Leenia (#4, 2007)

Page 1




i

n s

t

r u k c

j

a

o b s

ł u g

i

Kiedyś miałam alergię na jesień. Notorycznie łapałam doła. Te smutne pochmurne i wietrzne dni, zakrapiane deszczem. Brrrr. Albo dłużące się wieczory, podczas których z nostalgią wspominałam jak o 20.00 było jeszcze widno. I nie chodziło o to, że nie doceniam kolorów liści, że jestem malkontentką albo kimś takim. Ja zwyczajnie miałam żal do jesieni, że zabiera mi lato, bo to tak, jakby rosnącemu dziecku odebrać 2 posiłki dziennie – chudnie w oczach i nie ma siły na nic. Od 2 lat nie miałam ani jednego doła. Jakbym wyleczyła się, nie stosując żadnych środków. Dlaczego? Bo zupełnie przestałam zwracać uwagę na pogodę. Zakładam sobie rzeczy, które danego dnia mam do wykonania i brnę do celu. Mało tego, dostosowuję swoje plany do pogody i wszystkie

2

04 -0 5 08-13 30-31 42-44

na falee: michał wilczewski

przerobilee: ubrania lee w rękach projektantów

portret: ilona karwińska w świetle neonów

Leeksy kon: lee miller

14-17 32-35

46 -47

krajobraz: camera obscura

reportaż: uzależnieni od lomo

make histo ry: buDdy lee zalicz a stolic ę


wady jesieni wykorzystuję, tworząc z nich zalety. Niezły patent, co...? I działa! Oczywiście nie piszę tego wszystkiego bez celu. Chcę Was zachęcić, żebyście i Wy wykorzystali potencjał jesieni. Może właśnie wietrzna pogoda stanie się ciekawą historią, tematem waszego zdjęcia, które wyślecie na konkurs Lee Make History. Przeczytajcie wywiad z Michałem Wilczewskim – jednym z finalistów konkursu. A zapewniam, że nie jest to jedyny Polak, który został wyróżniony publikacją zdjęcia we włoskim Vogue. Wy też możecie być na jego miejscu. Konkurs nadal trwa! Właśnie dlatego cały ten numer poświęcamy fotografii, żebyśce mogli zgłębić temat, zrobić zdjęcie, opowiedzieć jego historię, wziąć udział w konkursie i wygrać. Zatem do dzieła i powodzenia!

3

06-07 18-21 36-37 48

w yszukalee: mroczne przedmioty

zjawisko: urban exploration

miejsce: targowisko sztuki

konkurs: w ygrany jest tylko jeden

22-29

moda: fotografie fotografów

38-41

styleezacja: gothic rock wraca do łask


L

4

E

E K S Y K O N

Trudno się oprzeć wrażeniu, że w jej życiu najważniejszą rolę odgry-

wali mężczyźni, choć dla Lee Miller może to być mocno krzywdzące. Wystarczy, że na całe życie przylgnęła do niej etykietka pięknej muzy i wiele osób nie brało na poważnie jej zdjęć. Niemniej mężczyźni istotnie wpłynęli na jej losy, dlatego nie będzie to opowieść ani o fotografii, ani o modzie, ani tym bardziej o wojnie.

ło ją dla niego tym bardziej atrakcyjną, że zgłębiał tajniki światłocienia. Razem odkryli efekt solaryzacji, którego tajemnicy strzegli przez wiele lat. Jednak gdy Lee nabrała doświadczenia, zaczęła namawiać Man Raya do zajęcia się malarstwem, a sama chciała „przejąć” portrety. Kiedy zaborczość Man Raya stała się dla niej nie do zniesienia, wyjechała do Nowego Jorku, gdzie z bratem Erikiem założyła przedsiębiorstwo portretowo-fotograficzne.

Pierwszym i być może najważniejszym był jej ojciec, Theodor Miller, dzię-

W Ameryce poznała Egipcjanina Aziza Beya. Ślub z nim był zaskoczeniem

ki któremu zainteresowała się fotografią. On zajmował się nią amatorsko. Podczas sesji w studiu nie tylko robił swojej małej córeczce zdjęcia, ale także uczył ją techniki. Od początku relacja z ojcem było dosyć dwuznaczna, ponieważ zarówno jako dziecko, jak i dorosła kobieta, Lee pozowała ojcu nago. Theodor Miller miewał też inne szokujące pomysły, np. chciał, by do pozującej mu nago córki dołączyły jej małe koleżanki. Innym wstrząsającym faktem z tamtego czasu był gwałt dokonany na siedmioletniej Lee przez „młodego przyjaciela rodziny”, który na dodatek zaraził dziewczynkę chorobą weneryczną. Po tych wydarzeniach długo zajmował się nią psychiatra. Kolejnym mężczyzną , który istotnie zmienił bieg jej życia, i to po-

dwójnie, był Conde Nast, wydawca „Vogue’a”. Po pierwsze, uratował ją, kiedy omal nie wpadła pod samochód na Piątej Alei. Po drugie, do tego stopnia zachwycił się piękną nieznajomą, że z miejsca zaproponował jej pracę modelki. Tak narodziła się „nowa kobieta” – mroczna i niewinna, wyniosła i żywiołowa. To dzięki Nastowi fotografowali ją najwięksi tamtych czasów: Arnold Genth i Edward Steichen. Za namową tego ostatniego Lee sięgnęła po aparat. On także przyczy-

nił się do pierwszego skandalu (ale nie jedynego) z udziałem pięknej Amerykanki, sprzedał bowiem jej zdjęcie do reklamy Koteksu. W ten sposób Miller stała się pierwszą żywą osobą występującą w reklamie podpasek. Niestety, okazało się, że Ameryka nie jest na to gotowa i Lee przed skandalem musiała schronić się w Paryżu, gdzie Edward Steichen skontaktował ją z Man Rayem, wystawiając jej list polecający. Do pracowni Man Raya wtargnęła już pierwszego dnia swojego po-

bytu we Francji, oświadczając od razu, że będzie jego uczennicą. Początkowo niechętny artysta szybko zmienił zdanie i równie szybko „awansował” ją na asystentkę i kochankę. Miała niemały wpływ na jego prace. Szybko stworzyli artystyczny duet – o portrecie wykonanym przez nich marzył cały Paryż. Man Ray miał na jej punkcie obsesję: pragnął jej jako kobiety i jako muzy. Uważał, że ma nadprzyrodzoną zdolność przyciągania i odbijania światła, co czyni-

dla wszyskich, szczególnie dla jej brata, którego właściwie zostawiła na lodzie z ich „rodzinnym interesem”. Jednak oszukiwała samą siebie, sądząc, że będzie mogła wieść w Egipcie spokojny żywot żony. W 1937 roku zostawia Aziza w Kairze i wraca do Paryża, ale rozwodu żąda dopiero po wojnie, chwilę przed zajściem w ciążę z Rolandem Penrose. Do surrealistów ciągnęło ją zawsze, nic więc dziwnego, że mężczy-

zna, z którym spędzi resztę życia, wywodzi się właśnie z tego kręgu. Malarz Roland Penrose „zajął się” Lee już na pierwszym balu, na którym się pojawiła w Paryżu, uciekając od męża. Roland pochłonął ją całkowicie, życie z nim było dla niej zniewalające. Jeszcze bardziej zniewalająca okazała się jednak wojna. Artystka oddała się jej całkowicie. Roland nie mógł pojąć, skąd w tej delikatnej blondynce takie pragnienie bliskości śmierci i zniszczenia, ale wspierał ją we wszystkim. W końcu wzięli ślub, doczekali się syna i przenieśli do wiejskiego domu w Sussex, gdzie Roland odnalazł się w roli hodowcy bydła. Zresztą Lee także spodobało się zarządzanie wielkim domem i organizowanie przyjęć, na których pojawiał się m.in. Pablo Picasso. Była przekonana, że na swojej farmie wskrzesza artystyczne życie Montparnasse’u. Z czasem okazało się, że nie dawało jej takiej satysfakcji jak wojenne fotoreportaże i Lee popadała w coraz większe zgorzknienie. Czy Dave Scherman , amerykański fotoreporter, powinien być ostat-

nim mężczyzną Lee? Nie można mieć pewności. Objeździła z nim kawał świata, razem fotografowali. Najpierw Wrenki (Kobiece Służby Królewskiej Marynarki Wojennej) w Szkocji, potem w Londynie kobiety obsługujące olbrzymią stację radiolokacyjną, przeczesującą niebo w poszukiwaniu wrogich samolotów. Towarzyszyli sobie przez całą wojnę. To Schermann wykonał zdjęcie Miller w wannie Hitlera. Lee chciała z nim wrócić do Stanów Zjednoczonych, ale Dave nie zamierzał niszczyć jej związku z Rolandem. A może po prostu nie miał ochoty wiązać się z Lee, która była wtedy psychicznym i fizycznym wrakiem, nadużywała narkotyków i alkoholu. Lee Miller do końca została więc ze swoim drugim mężem, Rolandem. Na podstawie książki Francine Prose „Żywoty muz”, REBIS 2004


