DIZASTER 23

Page 1

Black&White

MOJA KALIFORNIA / MIODUCHOWSKI / SZABER BOWL / PESA DIY / SLASH SKATESHOP NOWE FIRMY / ESKIMOSI W BERLINIE

DIZASTER #23 CENA 19,99 PLN [w tym 8% vat] ISSN / ISBN 1896-3544

1


Jan Mioduchowski DIZASTER #23

2 Black&White


Black&White

MÓZG OPERACJI PIOTR DABOV OJCIEC ART DYREKTOR JAKUB STĘPIEŃ KOREKTA MARTA JAROSŁAWSKA TEKSTY KASPER KOSECKI, PATRYK PAWLAK, JAN ŻUCHOWSKI, MARCIN JAKIEL, PRZEMYSŁAW HIPPLER, DANNY ADASZEK, PIOTR DABOV, ANDRZEJ KWIATEK, MATEUSZ , KAMIL KRULISZ, KRZYSZTOF SERECZYŃSKI FOTO JAN MIODUCHOWSKI, PIOTR GOMUŁA, TOMASZ NADOLIŃSKI, JAKUB SKORUPSKI, MICHAŁ MAZURKIEWICZ, KRZYSZTOF ŁAZIK, DANNY ADASZEK, FILIP PIOTROWICZ, PIOTR PYTEL, MR. DWORLD, RAFAŁ GROTH, PRZEMYSŁAW HIPPLER, IGOR ZIELIŃSKI, KAMIL KRULISZ, KRZYSZTOF SERECZYŃSKI INSTA @DIZASTERMAG FB DIZASTER MAG WWW.DIZASTERMAG.PL #DIZASTERMAG23 OKŁADKA Baca bs Lip - Los Szabros Openeros, photo: Mr. Dworld (z albumu Czy To Jest Wanna?)

DIZASTER #23

Spełnienie przepięknych marzeń o jeździe w kalifornijskich basenach, czyli tour polskiego Teamu Vans, czyli Przemek Hippler i jego analogowe ujęcie snu. Nude Bowl, Kalifornia 2019

intro #23 Kolejny raz udało się przepłynąć dalej!

Na cornerze zapompować i wpaść na smakowitego frontside grinda! Nigdzie indziej jak w Kalfornii, czyli główne danie tego numeru: wyjazd polskiego teamu Vans w poszukiwaniu korzeni skateboardingu! Moja Kalifornia razy cztery. Każdy z riderów miał szansę opisać na swój sposób to, co wydarzyło się podczas tego niesamowitego wyjazdu! Zobaczcie też krótkie strzały z projektami, nowymi firmami, wywiad z Jaśkiem Mioduchowskim, przepiękne zdjęcia i słowa od Danny’ego Adaszka ze wspaniałego Szaber Bowl i wiele innych smaczków! Albo wiesz co... Idź na deskę już! Dabov, 1 lipca 2019

3


4

Tutuł Działu

DIZASTER #23 #22

AMBASADDORS

Jasiek potrafi fajnie jeździć, blunto-slajdo-dziki-wąż, fot. Wojtek Sobecki


Black&White

Jan mioduchowski Wywiad przeprowadził: Piotr Dabov / Zdjęcia: Jan Mioduchowski

DIZASTER #23 #22

Janek, jak to się stało, że zacząłeś nagrywać i kiedy poczułeś, że masz talent do robienia zdjęć i filmów? To deskorolka mnie do tego natchnęła. Im bardziej się nią interesowałem i im bardziej mnie intrygowała kultura deskorolkowa, tym bardziej czułem, że chcę to robić. Z początku nagrywałem telefonem, jeździłem na Woodcamp oraz uczestniczyłem w warsztatach, gdzie miałem możliwość poznać podstawy fotografii. Pierwsze zdjęcie, które zapadło Ci najbardziej w pamięć? Zdjęcie martwego ptaka, to pierwsze zdjęcie, którego byłem świadomy. Motyw pojawiający się wiecznie na ulicach, zapoczątkował moje zainteresowanie obrazowania codzienności. Wyrażasz siebie przede wszystkim przez zdjęcia, to jaki jest Twój ulubiony aparat? Aparatów używam zazwyczaj analogowych, chociaż fotografię deskorolkową przeprowadzam aparatem cyfrowym, a jest to na-

prawdę najprostszy model Canona, jaki można sobie wyobrazić. Jestem przekonany, że nie jest potrzebny nie wiadomo jaki sprzęt, żeby zrobić dobre zdjęcie, wystarczy pomysł i oko. Bardziej intrygują mnie stare techniki i raczej nie jestem futurystą dążącym do przodu, uważam, że to, co się rozwija, jest niepotrzebne. Tak samo też jest z deskorolką. Powinna się zatrzymać po osiągnięciu pewnego etapu. Co do deskorolki, sam dobrze jeździsz. Powiedz, w którą stronę chcesz iść? Bo w pewnym momencie pojawia się problem czy masz jeździć, czy nagrywać. Miewasz takie dylematy? Nie, chociaż według mnie to da się połączyć, robiąc dłuższe projekty, w które angażuje się sporo ludzi i można poprosić kolegę, żeby nagrał jakiś twój trik. Stwierdziłem, że teraz chcę zrobić sobie przerwę od filmów i skupić się głównie na jeżdżeniu. Brakowało mi przez ostatni czas takiej czystej deskorolki, bez żadnej inscenizacji. Teraz mogę wstać rano, zjeść śniadanie i wyjść na deskę nie przejmując się narzuconym planem.

5


Black&White

Po obejrzeniu Signal From the Aurora poczułem, że idzie coś nowego. Nie uważasz, że znalazło się tam trochę za dużo materiału, za dużo przejazdów? Nie jest tak, że chcieliście zrobić dobrze wszystkim? Całość trwa 25 minut. Początkowo mieliśmy zamysł na 15-minutowy film, ale pracowaliśmy nad tym dwa lata i uzbierało się sporo materiału z różnych miast, państw, z wieloma różnymi twarzami. Mieliśmy założony plan, według którego pracowaliśmy, a on i tak wciąż się rozwijał. Poza tym większość skaterów, których nagrywaliśmy, to bardzo ciekawe osobowości, które warto było utożsamić z naszym projektem. Kiedy zaczęliście nagrywać Signal From the Aurora? To było ponad 2 lata temu. Wcześniej nie znałem chłopaków, nie licząc Wojtka, z którym zaczynałem jeździć na deskorolce. Mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy i wychowaliśmy

się na tym samym skateparku Tarchomin na północy Warszawy. Pamiętam, że z początku był drewniany, potem zbudowano tam nowy betonowy z funduszy zebranych przez lokalną społeczność. Gdzie będziesz patrzył jutro? Jakie są Twoje plany na przyszłość? Na chwilę obecną nie przejmuje się tym, kim chciałbym być za kilka lat. Uważam, że warto żyć chwilą. Być wolnym ptakiem, którego nie interesuje jutro. Mam plan związać swoją przyszłość z fotografią, z rejestracją obrazu. Będę szedł na pewno w tę stronę. Dzięki za rozmowę. Powodzenia!

DIZASTER #23

6


DIZASTER #23

mioduchowski

Black&White

Wojtek Sobecki FS Fifty

7


Black&White

DIZASTER #23

8

Kuba Gołowicz Wallride to fakie

Andrzej Drzewiński Kickflip


Black&White

9

DIZASTER #23


Black&White

DIZASTER #23

10

foto Łukasz Kułach www.ambassadors.pl

Kamil Zabielski, Flip, Łódź 2019


Black&White

DIZASTER #23

IDZIE nowe. Czas na świeżość! Nowe pomysły, nowe twarze

————————————————————————————————————————————— Wszystko płynie, rośnie, zmienia się. Powstaje nowe. Zadaliśmy kilka pytań firmom, które niedawno weszły na rynek. Życzymy im jak najlepiej, a co z tego wyjdzie, czas pokaże. —————————————————————————————————————————————

NOWE FIRMY

11


Black&White

DIZASTER #23

12

Kacper Witaszek FS Noseblunt slide, fot. Piotr Gomuła


13

Black&White

BIZZY skateboards

p

Kasper Kosecki

DIZASTER #23

omysł na stworzenie Bizzy powstał z czystej zajawki do deskorolki i graffiti. Który skejt nie chciałby mieć własnego labelu deskorolkowego, a grafficiarz nie chciałby ujrzeć swojej pracy na blacie? Razem z Resko połączyliśmy siły i zaczęliśmy działać. Następnie dołączyli do nas raiderzy i powstał team do zdjęć i nagrywek. No i tak wszystko się zaczęło… Na tą chwilę mamy deski. Staramy się dojść do perfekcji w procesie tworzenia grafik, wyboru technik druku oraz dobierania kolorów tak, żeby wyglądały jak najlepiej. Gdy ukaże się ten artykuł będziemy mieć również papier z własnymi odjechanymi ilustracjami. Naszym głównym sposobem dystrybucji są skateshopy. Oczywiście mamy własną stronę internetową www.bizzyskateboards.com, na którą serdecznie zapraszam. Plany na przyszłość? Bardzo proste: Skate & Supply – jazda na desce, robienie fajnych blatów z oryginalnymi grafikami stworzonymi przez artystów i kręcenie filmów deskorolkowych. Nasze przesłanie jest proste i zawsze będziemy się go trzymać: Jazda na deskorolce to zajebista sprawa!

