich śmiertelne w skutkach. Do zatrucia dochodzi na przykład, gdy pies czy kot wypije wodę z miski, w której ropucha brała kąpiel. Pozostawione w wodzie toksyny mogą wystarczyć do wywołania nieprzyjemnych objawów. Reakcją obronną organizmu napastnika jest ślinotok oraz wymioty – w ten sposób stara się on jak najszybciej pozbyć drażniącej gardło substancji. Jednak zdecydowanie najpoważniejszym wrogiem ropuch okazuje się być człowiek, gdyż często szlaki wędrówek ropuch przebiegają przez drogi, gdzie giną gromadnie pod kołami samochodów.


51

Świat zwierząt

Ropuchy i ludzie U ludzi nie nie zdarzają się śmiertelne zatrucia. Jad ropuch Bufo może wywołać jednak objawy związane z oddziałaniem na serce zawartych w nim związków: bradykardię (bardzo wolny rytm pracy serca), tachykardię (przyspieszenie akcji serca, częstoskurcz) oraz wzrost ciśnienia krwi. Na efekty halucynogenne nie ma co liczyć. W przypadku kontaktu z oczami lub błonami śluzowymi jamy ustnej lub nosa jad spowoduje ból i pieczenie. W ogóle, jeśli dotykać ropuchy, to najlepiej w gumowych rękawiczkach. W Internecie natknąłem się na opis jednego przypadku zatrucia toksynami jadu ropuchy Bufo. Nie był on śmiertelny i dotyczył on 5-letniego chłopca, który dostał napadu epilepsji tuż po tym jak organoleptycznie, przy użyciu języka zbadał skórę ropucha. Napad został zażegnany przy pomocy leków przeciwpadaczkowych, a chłopiec wrócił do domu bogatszy o nowe doświadczenie. Toksyczność bufoteniny w eksperymentach na szczurach szacuje się na 200 do 300 mg na kilogram masy ciała. Śmierć następuje przez zatrzymanie oddechu. Jak widać, śmiertelne zatrucia czystą bufoteniną są teoretycznie możliwe, ale trudno znaleźć w poważnej literaturze medycznej jakiekolwiek opisy zgonów ludzi.

A teraz Polska W naszym kraju bufo alvaris nie występuje, mamy za to trzy inne gatunki ropuch Bufo. Pierwszy Bufo bufo, czyli ropucha szara – bodaj największy z płazów, jakie występują na terenie Polski. Długość jej chropowatego, pokrytego brodawkami ciała może dochodzić nawet do 20 cm. Ropuchy szare żyją głównie w lasach, parkach i ogrodach, nierzadko w pobliżu siedzib ludzkich i żerują nocą. Mamy jeszcze Bufo viridis czyli ropuchę zieloną, smuklejszą i mniejszą od poprzedniczki, a także Bufo calamitę, zwaną paskówką, której długość rzadko dochodzi do 8 centymetrów. Jad dwóch pierwszych, ma co prawda pewną zawartość bufoteniny, ale w ilościach takich, że lizanie ich skóry byłoby zabiegiem tyle nieprzyjemnym, co długotrwałym i daremnym. Nie znajdziemy śladu 5-MeO-DMT w śluzie żadnej z polskich ropuch.

Zatrucie jadem ropuchy może przydarzyć się także zwierzętom gospodarskim. Zdarzenia takie, choć rzadko, mogą być dla nich śmiertelne w skutkach


Magazyn MNB

52 Pod ochroną Wszystkie trzy gatunki występujących w Polsce ropuch objęte są ścisłą ochroną gatunkową. Jak się jednak okazuje, czasem ich skóry, a nawet całe ususzone osobniki trafiają do handlu. Dzieje się tak na skutek wiary w nadzwyczajne efekty stosowania medycyny naturalnej a skóry z żab i ropuch są składnikiem rzekomo zdrowych receptur pseudomedycyny. Na dodatek istnieje także znajdująca naukowe potwierdzenia teoria o zastosowaniu substancji zawartych w jadzie w terapii niektórych nowotworów.

Nie tylko ropuchy Bufotenina jest obecna w nasionach południowoamerykańskich drzew Anadenanthera colubrina i Anadenanthera peregrina. Są one wykorzystywane w tamtych rejonach świata jako składnik psychodelicznych tabak. Niektóre źródła podają, że w niewielkich ilościach bufotenina występuje w skórce banana i aby ją wytrącić należy ogrzać ją do bardzo wysokiej temperatury, min. 200°C. Dziś wiemy już, że psychoaktywne alkaloidy zawarte w muchomorze czerwonym to kwas ibotenowy, muscymol (panteryna) oraz muskaryna. Przez pewien czas sądzono, że bufetonina również jest tam obecna, a nawet, iż stanowi ona główny składnik halucynogenny tych grzybów. Tak twierdzili jeszcze w 1953 roku T. Wieland i W. Motzel jednak nie znalazło to późniejszego potwierdzenia. Mimo że obecnie grzyby z gatunku Amanita muscaria uznaje się za wolne od bufetoniny, nadal wiele źródeł podaje informację o jego obecności w muchomorze czerwonym.

