Magazyn MNB Jesień 2011

Page 1

MAGAZYN MnB

REDUKCJA SZKOD ZDROWIE POLITYKA NARKOTYKOWA JESIEŃ 2011 MAGAZYN MNB

ISSN 2082-2588

JESIEŃ 2011

RECYDYWA

DRUG MASALA NASZA MAMA

PROHIBICJA

T EKSPERYMEN

E G Z E M P L A R Z B E Z P Ł AT N Y


63

Kilka lat temu prowadziliśmy centrum dystrybucji medycznej marihuany, ludzie przychodzili tam, by dostać lekarstwo. Chodzi o marihuanę. Większość moich sąsiadów uważała to za wspaniałą inicjatywę i nie robili żadnych problemów. Tylko dwójce sąsiadów to się nie podobało - wciąż wydzwaniali na policję. I kiedy policja miała już dość ich telefonów, wysłali mi list, że będziemy musieli się wynieść, albo zaprzestać naszych działań. Więc opuściliśmy to miejsce i przenieśliśmy się do centrum miasta. Pomijając nieliczne przypadki, większość postronnych osób okazuje nam wsparcie. Muszę przyznać, że są wśród nich także stróże prawa. Moja rodzina wie oczywiście, czym się zajmuje i również mnie popiera.

MAGAZYN MnB

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Marta Pająk

[

]

MATERIAŁY TU ZAWARTE DOTYCZĄ NARKOTYKÓW, PROBLEMÓW ZDROWOTNYCH I SPOŁECZNYCH OSÓB, KTÓRE ICH UŻYWAJĄ. NIE NAKŁANIAMY NIKOGO DO UŻYWANIA NARKOTYKÓW. CELEM NASZYCH PUBLIKACJI JEST UPOWSZECHNIANIE WIEDZY I KSZTALTOWANIE POSTAW, KTÓRE POMOGĄ OSOBOM UŻYWAJĄCYM NARKOTYKÓW I ICH BLISKIM ZACHOWAĆ ZDROWIE I BEZPIECZEŃSTWO.

FOT.: PAWEŁ SZATKOWSKI

www.mnb.krakow.pl

KONTAKT: mnb@ktpu.pl ADRES: ul. Św. Wawrzyńca 3, Tuczyć zło czy je ograniczać WODOWSKI ..... 3 31-060 Kraków Drapieznik rusza na łowy SIŁAKOWSKI ..... 5 REDAKCJA: Przegląd narkopolityczny KLINOWSKI ..... 8 Grzegorz Wodowski Drug Masala WODOWSKI ... 11 STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Jowita Fraś Eksperyment ŁOJEK ... 20 Krzysztof Grabowski Zapalenie wątroby typu C PODSTAWOWE INFORMACJE .. 22 Mateusz Klinowski Maciej Kubat Nasza mama Prohibicja FRAŚ ... 22 Adam Nyk Seks, narkotyki i czekolada POLECAMY ... 35 Paweł Siłakowski Recydywa GRABOWSKI ... 36 Paweł Szatkowski TŁUMACZENIA I KONSULTACJE JĘZYKOWE: Bez błogosławieństwa ZZA KRAT ... 43 Dominika Braithwaite Czy Ameryka jest gotowa na legalizację BADANIA ... 48 KOREKTA JĘZYKOWA: Bez specjalistycznej pomocy BADANIA ... 50 Katarzyna Krzykawska W Gdańsku? Wreszcie optymistycznie CHARMAST ... 52 DRUK: Drukmar Rosja. Narkolodzy wylewają krokodyle łzy WODOWSKI ... 58 WYDANE PRZEZ: Zielony Krzyż SZATKOWSKI ... 62 Krakowskie Towarzystwo Pomocy Uzależnionym ZE ŚRODKÓW: Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii

Medyczna marihuana

Marihuanę paliłam już przed wypadkiem. Co prawda, wtedy robiłam to bardzo sporadycznie, paliłam od czasu do czasu. Po wypadku, gdy zaczęły się problemy z kręgosłupem i pojawił się ból – zaobserwowałam, że kiedy palę marihuanę nie potrzebuje środków przeciwbólowych. Poszłam powiedzieć to swojemu lekarzowi. Sprawdził jeszcze raz moją kartotekę, a ja poprosiłam go jedyny raz o leki przeciwbólowe, bo nie miałam marihuany. W 1987 roku wystawiono mi zaświadczenie, że używam marihuany do celów zdrowotnych, że jest to kontrolowane i że nie stanowi to problemu. Powinnam mieć możliwość jej używania. Wtedy myślałam, że to ja wpadłam na pomysł używania marihuany do celów medycznych. Mieszkałam w Kodiak na Alasce i nigdy wcześniej nie słyszałam, by ktoś używał wtedy marihuany jako lekarstwa. Ale kiedy przyjechałam do Waszyngtonu, zorientowałam się, że istniał już cały ruch na rzecz używania marihuany do celów medycznych, więc zaangażowałam się w to, ponieważ zażywając marihuanę nie potrzebowałam tak wielu leków przeciwbólowych.

Co chciałabym powiedzieć innym ludziom, którzy są w podobnej sytuacji? Nie ustawajcie w swoich wysiłkach, rozmawiajcie z tymi, którzy są przeciwni medycznej marihuanie. Każdy z nas ma w rodzinie kogoś chorego na raka lub na inną ciężką chorobę. Kiedyś rozmawiałam z jednym z prokuratorów, który powiedział, że nie jest całkowicie przeciwko nam, bo ma w rodzinie siostrzeńca chorego na raka. Zapytałam go: czy twój krewny kiedykolwiek znalazł się w tak złym stanie, że pomyślałeś, że mógłbyś zrobić coś niezgodnego z prawem, aby mu pomóc? Odpowiedział, że był w takiej sytuacji. Powiedziałam mu wtedy: więc rozumiesz dlaczego to robimy. Wszędzie są ludzie, którzy chorują, a najlepszą rzeczą w marihuanie jest to, że rzeczywiście działa jako lekarstwo i naprawdę pomaga. Nie tylko dopiero w okresie paliatywnym, ale pomaga na każdym etapie choroby. Walczcie więc, a tym, którzy są przeciwko, przypominajcie, że każdy może zachorować i możliwe, że marihuana również jemu będzie pomagać. Rozmowę z Joanne McKey z Green Cross przeprowadził i zredagował Paweł Szatkowski.


3

Wstęp

Tuczyć zło czy je ograniczać? Grzegorz Wodowski

O D BARDZO DAWNA w polskiej polityce narkotykowej nic się nie zmieniało. Jeśli już, to na gorsze. I nagle, w tym roku nowelizowana jest ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, a do parlamentu wchodzi partia, która zapowiada dalsze zmiany w prawie – pełną depenalizację posiadania niewielkich ilości narkotyków. Politycy tej partii mówią głośno legalizacji marihuany (cokolwiek by to nie znaczyło). Co najmniej od kilku miesięcy nikt publicznie nie nawołuje do zamknięcia granicy z Czechami, a gdańscy narkomani mogą być leczeni metadonem w swoim mieście.

Cała Europa przechodzi do coraz bardziej racjonalnego traktowania narkotyków i problemów, które wynikają z ich nadużywania. Nie sądzę, że ta tendencja mogłaby ulec odwróceniu, nawet mimo pewnych zawirowań, jakie dopadły holenderską politykę tolerancji wobec marihuany. Tym bardziej, że źródło problemów tkwi przede wszystkim w braku jednolitego systemu produkcji i dystrybucji tego narkotyku. USA – stan po stanie – legalizuje medyczną marihuanę, a rząd przeznacza środki federalne na czyste igły i strzykawki dla narkomanów (wcześniej nie pozwalało na to amerykańskie prawo). Z ONZ dochodzą głosy o potrzebie rewizji konwencji regulującej obrót narkotykami, bo okazało się, że nie zmniejsza ona ani ich produkcji, ani popytu na nie. Jedyne co, to przyczynia się do wzrostu znaczenia zorganizowanej przestępczości, a w dzisiejszym świecie przekłada się to ogromne pieniądze dla organizacji terrorystycznych. Dla tych, którzy narkotyków używają, ONZ-wskie konwencje oznaczają więzienie, HIV i masę dodatkowych cierpień. I wiążą ręce rządom krajów, które chciałyby uprawiać śmielszą politykę narkotykową.

Zasadniczy problem stanowi bariera emocjonalna – uznanie, że zło jest nieusuwalne i wobec tego trzeba nauczyć się z nim żyć tak, aby minimalizować je i jego skutki, nie czyniąc świata jeszcze gorszym przez dokładanie zła, które czynimy do tego, z którym walczymy.

– Jacek Żakowski, Jak żyć ze złem, POLITYKA 30/2011


Magazyn MNB

4

Kilka miesięcy temu, zaraz po tym, gdy amerykańscy komandosi zastrzelili Bin Ladena, Jacek Żakowski („Jak żyć ze złem” POLITYKA 30/ 2011) rozważa, jak daleko możemy posuwać się, żeby eliminować zło. Terroryzm istnieje od dawna. IRA, ETA czy Czerwone Brygady nie były bardziej litościwe dla swoich ofiar niż Al-Kaida. Dlaczego totalną wojnę z terroryzmem akceptującą tortury i nielegalne więzienie podejrzanych wielu z nas przyjmuje bez wątpliwości? Może dlatego, że ktoś nas skutecznie przekonał, iż zło – jakim jest terroryzm – jesteśmy w stanie ostatecznie zwyciężyć i doprowadzić do jego klęski. Wywołał w nas poczucie zagrożenia, a wyjątkowy stan wojny „upoważnia” do łamania praw człowieka. Podobnie do terroryzmu, traktowane są niektóre negatywne zjawiska społeczne – patrzymy na nie jak na wyjątki od jakiejś idealnej normy. To wystarcza, ażeby zacząć posługiwać się wojenną retoryką i przekonywać do tego, że bez względu na wszystko należy dążyć do eliminacji tych zjawisk. A przecież prostytucja, narkotyki i aborcja, pomimo potępiania, zakazów i kar – od wieków nam towarzyszą. Żadna krucjata niczego tu nie zlikwidowała, niczego nie zmieniła. Może poza tym, że zjawiska te przybrały na sile i stały się bardziej niebezpieczne. Nielegalnej prostytucji towarzyszy handel żywym towarem, nielegalnej aborcji – „gabinety”, gdzie zabiegi dokonywane są z narażeniem zdrowia i życia kobiety, nielegalnym narkotykom – śmiertelne przedawkowania, choroby zakaźne i kryminał za posiadanie. Szaleństwo, jakie ogarnęło świat, ażeby wygrać wojnę z tymi zjawiskami jest bardziej zagrażające dla obywateli niż one same. Żakowski podsuwa myśl, że gdyby pewne przejawy zła uznać za nieusuwalne, immanentne dla naszej rzeczywistości z powodu natury świata, wtedy zamiast wypowiadania wojen, możemy zastanowić się, jak realnie ograniczać ich skutki. Dokonać swojego rodzaju dilu ze złem, aby je obłaskawić i kontrolować.

Mamy na to przykłady. Nikt nie wypowiada wojen koncernom tytoniowym, mimo że produkowane tam rakotwórcze zło zabija miliony ludzi na świecie (w Polsce 70 tysięcy rocznie). Nie strzelamy do sprzedawców papierosów, nie stawiamy przed sądem palaczy. Zamiast wojny prowadzona jest edukacja, a sprzedaż wyrobów tytoniowych podlega reglamentacji. Nie oglądamy już w kinie bohaterów zaciągających się dymkiem, a od ponad roku wściekamy się, bo aby zapalić – trzeba wyjść z pubu na ulicę. Ministerstwo Zdrowia opublikowało nie tak dawno wyniki badań: od wprowadzenia nowych regulacji – ponad milion z nas rzuciło palenie. Drugi milion ograniczył ilość wypalanych papierosów. Potwierdzają to dane rynkowe dotyczące spadku sprzedaży wyrobów tytoniowych. Wygląda na to, że bez wypowiadania wojen, można skutecznie wpływać na skalę i skutki zła. Kluczowe więc wydaje się wdrażanie podobnego podejścia tam, gdzie dzisiaj jest to dla nas mało realne lub nawet niewyobrażalne. Nasza moralność nie pozwala nam, żeby to uznać. Jak to, nie karać za skręta, pozwolić by narkoman w aptece kupił narkotyk? Żakowski wskazuje także szkodliwość tzw. „zbawiennej hipokryzji”, w ramach której trwa publiczna wojna wypowiedziana złu (np. narkotykom), a z drugiej strony, po cichu akceptujemy, że zło (narkotyki) szerzy się i narasta. Skoro już musimy (a bez wątpienia musimy) zło zaakceptować, lepiej to robić otwarcie. Cicha akceptacja raczej tuczy zło, niż je ogranicza. Czy nadal możemy o konieczności wojny z narkotykami mówić z pełnym przekonaniem? Bo jeśli nie – to nie powinniśmy mówić o tym wcale. Stojąc na skrzyżowaniu ulicy Krakowskiej z Meiselsa w Krakowie mam w zasięgu wzroku trzy sklepy sprzedające alkohol przez 24 godziny i kilkadziesiąt pubów w okolicy, sprzedających codziennie hektolitry piwa. Czy w takim otoczeniu mówienie o legalizacji narkotyków jest herezją?


5

Atak na drop-in

Drapieżnik rusza na łowy Paweł Siłakowski

C ZŁOWIEK, JEST NA TYM ŚWIECIE istotą przodującą w drapieżnictwie. Cecha ta przejawia się nie tylko w przyjętej diecie, ale także m.in. podejściu do świata i drugiego człowieka. Liczy się jeden czynnik – przeżyć. A co za tym idzie, w miarę potrzeb, niezbędne wydaje się eliminowanie jednostek słabszych.

Miejsce zdarzenia Warszawska Praga – policja przez nikogo nie jest tu mile widziana. Miejsce, gdzie ludźmi kieruje lojalność, gdzie światy uzależnionych i dilerów-biznesmenów przenikają się na co dzień. A więc wymarzone miejsce do prowadzenia DROP-IN. Przebieg zdarzenia Na początku listopada ma tu miejsce incydent. Przestępstwo. Dwóch drapieżników wtargnęło na teren placówki, pobiło pracownika i przebywających tam podopiecznych. Użyli nie tylko pięści i nóg, ale również noża. Poszlaki Nie było to pierwsze spotkanie z drapieżnikiem. Wcześniej już bywały pogróżki wobec personelu, nasyłanie dzielnicowego, straszenie klientów. Raz zdarzyło się, że jeden z podopiecznych został uderzony przed wejściem do DROP-IN. [Mimo wszystko dalej staraliśmy się stworzyć naszym klientom bezpieczny kąt, gdzie nikt nie zrobi im krzywdy]. Ofiara Wyjęci spod prawa, posiadający nielegalne narkotyki i brudne strzykawki. Niepotrzebni a jednocześnie zagrażający. Wszystko można o nich powiedzieć. Nie mają prawa do adwokata. Nikt się za nimi nie ujmie, zawsze są winni. [Nasi klienci].

Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów zrezygnował.

– Mark Twain


Magazyn MNB

6

Aleksandra Stańczak (kierowniczka DROP-IN)

FOT.: PAWEŁ SIŁAKOWSKI

W sumie nie znamy motywu tej napaści, ale niezależnie od motywu – niewiele możemy zrobić. To jest sprawa dla policji. Dobrze byłoby mieć ochroniarza na miejscu, ale przy tak małej kasie, gdy trzeba wybierać – albo kasa na czynsz, albo na ochronę, to wiadomo co się wybierze.

Magda Bartnik (streetworker)

Widzę rozwiązanie tylko w zmianie lokalizacji – nie wpłyniemy na ludzi, integracyjnego pikniku też nie zrobimy. Trzeba wybierać miejsca, które nie znajdują sie w mieszkalnych, ale w osobnych budynkach. Nie widzę innego rozwiązania. Jesteśmy trzecim światem, jeśli chodzi o stosunek do uzależnionych i wcześniej czy później ludzi zacznie denerwować cokolwiek, nawet bzdury. Innymi słowy – nie wydaje mi się, by można było zmienić stosunek mieszkańców do nas i naszych działań.

Jacek Charmast (streetworker):

Moim zdaniem, konieczny jest monitoring, a ponadto współpraca z policją oparta na zasadach poszanowania swoich celów przez obie strony. Policja będzie więc skutecznie reagować na podobne przypadki, patrolować okolice, ale też nie będzie wykorzystywała istnienia programu dla poprawy statystyk, nie będzie odstraszała klientów częstym legitymowaniem i rewizjami.

Okoliczności Zdaniem policji w ostatnich miesiącach wzrosła w okolicy liczba włamań do samochodów. Co prawda, sprawców nikt nie widział i nie wiadomo kim są. Hipoteza I – Sprawiedliwość Ofiary włamań do samochodów zaczynają działać na własną rękę, szukać sprawcy – bo policja działa zbyt wolno. A kto w okolicy pasuje do psychologicznego do portretu sprawcy? Padło na naszych klientów. Nie bez powodu. Oprócz ofiar włamań, w polowaniu biorą udział również ci, którzy w żaden sposób nie ucierpieli. Bezradność karze im działać zgodnie z instynktem – znaleźć ofiarę, żeby samemu się nią nie stać. Hipoteza II – Zazdrość Zwykli członkowie stada sąsiadującego z DROP-IN, zmęczeni wyścigiem szczurów, usiłujący przeżyć od pierwszego do pierwszego – uznali, że to niesprawiedliwe, aby pasożyty miały miejsce, do którego mogą przyjść jak do siebie, czuć się bezpiecznie, pić herbatę, kąpać się i rozmawiać. A wszystko to za publiczne pieniądze. Włamania do samochodów to tylko pretekst. Znalazła się okazja, żeby odebrać przywileje. Drapieżnik już dawno wypatrzył ofiarę i teraz zaata-


7

Atak na drop-in

kował. Głos zdrowego społeczeństwa znalazł wyraz w pięściach, glanach i w nożu. Pracownikom się dostało, bo co to za typy, co z pasożytami sympatyzują i jeszcze nazywają to pracą?

Hipoteza III – Tożsamość Drapieżnik napada swoje ofiary posługując się przy tym normą przystosowania społecznego. Jego ofiary są zlokalizowane tuż za nim – patrząc od końca łańcucha pokarmowego społeczeństwa. Bez problemu znajduje sprzymierzeńców, integruje się z nimi jeszcze bardziej mając wspólnego wroga. Działa przy pełnym zrozumieniu i akceptacji stada. Hipoteza IV – Porachunki Wszystkie drapieżniki chcą przeżyć. Diler chce sprzedać, narkoman chce kupić. Diler ma, narkoman potrzebuje. Dwa światy przenikają się napędzane często niechęcia jednych do drugich, ale zawsze zgodnie z potrzebą przeżycia. Ani jedni, ani drudzy nie są dla siebie mili. Za to jedni i drudzy próbują się nawzajem wykorzystać. Diler chroniony swoim dostępem do źródła, narkoman swoją chęcią czerpania ze źródła. Mało bajkowy świat, nie pozbawiony agresji. Świat, który miał kończyć się na drzwiach DROP-IN. A w zasadzie chcieliśmy wierzyć, że tam się kończy. Sekcja zwłok Wisząca przed wejściem tabliczka z nazwą instytucji i logiem miasta przestała cokolwiek znaczyć. Sami klienci, po napadzie zaczęli stosować najlepiej im znaną strategię przetrwania – strategię unikania. Liczba osób odwiedzających DROP-IN spadła. Wizja podróży przez całą Warszawę do miejsca, w którym można stać się ofiarą, nie pobudza tego fragmentu mózgu, który odpowiada za odczuwanie przyjemności. Trauma Otwieram drzwi do DROP-IN i nerwowo spoglądam za siebie. Zastanawiam się, czy dziś znowu coś się stanie, czy znowu ktoś zostanie skrzywdzony? Co zrobię jeśli znów przyjdą? Może mieszkają nawet w tym samym bloku? Wiem, co zrobię, powiem: przepraszam panowie, chwila przerwy, tylko włączę alarm i zadzwonię po policję. W DROP-IN przez cały dyżur pustki. Przy pierwszym podopiecznym tego dnia, który nie wiedział co się wydarzyło, długo myślałem nad odpowiedzią na jego pytanie: a co tu dzisiaj taki spokój?

Agresja jest jednym z najbardziej pierwotnych instynktów zwierzęcia, ale także u cywilizowanego człowieka jest popędem podstawowym. Freud wyróżniał dwa najsilniejsze pragnienia: życia i śmierci. Analizując te dwie tendencje, wysnuł tezę, że wypadkową tych dążeń jest agresja. Nagromadzona w jednostce frustracja przejawiać się może w zachowaniach agresywnych skierowanych na siebie bądź innych i nie jest wyrażana tylko za pomocą fizyczności. Dollard, sformułował teorię frustracja – agresja, która zakłada, że jednostka doświadczająca frustracji osobistych wynikających z niezaspokojenia dążeń zaczyna przejawiać zachowania agresywne. Są one tym silniejsze, im jest silniejsza frustracja. Bandura twierdził, że człowiek nabywa zachowań agresywnych pod wpływem społeczeństwa, na zasadzie warunkowania. Ktoś inny przewidywał z kolei, że jednostka, która doznała w dzieciństwie ataku ze strony silniejszego, w przyszłości przejawiać będzie zachowania agresywne wobec słabszego. Tak, żeby rozładować własny popęd, ale też samemu nie stać się ofiarą.


Magazyn MNB

8

Przegląd narkopolityczny Mateusz Klinowski

NOWELIZACJA

Media nie straszyły już uzależnieniami, ale w miarę rzetelnie pisały o skutkach błędnych rozwiązań prawnych.

W ŁAŚNIE WCHODZI W ŻYCIE nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Nasuwa się pytanie, czy skutki tych dość niewielkich zmian będą odczuwalne dla konsumentów narkotyków? W pewnym sensie już są odczuwalne, ale głównie za sprawą faktu liberalizacji prawa i społecznego zainteresowania, jakie nowelizacji towarzyszyło. Temat narkotyków przebił się do mediów, ale w zupełnie innym kontekście, niż dotychczas. Media nie straszyły już uzależnieniami, ale w miarę rzetelnie pisały o skutkach błędnych rozwiązań prawnych. Pojawiły się też organizacje reprezentujące osoby używające narkotyków. Do tej pory prokuratura i policja działały pod presją społeczeństwa i polityków, ukierunkowaną na walkę z narkomanią, surowe karanie, posiadanie etc. Istnienie klimatu potępienia konsumentów narkotyków sprzyjało również nadużywaniu art. 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii do reperowania statystyk walki z narkomanią, zdobywaniu dodatkowych budżetowych środków na działania organów ścigania pod pretekstem zwalczania narkotyków. Obecnie policja i prokuratury dostrzegły, że klimat się zmienia, media otwarcie mówią o konieczności przynajmniej depenalizacji posiadania marihuany, a może nawet legalizacji jej hodowli i obrotu nią. W parlamencie zaś nie tylko przyjęto nową, łagodniejszą wersję ustawy, ale po wyborach znalazła się tam partia, która postulat legalizacji narkotyków wpisała w swój program. To działa na psychikę funkcjonariuszy organów ścigania i przełoży się na praktykę ich działania, nawet, jeżeli sama nowelizacja niewiele zmienia w treści obowiązujących przepisów.

WARTOŚCI GRANICZNE Wyznaczenie granicznych wartości narkotyków jest niezbędne w regulacjach narkotykowych. Ale jak widzimy, jest to temat zupełnie ignorowany w polskim prawie. Konieczność ustalenia wartości granicznych dla poszczególnych narkotyków, których przekroczenie oznacza dla konsumenta możliwość ponoszenia odpowiedzialności karnej jest wymogiem państwa prawa. Nie można bowiem tworzyć przestępstw wyrażonych niejasnymi przepisami, których treść jest interpretowana mocą decyzji prokuratur.