Bizzy x Daon fot. Tomasz Nadoliński


Black&White

DIZASTER #23

14

Kolejny triczek od Bizzy Dawid Rzychak, 360 flip, fot. Piotr Gomuła


15

Black&White

PASSAGE skate co Marcin Jakiel

DIZASTER #23

Kuba Freter, Adrianna Wicik i Ola Trafas w ubraniach Passage, fot. Michał Mazurkiewicz

p

assage to grupa zajawkowiczów z Wrocławia, chociaż pomysł na jej stworzenie zrodził się w Oslo. Kupiłem kamerę od Fredrika Winsenta, skejta z Bergen i zacząłem filmować lokalnych skejterów podczas mojego pobytu w Norwegii w 2018 roku. Nazbierałem sporo materiału i gdy wróciłem do Polski postanowiłem ponagrywać z ludźmi ze stolicy dolnego śląska na skateparku Zajezdnia31. Finalnie powstał bardzo ciekawy edit z Norwegii i Polski. Premiera odbyła się we wrocławskim klubie Transformator, przy blisko 250-osobowej publiczności, a całą kasę zebraną z tej okazji przeznaczyliśmy na budowę RainBowla we Wrocławiu. W międzyczasie wyszły nasze ubrania: bluzy czapki i koszulki, które szybko zyskały spore grono fanów! Poprzez Passage mam na celu łączyć ludzi, nagrywać z nimi deskorolkę i rozwijać ich umiejętności. Teraz wyjeżdżam znowu do Oslo, aby zebrać materiał do nowego filmu. Będę nagrywać z miejscowymi mordami, a kiedy skończę, wrócę do Wrocławia i zepnę wszystko w całość. Czekajcie na efekty! Keep it real!


Black&White

DIZASTER #23

16

Patryk Pawlak Ollie, Ceste SK8 JAM, Warszawa, fot. Jakub Skorupski


17

Black&White

CESTE WORLDWIDE Jan Żuchowski, Patryk Pawlak

DIZASTER #23

CESTE WORLDWIDE Pomysł stworzenia Ceste pojawił się zimą, kiedy z nudów zaczęliśmy myśleć o marce ubrań. Po jakimś czasie temat ucichł, ale Janek postanowił wykorzystać nazwę nieistniejącej jeszcze firmy do sygnowania swojej samotnej podróży autostopem do Gruzji. Po niej zdecydował, że chce rozwijać biznes, stawiając sobie za wzór Red Bull'a. Od tego momentu zaczęła tworzyć się marka (później stowarzyszenie), mająca na celu wspieranie i promowanie wielu form zajawek oraz pasji, w tym jedną z najważniejszych, czyli deskorolkę. W projekt zostało wciągniętych kilka osób, między innymi Patryk Pawlak, który w tej chwili jest drugim head'em Ceste. Na chwilę obecną organizujemy jam'y oraz spontaniczne akcje na sk8parkach. Jednak od nowego roku szkolnego chcemy dodatkowo zaangażować się w prowadzenie szkółki deskorolkowej jako formę zajęć pozalekcyjnych. Cóż, a za 10 lat widzimy się jako Red Bull tylko z większą pasją, wspierając przede wszystkim młodych i początkujących. Ceste SK8 JAM Jakub Skorupski, autor zdjęć, o imprezie zorganizowanej przez Ceste Worldwide na skateparku przy Bażantarni na Kabatach w Warszawie.

„Ogólnie cały event bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ wpadając na park, spodziewałem się trzy razy mniej ludzi. Cała impreza trwała bardzo długo, jednak z drugiej strony prawie każdy miał okazję pokazać coś od siebie. Była luźna atmosfera, grill, nagrody i przede wszystkim, dobra deskorolka! Posypało się sporo dobrych sztuczek, nie jeden skejt wyskoczył nagle z nowym, ciekawym triczkiem. I właśnie o to chodzi w takich eventach! Piątka dla uczestników, ludzi, którzy pomogli w zorganizowaniu tego wszystkiego i dla każdego ziomala, który wpadł na te zawody. Yo!”

Dziewięć deseczek i cyk! Rudy i Otor in the air fot. Jakub Skorupski


Black&White Tomasz „Gonzi” Haładaj fot. Krzysztof Łazik

DIZASTER #23

18


19

Black&White

MIRACULOUS Tekst: Przemysław Hippler / Zdjęcia: Krzysztof Łazik

DIZASTER #23

Z samego początku było to pragnienie dwóch nastolatków chcących przebić się przez zamknięte głowy zindustrializowanego społeczeństwa. Z biegiem czasu narodziła się marka odzieżowa zrzeszająca lokalnych artystów, deskorolkowców, a przede wszystkim dobrych ludzi. Pierwsza kolekcja składa się z sześciu produktów: dwa t-shirty, hoodie, longsleeve, dwa crewnecki. Wszystkie ciuchy zostały uszyte w Polsce, a nawiązują do zachodniego Berlina lat 80. i klimatu cold wave. Obecnie prowadzimy wyłącznie sprzedaż online pod adresem www. miraculous.pl. W przyszłości chcemy tworzyć, realizować wspólne projekty, jeździć na desce i dobrze się bawić! Peace!

Jakub „Jimi” Winkler

Przemysław Hippler


Alex Midler Backside lipslide, CPH Berlin 2018

Marcin Baca Duch Wellington 5-0 fot. Danny Adaszek

DIZASTER #23

20 Black&White


Black&White

Czy to jest wanna?

Tekst: Danny Adaszek / Zdjęcia: Danny Adaszek, Piotr Pytel, Filip Piotrowicz

DIZASTER #23

fot. Danny Adaszek

Szaber Bowl… dla jednych super spot, dla innych duży basen, dla przechodniów coś totalnie niezrozumiałego, a dla mnie przygoda, której z pewnością nie zapomnę do końca życia. Tak w kilku słowach mógłbym opisać to, czym dla mnie jest miejscówka, kryjąca za sobą wiele absurdalnych i niesamowitych rzeczy, a to wszystko w samym sercu stolicy Polski, na pełnym nielegalu.

21


Black&White

DIZASTER #23

22


w DIZASTER #23

fot. Danny Adaszek

23

Black&White

łaśnie tak zaczyna się cały absurd tego miejsca - nielegalne. Kto normalny wpada na pomysł, żeby pod głównym mostem w Warszawie, tuż obok peronu PKP Powiśle i punktu spotkań patroli policyjnych, stworzyć blisko 9-miesięczny plac budowy, na którym wylane zostało kilkadziesiąt ton betonu? Nikt o zdrowych zmysłach by tego nie zrobił bez papierów. Dlatego wydaje mi się, że rozmach budowy był jednocześnie przykrywką na jej nielegalność. Niejednokrotnie wpadała do nas policja, ale nie żeby wlepiać mandaty, tylko by zobaczyć co się tutaj dzieje i zazwyczaj kwitowali to krótkim “no nieźle”. Raz nawet przegonili jakichś skejtów z Witosa, mówiąc im, że “przecież pod mostem nowy skatepark budują”. To jest właśnie poziom abstrakcji, jaki towarzyszył przy tworzeniu tego miejsca.

nięty. Panował niesamowity klimat i właśnie dlatego były to jedne z fajniejszych wakacji ostatnich lat, nawet jeśli całe lato spędziliśmy pod mostem. W piątek po pracy miejski cruisin, piwka w lokalu, powrót do domu o świcie, albo zipowanie u kumpla na kanapie, bo za kilka godzin czekała na nas praca przy betonie przez cały dzień.

s

am klimat na budowie był chyba bardziej stereotypowy niż wszystkie stereotypy o polskich robotnikach. Mam nawet zdjęcie naszego stolika, na którym leży kilka narzędzi, jakieś inne pierdoły, ale ogólnie stół i wszystko obok zastawione jest browarami. Podpici goście, bez wykształcenia budowlanego, na nielegalnej budowie - przepis na sukces. Jednak pamiętam moment, w którym cała ekipa zaczęła sobie uświadamiać, że to co robimy może faktycznie się udać, a mianowicie pierwszy beton. Konkretnie moment, w którym skończyliśmy betonowanie pierwszego elementu. Baca z Pawłem zrobili wszystkim szkolenie z obsługi materiałów budowlanych, każdy był za coś odpowiedzialny i efekt przerósł wszelkie oczekiwania. Lanie betonu, nadawanie mu odpowiedniego kształtu oraz zacieranie weszło nam w krew. I tak przez kilka kolejnych miesięcy, co sobotę. Mniej więcej o godzinie 10 rano przyjeżdżała betoniarka, a my przez cały dzień w pocie czoła rzeźbiliśmy sobie wymarzony spot. Wszystko w piknikowej atmosferze. Grill, piwko, muzyka w tle, a przede wszystkim dobry humor. Mimo ciężkiej pracy każdy był non stop zadowolony i uśmiech-

fot. Danny Adaszek


w p z iąże się z tym kilka niezłych historii jak pierwsza w życiu siódemka na Witosie po pijaku o 4 nad ranem, albo downhill śmierci na Tamce między samochodami. Zasadniczo atmosferę miejsca, jakim jest Szaber Bowl, tworzą ludzie, którzy tam przychodzą. Przez budowę przewinęła się niezliczona ilość osób. Goście z Warszawy, Trójmiasta i z innych zakątków Polski. Meksyku, Brazylii, Węgier itd. Szaber International Construction. To wszystko nadawało temu miejscu coś tak wyjątkowego, że kolejny raz w swoim życiu poczułem dokładnie to samo, jak w momencie gdy zaczynałem jeździć. Dokładnie ten sam klimat, kiedy jeździłeś i spędzałeś całe dnie ze swoją pierwszą skate ekipą i generalnie nic więcej oprócz deski się nie liczyło. Myślę, że każdy dobrze wie, co mam na myśli. To właśnie jest w tym miejscu najpiękniejsze. Wystarczyła deskorolka i idea, aby połączyć tyle osób, stworzyć coś tak niesamowitego, wyjątkowego, że ludzie niezwiązani ze środowiskiem, zwykła rodzina Kowalskich, widziała w tym, co robimy coś więcej niż po prostu bandę skejtów, która zazwyczaj ich denerwuje.