Otwiera otwory i budzi ducha

Bufotenina, która może być składnikiem chan su znajduje się w wielu krajach na listach substancji kontrolowanych przez państwo. W związku z tym sprzedaż czy posiadanie tych medykamentów mogą być zagrożone karami.

Wyciągi z jadu ropuchy zawierające bufoteninę i a także inne czynne związki biologicznie były składnikami niektórych tradycyjnych leków medycyny naturalnej Wschodu. Jednym z nich jest lek o nazwie chan su. Prawdopodobnie to substancje pochodzące z ropuchy Bufo gargarizans były wykorzystywane przez wieki w chińskiej medycynie. Termin chan su odnosi się do jadu wydzielanego przez skórę ropuchy. Chan su tradycyjnie spożywane jest drogą pokarmową lub stosowane miejscowo do absorpcji toksyn, zmniejszenia obrzęku i złagodzenia bólu. Bufotenina była także wykorzystywana jako senso w japońskiej medycynie serca.


53

Świat zwierząt

Twarda miłość Chan su znalazł również zastosowanie jako afrodyzjak. Szczególnie popularny był Indiach i Chinach. Afrodyzjakalne działanie chan su jest związane głównie z opóźnianiem wytrysku. Był on stosowany poprzez wcieranie w skórę penisa. Na początku lat 90-tych czterech mężczyzn zmarło w Stanach Zjednoczonych po doustnym spożyciu chan su, który pod nazwami jak „lovestone” i „rockhard” (heh) został wprowadzony do obrotu. Nieszczęśnicy zastosowali dodatkowo środek doustnie, najwyraźniej w przekonaniu, że to zwiększy jego działanie i zostali uśmierceni przez efekty kardiotoksyczne. Tak czy owak, mogli skończyć jako ropuchy, słuchać w nieskończoność śpiewu aligatorów i szukać Mamy Odie, by zdjęła z nich zły czar.

FUGU VOODOO Mięso ryby Fugu, zwanej po polsku rozdymką to jeden z ważniejszych przysmaków japońskiej kuchni, ale z uwagi na dużą ilość neurotoksyn, które zawiera ryba, jego spożycie może skończyć się śmiercią. Tetrodotoksyna – bo o niej mowa – jest około 1200 razy bardziej śmiertelna od cyjanku, a w mniejszych dawkach wywołuje postępujący paraliż mięśni. Ofiara jest przez większość czasu przytomna, lecz nie może ruszać się ani mówić, wkrótce też przestaje także oddychać. Na truciznę nie ma też antidotum; jedynym możliwym sposobem ratowania życia jest podtrzymywanie czynności życiowych (sztuczne oddychanie) do czasu, aż trucizna przestanie działać. Jeśli to się uda, niedoszła ofiara wróci całkowicie do zdrowia. Ażeby bezpiecznie móc zjeść rybę Fugu, należy wybrać się do restauracji, której kucharze mają certyfikat poświadczający, że potrafią ją odpowiednio przygotować. Najlepsi z nich pozostawiają w rybie śladowe ilości trucizny wystarczające do wywołania chwilowego porażenia ust, języka i wnętrza jamy ustnej, co dla koneserów stanowi dodatkowy smaczek w spożywaniu tych bardzo drogich dań. Przypuszcza się, że tetrodotoksyna z rozdymki była wykorzystywana do zamieniania ludzi w zombie w obrzędach voodoo. To właśnie alkaloid z ryby fugu powodował, że żywy człowiek wyglądał na martwego. Reszty dopełniały inne halucynogeny, które sprawiały, że ofiara była bezwolna i posłuszna.


Magazyn MNB

54

DREAM FISH Ichtiotoksykoza to termin oznaczający zatrucie pokarmowe będące wynikiem spożycia mięsa ryb. Niektórym przypadkom zatruć mogą towarzyszyć zaburzenia pracy układu nerwowego przejawiające się omamami i halucynacjami. Tak właśnie może się zdarzyć, jeśli połakomimy się na rybę o łacińskiej nazwie Sarpa salpa. Jest to gatunek leszcza występującego przede wszystkim w Morzu Śródziemnym. Jego mięso już w czasach Cesarstwa Rzymskiego jedzone było nie tylko w celach odżywczych, ale także odurzających. Słuchowe i wizualne halucynacje (nie zawsze przyjemne) występują przez wiele godzin po spożyciu ryby. Mogło przekonać się o tym dwóch mężczyzn, którzy w 2006 roku zamówili tę rybę na kolację, po czym doświadczyli trwającego ponad 30 godzin odjazdu. Mięso ryby samo w sobie nie ma jednak właściwości odurzających. Takich cech nabiera dzięki temu, że w diecie Sarpa salpa występuje pewien rodzaj glonów zawierający alkaloidy tropanowe, co także tłumaczyłoby amnezję, która towarzyszy zatruciu.

UMM NYOLOKH To egzotyczny napój, którego składnikami jest wątroba i szpik kostny żyrafy. Jest on dość silnym halucynogenem i podobnie jak opium wywołuje wyraziste sny. Co ciekawe, pojawiające się wizje dotyczą zwykle samych żyraf: odurzeni napojem widzą je, a niektórym wydaje się, że nawet są żyrafami. Za psychoaktywne działanie napoju najprawdopodobniej jest odpowiedzialna dimetylotryptamina (DMT), która jest ponoć obecna w szpiku kostnym żyrafy.

PSYCHOAKTYWNE PSZCZOŁY Produkowany przez pszczoły miód może także wykazywać działanie psychoaktywne. Wszystko dlatego, że niektóre aktywne toksycznie składniki roślin mogą być obecne także w nektarze ich kwiatów, z którego to pszczoły produkują miód. Toksyczność miodu może być spowodowana np. tym, że pszczoły korzystają z nektaru roślin zawierających alkaloidy tropanowe. Tak jest w przypadku belladonny (pokrzyk wilcza jagoda), która zawiera m.in. atropinę i skopolaminę. Również niektóre gatunki rododendronów i azalii zawierają psychoaktywne alkaloidy, które będą stanowić składniki produkowanego przez pszczoły miodu. Miód przed laty był używany jako środek do leczenia depresji i melancholii. Stanowił także antidotum dla przedawkowania opium.


55

Świat zwierząt

Psim swędem Paweł Siłakowski

D ROGI PSA I CZŁOWIEKA skrzyżowały się mniej więcej 125 tys. lat temu. Biorąc pod uwagę protoplastę gatunku, wilka – historia tych związków zapewne jest o wiele dłuższa. Mityczny czworonóg budził zainteresowanie z uwagi na swoją dziką i wolną naturę, udomowiony pomagał w dbaniu o bezpieczeństwo domu, polowaniu. W chwili obecnej w kulturze europejskiej pies jawi się jako wierny przyjaciel człowieka, a jego umiejętności są wykorzystywane w wielu dziedzinach życia. Od psów pracujących – strzeżących wypasające się owce i bydło, przez psa ratownika wodnego i górskiego, towarzysza ludzi niepełnosprawnych, dogoterapeutę, do psa broniącego domu i towarzyszącego w życiu codziennym. Przyglądając się genezie powstawania ras można zauważyć, że niektóre powstawały na użytek wojska lub zostawały przez wojsko i szeroko pojęty „aparat państwa” wcielane do czynnej służby. Kiedy człowiek wypowiedział wojnę narkotykom, wpadł również na pomysł, że jego najlepszy przyjaciel również w tym będzie służył mu swoją pomocą. Jako pierwsi psy do pracy w służbie „mundurowej” zaczęli wykorzystywać Anglicy. Pierwsze doniesienia datowane są na XV wiek. Ciekawostką jest, że w 1888 roku wykorzystane zostały dwa psy rasy Bloodhound do pomocy w poszukiwaniu Kuby Rozpruwacza. Eksperyment się nie udał, psy puszczone na trop dały nogę, tzn. łapę. Przełomową datą w tej historii jest 1890 rok. Foksterier, niejaki Tooper, zostaje wciągnięty do służby policyjnej w Londynie. Tooper jest uznawany za pierwszego oficjalnego mundurowego czworonoga. W 1908 roku Anglicy utworzyli cały psi oddział pracujący pod policyjnym sztandarem. Sława tych psów obiegła cały kraj, a potem i Europę, co poskutkowało rozprzestrzenieniem się pomysłów z Hull Doks.