9 Takie rozwiązanie narusza moim zdaniem Konstytucję. Jeżeli konsumpcja narkotyków nie jest przestępstwem, to muszą być jakieś granice dla karalnego posiadania narkotyków, choćby w momencie konsumpcji. Wspólnymi siłami doprowadziliśmy SN do podjęcia tego tematu, licząc na jasne wytyczenie granicy. Niestety, sędziowie zupełnie zawiedli, abdykując z roli organu aktywnie wpływającego na obowiązujące prawa. Z przyczyn politycznych, wartości granicznych nie wprowadzono również do ustawy. Politycy woleli tematu nie dotykać, bojąc się medialnego oddźwięku, który mógł wykoleić nowelizację. Choć tabela powinna być wprowadzona do ustawy, w ostateczności mogłaby spełnić swoją funkcję przemycona cichaczem w postaci instrukcji prokuratora generalnego. Prokurator generalny nie widzi jednak takiej konieczności. Nadmienię, że wartości graniczne są gotowe do wprowadzenia – można posłużyć się tabelą opracowaną przez specjalistów (z naszym udziałem) albo zaimportować rozwiązania z któregoś z europejskich krajów, gdzie wartości graniczne już obowiązują.

Nie można tworzyć przestępstw wyrażonych niejasnymi przepisami, których treść jest interpretowana mocą decyzji prokuratur.

DOPALACZE Sklepy z dopalaczami zniknęły. Krytykowany pomysł Tuska okazał się w pewnym sensie skuteczny: z ponad 1,5 tys. sklepów pozostało wspomnienie. Jednak pytanie – czy dzięki tej „prohibicji” dzieci są bezpieczniejsze – pozostaje otwarte. Dostępność dopalaczy spadła, choć efekt ten osiągnięto bezprawnymi działaniami organów państwowych. Czy zagrożenie się zmniejszyło? Nie widziałem żadnych badań, część lekarzy jednak twierdzi, że oddziały toksykologiczne nadal borykają się z problemem przedawkowań wśród młodzieży. Prohibicja, zwłaszcza tak prymitywna, jak w wydaniu duetu Tusk – Kopacz, niczego nie rozwiązuje. W szkołach nadal nie ma rzetelnych programów edukacyjnych na temat narkotyków, nic nie zrobiono, aby poprawić dostępność i jakość pomocy psychologicznej. Przemyślaną strategię – jak zwykle – zastąpiono działaniami na pokaz, politycznym PR.

PALI – KOT Tymczasem, Ruch Palikota konsekwentnie zapowiada zmiany w prawie narkotykowym. Politycy tego ugrupowania głośno mówią o legalizacji marihuany. Mój polityczny nos mówi mi, że Palikot to przede wszystkim zręczny biznesmen – jako pierwszy wyczuł to, o czym od dawna mówiłem – postulat zmiany podejścia do narkotyków ma w Polsce polityczny potencjał i pierwsza partia, która się do niego odwoła, politycznie na tym

Dostępność dopalaczy spadła, choć efekt ten osiągnięto bezprawnymi działaniami organów państwowych.


Magazyn MNB

10 zyska. Konsumenci narkotyków stanowią wyborczy segment i cieszę się, że wreszcie ktoś z tego skorzystał. Dzięki Palikotowi marihuana trafiła do politycznej pierwszej ligi, stała się tematem mainstreamowym, a nie wstydliwym, jak dotychczas. To ogromny sukces i za to jestem Palikotowi wdzięczny. Oczywiście, Ruch Palikota nie przeforsuje sam żadnych zmian. Ale też nikt tego na serio nie oczekiwał. Kolejny ważny krok na drodze do poważnej reformy prawa narkotykowego został jednak wykonany.

MEDYCZNA MARIHUANA

Medyczne właściwości marihuany nie podlegają dyskusji.

W USA i nie tylko konsekwentnie legalizuje się marihuanę do zastosowania medycznego. Stan po stanie wprowadzane są odpowiednie do tego regulacje. Pomysł podstarzałych hippisów na otwarcie legalne palenie czy rzeczywista potrzeba ludzi chorych? Legalność marihuany nawet dla celów medycznych jest w USA przesądzona. Medyczne właściwości marihuany, jej przydatność w poprawie jakości życia wielu przewlekle chorych pacjentów nie podlegają dyskusji. Starzy hippisi hodują sobie zioło w ogródku i system drogiej, selekcjonowanej marihuany jest im do niczego niepotrzebny. A dlaczego polski lekarz może przepisywać morfinę, a nie może przepisywać jointów, nawet syntetycznych? Polscy lekarze, jak pokazują badania, niezbyt często przepisują opioidowe leki przeciwbólowe. Jesteśmy na szarym końcu Europy, jeżeli chodzi o leczenie bólu. To pokłosie złej polityki narkotykowej realizowanej przez kolejne rządy, straszenia narkotykami, organami ścigania etc. Nic dziwnego więc, że lekarze boją się wszystkiego, co ma łatkę środka narkotycznego. A już zwłaszcza marihuany, o której medycznych właściwościach przez dziesięciolecia nie mówiono. Nawet, jeśli popatrzymy na przegrane referendum w Kalifornii dotyczące legalizacji marihuany do celów rekreacyjnych, to zobaczymy, że spierano się nie o to, czy legalizować, ale jak zrobić to w odpowiedni sposób. W całym Zachodnim świecie dokonuje się zmiana polityki narkotykowej, związana przede wszystkim z ogromną popularnością marihuany oraz kokainy. Popularność tą wspierają zjawiska kulturowe, rewolucja „dzieci kwiatów” była tego początkiem. Tu i tam słyszę o pomysłach na polskie spółdzielnie konopne. Cannabis Houses nie mają większych szans powodzenia z prostego powodu – organy państwa i tak zrobią to, co będą chciały. Pokazał to przypadek dopalaczy. Jednak takie inicjatywy są potrzebne – pokazują bowiem społeczny opór przeciwko głupiej polityce względem nielegalnych dziś używek i stawiają organy państwa w sytuacji, w której muszą one złamać prawo, aby pozostać wierne wyznawanym wartościom.


11

Narkotyki w Indiach

Drug Masala Grzegorz Wodowski

H ASŁO INDIE I NARKOTYKI kojarzy nam się głównie z konopiami palonymi przez wyznawców zarośniętych joginów i zachodnich backpackerów. Rzadko myślimy o tym, że nadużywanie środków odurzających jest zjawiskiem rozpowszechnionym w całym społeczeństwie indyjskim, a miliony obywateli tego kraju jest uzależnionych nie tylko od konopi, ale także od alkoholu, opiatów i narkotyków syntetycznych. Według szacunków Biura ONZ ds. Narkotyków i Przestępczości w kraju, w którym liczba ludności dawno przekroczyła miliard – 62,5 mln osób nadużywa alkoholu, prawie dziewięć milionów konopi indyjskich, a dwa miliony korzystają z opiatów – paląc lub jedząc opium, wstrzykując heroinę bądź bupronorfinę.

Colaba, Bombaj. Narkotyki dla turystów. Dość późno po zmroku idziemy Singh Marg, głównym traktem Colaby. Mimo nocnej pory, okolica tętni życiem – chodniki po obu stronach ulicy zastawione straganami z azjatycką odzieżą. Wystarczy, że na chwilę zaczepisz na nich wzrok, a uśpieni sprzedawcy reagują błyskawicznie: zachwalają swój towar i twój wygląd (jeśli się u nich ubierzesz). Przypominają tutejsze żaby, które bez ruchu czekają w nieskończoność aż jakiś owad przeleci im tuż przed pyskiem, a wtedy błyskawicznie wyrzucą język i połkną biedaka. Więc przyspieszamy kroku, żeby nie zostać pożartym przez żabę. Narkotyków na straganach nie ma, przynajmniej ich tam nie widać. Narkotyki chodzą i biegają po chodnikach, wyczekują na rogach ulic. Stoją na nogach kilkunastoletnich chłopców. Idą za nami, zrównują się z nami i przyciszonym głosem wysyłają za każdym razem ten sam komunikat: charas… hasz… Nawet jeśli olewasz, to i tak jeszcze parę metrów będą ci towarzyszyć spadające z każdym krokiem ceny haszyszu. Ale możesz też zareagować. I wcale nie musisz nic mówić, wystarczy, że popatrzysz z zainteresowaniem, porozumiewawczo się uśmiechniesz – wtedy, bez względu na wszystko – następnych 10 minut masz z bani. Nie ominie cię też demonstracja towaru. Chłopak wyciągnie z kieszeni

Bombaj to przyszłość cywilizacji miejskiej na Ziemi. Niech Bóg ma nas w swojej opiece.

– Suketu Mehta „Maximum City. Bombaj” FOT.: JONNA WECK


Magazyn MNB

12 foliowy woreczek pełen grudek czarnego haszyszu. Ten grams, two thousand rupies… Kręcisz głową. Cena spada o 500 rupii. Przeliczasz szybko na złotówki – wychodzi dycha za gram. No, thanks. A cena spada dalej. Za chwilę schodzi poniżej tysiąca rupii za 10 gramów. Jest już śmieszna, ale jeśli haszysz ma tą samą jakość, co nadruki na t-shirtach, to i tak można przepłacić. Więc nadal warto się targować.

Ganja, charas i bhang Konopie używane są w Indiach w różnych celach, na rozmaite sposoby i w wielu postaciach. Ograniczę się do trzech najczęściej spotykanych form. Więc ganja to nic egzotycznego, to po prostu susz z liści i szczytów żeńskich roślin; coś, co my nazywamy marihuaną, ziołem, czy jak tam jeszcze. Charas to haszysz. Ten najlepszy pochodzi z północny Indii, z Himalajów. Najwyższej jakości produkt otrzymuje się tradycyjnymi metodami z wyselekcjonowanych roślin: lepka żywica jest zbierana przez pocieranie kwiatostanów rękami, a następnie formowana w bryły. Innym sposobem zbierania żywicy jest przechadzanie się po polu konopi w specjalnych skórzanym fartuchu. Żywica przywiera do fartucha, z którego jest potem zeskrobywana. Kolor indyjskiego haszyszu jest na ogół ciemnobrązowy lub czarny, a po przełamaniu – ciemnozielony. Bhang w odróżnieniu od poprzednich, to preparat raczej przyjmowany drogą pokarmową. Najpierw, świeże pąki i liście konopi są miażdżone za pomocą moździerza do formy zielonej pasty. Potem dodawane są mleko i przyprawy. Tak przygotowany preparat stanowi bazę do sporządzania potraw i napojów.

Konopie i religie w Indiach

Mimo, że Sikhowie są urodzonymi żołnierzami, to są z gruntu przeciwni jakimkolwiek wojnom religijnym. Nie chcą dzielić ludzi na muzułmanów, hinduistów, chrześcijan. Bhang to dla nich sukha, peacemaker, dawca pokoju.

Zażywanie bhang przez Hindusów jest w zgodzie z obyczajami religijnymi i ma oczyścić z grzechów, zjednoczyć z Śiwą. W konsekwencji pozwolić na uniknięcie piekła. Więc gdy na przełomie lutego i marca nadejdzie Maha Shivaratri (jedno z najważniejszych świąt w hinduizmie) nad Indiami i Nepalem będzie czuć słodki zapach trawy. Z kolei, „głupie” zażywanie bhang, bez związku z obrzędami – puryści religijni uważają za grzech. Bhang jest tradycyjnie spożywany także podczas innych świąt m.in. Holi, święta radości i wiosny. Szczególną rolę bhang pełni w ceremoniach religijnych Sikhów. Sikhowie z Pendżabu są tu bez wątpienia największymi konsumentami kannabis. Zaznaczyć trzeba, że dziko rosnące konopie są w tym pólnocnoindyjskim stanie dosłownie wszędzie. Historycznie bhang był wykorzystywany przez Sikhów nie tylko przy obrzędach religijnych i medytacji, ale także jako środek przeciwbólowy. Zażywany również przed walką.


13 Buddyzm, z kolei nawołuje raczej do powstrzymywania się od spożywania środków odurzających „powodujących niedbałość” i w większości interpretacji zakaz ten obejmuje również konopie. Zatem buddysta powinien powstrzymać się od ich spożywania. Wskazania te są jednak raczej wytycznymi, aniżeli surowymi nakazami religijnymi. Wielu praktykujących buddyzm decyduje się na konsumpcję łagodnych środków odurzających, w tym również marihuany.

Wrota Indii: między Półksiężycem i Trójkątem

Narkotyki w Indiach

Gateway of India, Wrota Indii w Bombaju miały być uroczystym powitaniem dla podróżnych przybywających do Indii, potem stały się symbolem opuszczania Indii przez Brytyjczyków, teraz są wrotami na świat dla afgańskiej i birmańskiej heroiny.

Gdy po raz kolejny odmawiam zakupu haszyszu, diler na moment odpuszcza i znika. Po kilku minutach znów idzie obok nas. Sir, I have something better for you; you look like someone who needs something better… Wydobywa z kieszeni złożony papierek i bezceremonialnie rozwija go nie zwalniając ani na chwilę kroku. Ja natomiast staję jak wryty. Beżowy proszek nie pozostawia wątpliwości. Two grams. Great staff! Three thousand ruppies. Indie znajdują się na styku dwóch głównych światowych regionów produkcji heroiny: Złotego Półksiężyca (Iran, Afganistan i Pakistan) oraz Złotego Trójkąta (Birma, Tajlandia, Laos). Dzięki tej geografii, Bombaj jest największym portem przeładunkowym dla heroiny produkowanej z azjatyckich maków. Do Indii przenika ona przez pakistańską granicę i przypływa z Birmy. Kluczowy jest także Nepal, bo granica indyjsko-nepalska jest zdecydowanie najsłabiej strzeżona, a na punktach granicznych praktycznie nie ma kontroli celnej. Heroina dociera do Bombaju, a stąd płynie daleko w świat. Do konsumentów w Europie i Stanach.

Opium Opium od zawsze odgrywało ogromną rolę w gospodarce Indii. Kraj ten był przez wieki największym producentem i eksporterem narkotyku. Do pierwszej wojny światowej, opium było podstawowym produktem made in India i towarem handlowym. Szacuje się, że prawie 20% brytyjskich dochodów opartych było o produkcję opium w Indiach i handel tym narkotykiem. A zaczęło się od tego, że pod koniec XVIII wieku, ażeby zrównoważyć handel z Chinami, które nie chciały niczego szczególnie kupować od Brytyjczyków – ci ostatni doszli do wniosku, że w konsumpcja opium w Chinach może stanowić dla nich szanse na polepszenie bilansu handlowego. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Brytyjczycy, oprócz tego, że zaspokajali potrzeby Chińczyków, także je kreowali: konsumpcja opium w Chinach w tym czasie lawinowo rosła, a wraz z nią zapotrzebowanie na indyjskie opium. Na przełomie XIX i XX wieku jedna czwarta dorosłych mężczyzn w Chinach paliła opium. Zaplecze dla ich potrzeb – mimo że chińscy rol-

Government Opium and Alkaloid Works w Ghazipur (Uttar Pradesh, północne Indie). Największa na świecie fabryka opium przetrwała prawie dwa stulecia. Przed laty produkowano tu opium eksportowane przez Brytyjską Kampanię Wschodnioindyjską do Chin, obecnie jest tu nowoczesny koncern farmaceutyczny produkujący leki zawierające alkaloidy opium. FOT.: ARCHIWUM


Magazyn MNB

14 nicy masowo zaczęli uprawiać mak – stanowiły przede wszystkim Indie. Tutaj opium było raczej jedzone niż palone (robiono z niego pigułki, albo rozpuszczano je w wodzie), ale skala używania nie była aż tak wysoka jak w Chinach. Więcej spustoszeń dokonano w rolnictwie Indii, które zostało zdominowane przez monokulturę opiumową. Agresywny handel Brytyjczyków indyjskim opium i odwetowe działania chińskiego rządu (chciałoby się powiedzieć – z zakresu zapobiegania narkomanii) stały się przyczyną konfliktów zbrojnych zwanych wojnami opiumowymi. I chyba właśnie dzięki temu paskudnemu procederowi Brytyjczyków, również i dzisiaj Indie są największym światowym producentem opium – tym razem – na potrzeby przemysłu farmaceutycznego.

Goa misz-masz Kiedyś portugalska kolonia, później hippisowska komuna, w latach 90-tych wielka scena transowa, obecnie miejsce pielgrzymek dzieci „nowych” Rosjan. Ale tak naprawdę, dzisiaj jest tu wszystkiego po trosze. Nadmorskie wsie zabudowane domami żywcem wyjętymi z portugalskiej prowincji, choć większość z nich jest tylko wspomnieniem dawnego wyglądu. Hippisowskie reminiscencje obecne wszędzie – od wystroju wielu knajp (i wyglądu ich właścicieli) po całą organizacje życia miejscowej społeczności, gdzie tubylcy kontestując życie w najdynamiczniej rozwijającej się gospodarce świata, opieszale snują się całymi dniami. Na straganach w nadmorskich wsiach z nadruków na koszulkach spoglądają na turystów nieśmiertelni Hendrix i Morrison, a w knajpach bez ścian podstarzali hippisi piją Kingfishera. Przy dźwiękach July Morning w październikowy poranek zapychamy się przepysznym zestawem thali, ale gdy pół godziny później siedzimy w słomianej knajpce na plaży, nie przebija się już żadna muzyka poniżej 120 bitów na minutę. Wieczorem odwiedzamy jeszcze Nine Bar w Vagatorze, jedno z bardziej kultowych miejsc tutejszej sceny transowej. Dzisiaj wygląda mało kultowo, jest praktycznie pusto. Ale wszystko zmieni się za kilka dni, gdy rozpocznie się Divala Festival. Potem… przyjadą rosyjscy turyści. Hippisowskie gadżety znajdują nabywców wśród przybywających na Goa turystów. FOT.: JONNA WECK

Goa trance Na plażach północnego Goa narodził się w latach 90. nowy (dziś nadal jeszcze mało komercyjny) gatunek trance. Hipnotyczne, wysokie tony melodii łączone pompowanymi, niskimi rytmami basów, do tego coś jakby huk afrykańskich bębnów. Na plażach Vagatoru i Anjuny organizowane były, czasem kilkudniowe imprezy pod gołym niebem. Nieważne, czy duże wielotysięczne ravy czy improwizowane małe, prywatne party – tyl-


15

Narkotyki w Indiach

ko tutaj emanowały one mistyczną aurą i prawie religijnym uniesieniem. Jedynie nieprzychylność miejscowych władz spowodowała, że łatwiej dzisiaj trafić do mainstreamowowego klubu niż załapać się na ostrą imprezę na plaży. Administracyjny zakaz słuchania głośnej muzyki po 22-giej spowodował, że już nigdy nie zobaczymy kilkutysięcznego tłumu pulsującego nocą na brzegu morza. Trudno.

K jak ketamina Wśród najchętniej używanych na Goa środków (nie licząc starej poczciwej gandzi) są ecstasy i ketamina. Indie stały się w ostatnich latach głównym producentem i eksporterem nielegalnej ketaminy. Sprzyjają temu dwa czynniki. Pierwszy z nich jest taki, że obrót ketaminą w Indiach nie podlega zbyt surowym sankcjom, jak obrót innymi nielegalnymi narkotykami, więc ryzyko związane z jej posiadaniem i konsumpcją jest niewielkie. Także przemyt ketaminy nie rodzi takich niebezpieczeństw jak przemyt chociażby heroiny. Ale zyski są podobne. Kilogram ketaminy, na miejscu w Indiach, stanowi równowartość 300 dolarów. Ten sam kilogram poza Indiami kosztuje już ponad 20 tysięcy dolarów. Ketamina pod wieloma względami przypomina efekty wywoływane przez PCP (fenicyklidynę). Wywołuje m.in. podobne znieczulenie zwane dysocjacyjnym, a polegające na zaniku wrażliwości czucia na skutek „oderwania” się od własnego ciała. Nawet przy niskich dawkach występuje depersonalizacja, halucynacje, zniekształcenie perspektywy przestrzeni i upływu czasu. Przy wyższych – kompletny odlot, zazwyczaj mało przyjemny. Ketamina bywa wciągana do nosa, połykana, palona, wstrzykiwana. Od lat, obok ecstasy jest jednym z najpopularniejszych narkotyków klubowych. Nie tylko na Goa i nie tylko w Indiach. I właśnie ten fakt jest drugim istotnym czynnikiem zwiększającym zapotrzebowanie na ketaminę w całym regionie Azji Południowo–Wschodniej. Głównym sposobem przemytu ketaminy do Malezji, Chin, Indonezji, na Tajwan czy do Filipin są, jak się okazuje, lotnicze przesyłki pocztowe, gdzie narkotyk szmuglowany jest z artykułami spożywczymi. Ilość przechwytywanej przez służby graniczne ketaminy (tylko na indyjskich lotniskach) to ponad tona rocznie.

Indian apple Indie to, według niektórych źródeł, ojczyzna bielunia. Zgodnie z nimi, to właśnie stąd roślina powędrowała do Europy. My natykamy się na cały busz bieluniowy na wydmach przy Vagator Beach. Jasnozielone krzewy otaczają plażę jakby chciały odgrodzić wodę od lądu.

Goa Gill, obok Juno Reactora i Hallucinogena jeden z głównych twórców brzmienia goa trance. FOT.: WWW.LUCYWHO.COM

Malezyjscy celnicy zatrzymują przemyt ketaminy z Indii. 130 kilogramów narkotyku przyleciało z Bombaju do Kuala Lumpur jako… orzeszki ziemne. FOT.: ARCHIWUM


Magazyn MNB

16 Według Wamana Purana (purany to staroindyjskie święte pisma hinduizmu pochodzące z pierwszej połowy pierwszego tysiąclecia przed naszą erą) datura (bieluń) wyrósł z klatki piersiowej Śiwy. Inna ze świętych ksiąg, Garuda Purana zawiera opisy rytuałów z udziałem bielunia. Liście i nasiona rośliny mieszane są z konopiami, a ich połączenie nawiązuje do natury Boga, jego dwoistości: datura to pierwiastek męski, gandzia symbolizuje stronę kobiecą. Kosmiczna energia seksualna świata, przeciwieństwa łączące się w jedność i mikstura otrzymuje reputację potężnego afrodyzjaku. Tak naprawdę jest mieszanką niebezpiecznych alkaloidów tropanowych o trudno przewidywalnych skutkach psychotycznych. Skopolamina zawarta we wszystkich częściach rośliny ma bardzo silne działanie: poczynając od skrajnie nieprzyjemnych fizycznych efektów, poprzez kompletną dezorientację wywołaną ostrymi halucynacjami, których i tak nie sposób sobie później przypomnieć (skopolamina wywołuje amnezję), skończywszy zupełnej utracie kontroli i kontaktu z rzeczywistością.

