Bielski Rynek - wydanie styczeń 2020

Page 1











SPOTKANIA Z LUDŹMI Piotr: (śmiech) Ponadczasowa wieloznaczność wypowiedzi. A kto z osób twórczo i artystycznie wtedy zaangażowanych? Krzysztof: Jonasz Kofta i Adam Kreczmar przede wszystkim. Piotr: Liczyłem, że wymienisz te nazwiska. Krzysztof: Przyjaźniłem się z nimi blisko. Z Adasiem to rodzina prawie. Myśmy byli przez długi czas papużki nierozłączki. Adam mieszkał po drugiej stronie ulicy, balkon w balkon, bym powiedział, a Jonasz mieszkał dwie ulice dalej. Spotykaliśmy się najczęściej u Adama. Zawsze chwalili się nawzajem nowymi tekstami. Jak któryś napisał coś dobrego, to słyszał od drugiego „no, w porządku, tak, tak…”, ale jak to było coś naprawdę fantastycznego, to słyszał „ Ty chuju! Jebany sukinsynu! Ty…!!!” Piotr: (śmiech) Czysta, niekłamana zawiść. Krzysztof: A drugi wtedy jak paw dumny chodził… Piotr: Dobrze przewidziałem, że w odpowiedzi na pytanie zaczniesz przeklinać. Krzysztof: Niedobrze. Bo ja nie odpowiadałem, tylko precyzyjnie cytowałem. Pamiętam, że długo marzyłem, żeby któryś z nich to samo kiedyś mi powiedział. I udało się! Piotr: Co to było? Krzysztof: Trzy przypadki takie były. „Ballada o trzeźwym diable”… Piotr: „Pan odpowiedział: spójrz na świat, on już nie musi pić…” Krzysztof: Tak. Tę balladę Jerzy Dobrowolski kiedyś usłyszał, podszedł do mnie po występie i powiedział: „no, jesteś gówniarzu zdolny”. To był najwyższy komplement. Od razu urosłem parę centymetrów. Piotr: A dwa następne teksty? Krzysztof: „Deszcz pada na Mazurach” i „Na drodze do domu”. Piotr: Dla mnie przełomową twoją piosenką był „Easy Rider”. Pamiętam, jak śpiewałeś ją zwłaszcza na kameralnych imprezach. Zawsze wywoływała piorunujące wrażenie. Nie wiem, czy byłeś tego świadom, ale wśród artystów z naszej branży zawsze miałeś bardzo dobre notowania i wszyscy żałowaliśmy, że nie przekłada się to na szerszą popularność. Dopiero pamiętny występ na opolskim festiwalu w 1987 roku… Krzysztof: Wtedy też „Easy Ridera” zaśpiewałem. Piotr: I „To jest mój kraj”. Ale najważ-

- STYCZEŃ / 2020 niejszy był monolog „Muzykoterapia” o rozterkach Polaka, który nie wie po której stronie się opowiedzieć. Pamiętam, że reżyser kabaretonu (Krzysztof Jaślar) odradzał ci ten monolog. Że za trudny na amfiteatr, za poważny. Na szczęście postawiłeś na swoim i to był strzał w dziesiątkę. Owacja, bisy… Krzysztof: Ale była też i druga strona medalu. Pamiętasz puentę „Muzykoterapii? Piotr: Że „jeżeli chodzi o życie”? Krzysztof: „To ci powiedzą, że życie jest najwyższym dobrem człowieka. Ale zaraz, zaraz… Przecież ci drudzy też powiedzą, że życie jest najwyższym dobrem człowieka… Czy oni się przypadkiem już nie dogadali?” Piotr: (śmiech) Naraziłeś się walczącym ortodoksom. Krzysztof: W tamtych czasach to było obrazoburcze. Piotr: Grubo przed okrągłym stołem. Krzysztof: Klika chciała mi wtedy łomot spuścić zaraz po zejściu ze sceny. Przylecieli z oskarżeniem, że jak ja mogłem jednych do drugich przyrównać. Byli bardzo radykalni. Piotr: Kabaret Klika z Bydgoszczy, czyli Marek Sobczak i Antoni Szpak. Obaj wojowniczy i bardzo zaangażowani. Ich sztandarowa pieśń miała refren „polska partia protestująca protestuje zawsze do końca”. Krzysztof: Tak, ale ich największy przebój to „Nie oddamy Chinom Związku Radzieckiego”. Piotr: Przebój owszem, ale nie sceniczny. To pieśń z drugiego obiegu. Krzysztof: (śmiech) Ta piosenka ma ciekawą historię. Jest owocem Pierwszego Festiwalu Piosenki Antyradzieckiej w Zakopanem w 1977 roku. Udało nam się zorganizować go błyskawicznie w dniu, w którym Niesiołowski chciał wysadzić pomnik Lenina w Poroninie, ale urwał mu tylko kawałek stopy. Cała esbecja pojechała wtedy z Zakopanego do Poronina i nikt nas nie pilnował. Festiwal wygrał Janusz Sokołowski z mojego kabaretu. Śpiewał balladę o Gagarinie z puentą „i tylko szkoda, że w noc kwietniową, ciągnąc za sobą smród spalin, w kosmos wyleciał nie cały związek, a tylko jeden Gagarin”. Piotr: Ta piosenka też poszła w lud i niewiele osób dzisiaj wie, kto był jej autorem. Krzysztof: Konferansjerem festiwalu był Marek Pacuła z Piwnicy Pod Baranami, który w przerwach opowiadał o przy-