rzekonaliśmy się o tym, kiedy ukazał się artykuł na temat rozbiórki Szaber Bowl. Tego dnia o 6 rano obudził mnie telefon właśnie z tą informacją. Zaczęliśmy szybko działać i okazało się, że mamy ogromne wsparcie, aż sami nie wierzyliśmy, co się dzieje. To był moment, w którym siedząc przy stole, znów zdaliśmy sobie sprawę z tego, że Szaber Bowl jest naprawdę czymś więcej, oraz że wszyscy doceniają i co najważniejsze rozumieją sens, dla którego to miejsce zostało stworzone. Między innymi właśnie dlatego wydałem album. Aby ludzie zobaczyli kawałek historii polskiej deskorolki, bo bez wątpienia Szaber Bowl wpisuje się w jej karty. Chociaż i tak najważniejsze było po prostu stworzenie super pamiątki dla całej ekipy. Myślę, że za kilkadziesiąt lat, kiedy każdy z nas otworzy album w zaciszu swojego domu, przypomni sobie całą bandę i to, co się tam działo, uśmiechnie się pod nosem i będzie szczęśliwy, że w tym uczestniczył.

DIZASTER #23

Black&White

szaber BOWL

24

fot. Danny Adaszek


25

Black&White

DIZASTER #23

fot. Piotr Pytel

fot. Filip Piotrowicz


fot. Danny Adaszek

DIZASTER #23

26 Black&White


27 Black&White

DIZASTER #23

fot. Danny Adaszek


Black&White

iestety prędzej czy później zostanie zburzony, ale cieszę się, że brałem udział w tym przedsięwzięciu. Przygoda życia. Mam nadzieję, że prace nad nowym, legalnym bowlem nie pójdą na marne i doczekamy się godnego następcy największej miski DIY w Polsce. Jeśli chcecie być na bieżąco i wspierać działania, zachęcam do śledzenia Szaber Bowl na Facebooku.

fot. Piotr Pytel

DIZASTER #23

d idei stworzenia wymarzonego bowla, przez aferę z okładką w stołecznej Wyborczej, po negocjacje z urzędnikami miasta Warszawy i pracy nad wybudowaniem legalnego spotu. ... Szaber Bowl.

szaber BOWL

o n

28


29 Black&White

DIZASTER #23

fot. Danny Adaszek


fot. Danny Adaszek

DIZASTER #23

30 Black&White


Black&White

DIZASTER #23

PIOTR DABOV instruktor snowboardu i deskorolki +48 604 530 003 f: super skate szkółka

31


Black&White

DIZASTER #23

32


Black&White

33

DIZASTER #23


Black&White

DIZASTER #23

34


Full Color

35

moja KALIFORNIA Tekst: Przemysław Hippler / Zdjęcia: Rafał Groth

DIZASTER #23

Lotnisko Chopina. Drużyna w gotowości przed lotem. Wszyscy na pokładzie. Wtem pada pytanie. Odpowiedź dość prosta. Po długim locie obiecany ląd. Miejsce, w którym urodził się skateboarding. Surferski raj. Opuszczone baseny. Legalna marihuana. Wielu entuzjastów gimnastykujących się na co dzień wśród miejskiej architektury. Wynajęty samochód. Droga wśród pustynnych terenów i gór. Zza horyzontu wyłania się miasto. Czy naprawdę każde wygląda tak samo? Realizacja marzeń, uczucie szczęścia.Czy ten świat faktycznie jest taki piękny?


Full Color

DIZASTER #23

36

Tailgrab Hipka, w iล cie swoiskim "ogrรณdkowym" DIY u Shelley i Kyle'a! A jaaak!


n

Full Color

DIZASTER #23

a samym wstępie chciałbym podziękować wszystkim, których spotkaliśmy podczas naszej podróży. Kaszkietowi za zorganizowanie wszystkiego na miejscu!!! #kaszkiettubył Rafałowi za świetne zdjęcia, Andrzejowi za fantastyczny skateboarding i oczywiście Piotrkowi za masę pięknych sytuacji. Dziękuję również całej załodze Vans za możliwość zobaczenia „tamtego świata”. Po długim locie wylądowaliśmy w LA. Prosto z lotniska ruszyliśmy wynajętym samochodem w stronę San Francisco. I już w pierwszych chwilach naszej podróży zacząłem dostrzegać pierwsze różnice. Wypożyczone dla pięciu osób auto miało rozmiary busa, w którym zmieściłyby się 2 bułgarskie rodziny. Po całej nocy spędzonej w samochodzie dojeżdżamy do pierwszego miasta. Santa Cruz. Dopiero będąc w tym miejscu, uzmysłowiłem sobie specyfikę nazwy tej firmy. Wyobraźcie sobie, gdyby jedna z najlepszych polskich firm deskorolkowych nazywała się Międzyzdroje. Na skateparku rzucają się w oczy kolejne różnice. Wszystkie przeszkody są większe. Jest jakoś dziewiąta, dziesiąta rano a na parku jeździ dwóch gości w wieku około 50 lat. Kiedy ostatni raz wyszedłeś z samego rana na deskę? Szybka sesja, jedziemy dalej. Derby Park. Jeśli nie wiesz co to za miejsce, nadrób zaległości. Pierwsza meksykańska restauracja. Meksykańskie jedzenie to chyba jedna z najlepszych atrakcji całego wyjazdu. Pod koniec dnia po wielu przygodach znaleźliśmy się na obrzeżach San Francisco w domu właściciela jednej z najlepszych gazet deskorolkowych. Oczywiście mowa o Low Card. Danke Schön Rob!!! W tym momencie chciałbym wspomnieć o czymś takim jak jet lag. Dla mnie to zawsze było trochę zabawne i nie brałem tego na poważnie, przez co odczułem to najbardziej z naszej piątki. Ciężkie uczucie niepozwalające ci dobrze funkcjonować. W samo południe twój organizm domaga się odpoczynku, a po kilkugodzinnym śnie czujesz się jeszcze gorzej. Rozchwianie z roztrzęsieniem. Przy następnej podróży podejdę do tej sprawy profesjonalnie. Obiecuję. Samo San Francisco to dla mnie niepokój, strach i problemy. Ludzie żyjący tam są bardzo pogubieni. Żyjąc w Europie nie miałem okazji odczuć takich emocji, jakich

doznałem w SF. Natomiast spoty deskorolkowe w tym mieście to naprawdę duży level. Downhille są ogromne, a każdy spot wymaga dużego wysiłku, by zrobić cokolwiek. Prosto z San Francisco pojechaliśmy na Lower Bobs w Oakland. Piękne miejsce! Big up panowie za kawał dobrej roboty. Na tym spocie panuje zajebista atmosfera, każdy każdego nakręca. Nawet ośmioletnie dzieciaki dają ci taką zajawę, że nie przestajesz jeździć. W takim miejscu nie trudno o progres. Kolejny dzień, koniec jet lagu. Dzięki bogu. Przy kolejnej wizycie na Lower Bobs spot wydawał się już mniej trudny. W przypadku Piotrka było niestety na odwrót. Zaopatrzony w ochraniacze nasz kochany Piotruś zapomniał o kasku. Szybka zawrotka, poślizg. Odwracam głowę i widzę wykręconego dziadka a wśród niego wielką kałużę krwi. Szybki ogar (dzięki Albino za pomoc) i lecimy do szpitala. Po kilku godzinach dziurę w głowie Piotrka personel zakleił klejem. Sześć tysięcy dolarów? Za super glue na głowie? Kolejny dzień, jedziemy dalej! Odwiedziny wśród najstarszych drzew świata. Kim staliśmy się jako ludzie? I dlaczego doprowadziliśmy wszystko do takiego stanu? To mój jedyny komentarz do natury, którą miałem okazję obserwować podczas wyjazdu. Pod koniec turystycznego dnia trafiliśmy do domu przyjaciela Kaszkieta. Dzięki Nate za gościnę i wspólnie spędzony czas. Po lekkim melanżu dotarliśmy na backyard bowla. Wydaje mi się, że był to największy bowl, jaki widziałem w życiu. Wyobrażacie sobie mieć takich rozmiarów basen na ogródku. W drugiej połowie dnia kolejny backyard bowl, stanowczo mniejszy lecz z większą możliwością wykorzystania przeszkód. Znajdujemy się jakoś w połowie naszej podróży i trafiamy do LA. Hollywood... złote gwiazdy wśród pawilonów przewiezionych prosto z Władysławowa Lost Angeles. Znów ogromne kontrasty. Wielkie zakazy na ulicach. System. Kwintesencja lub jej brak. Venice Beach. Co godzinę dziewczynka o imieniu Niebo robi pokaz dla publiki. Gwoździem programu okazuję się salto przez bark. Czy to dla Ciebie skateboarding? Co o tym myślisz? Wielkość przeszkód znów przerasta nasze głowy.