HIV w Indiach

Datura z wydm w Vagatorze. Bieluń rośnie w wielu miejscach na świecie i jest z tego powodu jest łatwo dostępny, choć z uwagi na właściwości rzadko konsumowany. I słusznie. FOT.: JONNA WECK

Na budynku poczty w Mordzim natrafiamy na plakaty informujące o zagrożeniach związanych z wirusem HIV. Przypomina nam to o tym, że pod względem liczby zakażeń Indie są trzecim krajem na świecie. Choć tego nie widać z perspektywy małej, wiejskiej poczty w Mordżim, Indie są jednym z największych i najbardziej zaludnionych krajów świata – mieszka tu 1,2 miliarda ludzi. Ubóstwo, analfabetyzm i słaba opieka zdrowotna to czynniki doskonale rozgrzewające epidemię. Szacuje się, że około 2,5 miliona obywateli Indii jest zakażonych wirusem HIV. Wirus pojawił się w Indiach nieco później niż w innych krajach i początkowo dotyczył tylko niektórych grup społecznych – prostytutek i kierowców ciężarówek. Obecnie zakażenia notowane są u osób należących do wszystkich sektorów społeczeństwa Indii. Zarówno Goa, jak i Maharashtra (stan, którego stolicą jest Bombaj) to regiony Indii o największym wskaźniku zakażeń HIV. W 2008 roku zanotowano rekordową liczbę nowych zakażeń: na przeprowadzonych 26 i pół tysiąca testów, ponad 1000 okazało się dodatnimi (prawie 4%). Ciekawe, jaka byłyby to liczba, gdyby dostępność do badań była powszechniejsza? Trudno porównać 1,5 milionową społeczność żyjącą na Goa z prawie 100 milionową Maharashtrą, ze swoim 18 milionowym Bombajem. Rozpowszechnienie HIV jest tam najwyższe w Indiach: ocenia się, że 18% prostytutek i 24% osób używających dożylnie narkotyki jest zakażonych HIV. W 2009 roku, 285 tysięcy osób było poddane darmowej terapii antyretrowirusowej. Indie są głównym światowym producentem generycznych kopii leków antyretrowirusowych. Ale jak na ironię, według WHO tylko


17

jedna na cztery osoby wymagające leczenia ARV – otrzymuje leki. Choć według indyjskich agencji rządowych dostęp do ARV ma co druga chora osoba. Różnica ta wynika z przyjmowania różnych kryteriów dotyczących momentu rozpoczęcia kuracji.

Zakazany alkohol Pomimo wysiłków rządu (handel alkoholem jest w Indiach ograniczony do sklepów zwanych wine stores); pomimo niesprzyjającej alkoholowi tradycji religijnej (w wielu regionach Indii handel nim jest zupełnie zakazany) – alkohol staje się coraz powszechniejszą używką. Na Goa z jego zakupem nie ma zupełnie problemu: piwo jest tu w niemalże każdej restauracji, po kilka wine shopów w każdej wiosce. Widok pijanego Hindusa na ulicy należy jednak do rzadkości. Pamiętam ciekawy obrazek z podróży po północnych Indiach: na „dworcu” share jeeps w Riszikeszu z jednego pojazdów wytoczył się zamroczony alkoholem tubylec. Na twarzach podróżnych nie było widać nic, poza obrzydzeniem. Niektórzy ostentacyjnie odwracali się plecami od pijanego ziomka. Ale to działo się w uświęconym miejscu, gdzie nawet nie sprzedawano mięsa, a cóż dopiero whisky. Zwiększająca się konsumpcja alkoholu w Indiach rodzi mnóstwo problemów, które – choć w Polsce niezupełnie nam obce – to ich skala może przytłoczyć. W Bangalore, gdzie liczba sklepów z alkoholem podobno sięga trzech tysięcy – a w których nie tylko kupuje się alkohol, ale także się go spożywa – zupełnie nie ma toalet. Oszacowano, że na chodniki, ulice i pobocza miasta wylewa się 780 tysięcy litrów moczu dziennie! Według tutejszych specjalistów od zdrowia publicznego istnieje wyraźna zbieżność pomiędzy wzrastającą w Indiach konsumpcją alkoholu i roz-

Narkotyki w Indiach

Każdy z indyjskich stanów prowadzi swoje biuro AIDS Prevention and Control Society, które wdraża lokalne inicjatywy według zaleceń NACO (National AIDS Control Organisation). Zgodnie z narodowym programem, poszczególne stany muszą znaleźć środki m.in. na finansowanie kampanii informacyjnych i organizację punktów testowania. Na Goa natrafiamy na wiele dowodów tego, że kampanie informacyjne są realizowane. FOT.: JONNA WECK

Ludzie na Goa mają większe brzuchy, bo piją więcej piwa niż gdziekolwiek w Indiach.

– Antonio, właściciel restauracji w Vagatorze.


Magazyn MNB

18 wojem epidemii HIV. Przykładem na to są grupy imigrantów z Nepalu, wśród których zarówno wskaźniki spożywania alkoholu, jak i rozpowszechnienie zakażeń HIV są najwyższe. Spożywanie alkoholu wpływa, zdaniem specjalistów, na częstość podejmowania przypadkowych kontaktów seksualnych – jest to zwykle seks pozamałżeński lub korzystanie z prostytutek. Przy czym pijani mężczyźni na ogół unikają stosowania prezerwatyw, a wielu środowiskach – dla młodych mężczyzn alkohol i seks stały się nieodłącznymi atrybutami inicjowania dojrzałości. Czytam dodatek kulturalny do The Times of India (wydawany w Bombaju ogólnokrajowy dziennik). Jeden z artykułów namawia młode kobiety do powielania zachodnich sposobów spędzania wolnego czasu. Serial „Seks w wielkim mieście” rządzi: promocja w jednej z modnych knajp w Colabie, gdzie damskie grupy (w liczbie powyżej 8 pań) dostają drinki za darmo. Za darmo, bo pijące kobiety przyciągają do lokalu mężczyzn. Ci płacą za swoje drinki. Bombaj to seks w bardzo dużym mieście.

Prawo narkotykowe Ceny alkoholu w Indiach (jeśli nie brać pod uwagę trucizn z najniższych półek) są relatywnie wysokie w porównaniu z cenami innych artykułów spożywczych. Na witrynie wine store w Bombaju Bruce Willis reklamuje polską wódkę. FOT.: JONNA WECK

Tabela wartości granicznych. Mała ilość narkotyków to ilość poniżej wartości podanych w środkowej kolumnie.

Konopie są Indiach legalne i nielegalne. Zależy od ich formy, celu spożycia, a przede wszystkim kto je sprzedaje. Jeśli jest to bhang, spożywany są w trakcie religijnych rytuałów, a dilerem jest sklep mający państwową licencję, to wszystko jest w porządku. Jeśli powyższe warunki nie są spełnione, to też nie ma co spodziewać się, że zza krzaków wyskoczy policjant, odbierze skręta, a na ręce założy kajdanki. Mimo, że marihuana i haszysz są nielegalne, to ściganie ich konsumentów nie jest żadnym priorytetem dla indyjskich organów ścigania. Trudno też zignorować fakt, że szczególnie na północy Indii konopie rosną masowo w naturze. Ogólnie rzecz biorąc posiadanie narkotyków jest w Indiach karalne, bez względu na to, czy celem posiadania jest osobista konsumpcja, czy też nie. To, jaka będzie to kara zależy od rodzaju narkotyku i jego ilości. Jeśli jest to mała ilość – karą może być grzywna do 10 tys. rupii (niespełna 700 zł.) bądź 6 miesięcy więzienia. Gdy ilość narkotyków jest większa, ale jeszcze nie osiągnęła wielkości „komercyjnej”, karą może być nawet 10 lat więzienia. Za ilości komercyjne kara wynosi od 10 do 20 lat więzienia. Tak więc kary za średnie i duże ilości narkotyków są szczególnie dotkliwe. NARKOTYK

MAŁA ILOŚĆ

KOMERCYJNA ILOŚĆ

heroina

do 5 gramów

od 250 gramów

kokaina

do 2 gramów

od 100 gramów

haszysz

do 100 gramów

od 1 kilograma

opium

do 25 gramów

od 2,5 kilograma

marihuana

do 1 kilograma

od 20 kilogramów


19

Narkotyki w Indiach

Narkotykowa kara śmierci Na świecie pozostają 32 kraje, w których zasądzane są kary śmierci za przestępstwa narkotykowe. Wśród nich w 13. przepisy określają obowiązkowe kary śmierci za niektóre przestępstwa narkotykowe. W Iranie i Chinach egzekucje „narkotykowe” stanowią większość wszystkich straceń. I mimo, że w Indiach od 2004 roku nie wykonano żadnej egzekucji, to wciąż orzekane są tu wyroki śmierci za przestępstwa narkotykowe. Jeszcze do niedawna sądy miały obowiązek zasądzać karę śmierci w przypadku niektórych, np. gdy przestępstwo związane z posiadaniem dużych ilości narkotyków było popełniane po raz kolejny. Tak też było w lutym tego roku. Niejaki Ghulama Mahammeda Malika z Kaszmiru, który został skazany na karę śmierci, gdy po raz drugi złapano go na przemycie żywicy kannabis. W obronie Malika stanęło wiele organizacji pozarządowych, w tym Indian Harm Reduction Network. Na skutek interwencji, a także nacisków ze strony społeczności międzynarodowej, Mumbay High Court zniósł obowiązkowe zasądzanie kary śmierci za przestępstwa narkotykowe. Teraz nadal sądy będą miały nadal możliwość stosowania kary śmierci, ale nie będzie to już obowiązek. Ufff!

Zniesienie obowiązkowej kary śmierci to postęp, który sygnalizuje, że sądy zaczęły uznawać zasady redukcji szkód i prawa człowieka w odniesieniu do narkotyków.

– Luke Samson, szef Indian Harm Reduction Network.

Suma wszystkich jaźni Medytacja stanowi jedną z centralnych kwestii religii wchodu, szczególnie buddyzmu. Oświecenie i harmonia umysłu – jakże ciężkie do osiągnięcia przy pomocy medytacji, o wiele łatwiejsze za pomocą LSD. Kilkaset mikrogramów wynalazku Hofmanna i wszystko ulega zadziwiającej metamorfozie. Nieprawda, powie buddysta, bo umysł jest wtedy rozproszony i zajęty wieloma rzeczami. Okazuje się, że nie każdy bierze sobie to do serca: popyt na kwasy w Bombaju wzrósł w ciągu ostatnich lat kilkukrotnie. Produkcja w miarę czystego LSD jest niezmiernie trudna. Jeszcze do niedawna – z powodu braku odpowiedniej specjalistycznej wiedzy – LSD było przemycane do Indii ze Stanów i Europy, obecnie produkowane jest na miejscu. Mówi się o wielu wytwórniach w Gujaracie, stanie sąsiadującym z Maharashtrą. Synteza LSD nie jest łatwa, potrzebne są umiejętności i odczynniki chemiczne. O jedno i o drugie dzisiaj w Indiach jest coraz łatwiej. Bhang shopy głównie znajdują się na północy Indii, szczególnie w Radżastanie. FOT.: ARCHIWUM


Magazyn MNB

20

Eksperyment Karol Łojek

N ERWOWO ROZGLĄDA się po poczekalni. Wygląda na jakieś 30 lat. Zadbany, sprawia wrażenie silnego mężczyzny. Jednak, gdy nasz wzrok spotyka się, on kieruje swój w podłogę. W czym mogę pomóc? Jestem umówiony do Pana. Zapraszam go do gabinetu, siadamy i pytam, co go sprowadza. Palenie marihuany, mówi prawie ze wstydem. Dopytuję o szczegóły – on odpowiada, że chce przestać palić. Dlaczego? Bo bardziej mi przeszkadza niż pomaga.

Okazuje się, że naprawdę ma 34 lata i pali marihuanę od 16 roku życia. Jako nastolatek, Darek był niespokojnym młodzieńcem, rozrabiał w szkole. W badaniach psychologicznych okazało się, że prawdopodobnie cierpi na ADHD. Marihuana przynosiła mu spokój. Był okres, kiedy palił bez względu na porę dnia, potem życie zweryfikowało jego używanie, ograniczył się do używania wieczornego i żeby móc zasnąć, zakończyć gonitwę myśli. Wcześniej lekarze zapisywali mu klonazepam, nie potrafił po nim dobrze funkcjonować, ciągle był zawieszony i bez energii. Kiedy spróbował jonitów, doszedł do wniosku, że marihuana jest dla niego lepszym lekarstwem. Potem skończył szkołę, poszedł do pracy, związał się z kobietą. Ale i tak coś było nie halo. Żył pod presją nielegalności swojego funkcjonowania, bał się, że zatrzyma go policja. Może będzie bity, może trafi do więzienia? Na pewno będzie skompromitowany. Tak czy inaczej, że spotka go kara. Nie wyobrażał sobie jednak, że mógłby się obyć bez maryśki, która gdzieś po drodze sama stała się problemem. Nadużywany „lek” zaczął powodować lęki, myśli, że inni mu zagrażają. Albo, że partnerka źle o nim myśli. Z kolei, zagrożenie więzieniem zwiększało poczucie izolacji. Od dziecka słyszał, że jest inny. Teraz, widząc tak bardzo uwikłanego siebie w marihuanę – jak nigdy wcześniej – bał się, że to prawda.


21 Podczas któregoś z kolei spotkania poprosiłem Darka, by przeprowadził eksperyment. Miał polegać on na tym, że nie będzie zrywał z marihuaną na zawsze, ale odstawi ją tylko na dwa tygodnie. Zrobi to, by sprawdzić, czy lęki się zmniejszą. Próbował już wcześniej to robić, ale po paru dniach odpuszczał i wracał do palenia. Najbardziej bał się o to, że będzie miał problemy z zasypianiem. Teraz Darek oczekiwał, że najpierw spłynie na niego magiczna niechęć do marihuany, a dopiero potem spróbuje z nią zerwać. Nie naciskałem, ale tydzień później sam do tego wrócił i wspólnie zaczęliśmy się zastanawiać, jak to zrobić. Podsunąłem mu pomysł. Kiedyś przeczytałem gdzieś, że pływanie stabilizuje nie tylko oddech, ale także poziom dopaminy i serotoniny, jak również zwiększa produkcję neuroprzekaźnika, który działa niczym wewnętrzne THC. Darek podjął się eksperymentu. Po tygodniu wrócił do mnie, by powiedzieć, że pływa każdego popołudnia i czuje się nie najgorzej. Lęki prawie zniknęły, a gdy się pojawiają, to już nie z taką siłą, aby utrudnić mu normalne funkcjonowanie. W trakcie następnych sesji rozmawialiśmy o jego trudnym dorastaniu. Darek opowiadał mi o kłopotach, w jakie popadał w dzieciństwie z powodu niezrozumienia dla jego dolegliwości. W szkole karano go za każdy objaw: za bieganie po korytarzu, za problemy z utrzymaniem uwagi na lekcjach, za zadawanie głupich pytań, itd. W domu podobnie – za to, że zapominając o całym świecie podczas zabawy pobrudził spodnie lub wrócił do domu spóźniony, bo nie popatrzył na zegarek. Uświadamiał sobie też, jak bardzo czuł się winny w tych wszystkich sytuacjach. Darek nadal ma w sobie ten rodzaj napięcia, którym emanował, kiedy się poznaliśmy. Tyle tylko, że nie jest to już tak wyczuwalne. Czuję, że z każdym tygodniem staje się pewniejszy,

gdy mówi o sobie i swoich emocjach. To dopiero początek psychoterapii Darka. Spotykamy się od dwóch miesięcy i, jak na razie, nadal nie używa marihuany. Pierwszy raz tak długo. Uczę go żyć z ADHD. Jego partnerka jest teraz w ciąży, zaszła w nią dokładnie na 2 tygodnie przed jego decyzją o leczeniu. Wtedy jeszcze tego nie wiedział. Od 12 lat pracuję z osobami używającymi środków psychoaktywnych (ale ten czas leci). Wielu z nich to osoby uzależnione. Używający marihuany rzadko spełniają pełne kryteria uzależnienia. Część z nas zakłada, że jeżeli ktoś systematycznie używa marihuany przez kilka lat, to jest osobą uzależnioną. A przecież mamy do dyspozycji diagnozę nozologiczną. Korzystając z niej, możemy podczas kilku spotkań ustalić, na jaki rodzaj zaburzeń cierpi nasz klient. Często jednak zapominamy o profesjonalnym podejściu do pracy i kierujemy się emocjami, wydając sądy w oparciu o nasze „widzi mi się”. Samo używanie nie decyduje o diagnozie uzależnienia, muszą wystąpić dodatkowe czynniki, chociażby takie, jak upośledzenie kontroli czy nierealizowanie ról społecznych. O uzależnieniach mówi się, że są chorobą uczuć. A co, jeżeli środki psychoaktywne pozwalają nam tłumić te uczucia, z którymi nie potrafilibyśmy funkcjonować ponumerowani PESEL-ami w postindywidualnym społeczeństwie? Na dodatek mówi się, że chorym na uzależnienie zostaje się przez całe życie. Dziwne, bo nawet w onkologii odeszło się od takiego myślenia. Przedkładamy zatem moc uzależnienia nad choroby onkologiczne. Jak zatem wytłumaczymy przykład Darka, który codziennie używał marihuany przez 10 lat, nie zaniedbywał swoich obowiązków, chodził do pracy, płacił podatki. Jeśli ktoś wierzy w cuda, to może być jeden z nich. Ale takich ludzi jak Darek znamy wielu, nie z placówek dla uzależnionych. Raczej spotykamy ich w pracy, na studiach, mijamy ich sklepach, siadamy obok nich w kinie. Odwyk nie tworzy odpowiedniej dla nich oferty.


Magazyn MNB

22

Zapalenie wątroby typu C PODSTAWOWE INFORMACJE

HCV Wirus HCV został zidentyfikowany dopiero w 1989 roku. Jest to wirus wywołujący zapalenie wątroby typu C. HCV jest odporny na wysoką temperaturę, ginie dopiero w procesie sterylizacji, w temperaturze powyżej 140°C. Poza organizmem potrafi przetrwać nawet 3 tygodnie. HCV ginie poddany działaniu większości środków dezynfekcyjnych takich chociażby, jak chlor.

Zapalenie wątroby Spośród każdych

100

osób zakażonych wirusem zapalenia wątroby typu C

75-85

zapadnie na przewlekłą postać tej choroby

60-70

zapadnie na przewlekłe zapalenie wątroby

5-20

zapadnie na marskość wątroby

1-5

umrze z powodu marskości lub raka wątroby

Zapalenie wątroby oznacza stan zapalny wątroby. Nadużywanie alkoholu, toksyny, niektóre leki, a także niektóre choroby i infekcje wirusowe mogą powodować stany zapalne wątroby. Najczęściej wywołują je wirusy – wirus zapalenia wątroby typu A, wirus zapalenia wątroby typu B oraz wirus zapalenia wątroby typu C. Większość osób zakażonych wirusem zapalenia wątroby typu C nie ma żadnych objawów, albo są one bardzo skąpe i dlatego 95 proc. zakażonych nie jest świadomych swojego stanu.

Ostre zapalenie wątroby typu C Objawy ostrego zapalenia wątroby typu C, o ile w ogóle wystąpią, pojawią się po 2 do 6 miesięcy od zakażenia i mogą nimi być: gorączka, zmęczenie, brak apetytu, nudności, wymioty, bóle brzucha, ciemny kolor moczu, czerwonawy kał, bóle stawów i żółtaczka.

Przewlekłe zapalenie wątroby typu C Mniej więcej 75-85% osób, zainfekowanych HCV zapada na przewlekłą postać tej choroby. Objawy zapalenia wątroby mogą się ujawniać u tych osób po wielu latach od momentu wniknięcia wirusa do ustroju. Do poważnych problemów zdrowotnych może dojść po 5, a nawet 35 latach. Zanim do tego dojdzie, osoby te mogą odczuwać łagodniejsze objawy zakażenia. Nie są one swoiste, (tzn. mogą być związane z zupełnie innymi problemami zdrowotnymi) i dlatego też większość osób, u których występuje przewlekłe zapalenie wątroby typu C może nie kojarzyć tego z HCV przez wiele lat. Do najczęstszych objawów rozwoju zakażenia należą: zmęczenie, niepokój, brak apetytu, spadek wagi ciała, złe samopoczucie po spożyciu alkoholu, ból poniżej żeber z prawej strony ciała, problemy z koncentracją, ogólne złe samopoczucie, gorączka, nocne poty, ból głowy.


23 Jak przenosi się HCV? Wirus HCV przenosi się zwykle poprzez krew - gdy krew osoby zakażonej dostanie się do zdrowego organizmu. Z tego też powodu, bardzo wiele osób zakaża się HCV gdy używają tych samych igieł lub innych przyrządów do iniekcji narkotyków. Kiedyś, przed rokiem 1992, zanim badanie oddawanej krwi nie stało się powszechną praktyką, do zakażeń dochodziło często na skutek przetaczania krwi lub dokonywania przeszczepów. Nadal jednak ogromna liczba zakażeń ma miejsce w placówkach służby zdrowia.

Czy można zakazić się przez tatuaż?

OSOBY, KTÓRE UŻYWAJĄ NARKOTYKÓW DROGĄ INIEKCJI NIE POWINNY STOSOWAĆ WSPÓLNYCH IGIEŁ I STRZYKAWEK ORAZ INNYCH PRZEDMIOTÓW SŁUŻĄCYCH DO PRZYGOTOWYWANIA NARKOTYKÓW.

Niewiele jest dowodów na to, że wirusem zapalenia wątroby typu C można zakazić się poprzez zrobienie sobie tatuażu w licencjonowanej, komercyjnej placówce. Kiedy robienie tatuaży lub piercingu odbywa się poza licencjonowanym studiem, przy użyciu niesterylnych instrumentów, przenoszenie HCV (a także innych chorób zakaźnych) jest jak najbardziej możliwe.

Czy HCV może być przenoszony drogą płciową? Partnerzy seksualni, którzy używają narkotyków często myślą tak: Nie zabezpieczamy się podczas seksu, więc co za różnica jeśli używamy tych samych strzykawek? Różnica jest ogromna. Zakażenie HCV nie jest zaliczane do chorób przenoszonych drogą płciową, ponieważ, choć ryzyko zakażenia przez kontakty seksualne istnieje, jest ono znikome. Nie wykryto dotąd wirusa w ślinie, ani w innych płynach fizjologicznych, jak sperma, wydzielina pochwy. Szacuje się, że możliwość zakażenia partnera w związku monogamicznym, trwającym 25 lat (przy założeniu, że partnerzy nie stosują prezerwatyw) wynosi 1-3 proc.. Uszkodzenia naskórka lub błony śluzowej narządów płciowych i pojawienie się krwi może prowadzić do podniesienia ryzyka zakażeń podczas uprawiania seksu. Szczególnie, gdy partnerzy miewają również stosunki analne.

HCV I STERYDY ANABOLICZNE Kulturyści przyjmujący sterydy anaboliczne, powinni jak najszybciej wykluczyć u siebie możliwość zakażenia HCV. Stosowanie środków hormonalnych przy współistniejącym wirusowym zapaleniu wątroby może okazać się niezwykle groźne dla tego organu.

HCV i karmienie piersią Możliwość transmisji HCV z matki na dziecko jest na poziomie 3-5%. Obecne dane medyczne nie są jednoznaczne w tym, czy np. cesarskie cięcie lub powstrzymanie się od karmienia piersią mogą mieć jakikolwiek zapobiegawczy wpływ. Większość badań naukowych nie dostarcza żadnych dowodów na to, że karmienie piersią może przyczynić się do zakażenia dziecka tą właśnie drogą. Co prawda, w niektórych badaniach znaleziono ślady wirusa w próbkach mleka matek zakażonych HCV, a także w colostrum (inaczej siara: gęsta żółta wydzielina gruczołów mlecznych, produkowana w pierwszych dniach karmienia piersią) – jednak te ilości, zdaniem specjalistów, nie wydają się wystarczające do zakażenia dziecka.

HCV I ALKOHOL Połączenie alkoholu i HCV jest szczególnie niebezpieczne. Osoby zakażone HCV spożywające alkohol, marskość wątroby może spotkać dużo wcześniej, gdyż w tym przypadku dwa silne czynniki – HCV i alkohol – uszkadzają ją równocześnie.


Magazyn MNB ODPŁATNOŚĆ BADAŃ Diagnostyka pacjentów zakażonych HCV jest refundowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Aby wykonać bezpłatnie podstawowy test serologiczny w kierunku obecności wirusa HCV wymagane jest skierowanie od lekarza chorób zakaźnych (w przypadku kobiet w ciąży skierowanie może wystawić lekarz ginekolog). Prywatnie test oznaczenia przeciwciał anty-HCV oferowany jest w większości laboratoriów w Polsce w cenie ok. 30–40 zł.

BÓL Wątroba jest słabo unerwiona i w związku z tym „nie boli”. Powiększona wątroba daje dolegliwości bólowe w prawym podżebrzu. Gdybyśmy mogli poczuć ból wątroby związany ze zmianami chorobowymi tego organu, to z całą pewnością dbalibyśmy o nią bardziej niż o własną głowę.