gotowaniach naszej reprezentacji futbolowej do Mundialu w 1978 roku. Piotr: Grali wtedy Joachim Marx i Jerzy Engel. Krzysztof: I Marek opowiadał, że na prawe skrzydło szykuje się Engels, w środku Marks, a lewoskrzydłowy napastnik leczy kontuzję w Poroninie. Co się działo na widowni! Piotr: Dzisiejsza młodzież nie potrafi sobie tego wyobrazić. Krzysztof: Drugie miejsce ja zająłem. Śpiewałem piosenkę „Zbudujemy czwartą Polskę aż po Ural, polski górnik drąży w Ruhrze, polski doker w Reykiawiku, w alpich turniach się rozmnaża polski góral”, ale największym hitem stała się piosenka Kliki „Nie oddamy Chinom…” Piotr: Bo ludzie najbardziej lubią piosenki, które już znają, a to był tekst do melodii wielkiego przeboju Tercetu Egzotycznego „Pamelo żegnaj”. Krzysztof: „Niebo skąpi suchej ziemi kropli deszczu”. Piotr: Nic dziwnego, że nowy tekst od razu się przyjął. Susze nam wtedy nie dokuczały. Krzysztof: (śmiech) Jak przyjechałem z Zakopanego do Warszawy, zaśpiewałem „Nie oddamy…” Jonaszowi i Adamowi. Oni kompletnie oszaleli na punkcie tego refrenu i Adaś sobie zażyczył, żeby wykonać to na jego urodzinach. Piotr: Letnia pora była wtedy. Upał, okna pootwierane… Krzysztof: Aleja Róż, centrum Warszawy. Piotr: Tuż obok Placu Konstytucji. Krzysztof: Trzysta metrów od komitetu warszawskiego PZPR. Z jednej strony ambasada Czech, z drugiej ambasada Wielkiej Brytanii. Całe mnóstwo esbeków i budek milicyjnych. Żeby to zaśpiewać stworzyliśmy własny tercet egzotyczny w składzie: Wojciech Karolak (znany jazzman), Jerzy Andrzej Marek (jeszcze bardziej znany kompozytor), no i ja. Piotr: Trio a capella Krzysztof: Opracowaliśmy ten numer na trzy głosy i zaczęliśmy śpiewać. Po chwili zadzwonił telefon. Mama Adasia, Justyna Kreczmarowa, wybitna aktorka, stała na balkonie po drugiej stronie ulicy, doskonale słyszała ten śpiew i zapytała z nienaganną dykcją i przedniojęzykowym „Ł”: „Dzieci, co wy śpiewacie?! Już radiowóz podjechał!”. Wyglądamy przez okno na dół, tam rzeczywiście jacyś nerwowi przechodnie, ale nikt nie wszedł na górę, bo pod domem stały dwa auta z rejestracjami dyplomatycznymi. Ambasadora Francji,

7 bo Adaś był z nim zaprzyjaźniony, a jego żona Małgosia tam pracowała i chyba ambasador Wielkiej Brytanii też był i jeszcze jakiś konsul… Piotr: Afera mogła być międzynarodowa. Krzysztof: Dlatego odpuścili, a myśmy się później ewakuowali tylnymi drzwiami i dalej przez Dolinkę Szwajcarską… Piotr: Jak to brzmi! Z centrum Warszawy przez Dolinkę Szwajcarską… Krzysztof: Bo to niedaleko jest. I jakoś rozeszło się po kościach. Piotr: Nie do końca. Teraz mają problem frankowicze. Dodajmy, że ten zorganizowany ad hoc festiwal był imprezą towarzyszącą zakopiańskim Konfrontacjom Kabaretowym, czyli Turniejowi o Złote Rogi Kozicy . Krzysztof: Tak. I myśmy się poznali na tych rogach. Piotr: Właściwie to na nas się poznali. Kabaret Gwuść wygrał Złote Rogi w 1977 roku, a mój kabaret Długi dwa lata później. Krzysztof: I od tego czasu nawet żeśmy się polubili. Piotr: Ciekawe, że pomimo tylu zakrętów dziejowych jakoś to przetrwało. Krzysztof: (śmiech) Czyli można. Może to zasługa jury, bo bardzo zacne było. Adam Kreczmar…, Piotr: Henryk Malecha, naczelny miesięcznika literackiego „Radar”, poeta Lech Śliwonik… Krzysztof: Bruno Miecugow, krakowski literat, ojciec Grzegorza… Piotr: A cenzorką była pani Porębska. Krzysztof: Ale na festiwalu jej nie było. Piotr: W jury, na szczęście, też nie. Krzysztof: Ona miała dar wyławiania w tekstach aluzji nawet tam, gdzie ich nie było. Piotr: I w ten przewrotny sposób dotarliśmy do wędkarstwa. Krzysztof: Nareszcie. Piotr: Masz już wiele trofeów srebrnych i złotych, wśród nich szpilkę, mikrofon, kamerton… A gdybyś tak złowił złotą rybkę… Krzysztof: To bym ją wypuścił. Piotr: ??? Krzysztof: „Bo srebro i złoto to nic! Chodzi o to, by wolnym być… „







Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.