PSIA AKADEMIA Na naszym rodzimym podwórku też przestają tylko poszczekiwać Burki. Jest rok 1913 i właśnie do krakowskiej służby w Policji wcielany jest pies rasy Doberman. Od tego czasu psy „w mundurach” zaczynają pojawiać się na ulicach w coraz większej ilości polskich

Jedną z istotnych zalet psów wykrywających jest fakt, że są one w stanie odróżnić poszczególne zapachy, nawet gdy są łączone lub maskowane przez inne zapachy. W jednym z opisanych przypadków pies udaremnił próbę przemytu narkotyków do więzienia, które zostały ukryte przez kobietę w biustonoszu celowo poplamionego kawą i spryskanego pieprzem.


Magazyn MNB

56 miast. Zaraz po wojnie w 1945 roku przeprowadzono po raz pierwszy specjalistyczne kursy dla psów pracujących w służbie. Odbywały się one w Szkole Przewodników i Tresury Psów Milicyjnych w Janikowie koło Poznania. W 1949 roku powołano Zakład Tresury Psów Służbowych KBW i MO, w którym psy szkolono do pomocy w patrolowaniu, a także do obrony. Od 1962 roku rozpoczęto szkolenie w kierunku rozpoznawania osób „podejrzanych” w tłumie oraz tropienia przedmiotów. Szkoła ta funkcjonuje do dzisiaj, przekształcono ją w Zakład Kynologii Policyjnej CSP z siedzibą w Sułkowicach. W chwili obecnej do polskiej służby mundurowej wcielonych jest ponad tysiąc psów, z czego 153 specjalizują się w wyszukiwaniu substancji psychoaktywnych (wszystkie dane liczbowe dotyczą połowy 2012 r. i są danymi Komendy Głównej Policji). W podziale na poszczególne miasta liczebność wygląda następująco: w Poznaniu – 20, Gdańsku i Białymstoku – 12, Krakowie – 11, Wrocławiu – 10, Warszawie – 9. Do czerwca 2012 roku ze służby policyjnej wycofano 11 psów tropiących substancje psychoaktywne z uwagi na ich wiek lub choroby. Nabór potencjalnych pracowników prowadzi Zakład Kynologii Policyjnej. Pod uwagę brane są testy psychologiczne psa oraz jego rodziców, rodowód, obowiązek szczepień przez przyszłego przewodnika, prześwietlenie stawów w kierunku dysplazji. Następnie pies poddawany jest treningowi i zostaje wcielany do służby. Może go także kupić osoba prywatna. Cena przeszkolonego psa to 4-5 tys. złotych. Policja nie prowadzi samodzielnej hodowli psów, wszystkie nabywane są od zewnętrznych hodowców.

NIE KAŻDEMU PSU CYWIL NA IMIĘ Wielu z nas, gdy myśli o psach pracujących z człowiekiem, a szczególnie psach mundurowych oczywistym się wydaje, że do tego typu pracy najlepiej predysponowany jest Owczarek Niemiecki. Otóż nic bardziej mylnego – jeśli chodzi o psy tropiące, szczególnie tropiące substancje psychoaktywne lub wybuchowe, rzadko widzi się w tej roli owczarka niemieckiego. Lepiej sprawdzające się w takich warunkach są: Owczarek Australijski, Beagle, Owczarek Belgijski Malinois, Basset czy Labrador. Mają one naturalne zacięcie do tropienia, a także – co niezmiernie istotne – do pracy z człowiekiem. Dodatkowo rasy te posiadają dużo energii i chętnie, przekierowane pod okiem przewodnika, pożytkują ją w pracy tropiącej. Chicago Tribune donosił w 2011 roku, że jeden z psów wykrywających chicagowskiej policji okazał kilkakrotnie stronniczość wobec latynoskich podejrzanych. Spekuluje się, że odzwierciedla to prawdopodobnie uprzedzenia osób pracujących z psim detektywem.

PSI NARKOMANI CZY TYTANI PRACY? Do dziś pokutuje przekonanie, że psy szukające substancji psychoaktywnych są od nich uzależniane – stąd ich silna motywacja


57

Świat zwierząt

do pracy i bezbłędne oraz szybkie zlokalizowanie narkotyku. No i oczywiście, najlepsze wyniki przynosi praca na głodzie… Do rzeczywistości ma się ono na szczęście nijak. Najefektywniejszą metodą nauki tropienia psa jest tzw. metoda pozytywna. Pozytywne szkolenie psów przy pomocy metody naturalnej opiera się wyłącznie na wzmocnieniu pozytywnym i jest przeciwieństwem metod klasycznych – mówi Joanna Hajdyła-Jarosz, zoopsycholog i trener psów ze Szkoły Komunikacji Ludzi i Psów „Psia Edukacja”. Głównym założeniem jest pozytywne szkolenie psów poprzez ignorowanie niewłaściwych zachowań i wzmacnianie zachowań pożądanych. W trakcie zajęć szkolenia psów nie ma żadnych przymusów, nie stosuje się smyczy, a także nie dotyka się psa ręką w celu zmuszenia. Pozytywne szkolenie psów opiera się na zachowaniu naturalnym, jest metodą przyjemną w stosowaniu. Właściciel bawi się z psem i prowadzi z nim niejaką grę. Swoim postępowaniem prowokuje psa do pożądanego zachowania i nagradza w momencie jego wykonania celem zapamiętania właściwego zachowania – kontynuuje Hajdyła-Jarosz. W osiągnięciu celu pomagają: szybkość, precyzja, konsekwencja i radość z wykonywanych ćwiczeń. Szybkość jest uzyskiwana przez motywację.