5

tekst Kasia Grabowska rysunek Dennis


W Y S Z U K A

L

E

E

1

2

3

6

8

mroczny przed

7

9


5

4

7

miot pożądania 6

1. czarny lakier do paznokci, sephora 13 zł; 2. iphone: telefon komórkowy komunikator internetowy i mp3 w jednym, apple 699 $; 3. pierwszy model kultowej wołgi wykonany w zakładach ga z-a, ebAy.co.uk 5000 £; 4. a pa r at c y f r o w y l u mi x z 10x z o o m, panasonic od 1200 zł; 5. poręczna męska kosmetyczka, sephora 28 zł; 6. odtwarzacz mp3 quick silver, trak electronics 189 zł; 7. szminka nawilżająca, sephora 30 zł; 8. 32-calowy telewizor lcd z możliwością montażu na ścianie, sony 5500 zł; 9. paleta do makija żu (kolekcja limitowana) so re-belle, sephora 79 zł.


n a

f a

l

e

e

mocne kontrasty

8

rozmawiała Sylwia Bargieł zdjęcia Michał Wilczewski


9

LEENIA: Świat jeszcze cię nie zna. Powiedz, kim jesteś? MICHAŁ: Świeżo upieczonym magistrem. 2 lipca obroniłem się na wydziale

ekonomicznym Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie.

L: Co robisz na co dzień? M: Do tej pory studiowałem. Teraz mam wakacje (uśmiech), ale staram się

pracować nad rozwojem swoich umiejętności fotograficznych.

L: Jakich dokładnie? M: Interesuje mnie moda i portret, taki jaki wysłałem na konkurs Lee.

Chciałbym też zgłębić fotografię reklamową, a ostatnio drążę temat wnętrz – patrzę na to jak na abstrakcyjne zdjęcia fashion. Dopiero początkuję ze wszystkim. Nadal szukam dziedziny, która mnie pochłonie. Dlatego też pracuję na aparacie cyfrowym. Jest łatwiejszy i koszty są mniejsze. Jednak nie skreślam aparatów analogowych. Z czasem chciałbym uprawiać obydwa rodzaje fotografii. Póki co, eksploatuję swojego Olympusa i jestem z niego zadowolony. L: Na pierwszym miejscu w ymieniłeś modę i portret. Kto zatem jest dla ciebie idolem w tej dziedzinie? M: Hmm, Jean Loup Sieff zmieszany z Newtonem, Erwinem Olafem i Bour-

dinem. A jeśli miałbym tylko jeden strzał, to zdecydowanie wybieram Newtona.


N a

f a

l

e

e

L: On był prowokatorem, zwanym nawet fotografem pornografem. Czy chcesz być taki jak on? M: Nie, nie o to chodzi. To, co robię do tej pory, to zlepek wszystkiego, co

widziałem i co mi się podobało. Nie wyrobiłem jeszcze własnego stylu i długo będę pracował, zanim to nastąpi. Nie chcę dosłownie naśladować kogoś. W Newtonie przede wszystkim podoba mi, że na każde zdjęcie jest pomysł. Bardzo mocne czarno-białe kontrasty, silne, dobrze wystylizowane kobiety, a wszystko idealnie skomponowane.

L: Czy masz swoje najlepsze zdjęcie, zbliżone do t ych, jakie chciałbyś robić w przyszłości? M: Moje najlepsze zdjęcie jeszcze przede mną i tego sobie życzę. A z dotych-

czasowych lubię większość. Może dlatego, że zrobiłem ich stosunkowo mało i wszystkie są zdecydowane, pełne kontrastu.

L: Od kiedy w ogóle robisz zdjęcia? M: Kiedy byłem małym chłopcem… (śmiech) zazdrościłem tacie, że robi faj-

ne foty i też bardzo chciałem. Próbowałem pstrykać, ale niewiele wychodziło. W wieku 21 lat znów sięgnąłem po aparat. Zacząłem fotografować swoje koleżanki ze studiów i odtąd robię zdjęcia nieprzerwanie.

10


11


n a

f a

l

e

e

L: Co lubisz robić poza fotografowaniem? M: Może to dziwne, ale bardzo lubię schodzić po schodach i przesuwać meb-

le. Uwielbiam też oglądać filmy Felliniego i Hitchcocka. Zaczytuję się Dostojewskim, Witkacym, Tyrmandem. L: Skoro zeszliśmy na ten tor, może rozszerzysz nam temat swoich zainteresowań? M: Interesuję się historią kina, trochę też modą. Uwielbiam słuchać muzyki,

szczególnie funk, stare disco i hip-hop, od którego ostatnio odpoczywam, bo mnie zmęczył. Mam nawet swój ulubiony kolor (śmiech) – czarny, koniecznie błyszczący. Czasem jestem wrażliwy, czasem nie. Taka moja natura, bo jestem zodiakalnym Bliźniakiem. A… i kiedy jest mi smutno – jem.

L: Potraktowałeś to py tanie półżartem, a teraz zupełnie serio. Skąd dowiedziałeś się o konkursie Lee? M: Moja Fanka (tak się tytułuje) wysłała mi linka do strony z konkursem

i postanowiłem spróbować.

L: Liczyłeś na w ygraną? M: Szczerze mówiąc, nie. Widziałem inne zdjęcia zgłoszone do tego konkursu

12

i wiedziałem, że nie będzie łatwo dostać się do finału. Jakieś szanse, owszem, ale na pewno nie wygrana. W głębi duszy chciałem wreszcie coś wygrać, bo do tej pory nawet ze zdrapek w chipsach nic nie wychodziło i strasznie mnie to męczyło. Na ten konkurs wysłałem więc dwa zdjęcia. Pomyślałem, że obydwa mają swoją historię i pasują tematycznie. Na pierwszym z nich, zatytułowanym THE PASSION, mój kolega Tomasz Kostrzewa (artysta malarz) maluje obraz późno w nocy, podczas gdy inni zajmują się imprezowaniem albo spaniem. Pomyślałem, że oddaje to ducha pasji. Na drugim – THE SMOKE – moja modelka Agnieszka pali papierosa i wypuszcza dym z głową odchyloną do tylu, co symbolizuje głęboką przyjemność – taka chwila dla siebie. Okazało się, że oba zdjęcia zostały zakwalifikowane do finału i oba będą opublikowane w „Vogue”. L: Czy uważasz, że dzięki t ym publikacjom odniosłeś już sukces? M: Nie chodzi mi o sukces, ani rozgłos. Chciałbym, żeby fotografia stała się

moim zawodem. Marzę o tym, żeby w życiu robić to, co lubię, tylko w ten sposób z mojej pracy wyjdzie coś dobrego. Nie ukrywam, że cieszę się bardzo, gdy komuś moje zdjęcia sprawiają przyjemność, że lubi na nie patrzeć. To ogromna satysfakcja. Publikacje moich zdjęć to bardzo fajne wyróżnienie i myślę, że dobry początek do tego, aby w przyszłości zagościć na łamach „Vogue’a” jako autor zdjęć mody.

po prawej stronie zdjęcie, które zostało zakwalifikowane do konkursu Lee make History.



K r a

j o b r a z

Zrób to sam: Weź pudełko lub puszkę – wytnij otwór i od środka zaklej go folią aluminiową. W folii zrób malutki otworek za pomocą szpilki. Wielkość otworu powinna wynosić 0,1– 0,3 mm. Im mniejsza jego średnica, tym ostrzejszy obraz, ale mniejsza jasność obrazu w kamerze. Średnica otworu musi być odpowiednio dobrana – zbyt duża nie pozwoli, aby obraz był widoczny. Naprzeciwko dziurki zamontuj film i oryginalny aparat gotowy.

14

tekst Barbara uleya zdjęcia Bogusław Rudnicki

Historia camera obscura ginie w mroku dziejów ludzkości. Nie wiadomo, kiedy naprawdę człowiek zaczął posługiwać się tym prostym, a zarazem dającym wiele możliwości urządzeniem. Na przestrzeni kilku tysięcy lat różne grupy ludzi w różny sposób i w różnych celach używały camera obscura. Od staroży tności...