24

Podsumowując, karmienie piersią przez zakażoną matkę jest bezpieczne i nie niesie ze sobą żadnych zagrożeń dla dziecka. Z całą pewnością jednak, zakażone matki powinny unikać karmienia piersią, jeśli ich sutki są popękane lub krwawią.

Jak rozpowszechnione jest zapalenie wątroby typu C? Szacunki Państwowego Zakładu Higieny oraz Instytutu Hematologii i Transfuzjologii (uznawane przez WHO) mówią o tym, że w Polsce zakażonych jest wirusem HCV ponad pół miliona osób (około 1,4% populacji). Według Stowarzyszenia PROMETEUSZE, liczba ta wynosi 750 tysięcy, a spośród nich tylko 15 tysięcy ma zdiagnozowane to zakażenie. Pozostałe osoby są nieświadome zakażenia – nie mogą w związku z tym podjąć leczenia i mogą zakażać innych.

Jak wykrywany jest HCV? Jest tylko jeden sposób, aby dowiedzieć się, czy ktoś jest zakażony HCV. Tym sposobem jest wykonanie testu krwi. Podobnie jak w przypadku badań w kierunku HIV, test taki poszukuje przeciwciał anty-HCV. Stosowane są również testy wykrywające samego wirusa. Niektóre osoby mogą mieć pozytywny wynik testu na przeciwciała i negatywny wynik testu na wirusa. Taki stan rzeczy prawdopodobnie oznacza, że w organizmie był wirus i został on wyeliminowany przez układ odpornościowy. Nie oznacza to jednak, że taka osoba jest odporna na ponowne zakażenie wirusem HCV.

Jeśli jesteś zakażony HCV W przypadku skaleczeń i drobnych ran, gdzie występuje minimalne nawet krwawienie, powinieneś sam się opatrzyć. Jeśli korzystasz z pomocy innych, dopilnuj, aby osoba pomagająca ci założyła lateksowe rękawiczki. Należy zachować środki ostrożności, jeżeli chodzi o używanie przedmiotów osobistych, takich jak szczoteczka do zębów, cążki i nożyczki do paznokci, maszynka do golenia itp. Należy zwrócić uwagę na wszystkie przedmioty, które mogą mieć kontakt z krwią i gdzie mogą się znajdować, nawet jej śladowe ilości.

Czy istnieje szczepionka przeciwko HCV? Mimo, że obecnie nie ma szczepionki przeciwko wirusowi zapalenia wątroby typu C, trwają badania mające na celu jej wyprodukowanie. Istnieją jedynie szczepionki przeciwko wirusom zapalenia wątroby typu A i B.

Jak wygląda dalsza diagnostyka? Jeśli badanie na obecność przeciwciał jest pozytywne, potrzebny jest szereg dodatkowych badań krwi, mających na celu stwierdzenie, czy organizm pozbył się infekcji, czy też przerodziła się ona w przewlekłą postać choroby. DOKOŃCZENIE - STRONA 57


25

Narkokosmos

Nasza mama Prohibicja Jowita Fraś

P RZYSŁUCHIWAŁAM SIĘ ONEGDAJ dyskusji na temat prosto z politycznego pieca wyjęty dotyczący liberalizacji ustawy o posiadaniu narkotyków. Ciasto nań kisi się już chyba z paręnaście lat, więc myślę, że na to, aby wypiec z niego jakiś przyzwoity bochen szanse są znikome. Jeśli ktoś certoli się wieki z wypiekiem, którego receptura jest powszechnie znana i dostępna w całym cywilizowanym świecie, to z tej mąki chleba rozsądnej ustawy raczej nie będzie. Gros jej zapasów zostanie przeznaczone na potrzeby propagandowej glinofilskiej kinematografii, gdzie będzie „gwiazdować” w roli świeżo przechwyconej dostawy heroiny, he, he. Resztą podzielą się dresy, chrzcząc swoje białe gówno.

No więc „posłuchuję” sobie tej radiowej Trójki, łapiąc falę gdzieś pomiędzy myciem garów i podlewaniem kwiatków. A tak naprawdę, to ilekroć dzwoni do studia jakiś słuchacz, kulę się w sobie modląc, aby już lepiej podczepił się pod neutralny z mojej perspektywy temat niedzielnych kierowców w kapeluszach jako zagrożenia dla ruchu kołowego. Po cholerę mam się denerwować, obciążać mózg dodatkową porcją adrenaliny, a latarnie i sumienie ciałami hipotetycznych ignorantów. Z góry wiem, że większość wypowiedzi dotyczących kwestii narkotyków pochodzi w najlepszym razie od nieszczęśników, którym z jednej strony gdzieś tam, pod progiem już dzwoni natarczywie udokumentowany absurd prohibicji, i którego nie sposób ot, tak, spławić, już kiełkuje zieloniutki jak szczypiorek humanizm, już poszturchuje poprawność polityczna, tolerancja i zdrowy rozsądek, a z drugiej strony, niczym atawistyczny jakiś topór wisi nad nimi „no jakże tak? przecież to narkotyki”. Lata propagandowego warunkowania robią swoje, zwłaszcza, jeżeli początek treningu przypada na chłonną tkankę młodości. Serwowane przezeń propozycje są próbą kompromisu, przerzucenia mostu pomiędzy starymi przesądami a nieubłaganą faktografią; materiałem dowodowym. Kiedy tak wiją się na tym moście, pełnym dziur i luk, próbując wydać się nowoczesnymi, a zarazem nie przeszarżować w swym polsko-familijnym paradygmacie, i kiedy wreszcie rozpłaszczają się jak żaby na tych niemożliwych sprzecznościach – wtedy nie czuję do nich nawet nienawiści. Raczej strach, że pewne istotne aspekty mojej przyszłości (jako ściśle powiązane z substytucją a la Polonaise, niestety) mogą zostać narażone na szwank lub wręcz przekreślone przez ignorantów, którym nie zbywa na umiejętności adoptowania wniesionych „we wianie”


Magazyn MNB

26

poglądów do realiów, nie brak im natomiast zabójczej pewności siebie i władzy wykonawczej. I tym sposobem owa przyszłość, zamiast opierać się na solidnych dźwigarach, „powiewa” sobie w najlepsze na wyszczerbionych sznurkowych drabinkach przedpotopowych idei, robiących nieudolne umizgi do spłonionej tzw. nowoczesności. A ta przy pierwszym nieporozumieniu zakasze kieckę i zwieje w podskokach. Prohibicja to bowiem stary wyjadacz; paskudny ośliniony zboczeniec, zaś legalizacja w Polsce to jeszcze płocha dziewica. Zakompleksiona, mieniąca się wszystkimi odcieniami wstydu i niewiary we własną wartość i przysługujące jej prawa.

Nagle uuups... umysł jakiegoś szaraczka wspina się na wyżyny wolnomyślicielstwa i rozsądku. Być może w tajemnicy przed resztą rodzinki, przyczajony w kiblu z komórką przy uchu dokonuje właśnie aktu heroizmu i skoku ewolucyjnego. Nieomal słyszę szum mozolnie piętrzącego się wykresu EEG. „Eeee... no mnie to się wydaje, że... eee... powinno się jakoś uściślić i skonkretyzować te dawki dopuszczalne, żeby...ee... oddzielić dealerów od tych Bogu ducha winnych dzieciaków...” Wielkie dzięki, gościu. Tak trzymaj, a za dwieście lat zostaniesz głównym doradcą do spraw dystrybucji w świeżo proklamowanej Republice Wolnych Receptorów, gdzie heroina na sklepowych półkach odmieniać się będzie przez wszystkie odcienie szarości, beżu, brązu i żółci. I wspólnie ze swymi Starszymi Braćmi W Legalizacji: kawą, herbatą, tytoniem, alkoholem, czekoladą i cukrem będzie piętrzyć permutacje i kombinacje możliwych stężeń, postaci, preferowanych sposobów przyjmowania do niewiarygodnych potęg. Środki określane eufemistycznie mianem „używek” i substancje okrzyknięte histerycznie „narkotykami” posiadają wspólne korzenie i walory. Istnieje pomiędzy nimi jakiś szczególny rodzaj „magnetyzmu”; „chowu wsobnego”, zupełnie jak gdyby te środki w naturalny sposób ciążyły ku sobie. Czy ktoś zastanawiał się kiedyś, dlaczego taka na przykład mąka występuje w kilku zaledwie odmianach i wcale nie pali się do wchodzenia w związki? Większość produktów na rynku to single. Łączenie się w pary, a nawet tria jest domeną substancji, które posiadają status używek. Kawa leci na cukier jak pszczoła – uwielbiają się razem bzykać, a jednak dopiero w obecności rozwiązłej czekolady ujawnia pełnię swej hedonistycznej natury. Herbata i cukier to pospolite małżeństwo, za to wystarczy, aby w pobliżu znalazł się nieskażony monopolistyczną skazą narkotyk; unikat w swojej klasie – miód i już zarówno kawa jak i herbata nasiąkają subtelną szlachetną nutą sublimacji. Tak więc kawa i herbata wspólnie durzą się w cukrze, kawa szaleje za kakao/czekoladą, cukier natomiast to pieprzony Casanova: odwzajemnia karesy wszystkich dam. Alkohol wyłania się z cukrowej protoplazmy i także za cukrem tęskni, podobnie jak dziecko za owodniowym rajem. Kawa, alkohol, cukier i czekolada to dynamit. Romans szlugów z kawą to zjawisko tyleż stare, ile kultowe. Jest niczym narkomania; choroba społeczna: nie wybiera; z entuzjazmem przemierza rynsztoki, lecz równie doskonale radzi sobie pośród zbytku i splendoru. Z tego powodu zjawisko doczekało się nawet ekranizacji.


27

Narkokosmos

„Ba, skonkretyzować. Pewnie, że skonkretyzować. I to jak! Naturalnie, że w razie uchwalenia ustawy o niekaraniu, gdy w grę wchodzi posiadanie niewielkiej ilości narkotyków należy wytyczyć górną granicę dla tejże ilości. Moim skromnym zdaniem dziesięć gramów heroiny, dwadzieścia mililitrów kompotu i dziesięć gram marihuany.” Skromniś, no masz. TAKIE walory, TAKIE postulaty. Wizja społeczna szerokoekranowa w 3D na miarę Aleksandra Macedońskiego i Stana Tymińskiego (ktoś go jeszcze pamięta?) razem wziętych. Gdzieś ty się człowieku ukrywał w trakcie kampanii? Startuj na prezydenta, a ja z przyjemnością zostanę szefową twojego sztabu. A nawet Pierwszą Damą, której, jako najrówniejszej z równych będzie, jak rozumiem, przysługiwać prawo do Pierwszego Pakietu Podręcznego o Podwojonym Potencjale. Drwię i kpię, ponieważ wszystkie te postulaty, choćby nie wiadomo jak heroiczne, łaskawe i hojne, a nawet w swej hojności rozrzutne to tylko mniej lub bardziej uszlachetnione i uelastycznione formy działania objawowego. Naturalnie, że dziesięć gram czegośtam jest lepsze niż dziewięć coma dziewięć – w takim samym sensie, w jakim – odwrotnie – dziewięć dni w areszcie jest lepsze niż dziesięć, co w żaden sposób nie wpływa na to, że System Więzienny nadal istnieje i ma się dobrze. To tylko... zwykłe targowanie; przeciąganie liny... Wpuszczając wirusa Prohibicji do swego krwiobiegu sprawiliśmy, że – paradoksalnie – wszystkie tradycyjne, doraźne środki zapobiegawczo-lecznicze okazują się nieskuteczne. Potrzeba nam antybiotyku; czegoś, co stanowi kalkę, a zarazem dokładną antytezę Prohibicji. Czegoś, co „dopasuje się do Systemu”, wgryzie weń niszcząc jego osnowę u samych podstaw. Czymś takim jest Kontrolowana Legalizacja.

Wpuszczając wirusa Prohibicji do swego krwiobiegu sprawiliśmy, że – paradoksalnie – wszystkie tradycyjne, doraźne środki zapobiegawczo-lecznicze okazują się nieskuteczne.

Nie dysponujemy wszak boskim (albo jak kto woli futurystycznym) aparatem wymiaru sprawiedliwości; sztabem wykwalifikowanych telepatycznych gliniarzy przyszłości, którzy już na etapie zatrzymania delikwenta otrzymaliby bezpośredni wgląd w intencje zatrzymanego, ani sędziowskim gremium, które - co być może ważniejsze - potrafiłoby drogą empatii dokonać ich dogłębnej analizy, włączając do akt wszystkie zewnętrzne i wewnętrzne uwarunkowania. Tak wszechstronna wiedza wysączona z tak głębokich pokładów ludzkiego mózgu, musiałaby prawdopodobnie relegować pojęcie winy, a zatem i kary w odległą przeszłość, nadając im status wstydliwego atawizmu.

Ale o czym my tu, na Boga mówimy? Piszącemu te słowa marzy się coś na kształt prawa boskiego, z jego wszechusprawiedliwiającą wszechwiedzą, podczas gdy w rzeczywistości bliżej nam do prymitywnych kodeksów sawanny i pierwszych miast, gdzie w prawie pobrzmiewają jeszcze prastare nuty o kozłach ofiarnych, zabobonach i tabu chroniącym status quo społeczności.


Magazyn MNB

28 „Wytyczenie granicy niewiele zmieni. Wszyscy wiemy, że taki cwany dealer z łatwością ominie przeszkodę. Po prostu w razie potrzeby zrobi kilka rundek, pilnie bacząc, aby w trakcie pojedynczego kursu nigdy nie obciążać kieszeni ponad wytyczoną miarę.” Szachista, cholera. Myślenie wąskotunelowe. Przewidywalność półtora ruchu do przodu łamane przez postrzeganie kratkowe, w czarno-białej optyce. Taki facet, jeśli potrenuje wystarczająco długo, rozwiąże Ci każdą zagadkę logiczną, tylko nigdy nie pofatyguje się do miejsca, gdzie zagadka bierze swój początek, aby zadać pytanie o jej genezę i sens. Ewidentnie jednakże nie jest człowiekiem Renesansu: dysponując – jak teoretycznie każdy z nas – percepcją na kształt oka pszczoły, złożonego z tysięcy maleńkich soczewek, z których każda wyprawia się oddzielnie na poszukiwanie obrazu, aby po powrocie włączyć swoje trofeum do wspólnego chóru zintegrowanego obrazu, gość uparcie opiera swój mindset na jednym i tym samym odprysku zdefragmentowanego lustra. A przecież wszyscy wiemy ze starej bajki o Królowej Śniegu, jak ostro taki pojedynczy odłamek potrafi namieszać w głowie. „Uważam, że istotnie w pewnych określonych sytuacjach można odstąpić od stosowania represji względem osób posiadających niewielkie ilości narkotyków, jednakże każda tego typu sytuacja różni się od pozostałych, a zatem wymaga osobnej, indywidualnej ingerencji i oceny prokuratora.” Cholerny cwaniak, tym groźniejszy, że jego tok myślenia jest jak najbardziej poprawny ze „strategicznego” punktu widzenia antylegalistów. Naturalnie, że stosowne regulacje prawne dotyczące „dopuszczalnej ilości”, nawet te najbardziej uściślone, usztywnione i z pozoru surowe, stosowane automatycznie i taśmowo szybko doprowadzą do strywializowania i oddemonizowania problemu. Tymczasem każdorazowe opieranie sprawy o wyższe instancje prawnicze pozwala na skuteczne odświeżanie status quo. To nieustanna rekapitulacja atmosfery grozy, represji i wykluczenia.

Wytrawni gracze spod znaku War-On-Drugs doskonale wiedzą, co robią. Prokurator wkraczający do akcji sugeruje, że prawo wciąż „jest na nie”, jedynie w wyjątkowych przypadkach może okazać wielkoduszność i przymknąć oko. Prokuratorska interwencja w najbardziej pierdółkowej sprawie wnosi do niej swoisty, negatywny z punktu widzenia interesów legalizacji „powiew świeżości”; podsyca ogień, który buzuje pod tym kotłem. Papierkowe ustalenia, w których czynnik ludzki zostaje pominięty i zastąpiony paragrafem, stanowiące zazwyczaj spiritus movens systemu represji w tym konkretnym przypadku działają na jego niekorzyść, ponieważ sprowadza całą kwestię do poziomu prawnej papki; gumy przeżuwanej po tysiąckroć i wypluwanej z niesmakiem przez gliniarza po służbie. Grozi zakończeniem spektaklu; zamknięciem teatru, rozpędzeniem prowodyrów, gapiów, maniaków, paparazzich i sprzedawców kiełbasek na cztery wiatry. Koniec imprezy, krzyże do kościołów, narkotyki do żył, czy gdzie tam się tak zwani specjaliści ugadają i na jaką ilość się ugadają... Cześć pieśni. Tymczasem cały ten „narkoperformance” posiada naturę histeryczną i pasożytniczą. Lady Prohibicja jest jak Zła Królowa z bajki. Jak każdy rodowodowy histeryk, energię ży-


29

Narkokosmos

ciową czerpie bez reszty z zainteresowania innych; z pieśni swego lustereczka złożonego z milionów pojedynczych soczewek obserwujących ją oczu. Z owadziego oka zbiorowego zainteresowania. Istnieje wprost proporcjonalnie do wywieranego wrażenia i stopnia bycia postrzeganą. Kiedy wybrzmiewa jej pieśń, kiedy rozpływa się jej widmo w oczach innych, a tłum rozchodzi się w milczeniu do swoich zajęć, nadyma się, wiruje wokół własnej osi, ma ochotę sczeznąć, pęknąć... Wreszcie wycofuje się w kąt swojego pokoju bez klamek jak niepyszna. Wytyczenie mapy rozsądnych paragrafów wprawdzie nie dostarczy nam prawa idealnego; remedium na wszystkie bolączki, ale spowoduje być może przekierowanie w obrębie schematów myślenia dzięki niedopowiedzianej sugestii zawartej w takim rozwiązaniu: Prawo wprawdzie wciąż się na narkotyki krzywi, ale tak naprawdę ma ważniejsze problemy na głowie, niż prywatne, odpolitycznione nawyki obywateli. Zwyczajnie nie zamierza angażować swoich szacownych organów i pieniędzy podatników w osobiste grzebanie w ich toksycznych tkankach i mandżurach. Kiedy narkotyki utracą choćby tylko symbolicznie - by tak rzec - bezpośredni “kontakt wzrokowy” z wyższymi “inkarnacjami” aparatu represji, kiedy choćby najmniejszej ilości uda się czmychnąć spod bezpośredniej kontroli, kiedy ścieżki narkotyków i prawa zaczną się rozchodzić, a oba sektory zaczną o sobie powoli zapominać - może będzie to pierwszy krok do punktu, w którym się to całe niechlubne zamieszanie rozpoczęło. Mam wrażenie, że spora część problemów, z którymi boryka się ludzkość została wykuta sztucznie w ogniu partykularnych interesów rozmaitych opiniotwórczych lub po prostu potężnych grup nacisku. No a potem, kiedy zaczęto udawać, że poszukuje się leku, bo sprawy uszły spod kontroli, to już poszło lawinowo, zupełnie jak fala domina, jak koncentrycznie rozchodząca się fala uderzeniowa, jak rakiety z ładunkami nuklearnymi wyrastające w trakcie Zimnej Wojny po obu stronach barykady: rakietka tu, to i rakietka tam. Tysiąc kilo proszku tu, paragrafik i tysiąc nowych glin tam. Krótko mówiąc, większość znanych mi problemów tego świata jest raczej efektem nadmiernego działania i tego działania podnoszonego do wysokiej potęgi, niż braku działania. Naturalnie nie można tak po prostu wrócić do epoki opium ugniatanego, bo za sprawą tych wszystkich „działań objawowych” wirus zdążył się już wielokrotnie zmutować w naprawdę groźne pochodne. Być może wystarczy jednak zawiesić na kołku Prohibicję, ten zaczyn wszystkich nieszczęść, zalegalizować kannabis na jakichś rozsądnych zasadach akcyzy. Niech Marysia zapracuje na ewentualne leczenie swej trzódki wyznawców (które i tak tylko z rzadka jest w ogóle uzasadnione) tak, jak na swoich ziomków tyra od lat stary zgred Etanol i ciocia Nikotyna.

No więc stoję w kuchni przy zlewie, myśli przetaczają się przez głowę niemal w stronie biernej, a szum wody do podlewania kwiatków, którą czerpię działa na myślenie tak zbawiennie, jak odgłos odkręconego kranu i ciurkania w toalecie na moczową niemoc. Umysł podchwytuje melodię, dostraja się do niej i już wkrótce śluzy otwierają swe podwoje; myśli, podobnie jak siki, płyną wartkim strumieniem, wszystkie klarowne, wszystkie oczywiste i same-przez-się-zrozumiałe. Aż trudno uwierzyć, że mógłby się znaleźć ktoś, kto ośmieliłby się mieć odmienne zdanie. Wracam do pokoju opróżnić konewkę do fikusa. Mam cichą nadzieję, że temat niedzielnych kierowców w kapeluszach wreszcie zdominuje dyskusję i że, na miłość Boską, niedzielni kierowcy zepchną na pobocze niedzielnych potencjalnych narkoustawodawców.


Magazyn MNB

30 Wtedy właśnie do ruchu włącza się ten facet i od razu można wyczuć, że będzie gorąco. Radiowy eter zaczyna pachnieć jatką, napalmem w niedzielne popołudnie. Do tej pory prowadzący uśpieni powolnym tempem jazdy; pyr-pyr-pyr; umiarkowaną temperaturą dyskusji; pyk-pyk-pyk i niemedialną puentą wyzerowaną wskutek wzajemnie znoszących się argumentów – stają się nagle tak podnieceni, że niemal sikają po nogach. I to samoistnie, tak, że nie potrzebują do tego odkręconego kranu. Niemal zamiatają przed gościem pasmo częstotliwości, oczyszczając je z kurzu, liści i ewentualnych zakłóceń. A ten koleś wtacza się na antenę jak jakiś Schwarzenegger Prohibicji; weteran z Narkotykowego Wietnamu, który ewakuował się z linii frontu do wnętrza własnej głowy, by tam znaleźć przedłużenie poligonu dla swej krucjaty. Wygląda na to, że ma w niej niezły składzik wojującego konserwatysty, wytapetowany plakatami przedstawiającymi dealerów w charakterze tarcz strzelniczych: Proszę państwa, jestem ojcem dwojga dzieci! Mój syn ma dwadzieścia lat i nie znajduję u niego znamion żadnej patologii. Moja córka właśnie dobiega pełnoletniości i udziela się w harcerstwie. Doprawdy nie wiem, nie wiem, jakim cudem udało mi się uchronić moje pociechy przed narkotyczną zarazą... Niemal widać, jak dziennikarze ukryci za gęstą kurtyną eteru puszczają do siebie oko. Sami pewnie od czasu do czasu popalają w tajemnicy przed sobą nawzajem, ale antena to prawdziwy poligon. Ma iskrzyć, dymić i drżeć w posadach. I mniejsza o to, kto rozpali ognisko: Nergal, Marylin Manson czy Ojciec Dyrektor. ...ale kiedy patrzę na moje potomstwo, nie tknięte zepsuciem, nie waham się poczytywać sobie tego za zasługę i punkt honoru. Wiem, ile wysiłku włożyłem w ich wychowanie. I czasem wyobrażam sobie, że gdyby jakiś dealer próbował wcisnąć któremuś z nich narkotyki... na przykład mojej Marysi, która jest harcerką... Doświadczone powonienie prowadzących czuje swąd puenty i obaj podnoszą do góry kciuki. ...to, to, wiecie państwo, nie będę ukrywał, że byłbym zdolny takiego drania z zimną krwią zlikwidować...

Wygląda na to, że ma w niej niezły składzik wojującego konserwatysty, wytapetowany plakatami przedstawiającymi dealerów w charakterze tarcz strzelniczych.

