9 minute read

Galeasa „Paula” - drewniany żaglowiec z ładunkiem czerwonego granitu

Tekst i zdjcia: Michał Ogłoza

Po zanurzeniu się i dotarciu do dna wylądowałem na dość dużym skupisku kamieni. Górka wystająca ponad dno około 2-3 metrów. Nie byłem zdziwiony, gdyż tego właśnie się spodziewałem – kamienista górka pośród łachy piachu, na której – kiedy to jeszcze nie było zabronione, łapałem dorsze i wiele razy traciłem na zaczepach cenne pilkery. Teraz nadszedł czas, aby owe przynęty odzyskać.

Oczy powoli przyzwyczaiły się do mroku i ku swemu zdumieniu ujrzałem drewniane elementy wystające spod kamieni. A więc górka nie była naturalnym tworem. Były to kamienie balastowe spoczywające na drewnianych elementach – typowy widok pozostałości po starym, drewnianym wraku.

Na dnie spoczywało dość dużo drewnianych elementów konstrukcyjnych wraku, z zachowanymi gdzieniegdzie wręgami sterczącymi ku górze. Udało mi się odnaleźć kotwicę z trzonem zasypanym w piachu bądź zżartym przez korozję oraz deskę, która stanowiła element konstrukcyjny steru z jarzmem – pięknymi miedzianymi okuciami za pomocą których ster mocowany był do rufy statku. Dało się również zauważyć wystające grube miedziane szpilki służące do łączenia drewnianych elementów konstrukcyjnych statku. Detale te sugerują, iż wrak musi być dość stary. Jednak, gdzie szukać informacji o tak starych wrakach? Pytanie to drążyło mój umysł, a tymczasem odpowiedź znajdowała się przede mną, pod postacią kamieni spoczywających na pozostałościach kadłuba. Zaintrygowany ich kształtem oczyściłem parę sztuk i oczom moim ukazały się sześciany wykonane z czerwonego granitu. A więc ta góra to nie były kamienie balastowe! Był to ładunek kostki brukowej, sześciany o wymiarach ok. 20 x 20 x 20 cm wyciosane z czerwonego granitu.

Proces identyfikacji wraków jest zajęciem bardzo czasochłonnym. Często szukając informacji, które nas konkretnie interesują, trafiamy na historie o których nie mieliśmy pojęcia i odkładamy je do swojego archiwum w nadziei, iż kiedyś się przydadzą i do nich wrócimy. Około 10 lat temu pracowałem nad duńskimi kronikami zdarzeń na morzu.

Są to roczniki wydawane od 1893 r. i zawierają opisy wszelkich zdarzeń, które wydarzyły się na morzu z udziałem statków pływających pod duńską banderą. Przebrnięcie przez 50 roczników (każdy około 60 stron) zajęło mi niemal 3 miesięce pracy, jako że pisane one były w języku duńskim. I właśnie w jednym z tych roczników trafiłem na informacje o stateczku z ładunkiem granitu, który zatonął na Pomorzu. Postanowiłem wrócić do tamtych danych i przeanalizować je pod kątem spójności z wrakiem, na którym nurkowałem.

Statkiem opisanym w duńskich kronikach była galeasa „Paula”. Galeasa – inaczej galiot, to typ niewielkiego, na ogół przybrzeżnego żaglowca towarowego używanego na Morzu Bałtyckim i Morzu Północnym w drugiej połowie XIX w. i pierwszej połowie XX w. Zwykle kecz gaflowy ze sztakslami i rejowym dodatkowym żaglem na grotmaszcie.

Według krótkiego opisu „Paula” wyruszyła w swój ostatni rejs 18 kwietnia 1903 r. z Hammerhavnen (Bornholm) do Stolpmunde (dzisiejsza Ustka) z ładunkiem 100 ton granitu. Dnia 9 czerwca 1903 r. w siedzibie armatora w Allinge złożono meldunek, iż od czasu wypłynięcia z Hammerhaven nie było żadnych wiadomości o „Pauli”, więc przypuszcza się, iż statek zatonął wraz z ludźmi i myszami: „som antages sunken med Mand og Mus”.

Wszystko układało się w logiczną całość. Statek wypłynął z Hammerhavnen, gdzie do dziś w bliskiej okolicy tego portu istnieją pozostałości po kamieniołomach granitu (czerwony granit występuje właśnie w północnej części wyspy), kierował się do Ustki, ale tam nie dotarł. Zatonął na skutek sztormu/przecieku kadłuba koło Darłowa, które patrząc na przebieg trasy leży po drodze. Być może nawet kapitan w obliczu nadchodzącej katastrofy skierował statek w kierunku portu w Darłowie licząc na ocalenie?