Pierwsze obserwacje prowadzone z użyciem tego prostego instrumentu optycznego były prowadzone przez starożytnych Chińczyków, Greków i Arabów. W roku 1270 polski uczony Witello stosuje camera obscura do obserwacji słońca. Mikołaj Kopernik w XVI wieku również posługiwał się nią do obserwacji zaćmień słońca. W późniejszych latach udoskonalone, poprzez dodanie obiektywu ze szklanych soczewek, camera obscura służyły jako pomoc przy wykonywaniu rysunków. W ulepszenie układu optycznego kamery duży wkład miał Giambattista della Porta, wyposażając otwór kamery w so-


15

czewkę wykonaną z kwarcu. W 1604 roku niemiecki astronom i matematyk Johannes Kepler (1571–1630) nadał obowiązującą do dziś nazwę camera obscura (ciemny pokój). Niecephore Niepce w roku 1826 uzyskał pierwszy trwały obraz za pomocą zmodyfikowanej przez siebie camera obscura, przedstawiający widok z okna pracowni. Czas naświetlania wynosił 8 godzin. Kolejne zdjęcie zrobił William Henry Fox Talbot w 1835 roku. A w latach osiemdziesiątych XIX w. William Flienders Petrie podczas wyprawy do Egiptu skonstruował kamerę otworkową z puszek i kartonu. Dokumentował swoje prace archeologiczne. ...do XXI wieku

Wraz z wynalazkiem fotografii camera obscura zamienia się w aparat fotograficzny. Ludzie nieprzerwanie doskonalą technikę fotograficzną. Nurt bezobiektywowy towarzyszy obiektywowemu jako ciekawostka lub eksperyment.

Jego rozkwit datuje się na lata pięćdziesiąte XIX wieku, czyli na okres krótko po wynalezieniu dagerotypii. Powtórne zainteresowanie kamerą otworkową pojawiło się w latach sześćdziesiątych XX wieku. Artyści tacy jak: Paolo Gioli, Eric Renner, w Polsce Paweł Borkowski, Wiktor Nowotka znaleźli w niej drogę wyjścia poza krąg fotografii czystej czy użytkowej. Odbicie rzeczy wistości

Kamera otworkowa stała się narzędziem uzyskiwania „rysunku bez udziału ręki człowieka”. Poprzez proces długiego naświetlania fotografia otworkowa nie zamraża chwili, pozwala odbitce nasiąknąć czasem fotografowanych miejsc. Fotografia otworkowa stanowi bezpośrednie odbicie rzeczywistości. Dzięki temu powstaje obraz inny od tego zrobionego tradycyjnymi metodami. Jest bardziej miękki (nieco nieostry). Wynika to z uwarunkowań technicznych. Przy mniejszym otworku, przez który wpada światło, wydłuża się czas


K r a

j o b r a z

16

naświetlania i zwiększa się głębia ostrości. Ale gdy przekroczymy pewien próg wielkości zmniejszania otworka, obraz wcale nie stanie się wyraźniejszy, wręcz przeciwnie – poprzez załamanie się światła na krawędziach otworka, zwiększą się plamki tworzące obraz, a on sam stanie się bardziej rozmazany – miękki. Obraz ostry wymaga więc dopasowania otworka do odległości obrazowej i wielkości pola obrazowego. Powrót do camera obscura

„W dobie wszechobecnej fotografii cyfrowej i drzemiącego w niej potencjału my sięgnęliśmy po technologię, która wydaje się archaiczna. Myślę, że ciekawym dla odbiorcy jest zobaczenie, w jakim zakresie to medium jest przez nas wykorzystane, ile daje możliwości twórczej ekspresji i jakie są cechy tej techniki, poza koniecznością stosowania bardzo długich ekspozycji” – mówi Danuta Gibka, artystka robiąca fotografie otworkowe. Wielu artystów re-

zygnuje dziś z użycia aparatu fotograficznego na rzecz kamery otworkowej. Wykonując kamery według własnego indywidualnego projektu, to oni, a nie aparat fotograficzny, nadają kształt obrazowi. Fotografowie do budowy kamery otworkowej używają różnych przedmiotów: pudełek, puszek i różnego rodzaju pojemników. I chociaż kamerą może być każdy szczelny pojemnik, to w momencie zmiany swojej funkcji nabiera specjalnego znaczenia. Każda z tak powstałych kamer otworkowych określa swój jedyny, niepowtarzalny obraz, który w niej powstaje. A w jednym obrazie można zarejestrować czas, i to nie krótki moment, ulotną chwilę, tylko jego ciągłość. Georgia Krawiec używa do tego własnoręcznie zbudowanej kamery otworkowej, która stanowi swoistą zasłonę pomiędzy nią a fotografowaną osobą. Ustawia aparat naprzeciw portretowanej postaci, określa kilkuminutowy czas naświetlania i... opuszcza studio. Portretowany zostaje sam na sam z kamerą. Od jego reakcji, wytrzymałości na długie pozowania, zależy efekt końcowy.


Inne nazwy camera obscura: camera naturalis – nazwał swój aparat Joseph Petzval w 1859; pinhole – David Brewster; stenopaic photography – Dehors i Deslandres, 1880; natural camera – George Davison, 1889; lensless – Alfred Maskell, 1890; PhotomnibuS – w 1892 w Londynie sprzedano ponad 4000 kamer o tej nazwie; rectographic – J.B. Thompson, 1901.

17

Bogusław Rudnicki – autor zdjęć – absolwent poznańskiej ASP na wydziale fotografii Multimedialnej Tłumaczy, w jaki sposób powstały jego fotografie: „Używam techniki fotografii otworkowej bardziej zaawansowanej. Pierwszą osobą w polsce, stosującą tę metodę, był stefan wojnecki – fotograf i teoretyk fotografii z Poznania. Polega ona na tym, że w ciemnym pudełku, stanowiącym czołówkę aparatu, umieszczam równolegle ustawione do siebie, szklane lub plastikowe płytki, w których tworzę szczeliny różnych kształtów: fale, kreski, figury geometryczne. Na skutek przecięcia się tych szczelin powstaje otwór. obraz jest wynikiem przecinających się linii i zależy od kształtu szczelin. Działa to podobnie jak filtry na tradycyjnym aparacie”.

Zw yczajna codzienność

Autorzy fotografii otworkowych najczęściej fotografują to, co zwykłe i typowe. Nie fotografują decydujących momentów, wyczynów sportowych lub wydarzeń. Uwieczniają pospolite rzeczy, przedmioty codziennego użytku, wnętrza, siebie czy ludzi, którzy znaleźli się akurat obok. Dla Ewy Martyniszyn kamera otworkowa staje się niejako pułapką, którą ustawia w rozmaitych miejscach mieszkania. To tak, jakby obserwowały ją i śledziły różne codzienne przedmioty z miejsc, do których nie mógłby dotrzeć tradycyjny aparat fotograficzny. Z kolei Ryszard Kaczmarski tworzy obraz tak, jakby bawił się kalejdoskopem z kolorowymi szkiełkami. Tyle tylko, że owe szkiełka są starannie dobrane i układają się w harmonijną kompozycję. Do swojego kalejdoskopu wrzuca miejsca i motywy, które fotografował od lat: prowincjonalne zaułki, stare drewniane domy porośnięte dzikim winem, pokrzywy i łopiany, łuszczące się kolejne warstwy farby na spękanym murze. Światło

jest głównym obiektem fascynacji autora. Czasem złociste, czasem oliwkowe albo w kolorze starej sepii – tworzy obrazy wyciszenia i intymności. Zdjęcia jak ze snu

– Na wybór techniki otworkowej w moich projektach wpłynęły dwie sprawy – mówi Konrad Pustoła, znany fotograf. – Po pierwsze, uzyskanie efektu surrealistycznej senności, ponieważ większość zdjęć z serii Warszawa (2002–2004) mi się śniła i szukałem techniki, która by zapamiętane obrazy odzwierciedliła. Druga sprawa, to bardzo długi czas ekspozycji (od 30 do 40 sekund), dzięki czemu na kliszy nie rejestrują się osoby i rzeczy, które się ruszają. Na czym z kolei zależało mi przy projekcie Siena (2003). Udało mi się dzięki temu w środku sezonu turystycznego wykonać fotografie architektury opustoszałej Sieny. Artysta swoje zdjęcia robi aparatem wielkoformatowym 4x5 cali. Dzięki temu są ostre i zyskują specyficzną formę.


z

j

a w i

s k o

poszukiwacze zaginionych miejsc tekst Sylwia zdjęcia Qba

18

Bargieł


19

„Atomowy bunkier. Na pancernych drzwiach namalowano znaki ostrzegające o promieniowaniu. Tymczasem licznik Geigera milczy. Wchodzimy więc do podziemi jednego z najtajniejszych obiektów PRL. Schody wiodą w dół. Dookoła pełno kawałków metalu. Jedno piętro, drugie... korytarz... Dlaczego ostrzegano przed promieniowaniem? Nie wiemy. „W żadnym pomieszczeniu nie ma podwyższonej radioaktywności” – takimi słowami rozpoczyna się jeden z wpisów na forum www.blok.excel.pl miłośników Urban Exploration – poszukiwaczy zapomnianych miejsc. Weszłam na stronę jednego z nich. Komputer odnotował: 109826 – to całkiem pokaźna liczba jak na odwiedzających. Skąd takie zainteresowanie? Podziemia, stare fabryki, ruiny kościołów lub zamków, fortyfikacje, domy dawno porzucone przez mieszkańców albo puste hale magazynów. Te miejsca jednych fascynują, innych straszą, przed kolejnymi roztaczają tajemnice. Wstęp na ich teren najczęściej jest zakazany. Pordzewiałe rury, pourywane schody, wiszące kawałki metali bynajmniej nie są bezpieczne. Jednak nie dla miłośników Urbeksu. Oni „zakradają” się tam, by zmierzyć się z upływem czasu, który niszczy te obiekty.