Niemy odgłos przybijanego w studio „piątala” brzmi jak wystrzał z broni palnej. ...I teraz, po tym wszystkim, po tym jak wyprowadziłem moje dzieciaki na prostą; mój syn jest porządnym młodzieńcem, a moja Marysia działa w harcerstwie, teraz nagle dowiaduję się, że grupa szaleńców pragnie storpedować wszystkie moje wysiłki i zalegalizować to, z czym zawsze walczyłem... Marysia, no chodźże tu do telefonu, nie chowaj się po kątach tylko


31

Narkokosmos

ruszaj tacie z odsieczą! Przecież pamiętasz, czego cię uczyłem i wiem, że obydwoje mamy podobne zdanie w tej kwestii! Odwracam się od moich kwiatków w niezdarnym półpiruecie; jak ci faceci na westernach, którzy właśnie zorientowali się, że ktoś za ich plecami kombinuje coś ze spluwą, ale zamiast zatańczyć w zwolnionym tempie, tak, żeby ubranie i włosy rezonowały i zasprężynowały miękko w zamieci drobinek kurzu, a potem wyszarpnąć gnata gdzieś z rejonów lewej wewnętrznej kieszeni (jestem leworęczna, ale w wyobraźni zawsze strzelam prawą ręką) i rozwalić to radio tak, żeby mu się śrubki i sprężynki wylewały – wypuszczam tylko z ręki konewkę i sztywno opadam na kanapę w poczuciu totalnej klęski. Chwila, moment, myślę, ten facet jest uszkodzony; cholerny Teminator ma najwyraźniej poważne usterki w obwodach logicznych. Chęć urządzenia krwistej jatki z osobą dealera w lejtmotywie jest, jak przypuszczam, tematem fantazji wielu neurotycznych rodziców, z jednej strony szczerze zatroskanych o los swego potomstwa, z drugiej zaś targanych podświadomymi wątpliwościami co do zasadności i skuteczności swych metod wychowawczych. Cóż, może nie jest to Mont Everest samoświadomości i recepta na rozwiązanie problemu, ale reakcja, choć nie budzi entuzjazmu, od biedy da się uzasadnić. Dealer jest swoistym manekinem ze zbiorowej świadomości; filtrem służącym do wychwytywania molekuł poczucia zagrożenia, winy, żalu; taką trochę makabryczną maskotką, którą można sobie kopnąć, albo wbić w nią szpilkę. Jako kozioł ofiarny funkcjonuje w zasadzie wyłącznie jako psychiczny sztuczny konstrukt, ponieważ w naturze jest niemal nieosiągalny. Gatunek ściśle chroniony. A co robi w naturze? Ano właśnie. Dobre pytanie. Siedzi sobie wspólnie z resztą rządowych bon vivantów na miękkim fotelu i wspólnie „robią Prohibicję” na twarde dragi i w ogóle wszystkie dragi jak leci, tak, jak kiedyś „robiło się Opozycję”. Ale myśl lotna taty Marysi takich wyżyn nie ogarnia. Jego trakcja skojarzeniowa jest jednokierunkowa. Dealer, narkotyk, używanie, uzależnienie; wszystkie te stacje nanizane są na jeden wektor, który jak zatruta strzała gna prosto do piekła. Tego pociągu nie da się przekierować, zatrzymać, opóźnić, zmienić siedzeń na bardziej wygodne, negocjować z porywaczem. Trzeba go wykoleić! To niewiarygodne, ale poglądy na kwestię narkotyków Taty Marysi, a wraz z nim sporej części społeczeństwa powstają pod dyktando najprostszego łuku odruchowego: bodziec - reakcja. Młoteczek stuka, to nóżka kopie. Przygniotło mnie drzewo, więc trzeba wyharatać las tropikalny. Choćby bieguny miały się zagotować. Tata Marysi nie zagląda za kulisy i nie stopniuje zła.

Jego trakcja skojarzeniowa jest jednokierunkowa. Dealer, narkotyk, używanie, uzależnienie; wszystkie te stacje nanizane są na jeden wektor, który jak zatruta strzała gna prosto do piekła.


Magazyn MNB

32 No, Marysia, chodźże tu już wreszcie, wypowiedz swoje zdanie... Widzę jak Marysia ociera twarz chustą harcerki i z lekkim westchnieniem odchodzi od swoich gąsek... Jej wstyd i zażenowanie są tak namacalne, że antena niemal je wychwytuje, zupełnie, jakby znalazły dla siebie jakąś niszę przekaźnikową na specjalnej częstotliwości. Radio spłynęłoby rumieńcem, gdyby nie to, że jego obudowa jest z czarnego plastiku. Nawet jeżeli podziela Tatowe poglądy, to wygląda na to, że kompletnie nie ma ochoty dzielić się nimi ze słuchaczami. No więc... znaczy tak, tata ma rację... Ja jestem w harcerstwie, chodzę na zbiórki i widzę, co się tam dzieje z tymi narkotykami... Koszmar normalnie... No to jakby teraz oni jeszcze zaczęli je dodatkowo rozdawać... no to ja już w ogóle nie wiem, co by było, chyba normalnie jakaś masakra. Marysia brzmi jak wyrwany z kontekstu i do tablicy student, któremu polecono rozwiązać zadanie logiczne. Taki, co to w ostatniej chwili zdążył desperacko zajrzeć do zeszytu, ale jedyną rzeczą, którą udało mu się prawidłowo zapamiętać, to dane wejściowe.

Koszmar! A zatem twierdzisz, że narkotyki to koszmar? – wiekowy profesor nawija na palec kosmyk brody. W porządku, wzdycha – skoro się pani upiera, możemy potraktować to stwierdzenie jako zdanie od biedy logiczne. Ale dlaczego, na miłość boską, zamierza pani podnosić ten koszmar do potęgi masakry? I to drogą jakiegoś dziwnego działania o nazwie „rozdawanie”, o którym dodatkowo w ogóle nie ma mowy w zadaniu. Poza tym, skoro już przy tym jesteśmy, wcale nie jestem pewien, czy rozdawanie zmasakrowałoby to równanie, o którym teraz mówimy. Profesor uśmiecha się chytrze. - Jak tak dalej pójdzie to skończy pani na antypodach nauki dożywotnio wyciągając pierwiastki z zasyfionego bajora liczb ujemnych. Ha, ha, ha..

Dziennikarze po raz kolejny walą „piątala”. Kolega, który przekierował to połączenie na antenę ma u nich czarnego Jaśka Łazęgę, dobrego dżisa, a może nawet ścieżynę-śnieżynę. Nie dość, że podesłał im materiał z doktrynalnym gwałtem, to jeszcze akcja leci w trybie live. Marysia wprawdzie nie czai luki w Tatowym rozumowaniu, ale za ten obciach antenowy należy mu się manto. Może nie pójdzie na najbliższą zbiórkę. Albo nawet poprzygląda się trochę bliżej tym jego „narkotykom”. A co jej tam. Marysia nigdy nie słyszała o nikkaraguan contras, aferach, drug-lordach, syndykatach, przekrętach, pieniądzach tak wielkich, że opasujących świat ciasnym łańcuchem banknotów na szerokości równika, łańcuchach brudnych rąk milion razy dłuższych niż wszystkie łańcuchy czystych serc Kotańskiego...


33

Narkokosmos

Tatuś pewnie i słyszał, ale myśl o tak potężnym ładunku zła paraliżuje jego obwody logiczne i sprowadza reakcję do odruchów i emocji. Słyszy dźwięk rogu, trąbki, syreny a wewnętrzna polska szabelka wariuje jak – nie uchybiając – kompas Jacka Sparrowa, by wreszcie wskazać właściwy azymut. Tata jest chocholim spadkobiercą wszystkich możliwych daremnych krucjat. Nieważne, co podpowiada rozum. Liczy się to, co w duszy gra. Ani Tata, ani tym bardziej Marysia Harcerka nie myślą o tym, że gdzieś tam, far far away, albo w sąsiedniej klatce żyje jakaś Druga Marysia, taka, która nie miała tatusia-krzyżowca w połyskującej zbroi, co to ją tarczą osłaniał przed zabójczymi podmuchami toksycznego proszku czy gryzącego dymu. No i ta Druga Marysia ukłuła się wrzecionem, co je dostała w podarunku od złej czarownicy przebranej za faceta na Harley’u, i strasznie się jej to ukłucie spodobało, jakby przez jej ciało przetoczyła się fala ciepłego miodu. I raz, kiedy po raz setny któryśtam z rzędu siedziała sobie w parku na ławce, delektując się miękką przędzą z wrzeciona, nagle otoczyła ją horda policjantów. Takich jak z telewizji, z tych amerykańskich programów w manierze Trochę Kity-Trochę Reality. Gliniarzy, których wypolerowane odznaki świecą odbitym słońcem Kalifornii. Takich gliniarzy, jakich Marysia Harcerka często oglądała wspólnie z Tatą. Podobali jej się opaleni chłopcy w mundurach, których szwy zdawały się niemal rozłazić i pękać, kiedy mięśnie pęczniały podczas „rozpracowywania” jakiegoś czarnucha z getta. Lubiła ujęcia z ręki i rwany montaż, który stwarzał pozory, że akcja jest monitorowana w czasie realnym; podobało jej się, kiedy radiowóz i kamera razem koziołkowały i stawały dęba, a ona sama ściskała kciuki i kolana, żeby tylko dobrym chłopcom się powiodło. Czasami jej sympatie wymykały się spod kontroli, na przykład wtedy, kiedy ten gość w czapeczce i dłoniach skutych od tyłu w miejscu gdzie zaczynały się jego spodnie, zupełnie jakby już zdążył w nie ze strachu narobić, nagle odwrócił głowę do kamery i było w jego spojrzeniu coś takiego... Jakaś otchłań... Zupełnie, jakby program istotnie był relacją na żywo. Nie wspomniała o tym Tacie ani nawet Pamiętnikowi. Tacie podobała się moralna jednoznaczność programu i jego wychowawcze walory. Na pewno by nie zrozumiał. Teraz tacy sami policjanci wrzeszcząc wyrwali Marysi Numer Dwa zużyte wrzeciono, wrzucili do plastikowego woreczka i obiecali posłać do ekspertyzy. Ją samą obiecali posłać do wiezienia, a przynajmniej poprawczaka, po tym jak skuli jej ręce plecach, zupełnie jak temu chłopakowi z telewizji i wepchnęli do radiowozu. I solennie przyrzekli powiadomić szkołę. Zdajesz w tym roku maturę? No, to już jej nie zdajesz, powiedzieli. Kiedy Marysia Numer Dwa wsiadała do suki z wydatną pomocą policjantów, których odznaki w ogóle nie błyszczały, a może po prostu słońce nie świeciło wystarczająco mocno, otworzyła się w niej otchłań,

Kiedy Marysia Numer Dwa wsiadała do suki z wydatną pomocą policjantów, których odznaki w ogóle nie błyszczały, a może po prostu słońce nie świeciło wystarczająco mocno.


Magazyn MNB

34 podobna do tej na twarzy gostka z telewizji, który w jednej chwili zobaczył przed sobą kraciasty deseń dożywocia. A i spodnie niewątpliwie by zgubiła, gdyby nie to, że miała na sobie obcisłe „rurki”. Tata i Marysia Harcerka nigdy nie pomyśleli, że mogłaby istnieć jakakolwiek inna wersja, w której Marysia znalazłaby się na miejscu tej drugiej. W ogóle nie przetoczyła się im przez głowę refleksja dotycząca losu wszystkich innych Maryś obojga płci, które – zanim jeszcze sponiewiera je zatrute wrzeciono ewentualnego uzależnienia – już otrzymują od Prawa pierwszą darmową próbkę penalizacji, napiętnowania i wykluczenia, już funduje się im pierwszy bilet kredytowy nieufności na podróż w jedną stronę. Dziennikarze mrugają do siebie, poczym zadają ostatnie pchnięcie; coup de grace liberalnym reformatorom prawa. ...A zatem jest pan absolutnie pewien, że wszelkie kompromisy w kwestii narkotyków prowadzą do eskalacji zła? Innymi słowy: stoi pan twardo na stanowisku „zera absolutnego tolerancji”, czy tak?

Tata i Marysia Harcerka nigdy nie pomyśleli, że mogłaby istnieć jakakolwiek inna wersja, w której Marysia znalazłaby się na miejscu tej drugiej.

Absolutnie tak! Tak! tak! tak... – niesie się głos, któremu odpowiada jedynie echo; tym sposobem Tata Marysi „zaślubia” bezwarunkowej trzeźwości i – w razie protestu – stygmatyzacji, nie tylko swoją córkę, ale także pełny komplet dorosłej i dorastającej populacji Polaków. Zupełnie jak, nie przymierzając, makabryczny Szeryf z Nothingham próbujący zawiązać mariaż z dziewczyną miejscowego freaka - Robin Hooda, Marion (nomen omen). Cóż, ostatecznie, jeśli nad tym trochę podumać, feudalne pomyje wciąż stanowią kamień węgielny współczesnego prawa: co dzień „zaślubia” się nas masowo dziesiątkom absurdalnych ustaw, mamrocze formułkę, nakłada hipotetyczne „obrączki”, a echo przybijanej pieczęci imituje uroczystą kwestię oblubienicy. Nikt też nie zamierza czekać na ujawnienie ewentualnych przeszkód, albowiem, jak to doskonale wiemy z Tradycji, w tego rodzaju „wetowaniu” ślubnych obrządków celują na ogół osoby społecznie nieprzystosowane (jakieś czarownice, dziady proszalne, księża pod anatemą itp.). Prawo Pierwszej Nocy, Prawo Pierwszego Splifa... Krzykliwa muzyka wieszcząca rychłe nadejście reklam rozszarpuje eter na strzępy, zanim jeszcze wybrzmiewa credo Taty Marysi, a jednak rzecz zadziwiająca - fala jakimś sposobem nie tłumi głosu, nie miksuje go razem z muzyką, nie defragmentuje dźwięku redukując go do fonemów; niezrozumiałego bełkotu. Odnoszę wrażenie, że Tatusiowe tak, zadając kłam wszelkim zasadom akustyki, wciąż znajduje się na szczycie głosowej fali.


35

Polecamy

SEKS

FOT.: ARCHIWUM

My, ludzie, należymy do niewielkiego grona gatunków, których zachowania seksualne nie są nierozerwalnie związane z procesem reprodukcji. Pożądanie lub ochota na seks ma u nas niewiele wspólnego z kobiecą płodnością. Możemy być aktywni seksualnie w dowolnej fazie cyklu miesiączkowego, podczas ciąży, po menopauzie. Ludzie bardzo często uprawiają seks w okolicznościach, które wykluczają reprodukcję i w tym sensie można powiedzieć, że w znacznej mierze seks jest dla nas rozrywką. Tę nietypową cechę, jaką jest możliwość uprawiania seksu stale, niezależnie od faz cyklu reprodukcyjnego samic, dzielimy między innymi z delfinami. Delfiny z entuzjazmem praktykują także masturbację. Jednakże naszymi największymi rywalami do tytułu najbardziej seksualnych bestii na ziemi są małpy bonobo, gatunek małp afrykańskich z rodzaju szympansów.

NARKOTYKI Ecstasy stymuluje także wzrost wydzielania prolaktyny. Być może pamiętacie, że zwiększone wydzielanie tego hormonu jest jedną z rzeczy, które dzieją się podczas orgazmu, i że w znacznej mierze prolaktyna odpowiada za postorgazmiczne poczucie zaspokojenia. Gwałtowny wzrost prolaktyny, który następuje po zażyciu ecstasy, pod wieloma względami przypomina ten, który następuje po osiągnięciu orgazmu; może to tłumaczyć efekt, określany jako loved-up, poczucie relaksu i towarzyski nastrój, będące skutkiem zażycia ecstasy, a jednocześnie reputację, jaką ecstasy cieszy się jako afrodyzjak. Jak się wydaje, ta reputacja ma całkiem dobre podstawy. Chociaż niektórzy mężczyźni, zażywający ecstasy, twierdzą, że narkotyk osłabia erekcję i opóźnia orgazm, większość użytkowników, tak mężczyźni, jak i kobiety, uważa, że ecstasy pobudza pożądanie i zwiększa satysfakcję.

Paul Martin Seks, narkotyki i czekolada Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2010

CZEKOLADA Dlaczego tak bardzo kochamy czekoladę? Jej powodzenie z pewnością częściowo opiera się na kombinacji bogatego smaku, smaku i zmysłowej faktury. Prawdziwa czekolada topi się w temperaturze zbliżonej do temperatury ciała, wyzwalając złożony smak i aromat kilkuset chemicznych składników, zawartych w kakao. Smak dobrej czekolady potrzebuje kilku minut, aby rozwinąć się i dać w pełni poczuć. Zucie czekolady zaburza ten proces – to jak gdyby dobre wino łykać pospiesznie, zamiast delektować się nim powoli. Aby w pełni odczuć przyjemność, której może dostarczyć czekolada dobrej jakości, najlepiej pozwolić, by powoli rozpuszczała się w ustach. Prawdziwi miłośnicy wydychają przy tym powietrze nosem, aby do maksimum napawać się bukietem czekolady (mogłoby się jednak okazać, że zaczęlibyście przy tym chichotać). Prosta rada brzmi: ssać, nie żuć.


Magazyn MNB

36

Recydywa Krzysztof Grabowski

P OSTAWIENIE ZARZUTU POPEŁNIENIA PRZESTĘPSTWA w związku z recydywą może każdemu, kto wszedł w konflikt z prawem, zmrozić krew w żyłach. Mogą się uaktywnić wspomnienia opowiadań kolegów, którzy mówili, że sądy zawsze wysyłają recydywistów do więzienia. Czy wtedy rzeczywiście trafimy pod celę z ograniczoną liczbą wyjść na spacernik? Poniższy artykuł ma na celu rozwiać te wątpliwości. W żadnym wypadku nie jest jednak kompendium wiedzy zawierającym wszystkie informacje o recydywie. Trzeba pamiętać, że każda sprawa karna jest inna. Dlatego w sytuacji, w której ktoś ma wątpliwości, czy sąd potraktuje go jak recydywistę, najlepiej zawsze jest poradzić się prawnika. W niektórych placówkach monarowskich prawnicy pełnią dyżury, więc warto skorzystać z takiej pomocy.

Drugi raz powinęła się noga

Za powrotność do przestępstwa może być uznane popełnienie najpierw np. kradzieży, a następnie po pewnym czasie popełnienie innego przestępstwa np. wprowadzania do obrotu narkotyków.

Zanim porozmawiamy o recydywie warto jest pokrótce omówić powrotność do przestępstwa. Powrotność do przestępstwa jest najogólniej mówiąc ponownym popełnieniem jakiegokolwiek przestępstwa, za które otrzymuje się wyrok. Przy powrotności do przestępstwa nie ma znaczenia, jakie przestępstwo zostało popełnione najpierw, ani też to, jakie przestępstwo zostało popełnione w drugiej kolejności. Powrotność do przestępstwa obejmuje nie tylko popełnienie dwóch przestępstw. O powrotności do przestępstwa mówimy także wtedy, gdy sprawca popełnia trzecie, czwarte i następne przestępstwa. Tak więc powrotność do przestępstwa jest skazaniem za popełnienie kolejnego przestępstwa.


37

Recydywa

Jakie znaczenie ma powrotność do przestępstwa? Przede wszystkim dla systemu sprawiedliwości jest wskaźnikiem nieskuteczności resocjalizacji sprawcy. Wkracza on przecież z powrotem na drogę kariery przestępczej. Powrotność do przestępstwa ma równolegle znaczenie dla osoby, której powinęła się noga w relacjach z wymiarem sprawiedliwości. Sąd bowiem orzekając o przestępstwie powinien brać także pod uwagę wcześniej popełnione przestępstwa. Czym się kieruje sąd wymierzając karę? Sąd wymierzając karę uwzględnia w szczególności: motywację i sposób zachowania się sprawcy, właściwości i warunki osobiste sprawcy, sposób życia przed popełnieniem przestępstwa i zachowanie się po jego popełnieniu. Powrotność do przestępstwa stanowić będzie zatem okoliczność obciążającą dla sprawcy wpływającą na wyższy wymiar kary.

Co jeszcze może powrotność do przestępstwa zaostrzyć? Powrotność do przestępstwa jeszcze w inny sposób pogarsza sytuację oskarżonego. W większości sytuacji lepszym rozwiązaniem jest dla oskarżonego skorzystanie z dobrodziejstwa warunkowego umorzenia postępowania karnego, niż otrzymanie kary nawet z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Jednak i w tym wypadku powrotność do przestępstwa stanowić może przeszkodę. Bowiem, żeby sąd mógł warunkowo umorzyć postępowanie karne musi być spełnionych wiele warunków, a jednym z nich jest brak uprzedniej karalności za przestępstwo umyślne. Tak więc powrotność do przestępstwa w sytuacji, w której wcześniej popełniło się przestępstwo umyślne wyłącza możliwość warunkowego umorzenia postępowania karnego.

Toplista przestępstw Niestety dla osób, które są często klientami punktów konsultacyjnych i ambulatoriów oraz mają zatarg z wymiarem sprawiedliwości większość przestępstw, których się one dopuszczają są przestępstwami umyślnymi. Przestępstwa uregulowane w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii z 2005 r. łącznie z najbardziej popularnymi: posiadaniem oraz udzielaniem narkotyków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (dilerką) są przestępstwami umyślnymi. Również inne przestępstwa zdarzające się osobom używającym narkotyków: prowadzenie roweru w stanie nietrzeźwości czy drobne kradzieże są także przestępstwami umyślnymi. Popełnienie takich przestępstw umyślnych za pierwszym razem wyłącza możliwość warunkowego umorzenia postępowania karnego.

Stopień wpływu powrotności do przestępstwa na karę zależy od oceny sądu. Sąd nie wskazuje wprost w sentencji wyroku wpływu powrotności do przestępstwa na wymiar kary. W wypadku, gdy skazany przeczuwa, iż wysoki wymiar kary został wydany z uwzględnieniem jego powrotności do przestępstwa, a nie zgadza się z jej wymiarem, może złożyć wniosek o uzasadnienie wyroku. W tym uzasadnieniu powinno znajdywać się wyjaśnienie, czy wymiar kary został ustalony biorąc pod uwagę powrotność do przestępstwa. W sytuacji, gdy wymiar kary jest wysoki, a w uzasadnieniu nie ma wskazania, iż został on wymierzony biorąc pod uwagę powrotność do przestępstwa, zachodzą poważne powody do złożenia apelacji od wyroku. Trzeba jednak przeczytać dokładnie uzasadnienie, ponieważ mogą zachodzić inne okoliczności zaostrzające wymiar kary, np. popełnienie przestępstwa razem z nieletnim.

Nieumyślne spowodowanie u kogoś uszczerbku na zdrowiu podczas jakiegoś zatargu nie wyłącza warunkowego umorzenia postępowania karnego. Oczywiście musza być spełnione także inne warunki. Poważne przestępstwa zagrożone surową kara w ogóle nie kwalifikują się do warunkowego umorzenia postępowania karnego.


Magazyn MNB

38

FOT.: MARTA PAJĄK

Recydywa

Art.64 § 1. Jeżeli sprawca skazany za przestępstwo umyślne na karę pozbawienia wolności popełnia w ciągu 5 lat po odbyciu co najmniej 6 miesięcy kary umyślne przestępstwo podobne do przestępstwa, za które był już skazany, sąd może wymierzyć karę przewidzianą za przypisane sprawcy przestępstwo w wysokości do górnej granicy ustawowego zagrożenia zwiększonego o połowę.

Powyżej wskazane przykłady związane są z powrotnością do jakiegokolwiek przestępstwa. Obok takiej powrotności wyróżnić można także szczególną powrotność do przestępstwa. Jej wyróżnikiem jest to, że może znaleźć ona zastosowanie tylko przy powrotności do pewnego rodzaju przestępstw. Właśnie ta szczególna powrotność do pewnego rodzaju przestępstw nazywana jest recydywą. Z recydywą wiąże się możliwość zaostrzenia kary, a pewnych sytuacjach sąd nawet przymusowo musi zaostrzyć jej wymiar. Pierwszy wypadek, to jest wtedy kiedy sąd może, ale nie musi zaostrzyć karę dla recydywisty, obwarowany jest wieloma przesłankami. Reguluje je art. 64 § 1 kodeksu karnego. Warto go przytoczyć w całości, bo jest to artykuł mający największe znaczenie dla recydywy. Co można w art. 64 § 1 kodeksu karnego wyróżnić? Oprócz omówionej wyżej kwestii umyślności przestępstwa rzucić się może w oczy wymóg wymierzania kary pozbawienia wolności przy pierwszym skazaniu. Tak wiec spać spokojnie w tym zakresie mogą ci, którzy zostali skazani na grzywnę lub karę ograniczenia wolności. Po drugie skazany za pierwsze przestępstwo musi odbyć co najmniej 6 miesięcy kary pozbawienia wolności. Zatem otrzymanie zawiasów, jeżeli kara pozbawienia wolności nie została odwieszona, też nie będzie uzasadniać zastosowania przepisów o recydywie. Kolejna przesłanka jest przesłanką szeroko dyskutowaną przez prawników. Nie wchodząc w bliższe szczegóły można wyliczyć jakie przestępstw sa przestępstwami podobnymi. Przede wszystkim przestępstwami podobnymi są przestępstwa należące do tego samego rodzaju. Przestępstwami podobnymi są również przestępstwa z zastosowaniem przemocy lub groźby jej użycia albo przestępstwa popełnione w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Nie powinno rodzić problemów stwierdzenie, które przestępstwa są z zastosowaniem przemocy lub groźby jej użycia oraz które przestępstwa są przestępstwami popełnionymi w celu osiągnięcia korzyści majątkowej.

Przestępstwa tego samego rodzaju Możemy mieć jednak problem z domyśleniem się tego, jakie przestępstwa są tego samego rodzaju. Najogólniej rzecz biorąc są to przestępstwa, które godzą w te samo dobro chronione prawem. Jeśli przyjrzymy się bliżej rozdziałom kodeksu karnego, to zobaczymy, że ustawodawca ponazywał je w szczególny sposób. Mamy więc rozdział o przestępstwach przeciwko życiu i zdrowiu (wśród nich spowodowanie uszczerbku na zdrowiu), przestępstw przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji (wśród nich prowadzenie roweru w stanie nietrzeźwości), przestępstwa przeciwko mie-


39

Recydywa

niu (wśród nich kradzież). Właśnie to przeciwko czemu są skierowane te rodzaje przestępstw jest dobrem prawnym.

Przestępstwa narkotykowe podobne do siebie Przestępstwami tego samego rodzaju (podobnymi) są też przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Są one zasadniczo skierowane przeciwko dobru prawnemu, które kiedyś Sąd Najwyższy określił jako zdrowie publiczne. Nie wchodząc w dyskusje, czy zrobił to całkowicie zasadnie, pomijając zdrowie użytkownika narkotyków, takie określenie dobra prawnego może być w pewnych sytuacjach przydatne dla osób używających narkotyków.

Wszystko na raz bez wyjątku Aby mówić o recydywie, wymienione przesłanki muszą być spełnione wszystkie na raz. Ale nawet, jeżeli wszystkie te przesłanki zostaną spełnione, sąd wcale nie musi zaostrzać kary. Jeśli mimo wszystko sąd zdecyduje na zaostrzenie kary, to może ją zaostrzyć do wysokości górnej granicy ustawowego zagrożenia zwiększonego o połowę. Sąd nie musi także wymierzać kary pozbawienia wolności za drugie przestępstwo. Może wymierzyć karę grzywny lub ograniczenia wolności. Może także te kary warunkowo zawiesić. Uwzględnia te okoliczności, które bierze zawsze wymierzając zawiasy. Sąd bierze pod uwagę przede wszystkim postawę sprawcy, jego właściwości i warunki osobiste, dotychczasowy sposób życia oraz zachowanie się po popełnieniu przestępstwa. Odnośnie osób używających narkotyków szczególnie ważne może być zachowanie po popełnieniu przestępstwa. Jeżeli przestępstwo było związane z używaniem narkotyków np. w celu zdobycia pieniędzy na narkotyki, to na pewno dla sądu istotna będzie wola podjęcia leczenia. Kluczowe, żeby to wola była podparta czymś konkretnym. Takim konkretnym wyrazem woli podjęcia leczenia będzie dokument potwierdzający przyjęcie na leczenie.

Recydywa z obowiązkowym zaostrzeniem kary Czasem jednak sąd nie ma wyboru i po prostu musi zaostrzyć karę. To obowiązkowe zaostrzenie kary dotyczy sytuacji w której kolejne przestępstwa są przestępstwami poważnymi o wysokiej szkodliwości społecznej. Takim przestępstwami są następujące przestępstwa: umyślne przestępstwo przeciwko życiu lub zdrowiu, przestępstwo zgwałcenia, rozboju, kradzieży z włamaniem lub inne przestępstwo przeciwko mieniu popełnione z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia. Recydywa z obowiązkowym zaostrzeniem kary znajduje rzadkie zastosowanie w praktyce, bowiem obejmuje on sytuacje, w której oskarżony został już wcześniej dwukrotnie

Przestępstwo z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii w postaci udzielania narkotyku nie będzie przestępstwem podobnym do przestępstwa spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. A to dlatego, że przestępstwo z ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii skierowane jest przeciwko zdrowiu publicznemu. Spowodowanie uszczerbku skierowane jest natomiast przeciwko zdrowiu indywidualnemu, to jest konkretnej osoby. I to mimo tego, że w rzeczywistości bardziej zasadnym jest twierdzić, że oba przestępstwa są skierowane przeciwko zdrowiu konkretnej osoby. Przestępstwo spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skierowane jest przeciwko zdrowiu ofiary przemocy fizycznej. Natomiast odnośnie udzielania narkotyku, to można zasadnie argumentować, że narkotyki przede wszystkim będą zagrażać zdrowiu osoby, która je otrzymała.


Magazyn MNB

Jeżeli ktoś przesiedział 1 rok w więzieniu za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a dwa lata później zatrzymano go, gdy prowadził samochód pod wpływem marihuany, to sąd nie powinien stosować wobec niego za drugie przestępstwo przepisów o recydywie. Nie powinien ich stosować z tego względu, iż jedna przesłanka nie została spełniona, tj. brak jest podobieństwa przestępstw.

40 skazany, w tym za drugim razem w ramach recydywy zwykłej i następnie popełnia trzecie przestępstwo. Żeby zastosowano przepisy o recydywie z obowiązkowym zaostrzeniem kary skazany musi ponadto odbyć łącznie 1 rok kary pozbawienia wolności i popełnić trzecie przestępstwo ciągu 5 lat po odbyciu w całości lub części ostatniej kary.

Ile za recydywę z obowiązkowym zaostrzeniem kary? Obowiązkowe zaostrzenie kary następuje w wysokości powyżej dolnej granicy ustawowego zagrożenia za dane przestępstwo, natomiast górną granicę kary sąd może zwiększyć o połowę. Sąd musi także obowiązkowo wymierzyć karę pozbawienia wolności. Raczej nie ma co liczyć na warunkowe zawieszenie wykonania kary pozbawienia wolności. Sad bowiem może karę pozbawienia wolności zawiesić w wyjątkowych wypadkach.

Co oprócz tego za recydywę? Powrotność do przestępstwa w postaci recydywy nie tylko zwiększa ryzyko wymierzenia surowszej kary. Ogranicza także możliwość skorzystania z warunkowego przedterminowego zwolnienia z odbycia reszty kary. Przy zastosowaniu przepisów o recydywie z możliwością zaostrzenia kary można warunkowo zwolnić po odbyciu dwóch trzecich kary. Natomiast przy zastosowaniu przepisów o recydywie z obowiązkowym zaostrzeniem kary można warunkowo zwolnić po odbyciu trzech czwartych kary.

Czy recydywistą jestem do końca zycia? Jednak powrotność do przestępstw, w tym także w warunkach recydywy, nie jest fatum, które będzie się ciągnęło za skazanym przez całe życie. Po pewnym czasie następuje zatarcie skazania. Zatarcie skazania na karę grzywny i ograniczenia wolności następuje po 5 latach. Natomiast zatarcie skazania na karę pozbawienia wolności następuje po 10 latach. W pewnych okolicznościach te terminy mogą być skrócone. Jeżeli nastąpiło zatarcie skazania, to w oczach sądu taka osoba nie powinna być traktowana jako osoba, która popełniła przestępstwo w warunkach powrotności do przestępstwa.

Recydywa w więzieniu Obok powrotności do przestępstwa mamy także recydywę penitencjarną. Ten rodzaj recydywy regulują przepisy kodeksu karnego wykonawczego. W zakładzie karnym dla recydywistów penitencjarnych odbywają karę dorośli skazani za przestępstwo umyślne na karę pozbawienia wolności lub zastępczą karę pozbawienia wolności oraz ukarani za wykroczenia


41 umyślne zasadniczą lub zastępczą karą aresztu, którzy uprzednio już odbywali takie kary lub karę aresztu wojskowego za umyślne przestępstwa lub wykroczenia. Szczególne względy resocjalizacyjne mogą przemawiać za skierowaniem takich skazanych do zakładu karnego dla odbywających karę po raz pierwszy.

Jakie więzienie łagodniejsze?

FOT.: ARCHIWUM

Zakłady karne dla recydywistów penitencjarnych mogą być zakładami typu zamkniętego, półotwartego i otwartego. Tak naprawdę, o stopniach zabezpieczenia w zakładzie karnym, izolacji skazanych oraz wynikających z tego ich obowiązków i uprawnień w zakresie poruszania się w zakładzie i poza jego obrębem nie decyduje fakt trafienia do zakładu karnego dla recydywistów penitencjarnych. Bardziej znaczącym tutaj jest typ zakładu, to znaczy, czy jest to zakład zamknięty, półotwarty lub otwarty. Oczywiście uprawnienia skazanego będą największe w zakładzie otwartym i najbardziej ograniczone w zakładzie zamkniętym.

Pomoc prawną osoby uzależnione i używające narkotyków mogą otrzymać umawiając się wcześniej telefonicznie: Warszawa - Biuro Rzecznika Praw Osób Uzaleznionych (517 933 301) Kraków - Poradnia MONAR (12 430 61 35)


Magazyn MNB

42

FOT.: HTTP://NEWS.EASTVILLAGERS.ORG

Tak mówiła o sobie Carrie Amelia Nation, jedna z największych amerykańskich orędowniczek antyalkoholowych przed i w okresie prohibicji. Ponieważ jej mąż zapił się na śmierć, Carrie znienawidziła alkohol i wszystkich, którzy go piją. Widząc, że przepisy zakazujące handlu alkoholem są ignorowane, razem z innymi uczestniczkami Women’s Christian Temperance Union pikietowała bary i inne przybytki oferujące alkohol. Gdy to okazało się niewystarczające, Carrie wzięła do ręki siekierę i poczynając od rozwalenia na kawałki baru w Medicine Logde (Kansas) zabrała się do demolowania amerykańskich barów.

CHIŃSKI DZIEŃ WALKI Z NARKOTYKAMI Kilka tygodni temu chińskie władze dokonały aresztowań ponad 12 tysięcy osób podejrzanych o udział w produkcji i sprzedaży narkotyków przez Internet. W ciągu zaledwie kilku dni rozbito 144 gangi i skonfiskowano prawie 300 kg narkotyków. Większość zatrzymanych to osoby młode, poniżej 35. roku życia. Co roku w Chinach, za handel narkotykami setki osób są skazywanych na karę śmierci. Za posiadanie 500 gramów narkotyków grozi najwyższy wymiar kary. Skazani w ostatniej akcji będą musieli poczekać jednak aż do czerwca. Wtedy bowiem przypada Międzynarodowy Dzień Walki z Narkotykami i wtedy też wykonuje się w Chinach kary śmierci za narkotyki.

R C H IW F O T. : A

UM

SPRAWA PIESIEWICZA WRACA Krzysztof Piesiewicz nie ma już immunitetu, więc wraca jego sprawa. Prokuratorzy oskarżają go o posiadanie narkotyków. Chcieliby skazać go na podstawie wciąganego do nosa białego proszku widocznego na filmie szantażystów. Ale ażeby tak się stało, prokuratura musi dysponować próbką domniemanego narkotyku, która zostanie odpowiednią metodą przebadana. Innej możliwości nie ma. Jedynie gdyby się przyznał do tego, że posiadał narkotyki. Ale wygląda na to, że trwa przy ściemie z lekarstwami. Poza tym, gdyby założyć, że zażywał narkotyki, to i tak nie ma nic do rzeczy – zażywanie nie podlega karze.

FOT.: ARCHIWUM

BULDOG BIEGAJĄCY U STÓP JEZUSA I SZCZEKAJĄCY NA RZECZY, KTÓRYCH ON NIE LUBI


43

Zza krat

Bez błogosławieństwa Tomasz W.

M YŚLAŁEM, ŻE PO DWÓCH LATACH ciężkiej pracy nad sobą mój problem zniknął. Szkoda, że nie można po prostu pstryknąć palcami i po problemie.

Co cię nie zabije Heroina mnie nie zabiła. Przeżyłem też dwa lata w ośrodkach Wspólnoty Ceanacolo. Chciałbym przybliżyć Wam, czym jest leczenie we Wspólnocie. Nazywam się Tomasz W. Mam 29 lat. Piszę do was z AŚ Warszawa-Służewiec, gdzie obecnie odsiaduję 5 letni wyrok. Znajduję się teraz na oddziale dla osób uzależnionych od narkotyków, gdzie odbywam terapię. Moje problemy z narkotykami sięgają jeszcze w szkoły podstawowej – zacząłem popalać marihuanę i pić alkohol. W szkole średniej próbowałem już chyba większości narkotyków – amfetaminy, ecstasy, kokainy, LSD i wielu innych. W końcu trafiłem na heroinę, która najbardziej mi przypasowała. Uzależniłem się szybko. Szybko też zaczęły się moje problemy. Aby zdobyć pieniądze na towar kradłem.

Pamiętam, jak rodzice zamknęli mnie w domu, by pomóc mi wyjść z narkomanii. Nie wiedzieli wiele o heroinie i o leczeniu. Myśleli, że to pomoże, lecz zamknięcie w domu i opakowanie Tramalu to nie rozwiązanie dla kogoś, kto nie ma motywacji. Zadzwoniłem do kolegi i jeszcze tego samego dnia przyniósł mi heroinę pod blok. Przez następne dni detoksu wciągałem ją na nitce na czwarte piętro. Brałem tylko tyle, żeby nie być na skręcie, więc po tygodniu rodzice myśleli, że jest już dobrze. Wypuścili mnie. Przecież siedem dni nie brałem… Druga próba wyglądała nieco inaczej. Ojciec zadzwonił po lekarza, który dał mi garść prochów, zastrzyk w dupę, a po dwóch dniach blokery. W sumie, gdy doszedłem do siebie byłem już na Naloreksie. Tym razem matka wypuściła mnie z domu dopiero po trzech tygodniach, ale i tak pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do bloku obok po 2 gramy heroiny. Wypaliłem cały towar i nic nie poczułem.

FOT.: MARTA PAJĄK

Detoksy


Magazyn MNB

44 Dziewczyna, z którą wtedy się spotykałem zaproponowała, żebym poszedł do ośrodka. Zgodziłem się, bo nalegała, a mnie bardzo na niej zależało. Od jej znajomego dowiedziałem się, że niekoniecznie trzeba iść do MONARU, a nawet można wyjechać na leczenie za granicę. Ośrodek należał do włoskiej Wspólnoty Cenacolo i leczyli się tam uzależnieni z całego świata. Ten znajomy spędził w jednym z ośrodków Wspólnoty prawie dwa lata.

Kolokwia Nie od razu mnie przyjęto, bo Wspólnoty nie wstępuje się od tak. Wymaga to przygotowania. Wchodzą Ci, którzy potrzebują pomocy i przede wszystkim „chcą się leczyć”. Do zweryfikowania tego służą kolokwia. Tym, którzy nie wykazują się motywacją dziękuje się i odsyła do domu. Jeździłem na kolokwia do Koszalina. Musiałem mieć zapał, bo z Warszawy jest to ładnych kilka godzin jazdy pociągiem. W spotkaniach brały udział osoby, które już były we Wspólnocie i ci, którzy chcieli do niej wstąpić. Przez trzy miesiące, raz w tygodniu jeździłem do Koszalina i dopiero, gdy zobaczyli, że mam problem narkotykami i chcę coś zrobić ze swoim życiem, mogłem rozpocząć kolejny etap starań o leczenie. Prze kolejne dwa miesiące, raz w tygodniu przyjeżdżałem do domu Wspólnoty w Gieskowie koło Koszalina i tam pracowałem z innymi. Ten dom to jeden z pięciu w Polsce. Mieszkają tam, pracują i modlą się zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy. Co wtedy myślałem o stawianych mi wymaganiach? Stwierdziłem, że wiedzą co robią i postanowiłem zaufać. Nie znaczy, że mnie to nie drażniło, ale musiałem spróbować. Początkową pogardę schowałem do kieszeni. Teraz myślę, że o moim wstąpieniu do Wspólnoty przeważyło to, że była możliwość wyjazdu daleko od domu, za granicę. Wiedziałem że gdy pójdę do ośrodka w Polsce, to wcześniej czy później, wyjadę z niego. Musiałem się wyrwać jak najdalej stąd, a Wspólnota mi to zapewniała.

FOT.: ZBIGNIEW KREMPICKI

Chorwacja Wspólnota Cenacolo ma domy na całym świecie, między innymi we Włoszech, na Florydzie w USA, w Rosji i w Chorwacji. To Wspólnota decyduje, kto gdzie pojedzie. Całość moich przygotowań trwała prawie pół roku. Po tym czasie mogłem jechać do domu Wspólnoty w Tarnowie, skąd po kilkunastu dniach pojechałem do ośrodka w Chorwacji. Na miejscu dostałem „anioła stróża”, Chorwata, który był moim opiekunem przez pół roku. Goran był w moim wieku, uczył mnie języka (nie można było rozmawiać po polsku z Polakami, którzy byli w domu), uczył mnie pracy i modlitwy. Z czasem się zaprzyjaźniliśmy. Goran miał jak


45

Zza krat

ja, problemy z heroiną. Dziwił mnie jego upór i to jak bardzo chciał mi pomóc. Nie mogłem pojąć jak ktoś, kto mnie nie zna, od tak sobie bezinteresownie chce mi pomóc. Zastanawiałem się nawet czy Goran nie jest gejem, lecz z czasem zrozumiałem, że jestem mu potrzebny, aby mógł sam się zmieniać i stawać się lepszy. Nasz dzień wyglądał następująco: o 6. rano wstawaliśmy i po porannej toalecie szliśmy do kaplicy, aby się pomodlić. Jestem osobą wierzącą, lecz wcześniej nie chodziłem do kościoła. Modlitwa sprawiała mi dużo problemu i wydawała mi się sztuczna, lecz z czasem nauczyłem się modlić i co lepsze, znajdowałem w tym spokój, którego bardzo potrzebowałem i którego nigdy nie czułem.

Bez kontaktu Po modlitwie jedliśmy śniadanie i każdy z nas szedł do pracy. W czasie pracy nie można było odpoczywać. Pracowaliśmy obiadu, potem była godzina przerwy, podczas której musieliśmy cały czas rozmawiać. Nie można było się położyć i odpocząć. Po godzinnej rozmowie znów przychodził czas na pracę i tak do 18. Później modlitwa i kolacja. Oprócz pomocy, którą otrzymywała Wspólnota, mieliśmy swoje pola uprawne, dzięki czemu byliśmy prawie samowystarczalni. Praca była zawsze: w ogrodzie, stolarni, warsztacie, w oborze przy zwierzętach, na polu przy uprawach. Pomagaliśmy również sąsiadom w zbiorach kukurydzy za co, dostawaliśmy mąkę, cukier, kawę i inne produkty. Miałem problem z rzuceniem papierosów, gdyż nie wolno palić. Brakowało mi rodziny, z którą nie miałem i nie mogłem mieć żadnego kontaktu. Tylko jeden list na święta. Nie mieliśmy radia, telewizji i telefonu. Byliśmy zupełnie odłączeni od świata zewnętrznego. Wśród nas nie było oczywiście kobiet. Wszystko prawie jak w zakonie.

Każdy we Wspólnocie dostaje jakieś obowiązki, z których musi się wywiązać. Najpierw małe, takie jak przygotowanie śniadania czy rąbanie drewna. Potem poważniejsze jak opieka nad zwierzętami czy praca w kuchni. Kucharz nie może spóźnić się ani minuty z obiadem, a obiad musi być ciepły i każdy ma dostać jednakową porcję. Jeśli z czymś dowalisz – dostajesz karę. Kary są różnorodne. Na przykład jesteś kucharzem i zepsuło ci się jedzenie – możesz wyrzec się picia kawy przez miesiąc lub dwa. Inna sprawa, że i tak piłeś ją raz na tydzień. Cud, że w ogóle była. Tam drobne rzeczy urastają do wielkich przyjemności – człowiek cieszy się, że raz w miesiącu może zjeść coś słodkiego.

FOT.: ZBIGNIEW KREMPICKI

Terapia


Magazyn MNB

46 Są również „terapie”, które dostaje się np. za przeklinanie, niewykonywanie poleceń, namawianie kogoś do wyjazdu czy palenie papierosów. Kiedyś na emocjach naubliżałem Goranowi i w rezultacie kopaliśmy razem przez miesiąc doły na tzw. odstawce, czyli sami od rana do nocy. Nie mogliśmy nawet jadać z innymi. On musiał „odpokutować” razem ze mną. Dlatego bycie „aniołem stróżem” to taki trudny obowiązek. Ktoś inny za namawianie „nowych” do wyjazdu, przerzucał 5 ton nawozu krowiego z jednej górki na drugą. I tak w kółko w krowim gównie przez miesiąc po kolana.

Falstart Byłem w trzech domach Wspólnoty. Zasady są podobne, choć są też znaczące różnice. W jednym jest 10 chłopaków, w drugim 200. Gdy ciężka praca przestaje sprawiać ci problem (zauważyłem, że człowiek ma niewiarygodną zdolność do przyzwyczajania się do wszystkiego) i nie masz już z nią trudności, wtedy zostajesz przeniesiony do innego domu. Żeby nie było ci za wygodnie. Mnie przeniesiono po pół roku do Vgljane. To tak zwane kamieniołomy. Po dwóch miesiącach nie wytrzymałem i stwierdziłem, że odchodzę. Miałem za sobą kilka miesięcy abstynencji, czułem się silny i zdrowy. Poza tym czułem, że odpokutowałem swoje winy. Powiedziałem, że odchodzę. Próbowali ze mną rozmawiać, ale byłem zdecydowany żeby odejść. Wywieźli mnie 5 km od domu i zostawili na drodze, samego bez pieniędzy. Liczyli na to, że przemyślę sprawę i wrócę.„Pieprzę was, dam sobie radę” – pomyślałem i poszedłem w przeciwnym kierunku.