37


Full Color

W miejscu, gdzie zazwyczaj kręcono sceny pojedynków gangów, Hipek wyjechał takiego oto footplanta. Niech Cię nie zmyli "poślizgnięta" noga na dachu auta.

p

odziękowania dla Leny i Łukasza. Dzięki za dach nad głową. Ostatni dzień w LA. Zostałem wyautowany po szybkiej walce z poręczą nad jedenastoma schodami. Przystanek na odpoczynek gdzieś pomiędzy LA a San Diego. Piękny gest przyjaciół Piotrka. Tradycyjna polska kolacja, złożona z samych najlepszych meksykańskich potraw. San Diego. Wspomnienia z tego miasta zawężają się do życia w motelu, w którym zatrzymaliśmy się na 2 dni. Po krótkim odpoczynku kierunek na Nude Bowl. Wisienka na torcie. Mimo narastającego bólu pięty, jeździłem wraz z chłopakami cały dzień. Prawdziwy Kalifornijski POOL! Tamtego dnia spełniłem największe deskorolkowe marzenie. Nie da się opisać tego słowami. Jeśli kochasz jazdę w bowlu, wydaj każde pieniądze na podróż, by poczuć ten rodzaj jazdy na deskorolce. Samo pływanie w misce sprawia tyle szczęścia, ąe nic w tym momencie nie ma znaczenia. Na koniec touru przygarnął nas na

ostatnie noce Grzywi! Nie znasz gościa? Odpal stare filmy Pogo! Co ciekawe, przeprowadził się wraz z całą rodziną do Los Angeles kilka dni przed naszym przyjazdem. Piękny gest z waszej strony!!!! Super było spędzić z wami ostatni dzień na obcym kontynencie. Zbliżamy się coraz bliżej końca. Lecz jak to zwykle bywa. Koniec okazał się początkiem...

Hollywood High to legendarne schody i poręcz rozpoznawalne na wielu filmach. Panie i panowie mamy przyjemność przedstawić pierwszy trik ridera z Polski na tym spocie! Przemysław Hippler, boardslide, Kalifornia 2019

DIZASTER #23

38


Full Color

39

DIZASTER #23


Full Color

DIZASTER #23

40

Andrzejek i klasyczny crooked grinder w downtown LA.


Full Color

moja KALIFORNIA Tekst: Andrzej Kwiatek / Zdjęcia: Rafał Groth

„Oh, Nate… why u didn’t shoot polish potato?”

DIZASTER #23

W Kalifornii naprawdę można nauczyć się jeździć na desce. Nie tylko dlatego, że miejsc do jazdy jest mnóstwo, ale głównie dzięki ludziom, których spotykasz. Są to osobowości przesiąknięte deskorolką, co daje poczuć, jak ważny dla Amerykanów jest skateboarding i że mają go u siebie od dawna.

m

oją uwagę przykuły przede wszystkim spoty DIY czy naturalny pool „Nude Bowl”, które klimatem tworzonym przez lokalnych budowniczych/skaterów, miejscem, w którym się znajdują, a przede wszystkim swoją historią, dają chęć spędzenia na którymś z nich więcej czasu. W przypadku DIY ogrom pracy i serce włożone przez tych ludzi daje mocne poczucie bezinteresownej więzi między skaterami, co w gruncie rzeczy jest podstawą naszej kultury. Jeżeli chodzi o spojrzenie poza deskorolkowe, Kalifornia sprawia wrażenie rozbitej pomiędzy wielkim sensem a kompletnym jego brakiem. Ludzie starają się robić dużo. Jeżeli nic

nie robią, to robią dużo tego „nic”. Odczułem podejście zdecydowanie „na tak”, rzadko spotykałem się ze sprzeciwem. Z tej strony podoba mi się amerykańskie nastawienie, programujące umysł na pozytywne rezultaty. Jeżeli jednak nie dasz się zaprogramować, możesz trafić na ulicę. Tam nie brakuje już niebezpiecznych zachowań i sytuacji, szczególnie w San Francisco. Wyjazd z mojego punktu widzenia wyszedł bardzo pomyślnie. Suma sumarum zysków i strat, wróciliśmy cali i zdrowi, pełni ciekawych doświadczeń. Myślę, że tych strat byłoby więcej, gdyby nie Kaszkiet aka „Kaszkiet tu był”, nasz przewodnik wycieczki. Dzięki niemu odhaczyliśmy sporą liczbę spotów, jak na tak krótki czas, co automatycznie zwiększyło liczbę przygód. Zebraliśmy nawet trochę materiału foto/wideo dzięki G-Rafałowi aka „Tak Trzeba Żyć”. Z chłopakami naprawdę dobrze się współpracowało.

41


DIZASTER #23

SPEŁNIENIE SNÓW I NA PEWNO NIE STINKBAG. Nude Bowl. Piękny basen, piękny grab, piękny lot i piękne zdjęcie. Andrzej Kwiatek. Fot. Rafał Groth

42 Full Color

dziękuję Przemek za dwazero Antihero i Piotrek za inicjację wyjazdu. Tak naprawdę cieszę się, że żyjesz.


Full Color

43

DIZASTER #23


Full Color

DIZASTER #23

44

Niczym GX1000 Andrzejek i jego downhill, będący elementem większego line. Video wkrótce!


Full Color

moja KALIFORNIA

n

Tekst: Piotr Dabov / Zdjęcia: Rafał Groth

DIZASTER #23

azywam się Piotr Dabov, jeżdżę na deskorolce od wielu lat i dzięki niej przeżyłem najlepsze i najgorsze chwile mojego życia. Ważnym jest aby czuć sercem i robić dokładnie to, co się czuje, co nie jest łatwe w świecie, gdzie każdy będzie mówił ci, jak masz żyć, co masz robić. Obranie właściwej drogi zajęło mi bardzo dużo czasu, właściwie codziennie uczę się czegoś nowego. Ale przejdźmy do rzeczy, o których warto wspomnieć, gdyż kryją w sobie wiele niebezpieczeństw. Chodzi o używki, badanie granic. Każdy z nas miał kiedyś bądź ma ochotę spróbować czegoś nowego, niezależnie czy to będzie nowy smak czekolady, papieros czy alkohol. Jak jesteś małym dzieckiem, to bawisz się samochodzikami lub lalkami i w pewnym momencie te zabaweczki zaczynają ci się nudzić. W pewnym wieku powinno się tak dziać z używkami. Chodzenie na imprezy pięćsetny raz, spotykanie ludzi, przygód poprzez alkohol, staje się zwyczajnie nudne, jak stara zabawka. Bardzo trudno jest wtedy znaleźć prawdziwe szczęście. A jest ono wszędzie, dookoła nas, na niebie, na rękach, na papierze, którego właśnie dotykasz. Szczęściem jest to, że możesz widzieć i rozumieć literki, z których składa się ten tekst. Tylko jaka jest puenta? Puenta jest bardzo trudna. Kiedyś zrobiłem sobie tatuaż z Sak Yant, czyli rytualny wzór ręcznie robiony przez tajskiego mistrza. Abstrahując od tego, czy był duży, czy mały, czy bolało, mistrz powiedział tak: jeżeli stosujesz się do reguł, będzie cię chronił. Natomiast jeżeli zaczniesz używać alkoholu lub używek, w jakimkolwiek stopniu, to ten tatuaż będzie tylko kawałkiem rysunku z atramentu wbitego w twoje ciało. To wydaje się zwyczajnie cool, wypić browara, zajarać jointa, ale cały czas wracam do tego, że są to fałszywi przyjaciele. Absolutnie nie uważam, że jestem idealny, czasem mam ochotę wypić piwo i robię to z lepszym

lub gorszym skutkiem. Uważam, że powinno się mieć znacznie więcej samodyscypliny. To nie jest spowiedź gościa, który ma problemy z używkami. To raczej rada starszego brata. Przestrzeganie. Chociaż z drugiej strony, jeśli sam tego nie doświadczysz, sam nie dotkniesz dna, bądź nie potyra cię życie w różnych tego typu sytuacjach, nie poczujesz, jak bardzo to wszystko jest słabe. Ameryka zmieniła mnie. Co do końca nie jest takie fajne. Ludzie myślą, że jeśli polecisz za ocean to od razu zaczniesz ten młody kraj bezwarunkowo kochać.. Tak na pewno myśli Donald Trump i bardzo wielu Amerykanów. Polityka nie jest chyba typowym zainteresowaniem dla ludzi jeżdżących na desce, ważniejszym jest dotrzeć do źródeł, do korzeni, dotknąć ich, przejechać się na miejscach gdzie ta cała jazda, ta kultura się rozpoczęła. W kwietniu to zrobiliśmy. Wyjazd był naprawdę niesamowitym przedsięwzięciem, włączając w to różne setki maili organizacyjnych. Bardzo skomplikowana układanka została złożona i jakimś cudem Przemek Hippler, Andrzej Kwiatek i ja oraz Rafał Groth, który jest niesamowitym fotografem, wylecieliśmy do USA. Dołączył do nas także Mateusz Kałużny, chociaż „dołączył” to złe słowo. Wybór miejsc, cały plan miejsc do których mieliśmy pojechać, ułożył z wielkopolską dbałością nasz przewodnik, skejtowy Tony Halik, od jego ksywki “Kaszkiet” powstał nawet pewien tag na wyjeździe, czytaj: #kaszkiettubył