Wierzą, że zdjęcia mogą w pewien sposób przedłużyć ich żywot. Urban Exploration to dla nich nie tylko zwiedzanie opuszczonych miejsc i dokumentacja zdjęciowa, to także możliwość zgłębienia wiedzy na temat obiektów. Początki Urban Exploration przypadają mniej więcej na lata 70., kiedy pewien Francuz potajemnie przeszedł na linie pomiędzy wieżami katedry Notre Dame. W późnych latach 80. zaczęły pojawiać się zorganizowane grupy eksploratorów. Jednym z pionierów był Ninjalicious, który w połowie lat 90. spacerował tunelami metra w rodzinnym Toronto. Szybko znalazł naśladowców, co zaowocowało założeniem magazynu „Infiltration”. Pismo zapoczątkowało społeczność eksploratorów. Dziś miłośnicy Urbeksu zakładają strony internetowe, na których umieszczają swoje najlepsze zdobycze, polecają najciekawsze znaleziska innym wtajemniczonym. Wymieniają także informacje, opisują wrażenia, doświadczenia. Żyją kolejną wyprawą. Zawsze jednak kierują się niepisanym honorowym kodeksem – odwiedzane miejsce muszą pozostawić w nienaruszonym stanie, żeby inni mogli je sfotografować. Urban Exploration znalazł wielu entuzjastów również w naszym kraju.


z

j

a w i

s k o

20

Jednym z nich jest 20-letni Qba, który fotografowaniem opuszczonych miejsc zainteresował się 3 lata temu. Odwiedził stary dwór w Wielkopolsce i zakochał się w takiej estetyce zdjęć – trochę mrocznej, tajemniczej, pięknej. Od tamtej pory w każdy weekend poszukiwał nowego miejsca i planował kolejne wyjazdy. Dzięki założonej stronie www.PustePokoje.prv. pl poznał podobnych sobie, z którymi wspólnie wyjeżdżał w poszukiwaniu „pustki”. Qba był w wielu miejscach – począwszy od obiektów militarnych, przez sakralne, grobowe, pałace, zamki, dwory, a także budynki fabryk, budynki mieszkalne, opuszczone gospodarstwa. Najciekawsze wydawały mu się kościoły ewangelickie, a także dawne dwory, które zachwyciły go swo-

ją różnorodnością. Zupełnie innych wrażeń dostarczały opuszczone fabryki, budynki postindustrialne, w których zachwycała go przestrzeń, a także pozostawione przedmioty, maszyny, albo zapomniane dokumenty. Miejsca, które najbardziej przypadły mu do gustu, umieścił na swojej stronie internetowej, z której natchnienie może czerpać każdy, kogo fascynują niezbadane zakątki. Jednak ten, kto dopiero początkuje, powinien wiedzieć, gdzie i kiedy można wchodzić. Musi zapomnieć o bohaterstwie i próbie udowadniania sobie czegokolwiek. Oczywiście, wejście do miejsc opuszczonych nie zawsze wiąże się z niebezpieczeństwem. Część tego typu obiektów jest w dobrym stanie technicznym, ale zawsze lepiej zachować szczególną ostrożność.


21


m o d a

Kamila Czerniawska od kilku lat głównymi bohaterami jej zdjęć są muzycy jazzowi. Swoje foty zamieszcza w jednym z pism, poświęconych tej muzyce. przez obiektyw zaciekle też obserwuje problemy socjologiczne – fotoreportaż. Na co dzień pracuje jako fotoreporter freelancer odwiedzając teatry i różne koncerty.

22

zdjęciotwórcy


23

Krzysztof Dołęgowski fotograf, dziennikarz, kierownik artystyczny. Z wykształcenia geograf. Człowiek bez sprecyzowanej profesji. Obecnie odpowiada za stronę graficzną miesięcznika Bieganie. Prowadzi portal internetowy o sportach ekstremalnych napieraj.pl. Jego zdjęcia ukazały się m.in. w Rzeczpospolitej, CKM-ie, podróżach.


m o d a

24

Michał Wilczewski

Podążający śladami helmuta newtona. jeden z finalistów konkursu Lee Make history. fascynują go zdjęcia mody, beauty, a także fotografia reklamowa. uwielbia mocne kontrasty. przed nim dużo pracy w zgłębianiu technik fotografii i prawdopodobnie uczelnia o tym kierunku. która? jeszcze nie zdecydował.


25

Malwina Bradé kobieta z głową w chmurach. Na wszystkich lubi gapić się przez obiektyw. Maluje, uprawia grafikę warsztatową, fotografuje od 12 lat. Zdjęcia traktuje jako środek do tworzenia obrazów, pokazywania ludzi, nastrojów i troszkę innych, „mniej codziennych światów”. (www.photopass.pl/galeria/brade)


m o d a

26

Marcin Ługowski finalista konkursu lee make history. Uwielbia robić zdjęcia krajobrazów i martwej natury. sfotografowana przez niego gitara stała się przebojem, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. razem z bratem tworzy zespół muzyczny. w którym kierunku będzie się bardziej rozwijał? to się okaże w przyszłości.


27

Michał Przeździk absolwent politechniki krakowskiej na wydziale architektury. Obecnie student fotografii w łódzkiej filmówce. z sumy tych uczelni nie mógł wyjść inny wynik – michał jest fotografem wnętrz. na swoim koncie ma publikacje w najbardziej znaczących pismach wnętrzarskich na rynku polskim jak elle decoration.


m o d a

28

Agnieszka Motyka z aparatem za pan brat od 6 lat. zamiłowanie do malarstwa zrodziło w niej pAsję do fotografii. głównym tematem jej prac jest człowiek i jego złożoność. środkiem wyrazu kolor i kompozycja. zaś największy nacisk kładzie na ekspresję i symbolikę. (www.plfoto.com/31824/autor.html)


zdjęcia: Jacek pióro, zosia zija; stylizacja: asia snopek; makijaż: aneta kacprzak, ania skolasińska;. dziękujemy makeupowni za użyczenie wnętrz.

Jacek Pióro autor sesji. całkowicie oczarował nas swoją wizją, dlatego daliśmy mu pełną swobodę. zdjęcia robił swoją ulubioną techniką – polaroidem. co najbardziej lubi w tej metodzie? to, że efekt widzi już po kilku sekundach, a takiej plastyki obrazu nie uzyska żadną cyfrą. ta decyzja to był strzał w 10.

w sesji w ykorzystano n a j n o w s z ą ko l e kc j ę ubrań marki lee jesień – – zima 2007. firma sony poland – sponsor sesji.

29


P r z e r o b

i

l

e

e

tekst Kasia i Klaudia rysunek Dennis

30

kasia: Tworząc projekt, miałam na uwadze młodych, pełnych życia ludzi, nietypowych i trochę zwariowanych. Męską kurtkę LEE przekształciłam w damskie bolerko, zamieniając długie, proste rękawy w krótkie, bufiaste. Skróciłam ją do granic możliwości. Zachowałam tylko naturalne kieszenie. Całość zdobi duży, skórzany kołnierz. Z męskich spodni LEE wykonałam na maxa krótką spódnicę, Kształtem przypominającą bąbkę ze znacznie wydłużoną talią.

klaudia: Gdy dostałam ubrania Lee do przerobienia, wiedziałam od razu, że chcę je zmienić w ten sposób, żeby wyglądały zupełnie inaczej, a jednocześnie zawierały w sobie oryginalne elementy. Chciałam uzyskać bardzo kobiecy wydźwięk tego ubioru, dlatego uszyłam gorset z głębokim dekoltem i bufiastymi rękawami, które kontrastują z wąską spódnicą o podwyższonym stanie. Całość sprawia wrażenie klimatu rodem z Dzikiego Zachodu.


31

klaudia karkowska: młoda projektantka, która zaskakuje świeżością pomysłów. Dopiero co ukończyła Studio Sztuki, w którym udoskonalała techniki projektowania, a już jej projekty pojawiają się w kobiecych magazynach. Pierwsze próby szycia uskuteczniała na starej maszynie swojej babci, podbierając jej materiały. To zaprowadziło ją do wzięcia udziału w Oskarach Mody, gdzie bez problemu doszła do ćwierćfinałów. Ma za sobą 4 pokazy mody, przy czym ostatni uważa za swoje największe osiągnięcie. Jej marzeniem jest zrealizowanie pełnej kolekcji razem z Kasią Łaszcz i znalezienie się na liście najlepszych projektantów mody w Polsce, a może i na świecie.

kasia łaszcz: W wieku 8 lat zaprojektowała i uszyła swoją pierwszą krótką niebieską sukieneczkę. W średniej szkole pielęgnowała swój talent. Zakwalifikowała się do ćwierćfinałów Łódzkiego konkursu EUROPEJSKA MODA MŁODZIEŻOWA. Dostała wyróżnienie w konkursie PROJEKTANCI DO IGIEŁ GAZETY WYBORCZEJ oraz wzięła udział w OSKARACH Mody, gdzie również zakwalifikowała się do ćwierćfinału. Ukończyła STUDIO SZTUKI. Jej pierwszy pokaz odbył się całkiem niedawno (w czerwcu tego roku) podczas obrony prac dyplomowych w STUDIO SZTUKI. Kolekcja inspirowana była Marylin Monroe. Obecnie jej prace można spotkać w showrumie POMADA FASHION OFFICE oraz w pismach dla kobiet.


r e

p o r

t a Ż

znalazło w komisie oro aus triackich studentów kilk i czk cie wy ej yjn kac wa s cza wy jazdu. Po wy wo łaniu zątku lat 90. w Pradze. Pod , robili nim zdjęcia podczas iem ryc odk a ni wa ygo Ws zys tko zac zęło się na poc ntr Zai nionej atmosf ery, znieksz tałc ik radzieckiej firmy LOMO. dodaje jej nie zw ykłej, odr eal i ale śli ć, my j toś fot ogr afic znym ma ły aparac kie wis ziec czy rad rze ie uje ięc A, osiągn o znakomicie rejestr nie tylk o klasyc zne Lomo LCzi na okazało się, że aparat nie tylk ie rozniosła się i wk rót ce rac lazł y się w ręk ach wielu lud apa zna o ść zne Wie afic . ogr ory fot kol y i rat apa ałe kon anii dos tyr z po swojemu obr az nie ej e, ow ułami, wy zwolon inne mniej lub bar dziej plastik wa ła do nieskr ępowanej reg wzy om ”. y.c se! aph nan technicznej, ale i rozmaite ogr we om kon i w.l odr zuć zasady ez Aus triaków str ona ww ryk aj nie patrząc w wizjer, pst po ie, ją sob y ryli cał ym św iecie. Założona prz prz odk i sze inn , zaw afii do fot ogr órc zości. „Miej aparat le osób zmieni ło podejście a per fek cji, radosnej lomotw dek alogu. Dzięki niemu wie go pot ężny marke ting, masow zne to afic afia ogr ogr lom lom j zań sia yka Dzi prz . em iatł św a się ani m ow ałe To tylk o niektóre z rys zap uce , ale z odnale źli swoją ścieżk ę w szt ów, którzy nie bezkry tyc znie raz pierws zy lub dzięki niej nie ż w Polsce ma swoich fan Rów ie. iec św ym cał na w produk cja i miliony zwolennikó ą jej pasjonaci. wersja lomogr afii, opowiadaj ska pol da glą wy Jak ają. odd jej 32

WyrÓżnione zdjęcia Agnieszki Rodowicz w konkursie Fotoplastikon II 2006. temat: Raj utracony, zdjecia robione Lomo LC-A.

icz bohaterów

ow tekst Agnieszka Rod ii zdjęcia własne autork


Lomoradość

Moja znajomość z lomografią zaczynała się dwa razy. Jak miałem jakieś 10 lat, dostałem Lomo LC-A. To się wtedy jeszcze nie nazywało lomografią, tylko „małym aparatem z ZSRR”. Drugi raz zaczęło się od Holgi. Szukałem wtedy aparatu, który rysuje jak kamery z początku ubiegłego wieku. Okazało się, że współczesna Holga właśnie taka jest. A jeszcze później dowiedziałem się o wielkim społecznym ruchu – lomografii. Nie jestem bezwarunkowym fanatykiem lomo. Mnie nie idea w tym kręci, tylko efekt, jaki daje używanie tych aparatów. Według mnie lomografia przybliża ludziom fotografię w ogóle. Dzięki niej zaczynają myśleć, naciPiotr Zastróżny – sopocianin, absolwent ASP w Gdańsku na wydziale malarstwa i grafiki. Specjalizował się z fotografii. Ma klasyczne do niej podejście: fotografuje przede wszystkim akty i portrety. Poza tym kocha zwierzęta, wino i walczy o pokój na świecie. Grafik, muzyk, polaroider, aspirant, podróżnik, sportowiec, honorowy minilabista, wydawca, pan z radia, człowiek miły i kulturalny. www.piotrzastrozny.com

skając spust migawki. Jedna z zasad lomografii mówi: „Don’t think, just shoot”! Nic bardziej mylnego! Ale to, że walisz gdzie popadnie, też jest myśleniem. Zaczynasz zastanawiać się „w co” walnąć na oślep. Potem myślisz o zrobieniu serii zdjęć, kombinujesz, które ze sobą zestawić, jak ułożyć opowieść… Dlatego jak mnie ktoś pyta, jaki ma aparat kupić, to polecam np. Holgę albo Lomo LC-A, a nie cyfrę (choć nie mam nic przeciwko nim). To tak, jakby kogoś, kto twierdzi, że na świecie jest tylko muzyka pop, wziąć do filharmonii. Między innymi dlatego jestem administratorem lomo.art.pl. Bo bardzo się cieszę, jak widzę, że ludzie mają przyjemność z fotografii.

33


r e

p o r

t a Ż

Od lomo do World Press Photo

O lomo dowiedziałem się od kolegi, który kupił w komisie fotograficznym Agata 18k. Kupił go ze względu na dizajn. Dopiero potem się okazało, że „to” może robić fajne zdjęcia. Zachęcony, kupiłem sobie Czajkę II. Od niej w ogóle zaczęła się moja fotografia. Potem pojawił się w kolekcji Agat. Te aparaty miały kilka cech, które mi odpowiadały: szeroki kąt, jasny obiektyw. Poza tym nie każdy aparat da ci taką piękną winietę i kolory jak z peerelowskiego magazynu! Najbardziej jednak w lomografii podoba mi się to, że można robić zdjęcia, które są dobre, choć nie spełniają wymogów przeciętnego Kowalskiego. Kowalski uważa, że zdjęcie jest dobre, gdy jest ostre, „dobrze naświetlone” i od razu wiado-

mo, co na nim jest. Tego lomo ci nie da. A jednak, gdy dwa lata temu zdawałem do Filmówki, to na I etap przyniosłem same zdjęcia z Agata i Czajki. I ten etap przeszedłem. Dlatego też założyliśmy ze znajomymi stronę www.lomujsie.pl. Żeby się podzielić z ludźmi naszym odkryciem, że można sobie kupić Smienę 8 mm za 5 zł, film z Rossmana za 4 zł i zrobić dobre zdjęcia. Że nie trzeba mieć 12 pól autofokusa i pierdyliarda megapikseli. Ale lomo-dekalogu nie przestrzegam specjalnie. Zwykle patrzę w wizjer. Często pracuję ciężkim średnim formatem i nad każdą klatką się rozczulam. A w takim Agacie mam 72 zdjęcia na jednej kliszy, więc raczej myślę, co sfotografować, niż jak. Lomografia to dla mnie taka odświeżająca, inspirująca przygoda, coś jak ruch dada.

Maciek Zych – skończył matematykę teoretyczną na uniwersytecie w Łodzi. Obecnie, jak sam mówi, pracuje w soft pornobiznesie na legalu, robiąc strony internetowe, a jak Bóg da – od października będzie studiował fotografię na PWSFTiT. Na razie amatorsko zajmuje się modą i portretem. Na pytanie o plany na przyszłość mówi skromnie: Edytorial dla „Vogue” albo World Press Foto, jakoś za trzy lata. A jakby było z LC-A, to dopiero byłby fejm!

34

Dla ludzi z poczuciem humoru

Kiedy dowiedziałam się o lomografii, zachwyciła mnie jej spontaniczność, nieprzewidywalność, prostota, radość rejestrowania świata. Bez napinania się, przymierzania, przejmowania wszystkimi technicznymi kwestiami. Mając lomo – jedyna rzecz jaką możesz robić, to naciskać na guzik i ufać, że uda ci się coś zarejestrować. Ten element przygody wydał mi się szalenie pociągający. Kiedy zaczęłam robić zdjęcia lomo, okazało się, że ta przypadkowość jest dużo większa niż sądziłam. Trudno jest zrobić supersamplerem zdjęcie, z którego byłabym naprawdę zadowolona. Jest to tak naprawdę modlenie się o to, żeby coś wyszło. Zawsze mniej więcej wiem, co powinno być w kadrze, ale sposób szatkowania obrazu przez obiektywy jest nieprzewidywalny. Czasem są to zaskoczenia bardzo przyjemne, ale czasami również jest żal. Żal, że się


nie udało. Ten element błędu, jakiegoś zakłócenia, szalenie mi się podoba. Ale dla kogoś, kto nie ma poczucia humoru, lomografia musi być mordęgą. Jestem fotografem napadowym, nie robię codziennie zdjęć, nie kolekcjonuję ich, wielu jeszcze nigdy nie widziałam. Mam przy sobie aparat zawsze, ale zdjęcie robię tylko wtedy, kiedy wiem, po co je robię i coraz częściej świadomie decyduję, że go nie zrobię. I tu lomografia też przychodzi z pomocą. Robiąc zdjęcia lomo, nie jesteś w stanie zrobić dużo. To jest takie przyjemnie ograniczające. Mojego supersamplera cenię też za to, że ludzie nie orientują się, że są fotografowani. Zachowują się naturalnie, nie są stremowani, nie robią min, nie patrzą w obiektyw, po prostu są. Bawiąc się czymś, co wygląda jak skrzyżowanie mydelniczki z pudełkiem, mogłam zrobić cudowne zdjęcia dresiarzy na plaży w Płocku. Z lomo jestem bezpieczna. Mogę rejestrować świat takim, jaki jest. Bogna Świątkowska – dziennikarka, matka chrzestna polskiego hip-hopu, dzielna inicjatorka i właścicielka fundacji Bec.Zmiana, niestrudzona propagatorka młodej polskiej sztuki. Prowadzi minisklepik z aparatami Lomo, a w sieci stronę lomo.art.pl. Głównym pomysłem tej strony było sprawdzenie, co z lomo można zrobić w Polsce. To, co Bogna oglądała na stronach zagranicznych, było kolorowe, egzotyczne. Dowiodła, że mając te same aparaty, te same filmy, jesteśmy daleko od kolorowego, ekspresyjnego i radosnego oblicza lomografii zachodniej. podobnie jak cała nasza rzeczywistość – lomo-zdjęcia z Polski są blade i smutne.

Holga w torebce

Lomografia jest ze mną od dawna, choć kiedyś nie miałam świadomości, że jest taki ruch. Miałam aparat Lomo, mój dziadek miał kamerę tej produkcji. Ta kamera nadal działa i próbuję nią coś robić. Kiedy usłyszałam o lomografii, kupiłam sobie mały plastikowy aparacik z kolorowymi fleszami. Zaczęłam wstawiać na stronę lomo.art.pl swoje lomozdjęcia. A ponieważ od dawna używałam aparatów średnioformatowych, jak usłyszałam o Holdze – od razu ją sobie kupiłam. I okazało się, że ten aparat jest najbliższy mojej osobowości. Bo nie jest oczywisty, ma w sobie dużo zagadek, niespodzianek. Mam już drugą z rzędu

Holgę i ona jest zupełnie inna od pierwszej, daje inny obraz. Musiałam się jej uczyć od początku. I po jakimś czasie mogłam mniej więcej przewidzieć efekt. Ale pozostają takie elementy, jak paralaksa, winietowanie, ostrzenie w jednym nieprzewidzianym punkcie i rozmywanie reszty obrazu, które nadają fotografowanej rzeczywistości inny wymiar. A ja poszukuję właśnie takiej innej przestrzeni, innego obrazu niż widać gołym okiem, szukam dziur w rzeczywistości. I Holga mi w tym znakomicie pomaga. Poza tym jest lekka, nie rzuca się w oczy, mogę ją nosić w niewielkiej torebce. Zawsze chciałam mieć aparat w oku. Holga mi na to pozwala.

35

Marta Zasępa – romanistka, fotografka, prowadzi wars z tat y fotogr aficzne z dziećmi, uwielbia lepić z gliny. Razem z Anetą Solak stworzyła pokazywany na wielu wystawach w Polsce i za granicą cykl „Polska Rzeczpospolita Bajkowa”.


m i

e

j

s c e

targowisko sztuki tekst i zdjęcia

Gabriela Płażewska 36

Fotografia, malarstwo, rzeźba, a nawet ubiór prezentowane są tam z powodzeniem. Z zewnątrz budynek wygląda jeszcze ciekawiej. Zbudowany w latach 1896–1899 w tradycji ortodoksyjnej, na planie prostokąta, mocno przykuwa wzrok. Nikt właściwie, jeśli pierwszy raz jest w Łodzi, nie spodziewa się takiego widoku, zwiedzając podwórka. Budowla, bogato zdobiona w kolumny z kapitelami, z amfiladą okien, sztukateriami i jakby ukryta przed światem, przez jakiś czas była magazynem, później drukarnią, a dziś promuje sztukę. Pomysłodawcą i założycielem jest Andrzej Walczak. Galerię otworzył w 2003 roku i natychmiast została ona doceniona. Jury konkursu „Sztuka współczesna w przestrzeni publicznej” organizowanego przez Ministra Kultury RP i redakcję miesięcznika „Art & Business” przyznało Atlasowi Sztuki nagrodę za adaptację budynku oraz organizację wystawy Romana Opałki. W galerii obok Opałki wystawiano prace wielu znanych twórców, takich jak: Wojciech Libera, David Lynch, Christian Tomaszewski, Lech Majewski... Ale nie tylko uznane w świecie sztuki nazwiska mogą tu zaprezentować i wypromować swoją twórczość. Można zgłosić się ze swoimi pracami i jeśli okażą się ciekawe (można sprawdzić to na stronie galerii www.atlassztuki.pl), na wysokim poziomie, istnieje możliwość wystawienia ich i zobaczenia swojego nazwiska na szklanych drzwiach obok nazwisk już wielkich. Problem pewnie w tym, że niewielu osobom przychodzi na myśl, aby zgłosić się do tak prestiżowego miejsca i podjąć „ryzyko”, a warto. Miejsce jest jak najbardziej otwarte. Tak zadebiutowała np. Olga Nieścier z projektem


„Sukienka”. Stroje jej pomysłu można było podziwiać na manekinach, przymierzyć i sfotografować się w nich. Każda fotografia była umieszczana na stronie projektu, a z najciekawszych zdjęć można było stworzyć własny obraz. Innym debiutem był „Ołtarz Rodzinny” Cezarego Tkaczyka. Został on wykonany wynalezioną przez autora techniką: przezroczyste płyty pleksi z zapisanymi zdjęciami były nałożone jedna na drugą, co dawało efekt trójwymiarowości, a wszystko w skali 1:1.

Zresztą sam Andrzej Walczak wystawia swoje prace w kraju i za granicą, pisze książki i jest obok Davida Lyncha współzałożycielem Fundacji Sztuki Świata. W Galerii Instytutu Polskiego w Pradze można było oglądać cykl fotografii A. Walczaka „Tory” – 13 wielkoformatowych fotografii wykonanych w dużym zbliżeniu. –„Tory” są proste, przedstawiają rzeczywistość taką, jaka ona jest – mówi autor. – Taką, jakiej nie dostrzegamy w naszym zabieganiu. Reszta jest kwestią przefiltrowania przez naszą wyobraźnię.

Ale nie tylko w ten sposób Andrzej Walczak promuje sztukę. Kilka lat temu pewna grupa przyjaciół: Igor Omulecki – dziś znany fotograf, Rafał Paradowski – operator kamery oraz Arek Sylwestrowicz prezentujący malarstwo, postanowili zorganizować wystawę własnej twórczości. Oczywiście jak większości młodych i ambitnych – brakowało im pieniędzy. Zgłosili się do prezesa Walczaka, gdyż wszystkim było wiadomo, że to entuzjasta sztuki. Uzyskali pomoc, dzięki której na wystawie oprócz fotografii i malarstwa odbył się pokaz filmowy. Krótki zapis z podróży. Niczym nieograniczona impresja filmowa. Galeria Atlas przez kilka lat była też głównym sponsorem festiwalu Camerimage, gdzie oprócz kina wielkiego formatu nagradzane są Kijankami etiudy studentów.

Ostatnio w Atlasie Sztuki można było oglądać ciekawą i prowokującą jak zawsze wystawę grupy Łódź Kaliska pt. „Alementarz”. Jak pisze Maria Poprzecka: „W Alementarzu Łodzi Kaliskiej nie ma zmiłuj. Jego bohaterowie Ali i Al (w polskim Ala i Ali) nie są miłymi polskimi dziećmi. W ogóle nie są dziećmi. (...) Ali i Al nie chodzą do pierwszej klasy, w ogóle nie chodzą do szkoły. Chyba nie uczą się polskiego. Angielskiego też się nie uczą. W ogóle się nie uczą. I na pewno nie mają Asa”. Grupa od początku działa w składzie: Marek Janiak, Andrzej Kwietniewski, Adam Rzepecki, Andrzej Świetlik i Makary (Andrzej Wielogórski). Wciąż zadziwia, szokuje, a najbardziej znana jest szerokiemu odbiorcy z fotografii, które każdego dnia, a raczej wieczorami można oglądać w najbardziej znanym łódzkim klubie Łódź Kaliska.

37


s

t

y

l

e

e z a c

j

e

38

w stylu

gothic rock

na tej stronie: spodnie dżinsowe Vale, lee 329 zł; sppódnica Narka, lee 129 zł; buty z włosem, konrad parol wzór; szpilki z płatków impregnowanego jedwabiu, konrad parol wzór; torebka z ćwiekami, top secret 149 zł (w zestawie z czapką); kolczyki w kształcie serca z czaszkami, cropp 9 zł; kurtka Qulin, lee 369 zł; czarna błyszcząca kurtka, klaudia karkowska/pomada 250 zł.


39

na tej stronie: krzyż z cyrkoniami na łańcuszku, c&a 34,90 zł; opaska na rękę z okrągłymi ćwiekami, top secret 129 zł (w zestawie z kapeluszem); szary sweterek, lee 199 zł; koszula we wzorki, lee 169 zł; grafitowa sukienka z impregnowanego jedwabiu, konrad parol wzór; pasek, w czerwone wzorki, cropp 39 zł; czapka z okrągłymi ćwiekami, top secret 149 zł (w zestawie z torebką)


s

t

y

l

e

e z a c

j

e

40

na tej stronie: wisiorek na klucze z białych czaszek, cropp 19 zł; szeroka bransoleta na rękę, h&m 29,90 zł; spodnie smith, lee 329 zł; koszulka w paski, lee 149 zł; kurtka biker, lee 589 zł; buty, vans od 159 do 319 zł; czarny kapelusz, top secret 129 zł (w komplecie z bransoletką); sweterek w paski, lee 219 zł.


41

gothic rock zdjęcia: Dennis. stylizacja: Sylawi i Asia Snopek

w stylu

na tej stronie: pierścień z czarną czaszką, h&m 14,90 zł; czarna czaszka na łańcuchu, h&m 24,90 zł; tenisówki z grafiką, vans 159 zł; kamizelka, lee 219 zł; spodnie powell, lee 289 zł; szara chusta w trupie czaszki, h&m 29,90 zł.


p o r

t

r e

t

tekst Gabriela Płażewska zdjęcia Ilona Karwińska

42

Polska, lata 80. Ilona ma 9 lat. Do jej rodziców przyjeżdża Francuz, który przywozi Ilonie 2 prezenty: miękkie słodycze w kolorach pasteli i plastikowy aparat dla dzieci. Ten ostatni od razu wpada jej w oko, mimo że zabawka przypomina aparat dla dorosłych. – W tamtych czasach robiło się zdjęcia czarno-białe – wspomina Ilona. – Film do tego aparatu był szerokoobrazkowy, ostrości nie można było ustawić i tylko przekręcało się gałkę, na której namalowany był portret, drzewka lub chmury. Po prostu bajka. – Kiedy przyjechała do Anglii, zaczęła zbierać pieniądze na lepszy aparat i tak rozpoczęła się jej przygoda z fotografią. Doskonale wiedziała, czym chce zająć się w życiu, dlatego rozsądnie wybierała uczelnie. Najpierw roczny kurs w London College of Printing – ukończyła go z wyróżnieniem. Studia magisterskie w Westminster University, a po roku przeniesienie do prestiżowego Goldsmiths College i dyplom magistra sztuki z fotografii. Jak każdy młody fotograf, ma również swojego idola. To Diane Arbus – amerykańska fotografka z lat 60. – W maju 2005 roku byłam w Nowym Jorku – wspomina. – Trafiłam na retrospektywną wystawę Diane. W Muzeum Sztuki Nowoczesnej


43

pokazano jej zdjęcia, pierwszy aparat, notatniki, listy, odtworzono nawet jej ciemnię. – Głównym tematem zdjęć były portrety ludzi na tle miasta, często robione nocą, kiedy wszelka odmienność staje się normą. Ilona dostrzegła w pracach Diane odwagę w bezkrytycznym spojrzeniu na tego „Innego” jak na brata. – Jej zdjęcia pokazują życie takie, jakie jest. Jej determinacja, podróż przez znane miasto w to, co nieznane i tajemnicze, są dla mnie natchnieniem – tłumaczy. Czy to właśnie postawa Diane pozwoliła dziewczynie spojrzeć inaczej na warszawskie neony…? Narodziny pasji

Niespełna 2 lata temu Ilona odwiedziła Polskę. Pokazywała Warszawę znajomemu Anglikowi i to właśnie on, będąc grafikiem, zwrócił jej uwagę na stare neony. Zauważyli, że ich czcionka jest inna, oryginalna. – Neony wyglądały na zaniedbane, samotne – opowiada Ilona. – Wydawało się, że to tylko kwestia czasu, kiedy ślady minionej epoki PRL-u zupełnie znikną. – Jeden z nich zniknął naprawdę. Prawie na ich oczach został zdjęty neon „Berlin” znad sklepu

RTV Euro AGD przy ul. Marszałkowskiej. Ilona postanowiła go uratować. – Dowiedziałam się, że ma zostać zniszczony. Potrzebowałam pozwolenia od firmy, abym mogła go odebrać. Zajęło jej to ponad 2 tygodnie, ale udało się. „Berlin” z Warszawy powędrował do Londynu, stając się ważnym elementem jej wystawy „Polish Neon”. Odnowiony, błyszczał tak jak wtedy, gdy w 1974 roku pierwszy raz zawisł nad warszawskim budynkiem. Z życia świetlnych reklam

Ilonę bardzo zainteresowała historia neonów z lat 60. i 70. XX wieku, bo ich złoty okres przypada właśnie na te lata. Świetlne reklamy projektowane przez wybitnych grafików, artystów i inżynierów. Biurokracja i kontrola państwa (konieczność zatwierdzania projektów np. przez Naczelnego Plastyka Miasta) sprawiały, że wykonanie jednego takiego dzieła trwało nawet 3 lata. Fantazyjne, często zabawne wzornictwo kontrastowało z trudnym okresem w historii Polski. Ciepłe światło, jak latarnie morskie, wskazywało drogę przez ciemne i wygasłe miasto. Neony nie miały nic wspólnego z komercją,


p o r

t

r e

t

w zasadzie nic nie reklamowały. – „Berlin” podobno wisiał nad sklepem z upominkami, ale czy w tym sklepie były jakieś upominki do kupienia? – zastanawia się Ilona. Zabawa z formą, pomysłowe nawiązania do produktów, które neon „reklamował”, to coś zupełnie innego niż dzisiejsze widniejące logo firmy. Trudno sobie wyobrazić, żeby teraz na taką finezję pozwolił sklep oferujący maszyny do szycia, mydła, farby czy też czyszczenie futer... Produkcją wszystkich neonów zajmowała się istniejąca do dziś firma „Reklama” (obecnie przedsiębiorstwo prywatne). Warto się wybrać do tego miejsca i zobaczyć, jak kiedyś „świeciła” polska stolica. Warszawa w Londynie

Jak każdy fotograf, Ilona ma słabość do tego, co przemija. A prawdą jest, że neony są dla niej po-

żegnaniem z kolejnym etapem historii. Choć nie były to łatwe czasy dla Polski, uznała, że miały w sobie coś pozytywnego, co warto uwiecznić. Postanowiła więc wystawić swoje zdjęcia w Londynie. – Od lat współpracuję z galerią w Covent Garden. „Polish Neon” jest moją pierwszą samodzielną wystawą – opowiada Ilona. – Właścicielowi galerii, Szkotowi, od razu spodobał się projekt. Wiedzieliśmy, że neony wzbudzają zainteresowanie w kręgach historyków, architektów, grafików oraz warszawiaków w Londynie. I nie mylili się. Na wernisaż przyszło ponad sto osób. Wystawa odbyła się przy wsparciu Polskiego Instytutu Kultury w Londynie. Do akcji dołączył również prywatny inwestor – Włoch, który z nostalgią wspominał stare neony w swoim rodzinnym mieście. Studio graficzne Storm Design (www.stormdesign.eu)

z Londynu zajęło się stroną graficzną całej wystawy. W Anglii zawsze istniało duże zainteresowanie Polską – tłumaczy Ilona. – Podczas inauguracji młody londyńczyk zapytał mnie: „Czemu nigdy tego nie widzieliśmy? Znamy zdjęcia Warszawy szarej, ponurej... Te neony są niezwykle”. W październiku Ilona planuje wystawę w Polsce. Marzy też o zaprezentowaniu jej w Berlinie. Pytanie, kiedy to nastąpi, z uśmiechem przemilczała. Więcej o wystawach na www.polishneon.com

fot. Ula Rapacka

44



M A K E

H

I

S

T O R Y

46

ę c i l o t s a z c i l za

KIM JEST BUDDY? człowiek czynu, który w latach 50. był na ustach niemal całej Ameryki, a w roku 2000 wystartował w wyborach na prezydenta. Nie bał się żadnych zajęć, pracował jako inżynier i zwykŁy robotnik. zwykł mawiać, że życie jest krótkie i zawsze należy wyciągnąć do innych otwartą dłoń i nie uginać się łatwo. powtarza, że czyny mówią głośniej niż słowa. Buddy Lee urodził się w 1921 roku w stanach zjednoczonych. w ciągu kilkudziesięciu lat obrósł w prawdziwą legendę. i chociaż buddy lee to lalka, i tak wywarł wpływ na amerykańską kulturę, jaki można przypisać niewielu osobom.


Uff. Padam ze zmęczenia. Jeszcze tylko szybki prysznic i wpadnę w objęcia Morfeusza (oby żaden błyskotliwy polityk nie odebrał tego jako deklarację orientacji seksualnej... W tym kraju różnie to bywa). To był naprawdę ciężki dzień. Niby doskonale przygotowałem się do zwiedzania miasta: przejrzałem kilka przewodników, skrupulatnie opracowałem plan wycieczki, nawet wydrukowałem z internetu mapę Warszawy, ale to co zobaczyłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Warszawa to miasto totalnie kosmopolityczne. To nie tylko kolejna stolica europejska – to prawdziwa stolica świata. W samym środku miasta najgłówniejsze ulice przecina ogromna piramida, niczym egipska. Jednego z wyższych numerów Chmielnej szukałem przez to ponad godzinę i już myślałem, że go nie ma, kiedy uprzejma starsza pani uświadomiła mi, że muszę obejść ową piramidę (tzw. PKiN) dookoła, żeby tam dotrzeć. Po drodze natknąłem się na dziwne bunkry i fortyfikacje, wyglądem przypominające te z czasów II wojny światowej. Podobno zaadaptowane zostały na Kupieckie Domy Towarowe. Dziwne zwyczaje. Zmierzając potem do dzielnicy zwanej Powiślem, poczułem się jak w dżungli, bo nagle na rondzie De Gaulle’a wyrosła mi ogromna palma. A komunikacja... to iście Dziki Zachód. Przedostać się gdziekolwiek przez rozkopane ulice graniczy z prawdziwym cudem. Później udałem się pod most Świętokrzyski na spotkanie z Syrenką. Przyznam, że zszokowała mnie z lekka wiadomość, że półnaga kobieta wkomponowana jest w herb Warszawy. Zawsze uważałem, że Polacy są skromni,

religijni i wstydliwi. Mało tego, krępują ich takie widoki. No cóż. Każdy może się pomylić w osądach. Rozkoszując się widokiem Wisły, spacerowałem sobie beztrosko w stronę Biblioteki Uniwersyteckiej, aż tu nagle... wyskoczyły mi różowe jelonki rodem z Laponii. Jak tu zawędrowały, nie mam zielonego pojęcia. Postałem przy nich chwilę i stwierdziłem, że czas przenieść się na drugą stronę Wisły. Tam z mety trafiłem pod słynny Stadion Dziesięciolecia. Od razu poczułem się jak w domu, znaczy w Nowym Jorku, w dzielnicy Chinatown pomieszanej z Piątą Aleją. Ogromne skupisko ludzi chińskiej narodowości, sprzedających markowe ubrania i gadżety od Dolce&Gabbana, Diora, czy Coco Chanel. Nawet kupiłem sobie odjazdowy zegarek Gucci za taką samą kwotę, jaką dałem w ramach napiwku boyowi hotelowemu. Polska to bogaty kraj, skoro wszystkich stać na takie rzeczy. Na koniec nie mogłem oprzeć się pokusie, żeby wsiąść do warszawskiego metra. To taka moja tradycja. W każdym nowym mieście, w którym jestem, muszę przejechać się kolejką podziemną. A o tej warszawskiej słyszałem, że plany budowy rozpoczęte były już w latach 50. ubiegłego stulecia. Pomyślałem, że musi być wyczesane, dopieszczone w każdym szczególe. Tyle czasu projektować i budować... No, i nie pomyliłem się. Jego nowoczesna formuła przewyższa myślą wszystkich amerykańskich architektów, zwłaszcza ten odcinek na Żoliborzu, gdzie metro ma tylko jeden tor. Pociąg jeździ, zostawia ludzi, robi pętlę i wraca. Co za oszczędność. Takiej atrakcji nie spodziewałem się nawet w Japonii.

47


o s

t a t n

i

a

s

t

r o n a

Konkurs Make History Przypominamy, że nadal trwa międzynarodowy konkurs Lee Make History, w którym główna nagroda wynosi 50 tys. euro. Konkurs jest dla każdego – wystarczy za pomocą jednego lub kilku zdjęć opowiedzieć historię zaczerpniętą z własnego życia. Temat, miejsce i styl fotografii dowolny. Musi ona tylko opowiadać szczególną dla autora chwilę. Lee Make History potrwa do 2009 r., ale co sześć miesięcy jury złożone z fotografów, stylistów i dziennikarzy mody, będzie dokonywać kolejnej eliminacji prac. Te najlepsze publikowane będą w najbardziej prestiżowych europejskich magazynach poświęconych modzie. Dodatkowo, zdjęcia trafią na ekspozycję we flagowych sklepach firmy w całej Europie. Zachęcamy do brania udziału. Wystarczy tylko: mieć ukończone 18 lat, wypełnić formularz zgłoszeniowy dostępny na stronie www.makehistory.eu i odesłać go wraz ze zgłaszaną pracą (zdjęcie można wysłać także za pośrednictwem strony internetowej), do fotografii dołączyć krótki opis (do 250 znaków) z informacjami o czasie i miejscu jej wykonania. Szczegóły na polskiej stronie konkursowej: www.makehistory.pl 48

roz w i ą z a ni e konku rsu z poprzedniego numeru: Za nietuzinkowy pomysł, ciekawą grafikę i niebanalny efekt Łukasz Badziak otrzymuje od nas pierwszą nagrodę: kurtkę dżinsową i spodnie firmy Lee. Serdecznie gratulujemy! Nagrodę wyślemy pocztą.

W ydawca

VF Polska Distribution Sp. z o.o Al. Jerozolimskie 148 02-326 Warszawa tel. +48 22 572 40 40 KOORDYNATOR PROJEKTU

REALIZACJA PROJEKTU

Redakcja magazynu Leenia

Dyrektor Generalny

Redaktor naczelna

Direct Publishing Group Sp. z o.o ul. Genewska 18, 03-963 Warszawa www.dp-group.com.pl

ul. Genewska 18, 03-963 Warszawa tel./faks (0-22) 617 93 23, 617 03 86

Współpracownicy

Beata Zimnicka, Gabriela Płażewska, Sylwia Banaszkiewicz, Barbara Tuleja Korekta

Michał Sztand

Justyna Bernat

Sylwia Bargieł s.bargiel@dp-group.com.pl

Dyrektor operacyjny

Wojciech Męczyński w.meczynski@dp-group.com.pl

Sekretarz redakcji

Katarzyna Grabowska k.grabowska@dp-group.com.pl

Biuro reklamy

Jolanta Zbieg j.zbieg@dp-group.com.pl Fotografia na okładce

Jacek Pióro

Dyrektor projektu

Agnieszka Ziółkowska-Szulczyk a.szulczyk@dp-group.com.pl

Ewa Koperska

Dyrektor Art yst yczny

Dennis Wojda d.wojda@dp-group.com.pl




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.