FOT.: ZBIGNIEW KREMPICKI

Powrót Po drodze łapałem samochody na stopa, kierowałem się w stronę granicy z Bośnią i Hercegowiną, gdzie chciałem spotkać jakąś pielgrzymkę i załapać się z nią na powrót do Polski. Dopiero na granicy dowiedziałem się, że potrzebuję wizy. Zawróciłem w stronę Zagrzebia. Po dalszych trzech dniach podróży poczułem się mały, słaby i bezradny. Zrozumiałem, że muszę wrócić do Warażdimu – tam był mój pierwszy dom w Chorwacji. Znajdował się 50 km od Zagrzebia. Po długiej rozmowie przyjęli mnie z powrotem. Przystałem na wszystkie warunki: znowu musiałem przechodzić to samo od początku: anioł stróż i te sprawy. Znów uczyłem się pracy, pokory i tego że w życiu nie ma nic za darmo. Nigdy nie przypuszczałem, że ja – złodziej z Warszawy – będę doił krowy. Myślałem wtedy: to nic takiego, wszyscy jesteśmy tacy sami. Tak trzeba: najpierw cię poniżą, później sam się podnosisz o własnych siłach co czyni cię silniejszym. Wielokrotnie wracając z pracy nie maiłem siły zdjąć brudnych ubrań z siebie.


47

Zza krat

Pamiętam Boże Narodzenie i Sylwestra, myślałem o rodzicach, ale przede wszystkim o swojej dziewczynie: co robi, z kim jest. W końcu nadchodzi Nowy Rok, pewnie gdzieś na imprezie się bawi, a ja trzecią godzinę spędzam na kolanach w kaplicy. Nie mogłem wstać ze zdrętwiałych nóg, a łzy same mi leciały z oczu. Myślałem, co takiego zrobiłem, że muszę tak cierpieć. Tego dnia nie zapomnę nigdy.

Błogosławieństwo Ale i inni wokół mnie płakali, bo nie wytrzymywali. Wielu uciekło. Mnie się udało wytrzymać, spędziłem w Chorwacji 2 lata. Wtedy pojechałem na kilka dni do domu, do Polski na tzw. weryfikację. Ma ona na celu sprawdzenie, tego co zrobiłeś przez cały ten czas. Po krótkim pobycie w Warszawie wróciłem do domu Wspólnoty do Tarnowa. Kilka dni później nie wytrzymałem i zrezygnowałem z dalszego leczenia. Wspólnota zakłada, że opuszczasz ją zdrowy dopiero z błogosławieństwem jej założycielki, Siostry Elwiry. Zanim do tego dojdzie mijają co najmniej trzy lata. Widziałem jak dużo osób żyje czekając na błogosławieństwo i jakie to marnowanie czasu. Potem myślą sobie: zrobiłem wszystko, co każe Wspólnota, dostałem błogosławieństwo i teraz jestem zdrowy! Ja rozumiałem to inaczej: to ja mam poczuć się zdrowy i gotowy do wyjścia. Lecz tu jest haczyk. Gdy wychodzisz wcześniej, rodzina nie może wpuścić cię do domu, gdyż nie masz błogosławieństwa, dalej jesteś narkomanem. Oczywiście, Wspólnota ma kontakt z rodziną. Więc po powrocie do Warszawy rodzice nie wpuścili mnie do domu, a dziewczyna mnie zostawiła.

Na szczęście brat zobaczył, że już dobrze ze mną i wziął mnie do siebie. Po dwóch tygodniach odezwała się mama i dziewczyna i wszystko wróciło do normy. Mimo braku błogosławieństwa siostry Elwiry, matka była mną zachwycona. Życie zaczęło mi się układać. Nie bez problemów, ale bez nałogów. Znalazłem dobrą pracę, zacząłem zarabiać pieniądze, nie paliłem, nie ćpałem. Niedługo potem jednak się pogubiłem. Nie szukałem wsparcia w żadnej terapii czy grupach AN. Wydawało mi się że, pozbyłem się problemu i że teraz mogę od czasu do czasu się napić lub wziąć jakieś prochy. Poszło bardzo źle. W więzieniu siedzę pierwszy raz. Odsiaduje wyroki za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu, kradzieże, włamania, pobicia. Poodwieszali mi stare wyroki i nazbierało się trochę tego. Czasem myślę, że choć nie zmarnowałem ani minuty we Wspólnocie, to może mogłem zostać dłużej. Może to mnie zgubiło? Teraz mogę tylko gdybać.

FOT.: ZBIGNIEW KREMPICKI

Nowe życie


Magazyn MNB

48

POPARCIE DLA ZALEGALIZOWANIA MARIHUANY NAJWYŻSZE W HISTORII USA

Czy Ameryka jest gotowa na zalegalizowanie marihuany? Według najnowszych badań Instytutu Gallupa, 50 procent Amerykanów popiera zalegalizowanie marihuany, a więc więcej niż zeszłoroczne 46 procent.

P O RAZ PIERWSZY W HISTORII tych badań, liczba osób popierających legalizację była większa niż tych, którzy są przeciwko. Poparcie dla legalizacji marihuany konsekwentnie rośnie odkąd Instytut Gallupa zaczął zadawać to pytanie w 1969 roku. Wówczas, tylko 12 procent Amerykanów popierało legalizację, a 84 procent było przeciwko legalizacji. Od późnych lat 70-tych aż do lat 90-tych ubiegłego wieku poparcie dla legalizacji sytuowało się w okolicach 25-ciu procent, przekraczając granicę 30 procent w 2000 roku i 40 procent w 2009 roku. Najnowsze badania wskazują, że poparcie dla legalizacji jest najwyższe na Zachodzie Stanów (55 procent), wśród liberałów (69 procent), wśród młodych Amerykanów (62 procent) i wśród mężczyzn (55 procent).

Dr Christopher Glenn Fichtner wystąpił w poniedziałkowym The Dylan Ratigan Show, gdzie wypowiadał się na temat potencjalnych pozytywnych skutków legalizacjii marihuany. Wyraził również swoje poparcie dla decyzji, podjętej w zeszłym tygodniu przez California Medical Association, postulującej legalizację tego narkotyku, ale na zasadach podobnych do tych, które obowiązują w handlu alkoholem i tytoniem. Jest wiele produktów na rynku, które niosą ze sobą ryzyko, powiedział Fichtner, przytaczaCzy uważasz, że używanie marihuany powinno być legalne?

Nie, powinno pozostać nielegalne. Tak, powinno być legalne.


49 jąc alkohol, jako jeden z przykładów. Z medycznego punktu widzenia trudno jest dowieść, że konopie lub marihuana są bardziej niebezpieczne niż alkohol – powiedział Fichtner – Założenie jest przecież takie, że regulacje prawne mają za zadanie stworzyć szansę zwiększenia bezpieczeństwa i kontroli dostępu do określonych produktów. Oskarżył on również prohibicję marihuany o odgrywanie dużej roli w inicjowaniu do przePoparcie dla legalizacji marihuany w różnych grupach demograficznych i społecznych.

Badania

stępczości i wprowadzaniu ogromnej ilości zwykłych amerykańskich obywateli do systemu karnego. Badanie Instytutu Gallupa zostało przeprowadzone na podstawie rozmów telefonicznych w dniach od 6 do 9 października 2011 roku, na próbie przypadkowo wybranych 1005 dorosłych. Według Narodowego Instytutu ds. Nadużywania Narkotyków (National Institute on Drug Abuse), marihuana jest najczęściej nadużywanym nielegalnym narkotykiem w Stanach Zjednoczonych. Ogólnokrajowe badanie, dotyczące zażywania narkotyków przeprowadzone w 2009 roku wykazało, że 16.7 miliona Amerykanów powyżej 12 roku życia zażyło marihuanę przynajmniej raz w miesiącu poprzedzającym badanie. Wzrost tej liczby następował sukcesywnie z roku na rok od 2002 do 2008 roku. Marihuana jest legalna w 16 stanach dla osób posiadających wskazania lekarskie, ale według prawa federalnego pozostaje nielegalna. W zeszłym tygodniu rząd federalny przegłosował ustawę wymuszającą ściślejsze przestrzeganie prawa przez dystrybuujących marihuanę w Kalifornii, gdzie pojawiło się tysiące punktów sprzedaży. Zeszłoroczne badanie Instytutu Gallupa pokazało, że 70 procent Amerykanów popierało legalizację możliwości przepisywania przez lekarzy marihuany w celu uśmierzania bólu i cierpienia. Na podstawie NBC News Dominika Braithwaite


Magazyn MNB

50

CZYNNIKI SPRZYJAJĄCE ODSTAWIENIU KONOPI WE WCZESNEJ DOROSŁOŚCI

Bez specjalistycznej pomocy Untreated recovery (nieleczone wyzdrowienie) – termin ten w literaturze angielskojęzycznej określa się przypadki samowyleczenia. Dzieje się tak wtedy, gdy ktoś używając bądź nadużywając jakiejś substancji psychoaktywnej, bez żadnej specjalistycznej interwencji bądź korzystania z leczenia przestaje to robić lub zmienia wzór używania substancji na mniej problemowy. Nic w tym odkrywczego, pewnie niektórzy z was sami tego doświadczyli lub przytrafiło się to komuś z waszych znajomych.

Z ESPÓŁ PRACOWNIKÓW naukowych Instytutu Psychiatrii i Neurologii przeprowadziła badania wśród 173 osób, które w okresie dorastania (14-19 lat) używały konopi w rozmaitych wzorcach. Badania pozwoliły przyjrzeć się jak obecnie wyglądają relacje tych osób z narkotykiem, a także nieco prześledzić wcześniejsze ich doświadczenia. Badani to młodzi dorośli, dzisiaj są w wieku pomiędzy 24 i 36 rokiem życia i z tej perspektywy obserwujemy co się zmieniło. Jak również możemy dowiedzieć się, co miało wpływ na zmiany. Biorąc pod uwagę obecny wzór używania konopi, badani stanowią trzy grupy: (1) abstynentów, (2) okazjonalnych użytkowników i (3) problematycznych użytkowników konopi. Okazuje się, że 56 spośród badanych zupełnie już nie używa konopi. Są to osoby, które co najmniej przez rok poprzedzający badanie nie

używają marihuany. Żadna z tych osób nie leczyła się z tego powodu, a ich abstynencja nie jest wynikiem psychoterapii, farmakoterapii czy jakichkolwiek innych specjalistycznych interwencji. Wśród „abstynentów” jest więcej kobiet niż mężczyzn (mimo, że w całej grupie badanej kobiet jest zdecydowanie mniej: 55, przy 118 mężczyznach). Z wywiadów wynika, że „abstynenci” przeważnie porzucali swoje nawyki związane z marihuaną pomiędzy 20 a 23 rokiem życia. Pozostałe badane osoby (117) nadal używają marihuany. Większość z nich (56 osób) używa konopi okazjonalnie i, jak się okazuje, nie powoduje to w ich życiu poważniejszych probleZmiana wzoru używania konopi (173 osoby) Używanie w okresie dorastania N = 173

Używający nadal N = 117 Okazjonalnie N = 77 Abstynenci N = 77 Obecny wzór używania

Problemowo N = 32


mów. Grupa ta charakteryzuje się wysokim poziomem wykształcenia i znaczną niezależnością finansową „wbrew rozpowszechnionemu w społeczeństwie przekonaniu, że eksperymentowanie z konopiami w okresie dorastania marginalizuje ich konsumentów i stanowi istotne zagrożenie dla ich rozwoju”. Pozostałe, 32 osoby używają marihuany w sposób problemowy. O dziwo, pomiędzy tą grupą, a grupą osób, które przestały używać konopi we wczesnej dorosłości „nie ma zasadniczych różnic w zakresie analizowanych zmiennych z okresu dorastania”. Natomiast w okresie wczesnej dorosłości używały częściej innych narkotyków, alkoholu i leków. A to, zdaniem badaczy, w istotny sposób zmniejsza ich szanse na zaprzestanie używania konopi. Wśród czynników sprzyjających rezygnacji z używania konopi, jakie wyraźniej pojawiły się do najważniejszych należały występowanie w okresie dorosłości objawów depresji oraz nieużywanie innych narkotyków niż konopie. Co ciekawe, używanie innych narkotyków niż konopie w okresie dorastania nie miało wpływu na zastępowanie konopi innymi nielegalnymi środkami. Poza tym osoby, które zaprzestawały używania konopi, wcześniej zażywały ją okazjonalnie, a także spożywały alkohol w umiarkowanych ilościach. Zresztą, podobnie jak w przypadku alkoholu, eksperymentowanie z konopiami w okresie dorastania staje się „specyficznym zadaniem rozwojowym” i może być traktowane jako zachowanie normatywne.

Badania

FOT.: NATIONAL CANNABIS PREVENTION AND INFORMATION CENTRE

51

33,9 %

44,6 %

21,4 % 15 – 19 lat

20 – 23

24 lata i więcej

Rozkad wieku zaprzestania używania konopi przez obecnych abstynentów (56 osób) Na podstawie raportu z badań Katarzyny Kocoń, który znajdziemy w kwartalniku ALKOHOLIZM I NARKOMANIA TOM 24 NR 2 z czerwca 2011 roku przygotował Grzegorz Wodowski.


Magazyn MNB

52

W Gdańsku? Wreszcie optymistycznie. Jacek Charmast

T RÓJMIASTO MA OD POCZĄTKU LISTOPADA 2011 swój program substytucyjny. Nie założyło go bynajmniej miejscowe środowisko terapeutów i lekarzy. Nikt z nich. To poproszony o pomoc (między innymi przez Polską Sieć Polityki Narkotykowej i Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii) program substytucyjny w Bydgoszczy zdecydował się na otwarcie swojej filii w Gdańsku. Program bydgoski od samego początku obsługiwał pacjentów z Pomorza, tych którzy nie mogąc otrzymać leczenia w miejscu zamieszkania, szukali go w regionach ościennych, nierzadko jeszcze dalej. Profesor Edward Jacek Gorzelańczyk i jego współpracownicy, przy niewielkiej pomocy przyjaciół z inicjatywy „Metadon dla Gdańska” powołali program w przeciągu paru tygodni.

Program dla dwóch osób Teraz krótkie przypomnienie na czym polega problem z leczeniem substytucyjnym w Trójmieście, bo nie jest on jeszcze w pełni rozwiązany. Zakres działania nowego programu jest na razie wąski, ze względu na niewielki kontrakt z NFZ. Na razie metadon otrzymuje tylko kilkunastu szczęśliwców. Dotychczasowe doświadczenie uczy też, że nie ma takiego podstępu, którego by nie zastosowało miejscowe środowisko terapeutyczne, by do udostępnienia metadonu nie dopuścić. Obecnie, gdy już program powstał skupią się prawdopodobnie, by jego rolę osłabić. Jakie to doświadczenie? Cała historia ma już blisko 10 lat, a według niektórych dłużej. Pierwsze informacje w prasie o próbach otwierania programu substytucyjnego, sięgają 2004 roku. Trwały wtedy starania lekarzy gdańskiej Akademii Medycznej. Jeden z nich – Jacek Anand tak napisał do miejscowego radnego: Chcieliśmy zakontraktować usługę dla co najmniej 50 chorych (tak, jak w innych dużych aglomeracjach miejskich). Pierwsza odpowiedź NFZ


53

Metadon w Gdańsku

brzmiała: „zgoda na leczenie 2 osób/rok” (!). Po naszym odwołaniu NFZ zwiększył kontrakt (o całe 350%) do 7 osób na rok (!). Jest to tym dziwniejsze, że programy metadonowe są zalecaną przez organizacje międzynarodowe, uznaną, skuteczną i najbardziej opłacalną metodą leczenia chorych uzależnionych od opiatów (…) Nasze zdziwienie budzą także znaczne rozbieżności w ilości zakontraktowanych świadczeń dla chorych uzależnionych od opiatów pomiędzy pomorskim, a innymi regionalnymi oddziałami NFZ, gdzie leczonych w ten sposób jest minimum 50 osób. (…) Pisma płyną a ludzie są dalej bez opieki. Możemy potępiać narkomanów, ale PM został stworzony zarówno dla narkomanów, jak i społeczeństwa. To właśnie społeczeństwo ma korzyści z tego, że osoby chore, prostytuujące się, zajmujące się rabunkami – są pod kontrolą i zajmują się legalną pracą.

To nasza kasa! Zdziwienie Jacka Ananda jest zrozumiałe, ale pewnie wówczas nie znał następujących faktów. Pomorze to obszar zawojowany przez społeczności terapeutyczne, ośrodki rehabilitacji stacjonarnej. Co do dostępności tej formy pomocy Pomorze ma wskaźnik nie tylko najwyższy w Polsce, ale i w świecie: 20 miejsc na 100 000 mieszkańców. Średni wskaźnik dla Polski, to 7 miejsc na 100 000 mieszkańców, a krajowe strategie zalecają, aby go nie przekraczać. No, ażeby taką bazę utrzymać potrzebna jest niemała kasa. Pomorski NFZ jest więc niezwykle hojny dla ośrodków, nieco mniej dla poradni, a jak widać z relacji dr Ananda, nie ma żadnego zrozumienia dla terapii substytucyjnej.

Nakłady Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ przeznaczone na realizację świadczeń z zakresu leczenia uzależnień od narkotyków w latach 2007-2009 z uwzględnieniem finansowania leczenia stacjonarnego. PRZEZNACZENIE

NAKŁADY (W MLN ZŁ.)

na świadczenia związane terapią uzależnień od narkotyków w 2007 roku ogółem

3,76

w tym na leczenie stacjonarne na świadczenia związane terapią uzależnień od narkotyków w 2008 roku ogółem w tym na leczenie stacjonarne na świadczenia związane terapią uzależnień od narkotyków w 2009 roku ogółem w tym na leczenie stacjonarne

3,16 (84%) 7,45 6,39 (85%) 9,30 8,10 (87%)

Cóż, przyszłość wydaje się być nieodgadniona. Czasem myślę, że może jak dzieciak któregoś urzędników uzależni się od heroiny (choć szczerze wcale im tego nie życzę) i wróci do domu po kolejnym nieudanym leczeniu w ośrodku – może wtedy ktoś z władz Gdańska zrobi coś w tej sprawie. I metadon przestanie być w Gdańsku postrzegany jak zagrożenie dla ośrodków Monaru, bo zacznie być traktowany jak leczenie, które ratuje ludzkie życie.

– Drug - free -miasto, Władek z Gdańska, MONAR NA BAJZLU wiosna / lato 2009


Magazyn MNB

54 Jak widać jest to poważna kasa. I łatwa, bo ośrodki otrzymując ją nie muszą się wykazywać w praktyce żadnymi poważnymi efektami. Dla NFZ istotna jest informacja, że pacjenci z ośrodka korzystają, a z jakim skutkiem nie ma znaczenia. Teoretycznie więc możliwa jest sytuacja, że ośrodek np. przyjmie rocznie 200-300 pacjentów, wymieniając ich co parę miesięcy (dobrowolne wypisy z powodu złego traktowania) i nie odnotuje żadnej zakończonej kuracji. Nikt skali tej ściemy nie bada. Tym bardziej nie ujawnia.

Substytucja dla umierających

Sierpień 2010. Graffiti Dariusza Paczkowskiego porusza kwestię braku programu metadonowego w Gdańsku. Coraz więcej osób uzależnionych od opiatów skazanych jest na poszukiwanie terapii w innych częściach Polski lub trwanie w nałogu.

Mrowisko, wpływowa w Gdańsku lokalna organizacja pozarządowa, poproszona przez magistrat o wypowiedzenie się odnośnie wprowadzenia leczenia metadonem odpisała: Istnieje uzasadniona obawa, że młodzi, uzależnieni ludzie – zamiast podejmować leczenie – utrwalać będą zarówno swój nałóg, jak i swoją bezradność: za publiczne pieniądze. Aby zapobiec utrwalaniu nałogu i bezradności za publiczne pieniądze, Mrowisko wskazało grupy, które ewentualnie można byłoby do leczenia substytucyjnego dopuścić: osoby nieuleczalnie i ciężko chore oraz kobiety w ciąży. Stanowisko to, sprowadza w praktyce leczenie substytucyjne do funkcji paliatywnej. Takie mniej więcej jest do dzisiaj w tej sprawie stanowisko Monaru, Polskiej Federacji Społeczności Terapeutycznych, wspomnianego Mrowiska – organizacji działających na terenie Gdańska, kierowanych przez osoby szalenie tam wpływowe.

Rada radzi W styczniu 2008 roku na pismo jednego z uzależnionych (Władka, który obecnie jest aktywistą Stowarzyszenia JUMP 93), środowisko warszawsko-krakowskie powołało inicjatywę „Metadon dla Gdańska”. Przyparta do muru akcją miejscowa sitwa, powołała Radę Ekspertów, by problem „rozwiązać”. „Cud metadonowy”, Magdalena Grzebałtowska, Duży Format, Gazeta Wyborcza, 07 kwietnia 2011: W wyniku nacisków powołano w mieście radę do spraw narkotykowych złożoną z miejscowych specjalistów i zespół ekspertów przy marszałku pomorskim. Konsultacje goniły konsultacje. Wypito morze kawy, zjedzono stosy słonych paluszków, aż w kwietniu 2010 roku rada ekspertów uznała, że otwarcie programu metadonowego w województwie pomorskim jest niezbędne.


Rada ekspertów postawiona pod ścianą postanowiła program powołać, ale ograniczyć jego znaczenie do minimum. Postanowiono powołać program wysokoprogowy (czytaj: paliatywny), co było niezgodne z polskim prawem, ale zostało zaakceptowane przez pomorski samorząd. Pomorska Rada Ekspertów (…) stoi na stanowisku, iż w tworzeniu programu metadonowego w województwie pomorskim należy przyjmować zasadę, według której priorytet dobra pacjenta nakreśla główne kierunki zmian metody leczniczej, natomiast szczegółowe rozwiązania będą wypracowywane w oparciu o standardy postępowania w tym zakresie. Rada uważa, iż metadon nie powinien być stosowany u osób poniżej 18 roku życia, w sytuacjach, kiedy istnieje możliwość rozpoczęcia innego leczenia, rokującego całkowite zaprzestanie przyjmowania opioidów, w sytuacjach, kiedy pacjent jest uzależniony od substancji innych niż opiaty, oraz kiedy nie podejmował prób leczenia w celu całkowitego zaprzestania przyjmowania heroiny w przeszłości.

Spod grubego palca Szefem rady został Jacek Sękiewicz, który jest jednocześnie współpracującym z KBPN ekspertem regionalnym. Według jego badań, na Pomorzu jest ok. 1000 użytkowników opiatów. Niestety Rada potrzebowała argumentu, by rzeczywiste potrzeby tych osób zlekceważyć. Rada upoważniła swoją członkinię, Jolantę Łazugę - Koczurowską do „zbadania” potrzeb substytucyjnych Pomorza. Na podstawie „analizy” kart pacjentów jednej tylko pomorskiej poradni (Poradnia Monar w Gdańsku) stwierdzono, że cały region potrzebuje ok. 30 miejsc w substytucji. Tak się składa, że 30 miejsc to próg, gdy program substytucyjny zaczyna się dodatnio bilansować, więc „badania i wyliczenia” należy odczytywać jako uzasadnienie dla wypadkowej warunku paliatywności i rentowności. Program musiał być rentowny, by jakiś miejscowy ekspert podjął się w ogóle tego wstrętnego mu zadania. Szacher-macher. Gdyby nie robić żadnych „badań” tylko zapytać o potrzeby substytucyjne ekspertów Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii, to odnosząc się do badań Jacka Sękiewicza i wskaźników Krajowego Programu Przeciwdziałania Narkomanii, należałoby utworzyć program na minimum 200 miejsc .

WOTUW „robi” program Pojawił się tu pewien szkopuł. Rekomendowany program na 30 miejsc, nie zostałby zatwierdzony przez komisję przy Krajowym Biurze ds. Przeciwdziałania Narkomanii – a decyzja KBds.PN jest pierwszym, określonym

Metadon w Gdańsku

FOT: HTTP://GDANSK.NASZEMIASTO.PL

55

„Marek Stańczyk obliczył, że codzienny dojazd po metadon z Gdańska do Świecia - najbliżej położonego ośrodka stosującego terapię substytucyjną - wraz z powrotem zająłby mu 8 godzin. - Tyle, ile powinna trwać praca – wzdycha – Poza tym nie mam pieniędzy na podróże.”