NARKOTYKI NIE ŚMIERDZĄ Pies tropiący uaktywniany jest przez zabawkę – szkoleniowcy psów sięgają po wiele przedmiotów, np. biały czysty ręcznik lub piłkę, do środka której można coś schować. Przewodnik zaczyna zabawę z psem za pomocą wspólnej zabawki. Po uaktywnieniu się czworonoga konkretna substancja psychoaktywna chowana jest do środka piłki lub do zrolowanego ręcznika. Przewodnik bawi się z psem jeszcze chwilę, po czym chowa zabawkę i daje komendę szukaj. Schowany narkotyk daje psu poczucie, że jest to właśnie zapach jego ulubionego obiektu i zaczyna szukać go w terenie. Wszystko to przebiega w formie zabawy. Pies odnajdując substancję psychoaktywną w otoczeniu daje sygnał głosowy lub siada i czeka na przewodnika. W nagrodę oprócz pochwał słownych pies ma możliwość pobawienia się ze swoim przewodnikiem. Jednostki tropiące K-9 w amerykańskiej policji mają 12 tygodniowy system szkolenia. Przez pierwsze 6 tygodni pies jest uczony zapachów, przez kolejne 6 dostaje swego opiekuna i uczy się pracy z nim.

PIES POSTPROHIBICYJNY Jeśli chodzi o pojedyncze substancje sprawa jest całkiem prosta – pies uczony zapachu marihuany szuka marihuany, pies uczo-

Do rozczarowań doprowadziła wprowadzona w 2001 roku w australijskim stanie Nowa Południowa Walia ustawa zapewniająca policji uprawnienia do korzystania z psów do wykrywania narkotyków bez nakazu w miejscach publicznych takich, jak puby, kluby, festiwale muzyczne i środki transportu publicznego. W jednym z krytycznych raportów stwierdzono, że zakazane narkotyki znaleziono w jedynie 26% przeszukań w następstwie wskazania przez psa. Wśród nich aż 84% to małe ilości marihuany posiadane były na osobisty użytek.


Magazyn MNB

58 ny amfetaminy – amfetaminy. Kłopot pojawił się w niektórych państwach i stanach USA, gdzie została zdekryminalizowana marihuana. Otóż psa można „wygasić” w szukaniu marihuany albo należy ignorować jego sygnał. Gorzej w przypadku, gdy marihuana jest zmieszana z inną substancją, która nie jest zdepenalizowana. Jeśli wygasi się w psie odruch reagowania na zapach marihuany, a będzie ona zmieszana z amfetaminą pies może przestać reagować. Jak pokazuje przytoczony przykład polityka narkotykowa dotyka nie tylko ludzi, ale również ich czworonożnych przyjaciół. W większości doniesień CBŚ dotyczących przechwycenia substancji psychoaktywnych przez Policję, swój udział miały psy wykrywające te substancje. Do największych sukcesów psów tropiących substancje psychoaktywne można zaliczyć zlokalizowanie przez sukę rasy Labrador 100 kg heroiny na terenie Rumunii przewożonej w ciężarówce pomocy humanitarnej. Na terenie Polski w 2010 roku CBŚ przy pomocy psa znalazło 35 kg amfetaminy w samochodzie. Przy kolejnej posusze na mieście nie ma co wpadać w panikę, mieć jedynie na uwadze, że ot – psi los.

PSIA MAĆ

Kraków: Funkcjonariusze Izby Celnej, Straży Miejskiej i Oskar, pies przeszkolony do wykrywania narkotyków wspólnie patrolują ulice miasta i odnotowują spektakularne sukcesy Mógł się o tym przekonać 25-letni mężczyzna – pisze lokalna prasa – który przed godziną jedenastą szedł do pracy ulicą Wiślną. Pies idący spokojnie przy nodze przewodnika nagle zawrócił i podbiegł do przechodnia. Mężczyzna, zapytany przez funkcjonariuszy, czy ma przy sobie środki odurzające przyznał się, że ma przy sobie marihuanę. Do pracy już nie dotarł. Został przekazany policji wraz z suszem roślinnym zapakowanym w folię aluminiową. Jedno wolne miejsce pracy więcej.

Z uwagi na mocno rozbudowany zmysł węchu: 200-300 milionów receptorów węchowych (dla porównania: człowiek posiada tych receptorów ok. 5 milionów) w ten oto sposób pies poznaje świat od momentu przyjścia na świat. Z tego też powodu stał się on najlepszym wykrywaczem substancji, który potrafi współpracować z człowiekiem. Od kilku lat można obserwować liczne plebiscyty, m.in. na psa bohatera roku, psa z największą skutecznością w tropieniu, czy zawody sprawdzające umiejętności psów i ich przewodników. Oprócz wyróżnień psy pracujące w służbach mundurowych mają zapewniony godny dożywotni wikt i opierunek na emeryturze. Opisane psy są przykładem tego, że najlepszy przyjaciel człowieka może być równocześnie niedoścignionym specjalistą w dziedzinie wyszukiwania substancji psychoaktywnych. Wbrew mylącym pozorom nie ma podstaw by sądzić, że nasz czworonożny przyjaciel podpisuje się pod obecną ustawą narkotykową wszystkimi czterema łapami. Robi po prostu to, czego go nauczono i czasem czuje, że sprawa jest naciągana. Nie ukrywa jednak, że ma przy tym trochę frajdy, a przy okazji zarobi na michę i ciepłą emeryturkę. Kolejnym razem, gdy siądzie koło nas pies i zaszczeka trzeba będzie szybko zastanowić się, co takiego ostatnio zalegało w kieszeni.


59

Świat zwierząt

PAJĄKI I SUBSTANCJE ODURZAJĄCE Eksperymentu z pająkami poddanymi działaniu różnych substancji psychoaktywnych dokonali w 1995 roku trzej naukowcy z NASA: R. Noever, J. Cronise i R. A. Relwani. W zależności od użytej substancji psychotropowej pająki wykazywały poważne zaburzenia w pracy nad budową pajęczyny. Jednym z celów badań miało być zdobycie wiedzy na temat zależności pomiędzy właściwościami budowanych pajęczyn substancjami, którym pająki są poddawane, co miało to pomóc w określaniu rodzaju toksyczności nowych leków. Struktura geometryczna pajęczyny mogłaby być pomocna – zdaniem naukowców – w identyfikacji różnych czynników środowiska, w których przebywają żywe organizmy. Odzwierciedleniem jego toksyczności. Nie był to pierwszy eksperyment naukowy z użyciem pająków i narkotyków. Podobny był prowadzony w latach 60-tych przez naukowców z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie.

Ta niemalże idealna pajęczyna budowana była przez trzeźwego pająka.

Na te wymyślne kształty pajęczyny wpływ miała amfetamina.

Tu pająk uspokoił się wodzianem chloralu.

Marihuana nie była sprzymierzeńcem dla inżynierskich umiejętności pająka.

Przed budową tej całkiem zgrabnej pajęczyny pająk zażył LSD.

Kofeina zawarta w niewinnej kawie obudziła w pająku duszę artysty.


Magazyn MNB 6

7

1

60

2

4

3

5

9

8

10

13

12

11

14 16

15

18

17

21

20

19 22 24

23

25

26 27

28

29

30

31

32 33

38

35

34

37

36

39 40

43

42

41

44

45 47

46 50

49 51

52

53

55

54

56

57 59

58 60

62

61

63

64

65

66 68

67

69

70 71 75

72

73

74

77

76

78 79

80

81

82

84 85 86 87

48

88

83


61 POZIOMO

3. lizergowy 4. datura 7. papawer 12. silny stymulant 13. na wyposażeniu dilera 14. potocznie o amfetaminie 15. tam cię odtrują 17. na półce w aptece 19. może też być moralny 20. towar ze smartshopów 22. ośrodkowe postrzyżyny 24. bywa śmiertelne 26. dimetylotryptamina, znajdziesz ją w ayahuasce 27. fenicyklidyna 28. valium 31. amerykańska kawaleria antynarkotykowa 32. psychofarmakolog, były doradca brytyjskich ministrów 36. inaczej o ayahuasce 38. Pablo z Madellin 39. stymulant z manganem 40. halucynogenna amfetamina wymyślona przez Shulgina 42. gazik spirytusowy 43. zaburza zdolności termoregulacyjne organizmu 45. metadon jest nim wobec morfiny 46. naturalny halucynogen, który miał leczyć uzależnienia 47. dzwoń po nią, gdy ktoś przedawkuje narkotyki 50. film, w którym Mickey Rourke produkuje narkotyki 52. w parze z igłą 55. Młodzieżowy Ruch na Rzecz Wychodzenia z Narkomanii 56. autor Ubercoca 57. dzień za dniem 58. jeden z wirusów zapalenia wątroby 59. główny składnik marihuany 61. w piołunie i w szałwii lekarskiej 63. drzemie w opium 64. przyjemny neurotransmiter 67. Mary lub Fonda 68. najlepiej, gdy sterylna 69. bohaterka bajzla 70. dopalacz, który robi karierę na czarnym rynku 71. pobudza receptor 76. rosyjska wersja dezomorfiny 79. wolna zasada kokainy 81. w smartshopach do kąpieli 82. w żargonie – poufna wiadomość 83. halucynogen bogów 84. otoczony dendrytami, połączony synapsą 85. wierne kopie genetyczne, potocznie o tabletkach uspokajających 86. neurotoksyczny dodatek metylkokatynonu 87. czarny, zawiera skopolaminę i atropinę 88. gdy dusza szaleje

PIONOWO

Krzyżówka na plażę

1. psychoaktywna siostra psylocybiny 2. fenyloaceton, półprodukt w syntezie amfetaminy 3. wymyślił artykuł 62a 4. octowy prekursor do wyrobu heroiny 5. substytut wycofany, bo wywoływał powikłania krążeniowe 6. przyrząd do palenia skuna 8. realizujemy w niej recepty 9. półprodukt kokainy 10. złoty bądź w dziesiątkę 11. psychiatra, który eksperymentował z LSD 16. narkotyki pakera 18. nie soft 21. intoksykacja 22. gdy receptory czują niedosyt 23. niebezpieczny empatogen 25. stymulant, którym ponoć nie gardził Hitler 27. kaktus z meskaliną 29. potocznie o marihuanie 30. substancja farmakologicznie nieczynna, ale ty o tym nie wiesz 33. muszkatołowa, zawiera psychoaktywną mirystycynę 34. otruto nią Sokratesa 35. twórca Monaru 37. trunek marynarzy 39. centrala pod czaszką 41. trójchloroetylen, dawniej popularna substancja wziewna 43. po wodzie i herbacie, najbardziej popularny napój na świecie 44. alkohol i beznzodiazepiny zakłócają tę fazę snu 47. hormon odpowiedzialny za pobudzanie szpiku kostnego do produkcji czerwonych ciałek krwi, stosowany przez… Lanca Armstronga 48. czuwaliczka jadalna 49. trudne dziecko Alberta Hofmanna 51. …dla snu, Aronoskyego 53. wyspecjalizowane komórki odbierające informacje, wśród nich np. opiatowe 54. prosto w serce Umy Thurman 55. zwany kiedyś dolofiną 60. silnie trujący gaz o zapachu gorzkich migdałów 62. potocznie o tabletkach ecstasy 65. lepiej gdy etylowy 67. wciągnąć nosem 69. żywica konopi 72. magiczne, niekoniecznie z lasu 73. antidotum na depresję oddechową wywołaną opiatami 74. zespół nabytego niedoboru odporności 75. laudanum 76. siewne albo indyjskie 77. poraża mięśnie szkieletowe, dawniej stosowana przez Indian do wyrobu zatrutych strzał 78. skrót nazwy jednej z antynarkotykowych polskich organizacji 80. mózgowa albo Jackowska 85. szybkie wejście


Magazyn MNB

62

PRAWNE PERYPETIE ABSYNTU Historia delegalizacji absyntu i piołunówki, alkoholi zawierających domieszkę wyciągu z piołunu, pokazuje nasze specyficzne podejście do innych niż alkohol środków odurzających: demonizowanie ich działania połączone z bagatelizowaniem działania alkoholu. Absynt to napój alkoholowy, zazwyczaj w formie likieru, piołunówka – gorzka ziołowa wódka. Obydwa te alkohole zawierają tujon, alkaloid wykazujący działanie psychoaktywne, a w nadmiarze wywołujący niepokój ruchowy, pobudzenie i mogący prowadzić do psychoz, a nawet zwyrodnienia niektórych ośrodków nerwowych. Spadające pod koniec XIX wieku zbiory winogron spowodowały wzrost ceny wina niemalże do poziomu cen likierów, co doprowadziło z kolei do wzrostu spożycia alkoholi wysokoprocentowych, w tym zyskującego coraz większą popularność absyntu. Jako, że wokół absyntu zdążyło już narosnąć wiele mitów o tym, jak jest szkodliwy z powodu zawartego w nim tujonu – stowarzyszenia winiarzy postanowiły to wykorzystać tworząc silne lobby na rzecz delegalizacji trunku. Rzekome zbrodnie i szczególnie okrutne morderstwa dokonywane pod wpływem absyntu idealnie nadawały się do tego celu. Jako pierwsza w 1905 roku zakaz produkcji i handlu absyntem wprowadziła Szwajcaria (wpisując to nawet do konstytucji!). Potem było już z górki – Stany Zjednoczone i reszta Europy również zdelegalizowały trunek. Na placu boju pozostała tylko Hiszpania i Czechy, gdzie jednak na skutek malejącej popularności absyntu, produkowano go jedynie w małych manufakturach. Obecnie dyrektywa UE dopuszcza maksymalny poziom tujonu do 10 mg/kg w napojach alkoholowych powyżej 25% zawartości alkoholu i do 35 mg/kg w alkoholach określanych jako bitters (gorzkich wódek, posiadających specyficzny smak lub zapach, stosowanych zwykle jako składnik koktajli). Poszczególne kraje członkowskie mogą regulować produkcję i sprzedaż trunku w zakresie dyrektywy, o ile same nie ustanowią innego prawa. Polska w 2006 roku przyjęła dyrektywę bez zastrzeżeń.


63

Końcówka

HEROINA JAK KOŃ TROJAŃSKI Aby narkotyki mogły szybciej przekraczać barierę krew – mózg, powinny w miarę łatwo rozpuszczać się nie tyle w wodzie, co w lipidach*. Przy dożylnym zażyciu morfiny, które i tak jest najefektywniejsze, tylko 20% narkotyku dotrze do mózgu i aktywnie zadziała na receptory opatowe. Heroina ma tą przewagę nad morfiną, że właśnie łatwiej rozpuszcza się w lipidach, a to oznacza, że więcej jej dotrze do mózgu. Tam przekształcana jest powrotem do morfiny i w tej postaci oddziałuje na receptory, a to oznacza, że tak naprawdę jest ona przede wszystkim nośnikiem dla morfiny, swojego rodzaju koniem trojańskim pozwalającym dostać się morfinie do naszych mózgów. *Związki organiczne o różnorodnym składzie i budowie, których cząsteczki zawsze zawierają długołańcuchowe kwasy tłuszczowe.

CHEMICZNY WARIOGRAF Powyższe określenie nie jest właściwe. Skopolamina, bo o niej mowa, nie wykrywa kłamstw, ale prowadzi do tego, że będącej pod jej wpływem osobie trudno utrzymać język za zębami. Serum prawdy to termin określający szerszą grupę substancji psychoaktywnych, przy pomocy których można wydobyć od przesłuchiwanej osoby informacje, jakich normalnie nie chciałaby ona wyjawić. W latach 50-tych skopolamina była wykorzystywana przez CIA w celu wydobywania prawdziwych zeznań. Wcześniej, okresie II Wojny Światowej stosowali ją Niemcy w wobec więzionych członków ruchu oporu. Po wojnie, nie tylko w USA, ale również w wielu innych państwach organy ścigania stosowały skopolaminę do przesłuchań, szczególnie w stosunku do więźniów politycznych. Umiarkowana dawka skopolaminy działa uspokajająco, większa wywołuje silne halucynacje graniczące z psychozą. Osoba, która została poddana jej działaniu ma mglistą pamięć o przeżyciach, jakie towarzyszyły odurzeniu. Według opisów osób mających za sobą doświadczenie z użyciem skopolaminy – środek powoduje wyraźne osłabienie woli. Odurzony jest przekonany, że wypytująca go osoba doskonale zna odpowiedź na zadawane pytania, a rozmowa ma na celu jedynie zweryfikowanie i uwiarygodnienie przesłuchiwanego, na czym jemu (nie wiadomo dlaczego) szczególnie zależy. W związku z tym, trudno mu jest powstrzymać się od wyjawienia prawdy. Pod wpływem skopolaminy osoba jest zdezorientowana i nie jest w stanie ocenić własnej sytuacji. Jednak to, co jest „zaletą” skopolaminy – jest jednocześnie jej wadą. Okazuje się, że odurzeni tym alkaloidem idą znacznie dalej i prawda przekształcała się powoli w konfabulacje, a nawet w oskarżenia samych siebie o popełnianie przestępstw, które nigdy nie miały miejsca. W roku 1958 Organizacja Narodów Zjednoczonych wydała dokument potępiający użycie środków farmakologicznych w przesłuchaniach, uznając tą metodę za szczególnie łamiącą prawa człowieka i rekomendując bezwarunkowy zakaz jej używania.


Magazyn MNB

64

E G Z E M P L A R Z B E Z P Ĺ AT N Y


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.