Kolejne dwa miesiące zajęło mi wysyłanie maili do różnych instytucji w Danii celem ustalenia dokładnej historii „Pauli”. Ostateczny efekt przerósł moje oczekiwania, gdyż w następstwie poczynionych kroków udało mi się pozyskać zdjęcie autentycznej galeasy „Paula”, co w przypadku statków z tak odległych czasów jest rzadkością.

18 kwietnia 1903 r. Paula wyruszyła w ostatni rejs i od tamtej pory słuch o niej zaginął.

Galeasa „Paula” została zbudowana w 1839 r. w Voersaa, około 15 km na południe od miasta Saeby – wschodnie wybrzeże północnej Jutlandii – przez H.I. Jensena. Nazwana została początkowo Marie, a jej portem macierzystym był Nykobing Falster. W 1857 r. została przebudowana w Aalborgu przez L.Bonnesena, a w grudniu 1892 r. sprzedana do Rodvig i nazwana Paula. W 1896 r. zmieniono jej otaklowanie z jachtowego (1 maszt) na galeasę. 3 lutego 1896 r. zacumowana w Hasle i z cieknącym kadłubem, została sprzedana agentowi z Allinge – Peterowi Juliusowi Sandersenowi.

Na podstawie duńskiego rejestru statków z 1899 r. udało się ustalić następujące dane: znak rozpoznawczy – NQTC; materiał kadłuba – dąb; głębokość na śródokręciu 8,3 m; tony rejestrowe brutto 58;98 i netto 50;80.

Zadałem sobie również trud, aby dowiedzieć się jak najwięcej o załodze, która zatonęła wraz z galeasą. Każdy wrak to tragedia ludzi, którzy wraz z nim zginęli oraz ich rodzin, które tak jak w tym przypadku, nigdy nie dowiedziały się, co tak naprawdę się wydarzyło i gdzie spoczęli ich bliscy. W ten właśnie sposób choć na chwilę mogłem przywrócić pamięć o nich.

Kapitan Peter Schou, urodzony 20 lutego 1860 r. w Rønne, poślubił 26 stycznia 1894 r. Petre Hansine Mariane Schjødt, urodzoną 14 kwietnia 1869 r. też w Rønne. W 1901 r. przenieśli się do Allinge, gdzie mieszkali pod adresem: Havnegade 35b, Allinge. Mieli szóstkę dzieci: Knud Andreas Schou – ur. 28 października 1894 r. w Rønne; Thorvald Peter Schou – ur. 7 października 1895 r. w Rønne; Petra Margrethe Schou – ur. 18 września 1897 r. w Rønne; Carl Axel Schou – ur. 12 października 1899 r. w Rønne; Karen Marie Schou – ur. 1 grudnia 1901 r. w Allinge; Peter Schou – ur. 11 kwietnia 1903 r. w Allinge.

Proszę zwrócić uwagę, iż w chwili wyruszenia kapitana w ostatni rejs, jego najstarsze dziecko miało 8 lat, a najmłodsze 7 dni. To uświadamia nam rozmiar tej tragedii.

Kucharz Vittorio Emanuele Rosa, Urodzony 12 maj 1887 r. w Allinge. Jego ojciec Rosa Benedetto, kamieniarz, przybył z Italii na Bornholm, gdzie poślubił Louise Vilhelmine Lesemann i razem mieszkali w Allinge. Mieli siedmioro dzieci w tym Vittoria, który w chwili śmierci miał niecałe 16 lat.

Ungmand (młodszy marynarz) Anker Magelius Jensen, Urodzony 6 maja 1886 r. w Tejn, Olsker, jego ojcem był Jens Kristian Jensen. Anker w chwili śmierci miał niecałe 17 lat.

Sternik Anthon Jensen – pochodził z Allinge.

Starając się dokładnie poznać kulisy tragedii, która wydarzyła się prawie 118 lat temu, przeprowadziłem również dodatkową kwerendę, dzięki której zgromadziłem 17 artykułów, które ukazały się w prasie w tamtym czasie, a które podejmowały temat zatonięcia galeasy „Paula”. Były to lokalne gazety Bornholms Social-Demokrat i Bornholms Tidende. Największy i najbardziej czasochłonny problem, który napotkałem w tym przypadku, to fakt, iż artykuły pisane były literami gotyckimi, więc najpierw należało dokonać ich transkrypcji na współczesny zapis, a dopiero potem można było przystąpić do tłumaczenia. Oprócz krótkich informacji z podstawowymi danymi na temat zdarzenia były i takie, które podejmowały temat głębiej, nakreślając nam obraz tego, co bezpośrednio doprowadziło do katastrofy. Przykładem niech będzie artykuł, który ukazał się na pierwszej stronie gazety Bornholms Social-Demokrat wydanej 1 maja 1903 r., pod bardzo wymownym tytułem: Stary Kapeć „Paula”. Odpowiedzialność Armatorów. Allinge-Sandvig, 30 kwietnia.