– Gdańsk: Narkomani skarżą się na urzędników, Dorota Abramowicz, DZIENNIK BAŁTYCKI 19 października 2010 Od ponad 40 lat programy metadonowe działają na Zachodzie. Od ponad 10 lat w każdym dużym mieście w Polsce. Oprócz Trójmiasta. Markowi grozi 5 lat, bo w jego mieście nie ma legalnego metadonu dla heroiniarzy na odwyku.

– Metadon zakazany w Trójmieście. Odlot z Trójmiasta, Marcin Kołodziejczyk, POLITYKA 29 marca 2009


Magazyn MNB

56 ustawowo formalnym krokiem w organizacji programu substytucyjnego. Wyznaczony przez marszałka pomorskiego organizator programu, Wojewódzki Ośrodek Terapii Uzależnień i Współuzależnień, przez cały 2011 rok zwłóczył z ubieganiem się w KBPN o rzeczoną zgodę. Przesłanki takiej kalkulacji – jeżeli dobrze czytam intencje „ekspertów” – były takie: Krajowemu Biuru bardziej zależy na uruchomieniu programu niż WOTUW-owi, a konkurencji na Pomorzu nie ma żadnej. Więc WOTUW przetrzyma składanie wniosku jak najdłużej, a potem za pięć dwunasta postawi KBds.PN pod ścianą. Program paliatywny albo żaden.

Epilog? Wszelkie kalkulacje posypały się, bo pojawiła się konkurencja z Bydgoszczy. W kilkanaście dni znalazła lokal, zdobyto potrzebne pozwolenia i niemal z dnia na dzień wydawany jest metadon. Za pięć dwunasta złożony do KBds.PN wniosek WOTUW został przez komisję odrzucony. Jest po prostu paliatywny i niezgodny z polskim prawem.

PROGRAM SUBSTYTUCYJNY W OPOLU

Marek Włodek: Od sierpnia br. działa w Opolu poradnia leczenia uzależnień z programem substytucyjnym. Poradnia jest prowadzona w ramach Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej. Kontrakt na świadczenie usług został podpisany z opolskim oddziałem NFZ i obowiązuje do końca 2013 roku. Placówkę tworzy grupa specjalistów, są wśród nich lekarz psychiatra, psycholog, specjalista terapii uzależnień, pracownik socjalny oraz instruktor terapii. Program substytucyjny powoli sie rozwija, są pierwsi pacjenci. Niestety, na rok 2011 nie posiadaliśmy kontraktu z NFZ na świadczenia w poradni, a to zdecydowanie utrudniło proces kwalifikacji. DANE KONTAKTOWE: Poradnia ds. Uzależnień, ul. Sandomierska 4, 45-326 Opole tel. 77-441-75-69 oraz 501-25-74-64 e-mail: poradnia.opole@gmail.com www.poradnia.opole.pl

Więcej na temat opolskiego programu w następnym numerze MAGAZYNU MNB


57

Zapalenie wątroby typu C PODSTAWOWE INFORMACJE CIĄG DALSZY ZE STRONY 22

Biopsja wątroby Jest to najważniejsze badanie diagnostyczne w przypadku przewlekłego zapalenia wątroby typu C. Badanie to polega na pobraniu wycinka wątroby. Dokonuje się go poprzez nakłucie specjalną, cienką igłą biopsyjną. Zabieg wykonywany jest w warunkach szpitalnych, sterylnych, zwykle na sali operacyjnej. Wymaga to 2-3 dniowej hospitalizacji. Biopsja wątroby może być także wykonana ambulatoryjnie – chory zjawia się w szpitalu rano, a wieczorem jest już w domu. Zabieg odbywa się przy znieczuleniu miejscowym, dzięki czemu badanie jest bezbolesny.

Wynik biopsji Na wynik biopsji czeka się od kilku dni do ok. 2 tygodni. Pobrany wycinek wątroby poddany jest badaniu histopatologicznemu (ocena budowy mikroskopowej i stanów chorobowych). W skali od 0 do 4 możemy otrzymać informacje o stanie wątroby – jej aktywności zapalnej (od 0 – brak zmian zapalnych do 4 – rozległe martwice) oraz o zasięgu jej włóknienia (od 0 – norma do 4 – rozsiane włóknienie, marskość).

WĄTROBA Wątroba jest największym organem człowieka. Zachodzi w niej około 500 przemian chemicznych. Jej funkcje odbywają się na pograniczu układu pokarmowego i krwionośnego. Wątroba to narząd, którego mamy w nadmiarze – nawet z jej połową człowiek może żyć i funkcjonować na nienajgorszym poziomie.

Leczenie Należy zaznaczyć, że leczenie przewlekłego wirusowego zapalenia wątroby typu C nie jest w żadnym wypadku stuprocentową procedurą leczniczą, ale stanowi w miarę skuteczną metodę pozbycia się wirusa. Terapia, z grubsza polega na podawaniu chorym interferonu w kombinacji z innymi lekami. Interferony są substancjami naturalnie produkowanymi przez nasz organizm, a przyjmowane dodatkowo z zewnątrz zwiększają nasze możliwości do walki z wirusem. Czasem mogą pojawiać się skutki uboczne kuracji interferonem. Mimo, że wątroba ma niesamowite wprost właściwości regeneracyjne, to zmiany w jej strukturze związane np. z marskością (twarde obrzeża, porowata powierzchnia) pozostaną już do końca życia. Najważniejsze jest, aby zakończyć oddziaływanie wirusa.

Marskość wątroby Marskość inaczej zwłóknienie wątroby to postępujące włóknienie jej miąższu, niszczące jej strukturę. Komórki zastępowane są włóknami tkanki łącznej, co prowadzi do upośledzenia funkcji metabolicznych, czyli podstawowych funkcji, które wątroba pełni w organizmie. Marskość wątroby jest nieodwracalna – rozpoczynając odpowiednie leczenie można ją jedynie spowolnić lub zatrzymać postępy zwłóknienia.

SZTUCZNA WĄTROBA? Nie udało się jak dotąd stworzyć sztucznej wątroby. Gdyby, wykorzystując dzisiejszą wiedzę i możliwości techniczne próbować to zrobić, taka wątroba miałaby wielkość budynku mieszkalnego.


Magazyn MNB

58

ROSJA: Narkolodzy wylewają krokodyle łzy Grzegorz Wodowski

KILKA MIESIĘCY TEMU prezydent Rosji, Dimitrij Miedwiediwew nazwał problem narkomanii zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Ci, którzy zażywają narkotyki, nie pracują. W wyniku tego, straty gospodarcze stanowią od 2 do 3 procent produktu krajowego brutto – powiedział prezydent. Oficjalne szacunki podają, że obecnie w Rosji 550 tysięcy ludzi jest uzależnionych od narkotyków, ale według ekspertów liczba ta wynosi aż 4 miliony ludzi, głównie młodych. Średni wiek, w którym Rosjanie zaczynają eksperymentować z narkotykami to 15-17 lat. 20 procent uzależnionych to uczniowie szkół, 60 procent to osoby pomiędzy 16 a 30 rokiem życia.

FOT.:ARCHIWUM

Afgańska ofensywa

Problem narkomanii jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Rosji.

Heroina zabija w ciągu roku dwa razy więcej młodych Rosjan, niż zginęło ich podczas dziesięcioletniej wojny afgańskiej. Z powodu narkotyków ginie w Rosji rocznie do 70 tysięcy ludzi. Na pewno więcej niż100 osób na dobę. Ale i tak każdego roku przybywa tu ok. 80 tysięcy nowych uzależnionych. Ponad 90 procent to uzależnieni od heroiny, która płynie szeroką rzeką przez Rosję z Afganistanu. Wśród Rosjan odsetek uzależnionych od opiatów jest od 5 do 8 razy większy niż w krajach Unii Europejskiej. W Moskwie oficjalnie zarejestrowanych jest 31 tysięcy narkomanów, a ilu jest rzeczywiście – trudno nawet oszacować. Władze stolicy oceniają, że śmiertelność z powodu przedawkowań wzrosła czterokrotnie w ciągu ostatnich sześciu lat. Narkomania szerzy się we wszystkich sektorach społecznych Rosji, ale szczególnie dramatycznie wśród rosyjskich żołnierzy – ocenia Federalna Służba Kontroli Obrotu Narkotykami.


59

Rosja

Krokodyl Krokodyl to miła nazwa, która przylgnęła do dość niebezpiecznego narkotyku – dezomorfiny, półsyntetycznego opioidu wytwarzanego domowymi sposobami z powszechnie dostępnych lekarstw. Oprócz leków zawierających kodeinę, do produkcji krokodyla potrzebna jest m.in. benzyna, kwas solny i rozpuszczalnik. Prymitywna produkcja narkotyku sprzyja pozostawaniu w nim wielu zanieczyszczeń, co z kolei prowadzi do błyskawicznej degradacji zdrowotnej użytkowników. Wokół miejsc na kończynach, w które wstrzykują narkotyk dochodzi do niemalże natychmiastowej martwicy tkanek. Najpierw obumiera skóra i tkanka łączna (tkanka, która spaja różne typy innych tkanek, zapewnia podporę narządom i chroni wrażliwe części organizmu). Po pewnym czasie, ratunkiem jest tylko amputacja obumarłych kończyn. Internet jest pełen wstrząsających zdjęć i filmów przedstawiających ofiary krokodyla. A tymczasem krokodyl kusi młodych Rosjan: jest o wiele tańszy w produkcji niż heroina, a jak podają niektóre źródła – znacznie od niej silniejszy. Wszystko zaczęło się w 2002 roku na Syberii, a teraz szacuje się, że krokodyl zażywany jest przez ponad 100 tys. osób w całej w Rosji.

Wśród Rosjan odsetek uzależnionych od opiatów jest od 5 do 8 razy większy niż w krajach Unii Europejskiej.

Leczenie Jedynie niewielki odsetek uzależnionych od opiatów Rosjan decyduje się na leczenie. Powodem jest m. in. brak złudzeń co do tego, że będzie ono skuteczne, dolegliwość z nim związane i brak niemożności wyboru terapii. Detoksykacja nie poparta dalszą terapią, nie daje uzależnionym żadnych korzyści. Nawet 90 procent pacjentów detoksów wraca do narkotyków. Lekarze, dając garść nieskutecznych leków, zachęcają do natychmiastowego odstawienia narkotyków, zamiast stopniowego procesu, który byłby możliwy przy wykorzystaniu metadonu. Ale ten jest w Rosji zakazany Rosyjskie władze – przemawiał ich przedstawiciel podczas konferencji na temat leczenia substytucyjnego – nie są przekonane o skuteczności tej metody. W tym czasie na zewnątrz budynku, członkowie prokremlowskiej młodzieżówki Młoda Straż stali na ulicy z transparentem, na którym było napisane „metadon – martwy koniec”. Przeciwnicy metadonu w Rosji twierdzą, że leczenie substytucyjne wpędza pacjentów w dozgonną pułapkę uzależnienia. I podobnie jak przed laty w Polsce, oskarżają kraje zachodnie o wciskanie kolejnych leków

FOT.: GRZEGORZ WODOWSKI

Metadon – Niet


60 FOT.: GRZEGORZ WODOWSKI

Magazyn MNB

Lekarze dając garść nieskutecznych leków zachęcają do natychmiastowego odstawienia narkotyków, zamiast stopniowego procesu, który byłby możliwy przy wykorzystaniu metadonu. Ale ten jest w Rosji zakazany

w celach komercyjnych. Jednocześnie pojawiają się zapewnienia, że metody leczenia stosowane w Rosji – może nieidealne – w sposób zadowalający spełniają potrzeby uzależnionych. Tak czy owak, biorąc pod uwagę poziom korupcji w rosyjskiej służbie zdrowia, istnieją obawy, że metadon będzie obecny na czarnym rynku.

Przymus Rosyjska Duma Państwowa właśnie wzięła się za projekt ustawy, która będzie umożliwiać stosowanie obowiązkowego leczenia uzależnionych od narkotyków. Kwestia obowiązkowego leczenia wywołała w Rosji gorącą debatę. I choć jej krytycy twierdzą, że wprowadzenie takiego przymusu jest powrotem do totalitaryzmu, to większość lekarzy, zajmujących się leczeniem uzależnionych argumentuje, że nowy system ocali życie rzeszom narkomanów, ponieważ są to osoby nie będące w stanie samodzielnie szukać pomocy medycznej – powinny być hospitalizowane w trybie przymusowym. Evgeny Brun, Główny Specjalista ds. Narkotyków w Rosji: Uzależnieni od narkotyków powinni być hospitalizowani, podobnie jak psychicznie i nerwowo chorzy. Istnieje ustawa o pomocy psychiatrycznej w ramach międzynarodowych praw człowieka, uzasadniająca taką pomoc. Rozdział 29 tej ustawy zezwala na umieszczenie pacjenta w szpitalu, jeśli pozbawienie go pomocy medycznej mogłoby doprowadzić do nieodwracalnych


61

Rosja

skutków, w tym jego śmierci. Mamy wiele takich przypadków. Niestety, nie istnieje prawo pozwalające na przymusową hospitalizację uzależnionych od narkotyków. Oni po prostu umrą. Dlatego, lepiej jak najszybciej podjąć odpowiednie kroki. Obowiązkowe leczenie jest dość dobrze sprawdzone i nie ma tutaj potrzeby przedstawiania dodatkowych argumentów. Niestety, sędziowie rzadko kiedy skazują pacjentów na leczenie w takim trybie, a dobrowolna hospitalizacja jest bezskuteczna, gdyż osoba uzależniona nie kontroluje swoich decyzji.”

HIV Rosja pozostaje dzisiaj jednym z nielicznych już państw, gdzie epidemia nadal bardzo dynamicznie się rozwija. W dodatku, poziom opieki nad osobami żyjącymi z HIV jest tam dramatycznie niski. Leczeniem objętych jest zaledwie 23 procent potrzebujących. Jednocześnie liczba nowych zakażeń i zgonów na AIDS pnie się w górę. Oficjalnie stwierdzonych jest ok. pół miliona zakażeń HIV, lecz szacunki mówią o liczbie grubo ponad milion. Najwięcej zakażeń związanych jest z dożylnym przyjmowaniem narkotyków. Tym szacunkom odpowiadają dane dotyczące liczby zgonów na AIDS – z tego powodu umarło już 60 tysięcy Rosjan.

FOT.: GRZEGORZ WODOWSKI

Jeśli odpowiedzią na zagrożenia związane z narkotykami ma być przymusowe leczenie, brak metadonu i programów redukcji szkód – to znaczy, że za podejściem polityków rosyjskich do kwestii narkotyków stoi nadal (odrzucając teorie spiskowe) ta sama, niezłomna myśl sowieckich narkologów.

Najwięcej zakażeń HIV w Rosji jest związanych z dożylnym przyjmowaniem narkotyków.


62

Nazywam się Joanne McKey i jestem współzałożycielką Green Cross Patient Co-op w Seattle, w stanie Waszyngton. Oryginalnego Green Cross. W San Francisco i w innych miejscach w Kalifornii są ludzie, którzy używają naszej nazwy, ale my nie mamy z nimi nic wspólnego.

Zielony krzyż Doznałam urazu rdzenia kręgowego, noszę protezę i cierpię wiele bólu. Lekarze powiedzieli mi, że ilość środków przeciwbólowych, która może uśmierzyć ten ból, mogłaby mnie zabić. Dlatego muszę żyć z bólem, albo ...zażywać medyczną marihuanę. Marihuana nie usuwa bólu, ale odwraca moją uwagę na tyle od niego, że mogę prowadzić w miarę normalne życie i robić różne rzeczy. Przyjechałam tu na konferencję, ponieważ wczoraj obchodziłam moje 65 urodziny i uznałam, że będzie cudownie spędzić je tutaj, wśród przyjaciół. Jest tu wielu ludzi, którzy pracowali bardzo ciężko, by pomóc mi wywalczyć możliwość używania marihuany jako lekarstwa, więc staram się teraz odwdzięczyć za pomoc. O tak, miałam wiele problemów z legalnym używaniem marihuany w celach leczniczych. Byłam aresztowana. Wtedy mój stan się pogarszał, jeździłam na wózku inwalidzkim. Spędziłam jakiś czas w więzieniu. Potem mnie wypuszczono, ale postawiono mi zarzut produkcji marihuany. Miałam w domu około 70 roślin, których używałam razem z moimi przyjaciółmi, również chorymi. Pomagałam także innym pacjentom, wtedy głównie chorym na AIDS, którzy potrzebowali marihuany, by móc jeść. Nie mogąc jeść – nie byli w stanie również przyjmować leków, a ich kondycja zdrowotna zdecydowanie pogarszała się. Spędziłam wtedy w areszcie kilka dni. Nie narzekam, niebyło tak źle. W tym czasie odbywała się w Waszyngtonie konferencja, a ja byłam w więzie-

niu w Seattle. Co prawda, zostałam wypuszczona za kaucją, ale nie wolno mi było opuszczać stanu. Mój prawnik wystosował jednak prośbę do sędziego, bym mogła pojechać na konferencję. Tego dnia był w sądzie również człowiek, który prosił sędziego o zgodę na wyjazd na wyścigi dragsterów w Oregonie i sędzia powiedział: nie ma problemu. Inny – który złożył wniosek po mnie – chciał jechać na wykopki, też do Oregonu i znów sędzia powiedział: możesz jechać, nie ma problemu. Ale kiedy mój prawnik złożył wniosek, sędzia powiedział: nie, ponieważ Ona jedzie tam szukać rozgłosu! Zadzwoniłam do prasy i powiedziałam, że pojadę do Waszyngtonu tak czy siak. Dziennikarze przyszli zobaczyć mnie na wolności, posłuchać, co mam do powiedzenia na ten temat. Więc sędzia zamknął mnie do więzienia na kolejne dwa dni.

FOT.: PAWEŁ SZATKOWSKI

Magazyn MNB


63

Kilka lat temu prowadziliśmy centrum dystrybucji medycznej marihuany, ludzie przychodzili tam, by dostać lekarstwo. Chodzi o marihuanę. Większość moich sąsiadów uważała to za wspaniałą inicjatywę i nie robili żadnych problemów. Tylko dwójce sąsiadów to się nie podobało - wciąż wydzwaniali na policję. I kiedy policja miała już dość ich telefonów, wysłali mi list, że będziemy musieli się wynieść, albo zaprzestać naszych działań. Więc opuściliśmy to miejsce i przenieśliśmy się do centrum miasta. Pomijając nieliczne przypadki, większość postronnych osób okazuje nam wsparcie. Muszę przyznać, że są wśród nich także stróże prawa. Moja rodzina wie oczywiście, czym się zajmuje i również mnie popiera.

MAGAZYN MnB

ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Marta Pająk

[

]

MATERIAŁY TU ZAWARTE DOTYCZĄ NARKOTYKÓW, PROBLEMÓW ZDROWOTNYCH I SPOŁECZNYCH OSÓB, KTÓRE ICH UŻYWAJĄ. NIE NAKŁANIAMY NIKOGO DO UŻYWANIA NARKOTYKÓW. CELEM NASZYCH PUBLIKACJI JEST UPOWSZECHNIANIE WIEDZY I KSZTALTOWANIE POSTAW, KTÓRE POMOGĄ OSOBOM UŻYWAJĄCYM NARKOTYKÓW I ICH BLISKIM ZACHOWAĆ ZDROWIE I BEZPIECZEŃSTWO.

FOT.: PAWEŁ SZATKOWSKI

www.mnb.krakow.pl

KONTAKT: mnb@ktpu.pl ADRES: ul. Św. Wawrzyńca 3, Tuczyć zło czy je ograniczać WODOWSKI ..... 3 31-060 Kraków Drapieznik rusza na łowy SIŁAKOWSKI ..... 5 REDAKCJA: Przegląd narkopolityczny KLINOWSKI ..... 8 Grzegorz Wodowski Drug Masala WODOWSKI ... 11 STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Jowita Fraś Eksperyment ŁOJEK ... 20 Krzysztof Grabowski Zapalenie wątroby typu C PODSTAWOWE INFORMACJE .. 22 Mateusz Klinowski Maciej Kubat Nasza mama Prohibicja FRAŚ ... 22 Adam Nyk Seks, narkotyki i czekolada POLECAMY ... 35 Paweł Siłakowski Recydywa GRABOWSKI ... 36 Paweł Szatkowski TŁUMACZENIA I KONSULTACJE JĘZYKOWE: Bez błogosławieństwa ZZA KRAT ... 43 Dominika Braithwaite Czy Ameryka jest gotowa na legalizację BADANIA ... 48 KOREKTA JĘZYKOWA: Bez specjalistycznej pomocy BADANIA ... 50 Katarzyna Krzykawska W Gdańsku? Wreszcie optymistycznie CHARMAST ... 52 DRUK: Drukmar Rosja. Narkolodzy wylewają krokodyle łzy WODOWSKI ... 58 WYDANE PRZEZ: Zielony Krzyż SZATKOWSKI ... 62 Krakowskie Towarzystwo Pomocy Uzależnionym ZE ŚRODKÓW: Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii

Medyczna marihuana

Marihuanę paliłam już przed wypadkiem. Co prawda, wtedy robiłam to bardzo sporadycznie, paliłam od czasu do czasu. Po wypadku, gdy zaczęły się problemy z kręgosłupem i pojawił się ból – zaobserwowałam, że kiedy palę marihuanę nie potrzebuje środków przeciwbólowych. Poszłam powiedzieć to swojemu lekarzowi. Sprawdził jeszcze raz moją kartotekę, a ja poprosiłam go jedyny raz o leki przeciwbólowe, bo nie miałam marihuany. W 1987 roku wystawiono mi zaświadczenie, że używam marihuany do celów zdrowotnych, że jest to kontrolowane i że nie stanowi to problemu. Powinnam mieć możliwość jej używania. Wtedy myślałam, że to ja wpadłam na pomysł używania marihuany do celów medycznych. Mieszkałam w Kodiak na Alasce i nigdy wcześniej nie słyszałam, by ktoś używał wtedy marihuany jako lekarstwa. Ale kiedy przyjechałam do Waszyngtonu, zorientowałam się, że istniał już cały ruch na rzecz używania marihuany do celów medycznych, więc zaangażowałam się w to, ponieważ zażywając marihuanę nie potrzebowałam tak wielu leków przeciwbólowych.

Co chciałabym powiedzieć innym ludziom, którzy są w podobnej sytuacji? Nie ustawajcie w swoich wysiłkach, rozmawiajcie z tymi, którzy są przeciwni medycznej marihuanie. Każdy z nas ma w rodzinie kogoś chorego na raka lub na inną ciężką chorobę. Kiedyś rozmawiałam z jednym z prokuratorów, który powiedział, że nie jest całkowicie przeciwko nam, bo ma w rodzinie siostrzeńca chorego na raka. Zapytałam go: czy twój krewny kiedykolwiek znalazł się w tak złym stanie, że pomyślałeś, że mógłbyś zrobić coś niezgodnego z prawem, aby mu pomóc? Odpowiedział, że był w takiej sytuacji. Powiedziałam mu wtedy: więc rozumiesz dlaczego to robimy. Wszędzie są ludzie, którzy chorują, a najlepszą rzeczą w marihuanie jest to, że rzeczywiście działa jako lekarstwo i naprawdę pomaga. Nie tylko dopiero w okresie paliatywnym, ale pomaga na każdym etapie choroby. Walczcie więc, a tym, którzy są przeciwko, przypominajcie, że każdy może zachorować i możliwe, że marihuana również jemu będzie pomagać. Rozmowę z Joanne McKey z Green Cross przeprowadził i zredagował Paweł Szatkowski.


MAGAZYN MnB

REDUKCJA SZKOD ZDROWIE POLITYKA NARKOTYKOWA JESIEŃ 2011 MAGAZYN MNB

ISSN 2082-2588

JESIEŃ 2011

RECYDYWA

DRUG MASALA NASZA MAMA

PROHIBICJA

T EKSPERYMEN

E G Z E M P L A R Z B E Z P Ł AT N Y


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.