45


Full Color

p

Od lewej: Andrzejek, Hippler, Dabov, Nate i Kaszkiet w ogródku marzeń w Palm Springs.

oczątkowo miejscem, gdzie pielgrzymowali polscy skejci była Praga, a dokładnie Stalin spot i Mistic, czyli odbywające się najbliżej nas europejskie zawody. Kilkanaście lat później deskorolkową mekką stała się Barcelona. Skejtowe miasto, uliczna deskorolka, skręcane papierosy, małpy, złodzieje kamer. Potem okazało się, że mamy nową ziemię obiecaną i nie mówimy tutaj o Łodzi, bo nie jest to wiek XX. Mamy wiek XXI, polskich skaterów i Amerykę. Jeśli jesteś skejtem, to niewyobrażalnym jest nie pojechać do Kalifornii. To obowiązkowy punkt w życiu każdego z nas. Ameryka jest ogromna. Wielkie połacie ziemi, pełno imigrantów z jednej strony, a z drugiej Amerykanie niegrzeszący inteligencją, żyjący w swoim konsumpcyjnym, czasami trudnym do zrozumienia przez europejczyka świecie. Mimo że ludzie mieszkają w różnych miejscach, domach zbudowanych bardzo delikatnie, w których jest sporo niepotrzebnych rzeczy, zawsze zostaniesz ugoszczony i na

swój sposób to jest wspaniałe, naturalne. Przez cały czas mieliśmy styczność prawie z samymi skejtami i nie miało znaczenia czy to są ludzie z Lowcard, czy szalony Nate i inni, których już znaliśmy lub dopiero spotkaliśmy na swojej drodze, bo taki trip jest bardzo ważny z wielu względów… Przejdźmy do sedna. Sednem były poole, baseny. Nie skateparki, a bowle. Hardcorowe miejsca, w których możesz pływać, gdzie jest prawdziwy pion. Dotknęliśmy maksimum trudności, polizaliśmy to, a nawet wylaliśmy na tym swoją krew, tak jak ja, gdy rozbiłem sobie głowę na Lower Boobs, spocie DIY AntiHero. Jak się rozpierdolić, to tylko dobrze! Przez 14 dni przejechaliśmy prawie 4 tysiące kilometrów. Tuż po wylądowaniu przejechaliśmy 600 km między San Francisco a Los Angeles. Na mapce ta odległość wygląda jak pierdnięcie, a jechaliśmy 8 godzin. Ameryka definitywnie nas zmieniła, każdego z osobna w inny sposób. Incydent z bronią na imprezie pokazał, co oznacza wolność dostępu do broni, jak blisko może być tragedii. Raczej nie załatwia się spraw pięściami, ale taka tam jest tradycja i należy to uszanować.

DIZASTER #23

46


47

Full Color

DIZASTER #23

Z drugiej strony ilość freaków, reklamy kanabisowych sklepów, bilboardy w LA, pokazują inny świat. Analogicznie, kiedyś wielkie reklamy marlboro czy whiskey, a teraz wielkie reklamy sklepów z weedem. Czy to jest fajne? I elektryczne papierosy, które możesz palić wszędzie, wziąć macha z niewiarygodnym stężeniem substancji, które dadzą ci uśmiech, ale czy tak naprawdę to wszystko jest potrzebne? Czy chodzi i omamienie całej kultury, całej cywilizacji? NWO? Wracając do naszego polskiego Vans teamu, było kilka krytycznych sytuacji, jak na każdym wyjeździe. Nie wpłynęło to jednak na rozdzielenie ekipy, wręcz przeciwnie, po tym wyjeździe, mimo że każdy z nas jest diametralnie różny, zbliżyliśmy się do siebie. Trochę jak weterani wojny. Teraz każdy wrócił już do siebie, ale mimo tego trwa jakaś magiczna więź, a w głowie zostaną wspólne przeżycia, nie do powtórzenia, takie, które można będzie później opowiadać swoim dzieciom. Obok samej kwestii kultury deskorolkowej i tego, że na skateparku jeżdżą 40-letni goście, kiedy wchodzisz do ogródka, gdzie w przepięknym miejscu siedzą goście, mają elegancji skatepark zbudowany tylko dla nich, czujesz, jakbyś śnił najpiękniejszy sen. Do tego DIY pod mostem, zbudowane przez społeczność i silne więzi między skejtami. To właśnie jest najważniejsza i najpiękniejsza rzecz, którą zauważyłem, będąc wśród nich i która mnie zmieniła. Kwestia silnego poczucia przynależności do społeczności. Jak jesteś skejtem, to oznacza, że jesteś skejtem, że żyjemy wszyscy razem, nie kłócimy się, nie walczymy, jesteśmy jedną wielką siłą, pasją, zabawą, płynięciem na fali. Po pewnym czasie tradycją. I trzeba to czuć. Niestety w naszym małym, polskim bagienku niesnaski pomiędzy pipką a rybką, małymi chłopcami, którzy siedzą jeszcze w piaskownicy i rzucają się szpadelkami, bo ktoś coś kiedyś powiedział i nakręcanie plotek, należy do codzienności. Chce mi się jednocześnie śmiać i płakać, gdy patrzę na Amerykanów, którzy co jak co, ale w poczuciu deskorolkowej wspólnoty są lata świetlne przed nami. Wróćmy jeszcze do przestrzeni. LA to takie małe miasteczka. Z jednej strony kolorowe, zielone, pachnące Hollywood, obok betonowy downtown z bezdomnymi załatwiającymi swoje potrzeby na środku chodnika , w atmosferze jakby za chwilę miała wybuchnąć wojna, żeby po kilku godzinach podróży trafić do

Dzięki Albino oraz wszystkim za szybką reakcję i pomoc! miejsc takich jak Santa Cruz, gdzie wszędzie widać tylko skaterów, surferów i jesteś tam najbardziej w domu, a zdarza się, że znajdziesz się w miejscach typu Skidrow, gdzie nawet Polacy baliby się wyjść z samochodu. Nie jestem do końca przekonany czy chciałbym tam wrócić, ale wiem jedno. Chciałbym wyciągnąć stamtąd najlepsze wzorce, jeśli chodzi o deskorolkę i przeszczepić je na polski grunt, żebyśmy jeździli lepiej, bawili się lepiej i mieli poczucie wspólnoty. To jest takie moje marzenie. Co do jazdy w moim wykonaniu, niestety głowa plus wiek, plus chipsy, dały mi do zrozumienia, że niekoniecznie to był mój moment. Jednak jeszcze nie umieram, nic do udowodnienia. Incydent na Lower Boobs to jedna z najśmieszniejszych, a zarazem najgorszych gleb mojego życia, bo kółka deski wpadły w powerslide (może jestem za ciężkim ziemniakiem) i uderzyłem najpierw biodrem i barkiem, czego już nie pamiętam, potem tyłem głowy, jakby slidując po asfalcie na konkretnej prędkości. Pamiętam, właściwie tylko ze zdjęć, stróżki krwi, nie wiedziałem, gdzie jestem i potem udawałem w szpitalu, że nie chce mi się rzygać. Śmierć uśmiechnęła się, ale jakoś wyjechałem ten triczek.


Full Color

DIZASTER #23

48

Przepiękny fr-feeble w ogródku Magnetheada! Dzięki Lowcard!


Full Color

49

moja KALIFORNIA Tekst: Mateusz Kałużny / Zdjęcia: Rafał Groth

DIZASTER #23

p

atrzę na płonące niebo zachodzącego czerwcowego słońca i zastanawiam się, jak to jest, że pewne miejsca działają na nas tak magnetycznie, że w naszej podświadomości zaszczepia się silna idea, zarodek pomysłu, który początkuje bieg zdarzeń. Takim miejscem dla każdego z nas może być zupełnie co innego. W tym przypadku była to California, w towarzystwie 4 wykręconych kolesi. Wtorek 25 marca - wycieczka na lotnisko, zbiórka ekipy, pierwsze śmiechy, pierwsze zamotki z bagażem, wszyscy odprawieni na jedno hasło ruszyliśmy do strefy wolnocłowej po WÓDĘ!!! Zawsze trzymałem się tradycji przywożenia dobrej polskiej wódki gospodarzom, znajomym, ziomkom, ludziom, z którymi później mam kontakt. Zamontowani na pokładzie, zmieniamy lekko przydzielone nam miejsca i przygotowujemy się do startu. Po wylądowaniu na LAX mieliśmy przyjemność trafić na lekką nieudolność obsługi lotniska, co sprawiło, że oddaliśmy hołd swoim starszym odczekując swoje w kolejkach

po nasz American Dream. Najciekawsze dla mnie było obserwowanie, jak ziomale adaptują się do nowej rzeczywistości i szybko zrozumiałem, że vibe tego miejsca i dodatkowo mieszanka naszych charakterów sprawia, że każdy z nas czuje się tak samo lub nawet lepiej niż na swoim podwórku. Pierwszy dłuższy przystanek to Santa Cruz i Derby Park naprawdę kultowy spocik. Popołudniową porą udaliśmy się powoli w górę wybrzeża i parę piwek później byliśmy już u Roba „Magnethead” Collinson’a w Pacifica, który jest właścicielem Lowcard, a także strażakiem na pełen etat. Dzięki jego gościnie mieliśmy nocleg na kolejne dwie noce. W SF odwiedziliśmy spoty: China banks, EMB, SF Piers, 3rd & Army i obowiązkowo Golden Gate. Każdy z nas tak naprawdę czekał najbardziej na jedno miejsce w okolicy SF, a było to Lower Bobs, świetny DIY z różnymi kątami na różnych przeszkodach, w otoczeniu gangsta hood, jakim jest Oakland. Spot jest wymagający, ale daje mnóstwo możliwości i przyjemności z jazdy. Na Lower Bobs w miejscu, gdzie można sobie poczillować, lokalsi wykleili mozaiki z nazwiskami, zmarłych, piękny gest, który pokazuje jak silne więzi łączą skejtów z całego świata. Po Lowerbobs pojechaliśmy na Treasure Island, czyli Diy na wyspie, na której stoi Bay Bridge, jednym z najlepszych elementów tego projektu DIY, jest samochód obudowany sklejkami, przez który można skakać, przejeżdżać i bawić się do woli. Wróciliśmy do Roba na ogródek, na którym nie brakowało kilku kątowych, całkiem wymagających przeszkód. Sesja odpaliła się na dobre, każdy chciał wrzucić jakiś triczek. Andrzej z Hipkiem praktycznie zmasakrowali quarter, mi również udało się go dobić, choć walka trochę trwała, a Piotruś chciał wskoczyć na krawężnik z małej wybitki. Niestety, spot nie był na niego przygotowany. Najechał i dosłownie wpadł w bank i w ten sposób zakończył zabawę, podpierając się twarzą o trawę, na którą spadł. Wyglądało to komicznie, chociaż ciężko to teraz dobrze przedstawić.


Full Color

DIZASTER #23

50

Kaszkiet posiada jeden z najsolidniejszych frontside grindów w naszym kraju. Potrafi dołożyć więcej, widzisz tą rączkę z tyłu? Five-o-layback to tail na Lower Bobs!


c

Black&White

DIZASTER #23

o lepsze, ta akcja, miała być zapowiedzią tego, co wydarzy się później, Ponowna wizyta na Lower Bobs, tym razem tylko lokalne Hood dzieciaki, które, są bardziej wyszczekane niż nie jeden Polski dres no i skate sesja, w piękny słoneczny dzień. W pewnym momencie zauważyliśmy, że Piotrek rozpędził się nieco bardziej niż zwykle, przejechał przez „cycki” i na drugim „cycku”, nie dostosowując się do prędkości, wywinął placka, upadł na tyłek, bark, a następnie, uderzył głową o beton. Jak się szybko okazało, głowa Piotrka w tej walce przegrała, wszyscy lekko zdenerwowani podbiegliśmy, iii… Przyznam, że strasznie się przejąłem. Na krótką chwilę, zgłupiałem co dalej, bo Piotrek był nieprzytomny, a spod jego głowy zaczęła lecieć całkiem spora struga krwi. Na szczęście pojawił się miejscowy skejt Albino, który bardzo dobrze wiedział co robić. poszedł po apteczkę i opatrzył Piotrka, który w tym mniej więcej momencie odzyskiwał kontakt z rzeczywistością. Udaliśmy się do najbliższego szpitala. Po wykonaniu wszystkich badań i sklejeniu głowy Piotrek otrzymał wypis oraz szacunkowy koszt całego zamieszania, który miał wynieść 2000$. Po powrocie do kraju okazało się, że to jednak 6000$, ale wszystko pokryło ubezpieczenie, dlatego nawet nie próbujcie jechać do US bez ubezpieczenia turystycznego! Załadowaliśmy się do auta, zjedliśmy pizzę i ruszyliśmy na południe Californii. Następny dzień, ze względu na wydarzenia, miał być dniem, odpoczynku czy refleksji. Zdecydowaliśmy się na mały sightseeing i pojechaliśmy podziwiać największe drzewa na świecie w parku narodowym sekwoi. To był dobry dzień, Piotrek mógł sobie odpocząć a my na łonie natury zregenerować siły na kolejne dni wyjazdu. Zostaliśmy zaproszeni do mojego przyjaciela z US, Nate’a. Ma on bardzo barwny charakter, ale do tego jest super gościem. Od zawsze zaskakuje mnie, jak jedno całkiem przypadkowe spotkanie, może w przyszłości zaowocować czymś, co ciężko nawet sobie wyśnić. Tak właśnie było i teraz, poznałem Ryan’a, Ryan poznał mnie z Nate’em i w zasadzie od tamtego czasu mamy ze sobą całkiem dobry kontakt. Dzięki Maureen, która jest partnerką Nate’a udaliśmy się do Palm Springs, pojeździć na podwórkowym bowlu. Był to zdecydowanie najgorętszy dzień w Kalifornii, mimo że dopiero

kończył się marzec, temperatura osiągała jakieś 35 stopni. Dojechaliśmy na miejsce, weszliśmy na ogródek, a tam prawdziwa backyard skate sesja, w 3 komorowym bowlu, którego najpłytsza komora miała około 2 metrów, średnia coś pomiędzy 2.5-3m, a głęboka ponad 4m. Takiego bowla nie powstydziłby się żaden skatepark, a ten bowl był na podwórku!!! Powalczyliśmy dobre dwie godziny, wszyscy dawali z siebie wszystko, każdy wrzucił jakieś numery, a mi udało się chyba zrobić swoją życiówkę, ale to można zobaczyć na montażu z Cali. Po walce na tym ogromnym bowlu, mieliśmy udać się dalej, tym razem w miejsce bardziej na uboczu, z dala od wielkich miast, z dala od wielkiej cywilizacji i egocentryzmu amerykańskich mieszczan. Z dala od L-AIDS (tak nazywają LA właśnie Ci wszyscy, którzy uciekli z dala od niego). Tym razem, Nate i Maureen zabrali nas do innych swoich przyjaciół, do Shelley i Kyle’a. Część ogrodu była całkowicie zalana betonem dostosowanym do ukształtowania terenu, co łączyło się w bardzo fajny, płynny park. Do jednego przymurowany był grill, a zaraz za nim zalany wodą pool. Atmosfera była tu jeszcze luźniejsza, grill, czill, piwka, sesja na bowlu, rozmowy, zwierzaki, pięknie! Jak dla mnie mogłoby to trwać dłużej. Niestety, czas nas gonił, a kolejne miejsca czekały. Do LA, zajechaliśmy w nocy. Dzięki znajomościom Piotrka udało się ogarnąć nocleg u znajomego, co odciążyło nas trochę finansowo. Lena Góra oraz Łukasz Dziedzic, wielka piątka dla was za pomoc! LA zaczęliśmy standardowo od całego dnia na Venice i częściowo na plaży. Skatepark przy Venice oraz ogólnie Venice Beach Boardwalk to miejsca, co do których mam mieszane uczucia. LA to naprawdę miasto upadłych aniołów, mało tam miejsca na empatię i prawdziwe przyjaźnie. Królują egoizm oraz fałszywe, krótkie znajomości. Kult jednostki rządzi, każdy tutaj tak bardzo chce być kimś znanym. Widać to również na skateparku, na którym największe miejscowe gwiazdki, co godzinę urządzają ten sam pokaz. My skupiliśmy się przede wszystkim na wspólnej jeździe. Następnego dnia zdecydowaliśmy się uderzyć na street spoty. Wybrana przez nas śniadaniownia okazała się strzałem w 10, gdyż tuż obok niej, wyrastał całkiem przyzwoity downhill. Stamtąd udaliśmy się na highschool brick banks. Niestety dla mnie, spocik pechowy, skręciłem na nim kostkę, na szczęście niezbyt mocno, ale opuchlizna i ból dawały się we znaki.

51


Black&White

hłopaki podogrywali tricki, ruszyliśmy na downtown. Piotrek dosyć szybko przekazał nam, iż odczuwa silny „bad vibe” tego miejsca, który mógł wiązać się z bardzo wyraźnym rozwarstwieniem społecznym. Bezdomni, koczujący i załatwiający swoje potrzeby fizyczne na oczach innych osób, zombie-narkomani (serio, zaczyna się od razu rozumieć skąd te wszystkie filmy o zombie). Na szczęście jest deskorolka, która i w takich sytuacjach pozwala się skupić na czymś innym. Na zakończenie udaliśmy się do Pizzanista na słynną pizzę w restauracji, której założycielem jest Salman Agah. Dzień już dobiegał końca tak jak nasz pobyt w LA. Kolejnym przystankiem na naszej drodze, było San Diego, jednak w drodze do najbardziej słonecznego miasta w całej Kalifornii, zatrzymaliśmy się u znajomych Piotra, Polaków, którzy już od prawie dwudziestu lat mieszkają w USA. Zostaliśmy ugoszczeni po królewsku, wegetariańskim, meksykańskim jedzeniem. Było pysznie, dziękujemy Ania!!! Następnego dnia San Diego od rana przywitało nas słońcem i dobrą energią, niestety w niepełnym składzie ruszyliśmy na Washington street DIY, ponieważ Hipek ze zbitą piętą po spotkaniu z pewnym legendarnym już street spotem w LA, tego dnia musiał spasować. Ruszyliśmy na podbój chyba jednego z najbardziej wymagających DIY w całym USA, jeśli nie na świecie. Na WSVT Udało nam się z Andrzejem nagrać co trzeba, dzięki czemu morale podskoczyły jeszcze wyżej, a piwka tym lepiej ugasiły pragnienie. Po San Diego naszym celem był Nude Bowl, miejsce mnie osobiście już dosyć dobrze znane odkąd pierwszy raz przyjechałem do Californii. Jakoś tak się składa, że przyjeżdżam tu co roku w marcu i to był już czwarty rok z rzędu. Żeby dotrzeć do celu, potrzebowaliśmy jakieś 3-4 godziny, ale wiedziałem, że podróż jest warta tego miejsca. Byliśmy ponadto przygotowani, żeby spędzić całą noc na pustyni przy bowlu. Po wyjściu z auta wszyscy oniemieli, to jednak był ten spot marzeń. Nude bowl to miejsce, do którego chyba zawsze będę chciał wracać. Jest to jeden z najbardziej znanych i chyba jeden z najbardziej przystępnych backyard pool na świecie. Atutem jest jego położenie na wzgórzu, na środku terenu pustynnego, w odległości

10-15 kilometrów od najbliższych zabudowań. Po twarzach chłopaków można było wywnioskować, że to pełnia szczęścia. Wiedziałem, że to miejsce było idealnym wyborem na zakończenie tripu. Sesja trwała do zachodu słońca, po czym zajęliśmy się odpalaniem grilla i przygotowaniem wege gulaszu. Potem odpaliliśmy sesję nocną, jeździliśmy razem pod rozgwieżdżonym niebem. Nude bowl, najlepsza ekipa i deskorolka - tyle wystarcza do pełni szczęścia. Ostatniego dnia nie pozostało nam nic innego jak małe zakupy oraz czill na plaży. Zmęczeni, ale szczęśliwi udaliśmy się podziwiać zachód słońca przy Huntington Beach. To było dobre zakończenie. Dzisiaj, kiedy mogę spojrzeć na wyjazd do USA zupełnie z innej strony niż zwykle, nachodzi mnie refleksja. Otóż oczywiste jest to, że nieważne gdzie się jedzie, ważne z kim. Nigdy tak bardzo do mnie to nie docierało jak teraz. Pomimo że bywałem już w większości z odwiedzonych podczas tego wyjazdu miejsc, to ten wyjazd pozwolił spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy. Dzięki chłopakom, ten wyjazd odkrył dla mnie Kalifornię całkowicie na nowo. Wydaje mi się i chyba to nie tylko moje odczucie, że zżyliśmy się z chłopakami jeszcze bardziej i niezależnie od tego, że czasem mogliśmy mieć siebie nawzajem dość, to jednak tworzyliśmy zajebiście zgraną paczkę. W tym miejscu chciałbym bardzo serdeczne podziękować wszystkim, dzięki którym mogłem uczestniczyć w tym epickim tripie. Przede wszystkim dziękuję mojemu tacie. Dzięki Andrzej i Piotr za przypomnienie, że bilety są jeszcze tanie i że to jest moment na ich zakup. Dzięki Piotr, Andrzej, Przemo i Rafał za wsparcie finansowo-żywieniowe i za wyrozumiałość. Thank you Rob, Reija, Daniel Evans, Albino, Nate and Maureen - you guys made it happen for us all. I hope we get to welcome you in Poland soon. Dzięki Lena i Łukasz, dzięki Ania, Grzywi! Dzięki Vans, Pogo3012 i Dizastermag za możliwość takiego wyjazdu! Dzięki Piotrek, że udało Ci się do tego doprowadzić! I pomimo tego, że każdy z nas mniej lub bardziej momentami narzekał, lub miał dość, to wszyscy bardzo się cieszymy, że przeżyłeś! Peace, shred for life!

DIZASTER #23

c

52


53

Black&White

z

pessa DIY

Wywiad przeprowadził: Piotr Dabov / Zdjęcia: Igor Zieliński

djęcia tego Pana były już prezentowane na łamach Waszego ulubionego Szmatławca, jednakże całkiem niedawno wyszedł z nowym projektem video, opowiadającym o DIY w jego rodzinnym mieście.

DIZASTER #23

Zacznijmy w takim razie od początku. Jesteś fotografem? Tak. Studiuję fotografię w Poznaniu. Jak się żyje w stolicy Wielkopolski? Wiesz, to jest trudne, bo bardzo przywiązuję się do ludzi, a skejtów traktuję jak rodzinę. Kiedy przeprowadziłem się do Poznania, było mi ciężko i w sumie nadal jest, ponieważ nie znalazłem ekipy, z którą mógłbym gdzieś wyjść. Od tego momentu deskorolka zniknęła trochę z mojego życia, czego najbardziej obecnie mi brakuje. Masz więc poczucie wspólnoty wszystkich skejtów, szczególnie teraz w Światowy Dzień Deskorolki. Dokładnie. Dlatego dzisiaj jadę do Bydgoszczy, żeby spędzić trochę czasu z ziomeczkami. Bardzo się cieszę! Powiedz mi, co to jest PESSA? Rozszyfruj ten skrót. To nie jest skrót, w tym słowie jest tak naprawdę o jedną

Piotr „Wampir” Warmbier literę więcej niż w nazwie sąsiedniego bydgoskiego zakładu, produkującego pociągi na skalę międzynarodową. Ojcem PESSY jest Piotr „Wampir”, który ponad 5 lat temu zaczął budować w tym miejscu jakieś bardzo szczątkowe formy, betonowe i drewniane, na których już można było jeździć. Po pewnym czasie doszedł do nas Marek Hetman, stary skejt, mający już ponad 30 lat, ale i największą zajawkę ze wszystkich skejtów w Polsce. Mimo że ma już pracę, rodzinę to nadal wieczorami przychodzi i buduje. Przez te kilka lat przeszkody stawały się coraz lepsze, a Wampir zaczął odlewać nawet formy copingów. PESSA wymagała od skejtów dużego marginesu błędu, głównie z powodu chropowatej nawierzchni. W sumie to miejsce nie nadawało się za bardzo do jazdy i stawiania tam czegokolwiek, a mimo wszystko upartością oraz ambicjami zostało wybudowane coś wspaniałego. Właśnie tam będziemy świętować Dzień Deskorolki.

Nie jesteście tak rozpoznawalni, jak np. Szaber, o nich wszyscy mówią, a PESSA też jest bardzo ciekawym miejscem. Tu się pojawia syndrom małego miasta. Bydgoszcz to miejscówka, którą skejci raczej pomijają. Jeśli ktoś planuje jechać na trip, to raczej wybiera inne lokalizacje. Ile jest skejtów w Bydgoszczy, na PESSIE? Raczej nie spotkasz tu tłumów. Najczęściej są tam Wampir albo Marek, ale kiedy ustawiamy się na PESSĘ, przychodzi nawet 20 osób. To spora liczba jak na tą miejscówkę i w ogóle na Bydgoszcz. Jak dalej pociągnąłeś temat? Zrobiłeś film, zdjęcia, skąd pomysł uwiecznienia tego? Chcieliśmy przybliżyć to miejsce ludziom, żeby wiedzieli, że na mapie polski takie coś istnieje. Po drugie, mieliśmy plan, by zrobić zrzutkę na rozbudowę PESSY i stąd zrodził się pomysł nakręcenia filmu, który opowiedziałby trochę o co chodzi, także


Black&White

DIZASTER #23

54

ludziom, którzy nie znają tematu. Wampir i Marek są tam naprawdę sobą, gadają może trochę chaotycznie, ale przez to film jest w stu procentach autentyczny. Szczery strzępek informacji na temat PESSY. A mieliście jakieś problemy, zagrożenia związane z PESSĄ? Główny problem PESSY jest taki, że w każdej chwili może przestać istnieć, jak prawdziwy DIY. Jednak to też główna jej zaleta, dlatego trzeba ją pielęgnować i kochać każdego dnia najbardziej jak się tylko da, bo jutro tego miejsca może

już nie być. Oprócz tego oczywiście pojawiają się problemy z ludźmi, którym się to nie podoba. Głownie są to dresiarze, ale na szczęście obyło się dotychczas bez żadnych grubszych akcji. Co tam jest teraz? Mamy około 10 przeszkód, na których da się spokojnie jeździć, jest quarter z kornerem jeszcze na wykończeniu, jest barrier, piramidka, mureczek, betonowa rura. Szacunek dla Wampira, Hetmana i dla wszystkich, którzy w tym uczestniczą, bo DIY

są bardzo ważnym elementem budowania jeżdżącej społeczności. Bardzo dziękuję i udanego Dnia Deskorolki! Dziękuję, wszystkiego dobrego!

Screenshoty z filmu Igora, opowiadającego o tworzeniu miejsca jakim jest PESSA DIY.


Black&White

55

DIZASTER #23


Black&White

DIZASTER #23

56


Black&White

otwarcie bacenu RADIHAUS

t

Tekst: Piotr Dabov / Zdjęcia: Paweł Teone-Leśniański

DIZASTER #23

ak jak każdy, Karol ma marzenia. W przeciwieństwie jednak do wielu, wdraża on w życie nawet najbardziej szalone pomysły. Począwszy od zakupu domu w górach i stworzenia domku na drzewie, czyli Radihaus & Treehaus Żar, przez wyjazdy Radical Tours na Ratrak Freeride na Ukrainę, do budowy basenu, a właściwie prawdziwego poola, w którym można konkretnie pojeździć. Prócz pięknych widoków, hamaków i prawilnego czillu jaki winien panować na tego typu miejscówkach, ten bowl ma coś jeszcze. Wykonanie pierwsza klasa. Brawo Baca i gratulacje dla całego kru, które miało przyjemność tworzyć to miejsce. Prócz kafelków i poolcopingu, charakteryzuje się ono wymagającym kształtem, gwarantującym meega jazdę! Po lewej: Jeden z budowniczych Michał Bowl, BS smith w przepięknej scenerii. Po prawej szybki Piguła na frontside oraz fota grupowa!

Wpadliśmy na otwarcie razem z riderami i sympatykami Super Skate Szkółki. Było naprawdę dużo poolriderów z całej Polski. Czuliśmy się jak jedna wielka rodzina, jam session był przyjemnością a nie kolejnymi zawodami na punkty. Wieczorem odbył się spontaniczny Best Triczek, najwięcej nagród poleciało do dzieciaków, a jako że Karol ma bardziej konotacje rowerowe, to wpadł ziomeczek i zrobił flarę! Piękna impreza, oby więcej DIY miejsc w Polsce!

57


58

Black&White

SLASH skateshop

Slash skatestore z pewnością posiada jednych z najbardziej stylowych riderów jeżdżących na kątach w tym kraju. Zobacz tego fingerflipa od Piguły i boneless od Kopyta!

g

dy szukałem lokalu na nowy skateshop w Katowicach, okazało się, że stara miejscówka po Blink Skateshop na Stawowej jest wolna. Kiedyś w sąsiednim garażu stała rampa więc dogadałem się z właścicielem, żeby dorzucił go do lokalu. Zgodził się, podpisaliśmy papiery, a następnego dnia ruszyliśmy z remontem. Na początku zajęliśmy się przebudową sklepu. Minął tydzień, dozorca odnalazł klucze do garażu i mogliśmy zajrzeć do środka. Po otwarciu wrót okazało się, że stara rampa dalej stoi tylko brakuje jej jednego quartera. Grupa ekspercka ds. kątów w składzie Piguła, Kopyt, Wojtek i Jimi uznała, że flat jest wporzo, ale kąt trzeba definitywnie zmienić. Używając drewna z trzech różnych ramp oraz kilku nowych sklejek, podwyższyliśmy i wyostrzyliśmy kąt, a także wydłużyliśmy flat. Główny inżynier Piguła oznajmił, że ma na chacie 18 DIY poolcopingów, które zamontowaliśmy na rampie. Z kolei Jimi, nasz design

manager, ochrzcił nową rampę imieniem Frankenstein, bo to w końcu składak na maksa. Nazwa sklepu wypłynęła z czasem. Widząc kipiącą zajawę i serce włożone w projekt skatebudowlańców stwierdziłem, że odpowiednią nazwą dla sklepu będzie Slash – szybki grind na kącie. Wszystkim się ona spodobała, więc pozostało zaprojektować logo. Zadania podjął się nasz naczelny pomnikowy malarz Piotr Pucher. Chłop zrobił konkretną robotę, ogarnął zadanie w pół dnia, co pozwoliło nam szybko wydrukować banery i naklejki. Po 24-godzinnym maratonie wykończeniowym zdążyliśmy na ostatnią chwilę posprzątać i porozwieszać rzeczy. Wybiła 11:00, pora zaczynać. Frekwencja na otwarciu mega mnie zaskoczyła! Nie spodziewałem się takiego tłumu, bo wydarzenie wrzuciłem na Facebook’a niecały tydzień przed. Dzięki wszystkim za przybycie, a w szczególności dziękuję skatebudowlańcom: Pigule, Wojtkowi, Jimiemu, Basiakowi, Kopytowi, Wiki i kierowcy Dave’owi. Peace!

DIZASTER #23

Tekst i zdjęcia: Kamil Krulisz


59

Black&White

DIZASTER #23

Slash skatestore z pewnością posiada jednych z najbardziej stylowych riderów jeżdżących na kątach w tym kraju. Zobacz tego fingerflipa od Piguły i boneless od Kopyta!


Black&White

DIZASTER #23

60

Squad Lodowego Cygana


61

Black&White

“Eskimos” lodovy cygan Tekst i zdjęcia: Krzysztof Sereczyński

DIZASTER #23

Janek Kietliński, Nocomply, Berlin Tempelhof O grupie rdzennych ludów obszarów arktycznych i subarktycznych Polski oraz okolic. Ludy lodowych Cyganów należą do rodziny ludów skejtowatych oraz dzielą się na dwie główne grupy: Harpaganów (gnębiących przeszkody z premedytacją i z wyjątkowym okrucieństwem) oraz Techników (rozpracowujących swoje obiekty na kawałki, innymi słowy opanowujących sztukę łączenia kombinacji i umiejętności). Harpaganów nie należy mylić z Technikami! W przeszłości upowszechniła się nazwa Eskimosi, obecnie odbierana przez wiele osób w Berlinie i okolicach jako obraźliwa, gdyż uważa się, że termin ten wywodzi się od wyrażenia „zjadacze surowego mięsa”. Preferują być nazywanymi Lodowymi Cyganami, gdyż jedzą głównie zapakowane w pieczywo lub tortille kebaby czy też falafele, w zależności od wyborów etyczno-moralnych. Lodowi cyganie mówią naprzemiennie językami z grupy eskimo-łódzkiej oraz

językiem inuktitut-silesia. Dla przykładu podam fonetyczny zapis opisu tego samego spotu wyrażony przez każdą z grup: „Tempelhof plaza” /kozacki spot/ *Harpagan Modranka - Ooo! To ten spot, gdzie robię backside nose grind z zejściem w stromy wall... He he! *Harpagan Lecnar - Tak tak... to tam 20 razy kleję na śruby nollie kickflipa z gapa. Jest śmiganko! **Technik Ścieszka - Ten marmurowy wall aż prosi się o moje combo z bluntem na five-o… No to niech ma! **Technik Kietliński - W dzisiejszym menu gorąco wszystkim polecam wypieczony wegetariański krokiet z przejściem na gładko wysmażony nose manual z zejściem backside 180 pokryty brązowiutkim telemarkiem, smacznego! Na tym najprostszym przykładzie prezentuje się wyraźna różnica w doborze słownictwa oraz w samym znaczeniu tłumaczenia omawianego miejsca. Lodowi Cyganie z natury żyją koczowniczo, jednak zajebiście często rozbijają osady. Jak dla przykładu ta na Kreuzbergu, na której Harpa-


62

Black&White

DIZASTER #23

Daniel Lecnar, BS Heelflip, Berlin


Black&White

63

DIZASTER #23

gan Lecnar wykazuje się wyjątkową cierpliwością i pomimo trudności przy wykutych w metalowym benku cyców niemieckiej baby, odjeżdża z gracją fakie bigspin na blunt. Kolejnym wyjątkowo nacechowanym przykładem jest osada rozbita przy Aquarium. Obie grupy liczą tutaj na syty połów ryb, a najprawdopodobniej skończy się na manual hospital flip out, przy gromkich brawach obserwatorów! Osada w podziemiach słynnego Potsdammer Platz zostaje, mimo wielkich nadziei, rozwiązana przez wyjątkowo dobrze uzbrojoną policję. Grupa poczuła się nazbyt dyskryminowana, w wyniku czego ten przysłowiowy most zostaje spalony na zawsze. Klasycznym środowiskiem lodowych Cyganów jest kraina lodu. Niestety w skutkach dość dla nich przykrych ląd germański w okresie przełomu maja i czerwca bywa wyjątkowo nasłoneczniony. Muszą szukać uciechy podczas częstych wizyt w sklepach z zimnymi napojami, gdzie klimatyzacja przypomina im o ich naturalnym schronieniu, czyli iglo. Gdy grupa odczuwa silne zmęczenie, po kilkudniowych poszukiwaniach pożywienia, oddaje się z powrotem w miejsce spoczynku. W przypadku naszych osobników jest to Jawor, Łódź oraz Warszawa. Zebrane na nowo siły pomogą rozpocząć kolejny, pełen emocji i wrażeń, koczowniczy wyjazd do innego europejskiego zakątka. Miejmy nadzieję, że gatunek przetrwa i na nowo wyruszy swoimi saniami w kolejną zakręconą drogę…


Black&White

DIZASTER #23

64

Mati, niczym wytrawny motocrossowiec, forsuje z książkowym indykiem rzymskie pagórki i inne przeszkody na nowym parku Altramps.


65

Black&White

DIZASTER #23

Piguła był absolutym kątowym objawieniem tegorocznego VSR. Next level styl.


Black&White

DIZASTER #23

66


Black&White

67

DIZASTER #23


Black&White

DIZASTER #23

68


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.