Galeasa Paula z Allinge wraz z czterema członkami załogi, tak jak pisaliśmy wcześniej, przepadła wraz z „ludźmi i myszami”. Statek prawdopodobnie poszedł prosto na dno. I nie dziwi to nikogo tutaj, kto znał ten stary, zgniły, przeciekający i źle żeglujący statek. Wręcz przeciwnie. Już w niedzielę podczas burzy panowała tutaj powszechna opinia, iż Paula, w dodatku z takim ładunkiem, nie ma szansy na przetrwanie tego sztormu. I z każdym mijającym dniem założenie to stawało się coraz bardziej pewne.

Paula była starym statkiem, który już wtedy, kiedy został zakupiony przez obecnych właścicieli, powinien zostać zezłomowany jako statek niezdolny do żeglugi. Ale armatorzy zlecili naprawę tego starego kapcia, co było konieczne, aby w ogóle utrzymał się na wodzie. Ale nawet pomimo naprawy, był i pozostawał nieszczelny i wymagał ciągłej pracy pomp. To wszystko to są dobrze znane fakty tutaj, w Allinge. I nie są to delikatne słowa, które słyszy się o panach armatorach, którzy bez mrugnięcia okiem wysłali ludzi tak złym statkiem, w dodatku z tak niebezpiecznym dla starego kapcia ładunkiem jak kamień. Jest oczywistym skandalem, iż armatorzy byli w stanie ubezpieczyć tak starego kapcia pozwalając mu żeglować na pompach, dopóki nie zatonął....

Dość często słyszy się stwierdzenia, iż kompaniom żeglugowym nie powinny być wypłacane sumy z ubezpieczenia morskiego, lecz pieniądze te powinny wspierać pogrążoną w żałobie rodzinę kapitana.

Jednak armatorzy nie mają prawnych zobowiązań wobec płaczących wdów i dzieci, a wielki pan „M” w samym Allinge sam podjął nawet – choć niezwykle tandetną – próbę obrony armatorów przed odpowiedzialnością.

W korespondencji na dole gazety było napisane: „Ponieważ nie otrzymano żadnych informacji na temat „Pauli”, należy wkrótce porzucić wszelką nadzieję. „Paula” była starym statkiem, który trochę przeciekał (!) Ale starym kapciem w żadnym wypadku nie można było jej nazwać (!!) Wręcz przeciwnie, zdaniem ekspertów, materiał kadłuba był niezwykle dobry, czego dowiedziono podczas ostatniej inspekcji w suchym doku”. Znaki zapytania (wykrzykniki?) zostały dodane przez gazetę. Tak więc chociaż pan M z gazety przyznaje, iż Paula była starym statkiem, który miał tendencje do przecieków, ośmiela się twierdzić, iż był to statek zdolny do żeglugi. Jest to bardzo nierozsądne z punktu widzenia pana M, ponieważ musiał on wiedzieć, iż wszyscy żeglarze z Bornholmu uważali Paule za stare zgniłe pudło, któremu nie można powierzyć swojego życia. Ale kapitan był biednym człowiekiem i tym smutniejsze jest to, iż bieda może zmusić człowieka do wypłynięcia na morze niebezpiecznym statkiem z jeszcze niebezpieczniejszym dla tego statku ładunkiem.

Wszystkim rodzicom, którzy mają dzieci, które mają zamiar żeglować, chcieliśmy zwrócić uwagę, aby pod żadnym pozorem nie pozwalali im zaciągnąć się na takie stare kapcie, tym samym ryzykując swoje życie przy pierwszym napotkanym sztormie.

Obraz, który nam się rysuje po przeczytaniu tego artykułu, nie napawa optymizmem. Chciwość doprowadziła do śmierci czterech młodych osób. Pomimo iż ta tragedia wydarzyła się 118 lat temu, to niestety, ale jej przekaz pozostaje aktualny również dziś.

W przyszłości Stowarzyszenie Podwodne Dziedzictwo chciałoby we współpracy z archeologami podjąć próbę wykonania analizy dendrochronologicznej materiału kadłuba. Pozwoliłoby to określić wiek użytego do produkcji kadłuba dębu, a tym samym potwierdzić, iż mamy do czynienia z wrakiem galeasy „Paula”.

This article is from: